Reklama

Lechia wreszcie pokazała pazur

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

19 marca 2022, 20:02 • 3 min czytania 4 komentarze

Lechia Gdańsk mimo dwóch zwycięstw wiosną jest rozczarowaniem rundy rewanżowej. Wygrać ze Śląskiem (przynajmniej za Magiery) to nie była wielka sztuka, a triumf nad Lechem został w dużej mierze wybłagany. Ponadto gdańszczan oglądało się naprawdę nieciekawie. Zginął gdzieś ten pazur, swoboda, radość, które charakteryzowały ekipę Tomasza Kaczmarka. Wręcz się zastanawialiśmy – ile Kaczmarek czerpał wtedy ze Stokowca, skoro teraz, gdy pracuje na własny rachunek, idzie mu gorzej? Niemniej akurat dziś Lechii trudno się czepiać. Zwycięstwo z Górnikiem Łęczna osiągnęła pewnie.

Lechia wreszcie pokazała pazur

LECHIA GDAŃSK – GÓRNIK ŁECZNA. LECHIA WRESZCIE KONKRETNA

Wreszcie dostaliśmy od biało-zielonych konkrety. Przypomnijcie sobie mecz z Wisłą Kraków – tam Lechia też prowadziła, ale jak tylko wyszła przed Białą Gwiazdę, nie miała większej ochoty jej dobić. Grała sobie wszerz, czekała na końcowy gwizdek i ignorowała kolejne ostrzeżenia wysyłane przez gości. No i w końcu się doczekała, padł remis 1:1. Tutaj Lechia tez jako pierwsza ukąsiła, ale ogólnie do sprawy podeszła już inaczej – nie zdjęła nogi z gazu. Tylko chciała strzelać kolejne gole.

Aż dziewięć celnych strzałów po stronie gospodarzy – to mówi samo za siebie. Gdyby nie Gostomski, ale też większe opanowanie gdańszczan w polu karnym, tu mógł być pogrom. W szesnastce łęcznian potrafił podpalić się Stec, kiedy w dobrej okazji kopnął gdzieś w trybuny. To samo Durmus – piłka blisko bramki Górnika, wystarczy odpowiednio dostawić stopę, nawet nie szukać siły, tylko precyzji, a Turek kopnął daleko, daleko, w stronę Sopotu.

Swoje zrobił też wspomniany Gostomski – na przykład wtedy, gdy głową próbował zaskoczyć go Zwoliński. Niby w środek, ale tak sprytnie, że można było się pogubić. Gostomski się nie pogubił. Albo wtedy, kiedy najpierw odbił uderzenie Kałuzińskiego, a potem jeszcze dobitkę. Przy dobitce był spalony, jednak znów: bramkarz był w naprawdę wysokiej formie, czujny, skoncentrowany.

Jednak przy takiej nawałnicy po prostu był bezradny. Musiał w końcu skapitulować i tak stało się dwukrotnie. Najpierw zaskoczył go Clemens, który wykończył strzałem z linii szesnastego metra bardzo udany rajd Kałuzińskiego. W drugiej połowie wreszcie trafił Zwoliński, kiedy po rykoszecie Gostomski był już na dupie, a napastnik nie dał szans w walce o piłkę Leandro.

Reklama

LECHIA GDAŃSK – GÓRNIK ŁECZNA. GOŚCIE STRACILI SWOJE NIELICZNE OKAZJE

Zatrzymajmy się przy strzelcu pierwszego gola – Clemensie. Trafił? No trafił, ale mimo wszystko nie będziemy go za te spotkanie chwalić. Jak na jego CV oczekujemy zdecydowanie więcej, a dziś udział w ofensywie miał „tylko” w postaci bramki. Rajdy, dryblingi… Zapomnijcie. Stąd nie może dziwić wyższa ocena dla Kałuzińskiego, który swojego gola nie ma, jednak to on był bardziej przydatny w kreacji. Tak samo Terrazzino – parę takich prostopadłych piłek, że palce lizać.

Niemniej może Clemens się odblokuje. Blisko 150 meczów w Bundeslidze za ładne oczy nie dostał.

Górnik mógłby szans w tym meczu szukać tylko wtedy, gdyby na początku tego spotkania dziabnął Lechię, nie dał się jej rozpędzić, sprawiłby, że ta straciła wigor. No i… było blisko. Sam na sam z Kuciakiem wyszedł Śpiączka, jednak słowacki bramkarz ofiarnie rzucił mu się pod nogi i nie dał się pokonać. Potem powiedzmy, że w miarę niedaleko był Leandro po centrostrzale, ale Kuciak chyba dalej kontrolował całą sytuację.

Nie wpadło i Lechia grała swoje.

Kolejna szansa? Znów na początku, tyle że drugiej połowy. Uderza Gol, ale fantastycznie na wślizgu blokuje go Tobers. Mieli więc gdańszczanie dwa momenty zawahania, chwile, kiedy zostaliby skarceni, to mogliby się pogubić. Ale Górnik ostatecznie z tego nie skorzystał i odniósł zasłużoną porażkę.

Reklama

I sytuacja w tabeli robi się coraz trudniejsza – beniaminek do Zagłębia Lubin traci cztery punkty. Lechia zaś stara się uciekać Radomiakowi i Górnikowi, natomiast musi poczekać na jutrzejsze rozstrzygnięcia.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
1
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Komentarze

4 komentarze

Loading...