Reklama

Skrzypczak: – Raków to najskuteczniejszy piłkarski projekt w kraju

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

11 marca 2022, 10:35 • 9 min czytania 4 komentarze

Czy Raków Częstochowa jest w tej chwili najatrakcyjniejszym piłkarskim projektem w Polsce? Dlaczego krótkiej kadencji w Stali Mielec nie rozpatruje w kategoriach porażki? Czy Marek Papszun jest surowy i nieprzejednany? Jaką rolę w systemie częstochowskiego klubu pełnią doświadczeni piłkarze, a jaką młodzieżowcy? Jak tłumaczy sobie sukces Lecha Poznań na płaszczyźnie wychowywania, promowania i sprzedawania młodych zawodników? Czy Raków jest faworytem do zdobycia tytułu mistrzostwa Polski? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada asystent trenera w Rakowie Częstochowa, Dariusz Skrzypczak. Zapraszamy.

Skrzypczak: – Raków to najskuteczniejszy piłkarski projekt w kraju

Raków Częstochowa jest w tej chwili najatrakcyjniejszym piłkarskim projektem w Polsce?

Najatrakcyjniejszym? Najbardziej skutecznym, chyba tak to najlepiej ująć.

Proszę rozwinąć myśl. 

To długoterminowy projekt. Wymyślony dawno temu, systematycznie rozbudowywany, modyfikowany, ulepszany przez wiele lat, efekty widać gołym okiem. Chociażby ostatni rok to wicemistrzostwo Polski, Puchar Polski, Superpuchar Polski

Reklama

I to jest dowód na słuszność pana tezy?

Tak, rezultaty Rakowa dowodzą temu, że to aktualnie najskuteczniejszy projekt w naszym kraju.

Czym specyfika pracy w Rakowie Częstochowa różni się od specyfiki pracy w Lechu Poznań?

Czułbym pewną nieuczciwość wobec prawdy, gdybym zaczął się teraz wymądrzać. W Lechu spędziłem tylko rok, w Rakowie pracuję niespełna osiem miesięcy. Niemożliwością jest dokonywanie porównań specyfiki pracy w dwóch odrębnych projektach, jeśli spędziło się w nich tak mało czasu. Oba projekty są godne uwagi i naśladowania w polskich warunkach.

Łatwo przyszedł panu powrót do roli asystenta trenera po krótkiej przygodzie w roli pierwszego szkoleniowca w Stali Mielec?

Czy łatwo? Tak, chyba łatwo. Z perspektywy czasu widzę, że to był właściwy ruch, że słusznie zrobiłem, nie wahając się ani przez moment przy akceptowaniu propozycji Rakowa. Wiedziałem, że będę miał okazję codziennego przyglądania się pracy trenera Marka Papszuna. Nie przez tydzień czy miesiąc. Interesowały mnie jego koncepcje piłkarskie i poza-piłkarskie, frapował mnie cały ten projekt Rakowa pod względem czysto organizacyjnym. Traktowałem to w kategoriach wartościowego życiowego wyzwania, nie było mi trudno się przestawić.

Reklama

Będzie kusić pana powrót do pracy pierwszego trenera?

Oczywiście, że tak. Teraz uczę się warsztatu od Marka Papszuna. Poszerzam swoją perspektywę, swój ogląd. Poznaję polską mentalność, polski styl bycia i zarządzania w ekstraklasowych klubach. Moim krótkoterminowym celem była więc praca w Rakowie, a średnioterminowym zadaniem jest powrót do roli pierwszego szkoleniowca.

Dariusz Skrzypczak

Nie sparzył się pan na krótkiej kadencji w Stali Mielec?

Oczywiście, że nie. Dwa i pół roku temu przyjechałem do Polski. Po pierwszym roku pracy w Lechu Poznań pojawiła się opcja wskoczenia w buty samodzielnego trenera w Stali Mielec. Wyszło jak wyszło, ale kieruję się w życiu dewizą, że zawsze może być gorzej. Pobyt w Stali Mielec traktuję jako doświadczenie. Zrozumiałem, z jakimi problemami boryka się szkoleniowiec w ekstraklasowych warunkach, w jakim środowisku przychodzi mu funkcjonować…

Nie nazywa pan tego okresu porażką, choć wytrwał pan na posadzie zaledwie dziesięć meczów.

To żadna porażka, tylko doświadczenia i nauka.

Asystent niesie na barkach dużo mniejszą odpowiedzialność?

Nie ma nawet czego porównać. Inny rodzaj pracy, zupełnie inna odpowiedzialność.

To jest bardziej komfortowe?

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czasami to wrażenie komfortu może okazać się zgubne, rozleniwiające, zgoła fałszywe, ale dla mnie najważniejsze było codzienne poznawanie projektu Rakowa Częstochowa od kuchni. Żadne wygodnictwo, żadna łatwizna, tylko możliwość poprawiania własnego warsztatu trenerskiego.

Czego można uczyć się od Marka Papszuna?

Wielu rzeczy.

Na przykład?

Sztuki prowadzenia zespołu. Mogę go podpatrywać, obserwować jego reakcje na przeróżne sytuacje. Ale to nie wszystko – przyglądam się jego współpracy z zawodnikami, współpracy z akademią, współpracy z prezesem, współpracy z właścicielem klubu. To też jest bardzo istotne, bardzo pouczające, bardzo dające do myślenia.

To prawda, że Marek Papszun jest często nieprzejednany i surowy dla swojej szatni?

Nic takiego nie zauważałem.

Jakie są pana konkretne zadania w sztabie Rakowa? Papszun otoczył się paroma bliskimi asystentami o rozpoznawalnych nazwiskach. 

Wszyscy współpracujemy, ale każdy ma swoje – mniej lub bardziej – odpowiedzialne zajęcia w ramach sztabu. Moim głównym zadaniem jest rozwijanie utalentowanych zawodników i indywidualna praca z bardziej doświadczonymi piłkarzami pierwszego zespołu.

Goncalo Feio: Życie jest za krótkie, żeby nie grać w Europie

Posiada pan renomę trenera z dobrą ręką do młodych piłkarzy. W pierwszej drużynie Rakowa nie brakuje trochę młodych talentów?

Jednym z powodów, dla których w ogóle znalazłem się w Częstochowie, jest właśnie wewnątrzklubowa chęć poprawy takiego stanu rzeczy. Na dzień dzisiejszy liczba utalentowanych młodych zawodników w pierwszej drużynie Rakowa jest mniejsza niż życzylibyśmy sobie tego w docelowych wizjach przyszłości. Potrzeba czasu, nic nie przychodzi za machnięciem czarodziejskiej różdżki, ale po to właśnie znalazłem się w klubie, żeby z czasem sprawy szły ku lepszemu.

Ważniejsze jest budowanie mentalności młodych zawodników czy uczenie ich piłkarskiego rzemiosła – techniki, taktyki, znajdowania balansu między fizycznością a zwinnością?

Są pewne etapy w życiu młodego zawodnika, na które trzeba zwracać należytą uwagę. Na podstawie teorii i praktyki stworzyłem sobie pewien pogląd. Przedział między ósmym a dwunastym rokiem życia to złoty wiek dla szkolenia umiejętności technicznych, ruchliwości, koordynacji biegowej. Inaczej wygląda zaś praca z piętnastolatkiem czy szesnastolatkiem, a jeszcze inaczej praca z siedemnastolatkiem czy osiemnastolatkiem. Ja zazwyczaj stykam się z piłkarzami wchodzącymi w dorosłość. To są osiemnastolatkowie, dziewiętnastolatkowie, dwudziestolatkowie. W tym przedziale, przy zachowaniu odpowiedniego trybu rozwoju, faktycznie bardzo istotna jest praca w sferze mentalnej, ale przy zachowaniu odpowiedniego poszanowania dla rozwoju w sferze technicznej, w sferze kondycyjnej i w sferze taktycznej.

W którym momencie widać, że młody piłkarz, który wciąż szlifuje swoje umiejętności, staje się zawodnikiem doświadczonym? Jakub Kamiński, z którym miał pan okazję pracować, mawia, że mimo bardzo młodego wieku jest już ligowym wyjadaczem. 

Moje doświadczenie wskazuje, że po osiemnastoletnich zawodnikach dużo widać – kto ma potencjał, kto ma talent, kto ma papiery na ekstraklasowe granie. Po siedemnastolatku – jeszcze nie, jeszcze za wcześnie. Po osiemnastolatku – tak, już jak najbardziej.

Tamten Lech Poznań, drużyna z olbrzymią liczbą wypromowanych i sprzedanych wychowanków, to ewenement na skalę epoki w polskiej piłce czy historia do powtórzenia przy odpowiedniej metodyce?

Kilka czynników zbiegło się w czasie w odpowiednim momencie i przełożyło się na sukces Lecha. Filozofia klubu polegała na stawianiu na wychowanków. W pierwszym składzie miała występować jak największa liczba piłkarzy z akademii. Dariusz Żuraw miał swoją misję do wykonania, a ja pełniłem rolę jego przybocznego, asystenta do pomocy przy pracy z tymi zdolnymi chłopakami. Trafiliśmy na okres wejścia w piłkarską dorosłość wybitnie obfitujących w talent roczników. Oczekiwania i wymagania wobec młodzieży są kolosalne. Żeby je spełnić i wypełnić, trzeba prezentować naprawdę dużo pod kątem motorycznym, fizycznym, technicznym, taktycznym, właściwie każdym. Ze swojego doświadczenia wiem, że w takim klubie jak Lech rokroczne dostarczanie jednego zawodnika z akademii do pierwszej drużyny jest już dużym sukcesem.

I mówimy tutaj tylko o Lechu, który sporo lat temu postawił na wychowanie sobie piłkarzy i uciekł w tym aspekcie większości polskich klubów na wiele kilometrów, tak?

Dokładnie. Jeśli jest jeden taki wprowadzony zawodnik, to już jest sukces. Jeśli jest takich młodych piłkarzy więcej, to tylko się cieszyć, ale niezwykle trudno o taki wybuch, a taka sytuacja właśnie ma miejsce w Lechu Poznań.

A w Rakowie?

Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeśli doprowadzilibyśmy do sytuacji, w której rocznie jeden adept z akademii wparowuje do pierwszego zespołu, to też rozmawialibyśmy o bardzo, ale to bardzo dobrze wykonanej pracy.

Nie odnosicie wrażenie, że silna pozycja Vladana Kovacevicia blokuje rozwój Kacpra Trelowskiego, którego nawet Michał Świerczewski określa flagowym produktem akademii Rakowa?

Rywalizacja Vladana Kovacevicia z Kacprem Trelowskim stoi na bardzo dobrym poziomie. Raz, że młody zawodnik ma się od kogo uczyć. Dwa, że Raków dba też o swoje cele czysto sportowe. Myślę, że jeśli chociażby na treningach dotychczasowa konkurencja obu bramkarzy będzie prezentować się tak, jak prezentuje się teraz, skorzystają na tym wszystkie strony. Wybór między jednym a drugim to problem luksusowy. Wydaje mi się również, że jeśli Kacper Trelowski wejdzie na poziom, który będzie predestynował go do występowania w bramce Rakowa Częstochowa, Marek Papszun ani przez chwilę nie wahałby się przy wpisywaniu go do pierwszego składu mecz po meczu, kolejka po kolejce.

W Rakowie jest trochę tak, że siłą rzeczy najważniejsze role zawsze będą pełnić zawodnicy doświadczeni, zawodnicy znający system od podszewki, a rola młodzieży i nowych nabytków przynajmniej początkowo będzie sprowadzana do uzupełniania kadr?

Gdyby Marek Papszun miał do wyboru zawodnika doświadczonego i zawodnika młodego, a ten drugi byłby lepszy od tego pierwszego, trener wcale nie kierowałby się wiekiem czy ograniem.

Bogdan Racovitan i Deian Sorescu kosztowali Raków solidne pieniądze, mają uznaną renomę, a wcale nie jest tak, że z miejsca stali się najważniejszymi postaciami w układance trenera Papszuna. 

Już tak jest, że nowi piłkarze potrzebują czasu, żeby przebić się do pierwszej jedenastki Rakowa. Bardzo istotne w kontekście nabytków jest to, żeby oni poznali filozofię funkcjonowania klubu. Marek Papszun od dawien dawna pracuje nad swoją koncepcją, ma uznaną pozycję w branży i każdy jego podopieczny musi przyswoić wiedzę, żeby poradzić sobie z jego wizją piłki. Cierpliwości, nie tylko zagraniczni zawodnicy uczą się odnajdywania w tym systemie, ale też Polacy. Nic nie dzieje się z od razu, z miejsca.

Dariusz Skrzypczak

Ben Lederman grałby w pierwszy składzie Rakowa Częstochowa, gdyby nie posiadał statusu młodzieżowca?

Przepis o młodzieżowcu pomaga dużej części młodych piłkarzy w Polsce, bo trenerzy po prostu muszą na nich stawiać. Nabiera się szlifów, zdobywa się doświadczenie, zyskuje się ogładę, łatwiej pokazać potencjał. Ben Lederman też skorzystał na przepisie o młodzieżowcu, ale przede wszystkim przekonał nas do siebie swoimi umiejętnościami, tego nie można mu odmówić. Nie dostawałby tylu minut, nie wychodziłoby w pierwszej jedenastce, gdyby nie był dobrym piłkarzem. Jest na najlepszej drodze, żeby stać się pewniakiem w naszym zespole.

Lederman: W Barcelonie miałem przyszłość, ale dostałem policzek od losu

Ben Lederman – wychowywany przez kilka lat w Barcelonie. Szymon Czyż – kształcony przez kilka lat w Lazio. Młodzi piłkarze uczeni futbolu w silniejszych piłkarsko krajach mają lepsze nawyki niż ich rówieśnicy wzrastający w Polsce?

Niejasna sprawa. Zanim Szymon Czyż wyjechał do Włoch, najpierw został zauważony i dostrzeżony w Polsce, z Arki trafił do Lecha. Nie cierpimy na brak talentów, a na brak skautów. To właśnie odróżnia polską piłkę od zagranicznej piłki, że w polskich klubach pracuje maksymalnie zaledwie kilku skautów, a w silniejszych ligach działy skautingu są rozbudowane często na kilkaset osób, które tworzą wielkie sieci i obserwują tysiące zdolnych zawodników. Tam jest, w czym wybierać, w czym przebierać, z czego selekcjonować. Ba, co więcej, na miejscu ci najzdolniejsi się ze sobą stykają, ze sobą rywalizują, żeby na koniec zostali tylko najlepsi. Dlatego też zachodnie kluby wciąż uciekają polskim klubom.

Raków jest faworytem do zdobycia mistrzostwa Polski?

Gramy o najwyższe cele. Po ostatniej kolejce zobaczymy, ile punktów zdobyliśmy, na jakie miejsce ta liczba oczek wystarczyła, tak odpowiem. Marek Papszun postawił nam i sobie zadanie zagwarantowania sobie gry w eliminacjach do europejskich pucharów. Tego się trzymamy, to nasze główne wyzwanie. Będzie świetnie, jeśli osiągniemy więcej, ale nie podpalamy się.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o Rakowie:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...