Reklama

Jastrzębski Węgiel w półfinale Ligi Mistrzów siatkarzy!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

17 marca 2022, 00:23 • 6 min czytania 18 komentarzy

Po wspaniałym meczu z zeszłego tygodnia, gdy we Włoszech ograli Lube w trzech setach, dziś potrzebowali tylko dwóch partii albo – gdyby nie udało im się ich ugrać – zwycięstwa w złotym secie. I choć zaczęło się fatalnie, bo od dwóch przegranych setów, to w kolejnych to Jastrzębski Węgiel był górą. I awansował tym samym do półfinału Ligi Mistrzów. W nim jastrzębianie spotkają… ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle. Innymi słowy: w meczu o tytuł na pewno zagra polska drużyna. Drugi sezon z rzędu. 

Jastrzębski Węgiel w półfinale Ligi Mistrzów siatkarzy!

Powtórzyć sukces ZAKSY

Rok temu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów też trafiła się konfrontacja polskiego zespołu z Lube. Tyle że wtedy była to ZAKSA. Ekipa z Kędzierzyna-Koźla – w której grał wtedy choćby Benjamin Toniutti, dziś rozgrywający Jastrzębia – również wygrała wówczas we Włoszech, choć po drodze straciła jednego seta. Niczego to jednak nie zmieniało – tak jak jastrzębianie dziś, tak i ZAKSA potrzebowała wówczas zdobyć dwa sety na własnym parkiecie.

I tak, ostatecznie to kędzierzynianie awansowali dalej. Choć mieliśmy wielką nadzieję, że Jastrzębski Węgiel zrobi to spokojniej. ZAKSIE potrzebny był do tego bowiem złoty set i to wygrany na przewagi – 16:14.

Reklama

W Jastrzębiu wszyscy liczyli, że sprawę uda się zamknąć wcześniej i powtórzyć osiągnięcie rywali z krajowego podwórka, którzy zresztą… już czekali na zwycięzcę tego dwumeczu w półfinale. Oni awansowali tam bez rozgrywania meczów 1/4 – po decyzji o wyrzuceniu rosyjskich drużyn z rozgrywek, otrzymali walkower w starciu z Dynamem Moskwa. Mogli więc spokojnie przyglądać się meczom Jastrzębskiego. Na Śląsku z kolei analizowano… ich starcia z Lube. Nie tylko te z zeszłego sezonu, ale i z obecnego, gdy w grupie mierzyli się z Włochami dwukrotnie. I raz wygrali.

 Zaksa pokazała, że Włosi są do ogrania, a my nie czujemy się w żaden sposób słabsi od Zaksy – mówił jeszcze przed pierwszym meczem przyjmujący Jastrzębskiego Węgla i reprezentacji Polski Tomasz Fornal na łamach „Super Expressu”.

Nie miałem jeszcze okazji grać z włoską drużyną w rozgrywkach klubowych, znam Włochów tylko z kadry. Przyjechaliśmy do Włoch, by przywieźć zwycięstwo do Polski. Po to, żeby w wypełnionej po brzegi naszej hali po rewanżu świętować awans do półfinału Ligi Mistrzów. Na razie jednak nie ma co wybiegać tak daleko w przyszłość, wypada się skupić na tym, co czeka nas w Civitanovie. A jak już wygramy, to za tydzień chciałbym zobaczyć, jak nasz obiekt w Jastrzębiu odfrunie w trakcie drugiego meczu.

Obiekt w Jastrzębiu faktycznie dziś fruwał, a atmosfera od pierwszych minut była znakomita. Siatkarze gospodarzy doskonale jednak wiedzieli, że nie mogą rywala zlekceważyć. Ba, Jan Hadrava twierdził nawet, że to rywale są faworytem. I ci początkowo to udowadniali.

O punkt od złotego seta

Początek meczu? Cios za cios. U gospodarzy atakowali przede wszystkim Jan Hadrava (doskonały w pierwszym spotkaniu) i Tomasz Fornal. U gości swoje robił Robertlandy Simon, ale i cała reszta ferajny coś od siebie dokładała. Dodajmy, że to ferajna piekielnie mocna, bo nazwiska, które wyszły na parkietu w Jastrzębiu-Zdroju doskonale znają nawet niedzielni fani siatkówki.

Simon. Juantorena. Zajcew. Marlon Yant. Sam skład włoskiej ekipy może budzić strach u rywali. Jastrzębianie nie mieli się jednak czego bać – w końcu już raz z tą ekipą wygrali i wiedzieli, że mogą to zrobić ponownie.

Reklama

Dziś jednak Lube chciało się za tamten mecz zrewanżować. Pierwszy zapewnił o tym Simon, który serią znakomitych serwisów pozwolił Włochom odskoczyć na cztery punkty. Swoje dołożył też blok gości – o ile w poprzednim meczu nie potrafili znaleźć sposobu na Hadravę, o tyle w tym meczu im się to udawało. Ale skoro ten miewał problemy w ataku, to swoje zrobił przy serwisie i w dużej mierze dzięki niemu Jastrzębie odrobiło straty, broniąc przy okazji dwóch piłek setowych. W grze na przewagi jednak uległo, 24:26, i zrobiło się 0:1 w setach.

Tym jeszcze nie trzeba się było przesadnie przejmować. Oznaczało to tylko, że obie ekipy potrzebują tego samego – dwóch wygranych setów. Lube, by doprowadzić do złotej partii. Jastrzębski, by awansować dalej (mimo wygranej 3:0 w I meczu porażka 1:3 by nie wystarczyła – w siatkówce te dwa wyniki w takich dwumeczach traktuje się na równi).

PRZECZYTAJ WYWIAD Z TOMASZEM FORNALEM

Gdy jednak Włosi zgarnęli drugiego seta, w hali zaczęło się robić gorąco. Można było co najwyżej gorzko się zaśmiać, że jedyne, co w tym meczu na razie osiągnęli gospodarze, to wyłączenie z gry Marlona Yanta – ten bowiem skończył z rozwalonym nosem, po tym jak jego atak zablokował Hadrava, a piłka trafiła go w nos. Cóż, pozostało jedynie życzyć zdrowia. Awansu niekoniecznie.

Długo wydawało się jednak, że Lube od tego awansu będzie dzielił ledwie mały kroczek. Choć to Jastrzębski początkowo prowadził w trzeciej partii, to pod koniec inicjatywę przejęli goście, ze znakomicie grającym w tamtym fragmencie meczu Zajcewem. Z kolei u gospodarzy – jak zwykle w takich sytuacjach – atakowanie na swoje barki wziął Hadrava. To w dużej mierze za jego sprawą polska ekipa pozostawała w grze do samego końca seta. I tak jednak musiała w nim obronić dwie piłki meczowe.

Jastrzębianie zrobili to skutecznie. A potem to już poszło z górki.

Półfinał!

Tomasz Fornal z asem serwisowym – tak zakończył się trzeci set tego meczu, wygrany przez gospodarzy 28:26. To wyraźnie napędziło i samego Fornala (wybranego potem MVP meczu), i jego zespół. Czwarty set nie miał już bowiem absolutnie żadnej historii. Właściwie każdy z zawodników Jastrzębia na parkiecie dodał coś od siebie do końcowego rezultatu. Wspomnieć wypada choćby o Rafale Szymurze, który znakomitym blokiem zatrzymał Simone Anzaniego, wyprowadzając Jastrzębie na prowadzenie 10:7.

Prowadzenie, którego polski zespół już nie oddał. Wręcz przeciwnie – powiększał.

Duża w tym zasługa wspomnianego Fornala, który trzy punkty z rzędu dorzucił zagrywką, a poza tym regularnie rozbijał nawet potrójny blok rywali. Z kolei z blokiem gospodarzy nie radził sobie nawet znakomicie wcześniej grający Iwan Zajcew. Jastrzębie pewnym krokiem zmierzało do półfinału i oczywistym stało się, że tylko kataklizm mógłby im odebrać ten awans. A że taki nie nadszedł, to skończyło się 25:19. W setach było 2:2, ale losy dwumeczu zostały już rozstrzygnięte.

– Trudno coś teraz powiedzieć. Atmosfera tu była niesamowita, jak dwa lata temu w meczu z Zenitem Kazań. Fani byli niesamowici, to zwycięstwo jest też dla nich. W pierwszych dwóch setach byliśmy blisko wygrania, nie udało się, ale jesteśmy szczęśliwi, że ostatecznie weszliśmy do półfinału. Po drugim secie myśleliśmy, że będziemy grać złotego seta, ale pokazaliśmy, że mamy świetny charakter i serce do walki – mówił a gorąco po spotkaniu Tomasz Fornal.

Tie-break oczywiście zagrano. Obaj trenerzy wpuścili na parkiet sporo rezerwowych, lepsi okazali się ci z Jastrzębia. Polska ekipa po raz drugi pokonała więc Lube, tym razem 3:2, a teraz może szykować się już na półfinałowe starcia z ZAKSĄ. Dla Jastrzębia to wspaniały moment tym bardziej, że w ostatnich dwóch sezonach do Ligi Mistrzów mieli wielkiego pecha. Dwa lata temu, gdy wydawali się być w znakomitej dyspozycji, rozgrywki przerwano przez COVID. Rok później koronawirus znów nie pozwolił im grać, ale tym razem chodziło o zakażenia w ich ekipie.

Teraz są o krok od meczu o tytuł, ale na ich drodze staną jego obrońcy. Brzmi to znakomicie tym bardziej, że to dwie polskie ekipy. A to oznacza jedno – w wielkim finale Ligi Mistrzów na pewno znajdzie się drużyna z naszego kraju. Drugi sezon z rzędu.

Jastrzębski Węgiel – Cucine Lube Civitanowa 3:2 (24:26, 23:25, 28:26, 25:19, 15:12)

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Polecane

Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]

Komentarze

18 komentarzy

Loading...