Reklama

Jak świat hokeja reaguje na zbrodnie Putina?

redakcja

Autor:redakcja

26 lutego 2022, 19:49 • 7 min czytania 7 komentarzy

Hokej to oczko w głowie Władimira Putina. Prezydent Rosji od lat występuje nie tylko w roli kibica tej dyscypliny, ale też sam zakłada łyżwy i strzela gole w tragikomicznych, towarzyskich meczach. Nie jest również tajemnicą, że kiedy reprezentacja Sbornej przegrała w ćwierćfinale turnieju olimpijskiego w Soczi zostało to uznane za narodową klęskę. Jak zatem w ostatnich dniach wyglądała reakcja bliskiego Putinowi środowiska na zbrodnie, których dopuściła się Rosja?

Jak świat hokeja reaguje na zbrodnie Putina?

Oczko w głowie

To obrazek, który powtarza się co roku. Putin bierze udział w pokazowych meczach, organizowanych przez Night Hockey League – można powiedzieć, hokejową ligę oldboyów, w której zawodnicy mają powyżej 45 lat. Na lód wychodzi w towarzystwie byłych gwiazd NHL, jak Pawieł Bure oraz Ilja Kowalczuk, a także polityków, jak… Alaksandr Łukaszenka, czy znajomych oligarchów, jak Gennady Timchenko.

Ale tak naprawdę nie ma znaczenia, kto w danym roku bierze udział w wydarzeniu. Nie ma znaczenia, jak dobrze potrafi grać w hokeja. Wszystko odbywa się według znanej zasady – jeśli grasz z Putinem, podawaj mu krążek, a jeśli jesteś w drużynie przeciwnej, nie utrudniaj mu zadania. W ten sposób prezydent Rosji zawsze kończy mecz z pięcioma, siedmioma, czy ośmioma golami. To oczywiście nie ma nic wspólnego ze sportową rywalizacją. Raczej zaspokajaniem pychy.

Reklama

Na wieść, że Putin śledzi ich zmagania albo gratuluje im sukcesów, entuzjastycznie reagują sportowcy z różnych dyscyplin. Ale to reprezentanci hokeja szczególnie czują na sobie jego wzrok. Podczas zimowych igrzysk w Soczi wiedzieli, jakie mają zadanie. Zdobyć złoty medal. Ale Rosja – napakowana wówczas gwiazdami NHL – sensacyjnie przegrała w ćwierćfinale turnieju mężczyzn z Finlandią.

– Czuję tylko pustkę – mówił wówczas Siergiej Bobrowski, bramkarz Sbornej. – Były wokół nas wielkie nadzieje i nie zdołaliśmy do nich nawiązać – wtórował mu Pawieł Daciuk. – To jest do dupy – nie krył frustracji Aleksander Owieczkin (na zdjęciu głównym). Nie tylko ta trójka, ale cała kadra Rosji wiedziała, że zawiodła. Nie tylko swój naród, ale i prezydenta.

Można było usłyszeć, że dla Rosji igrzyska się już skończyły. Że wszyscy czekają tylko na ceremonię zamknięcia. Sam Wladimir Putin nie skomentował porażki rosyjskiej reprezentacji, nie pojawił się też na samym meczu – widocznie czekając na walkę o medale. Ominęły go zatem gwizdy, których kibice nie oszczędzili przegrywającym z Finlandią hokeistom.

Naczelny błazen

W sezonie 2021/2022 w klubach NHL, najlepszej hokejowej ligi świata, występuje łącznie 37 rosyjskich hokeistów. W przeszłości bywało ich nawet więcej. Rosjanom zdarzyło się oczywiście decydować sile swoich zespołów – i nie mowa tu tylko o pojedynczych gwiazdach, a większych grupach. Do historii przeszło „The Russian Five” – pięciu Rosjan, którzy mieli udział przy sukcesach Detroit Red Wings pod koniec XX wieku.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat na najbardziej znanego Rosjanina w NHL wyrósł jednak Aleksandr Owieczkin. To zawodnik Washington Capitals, czwarty strzelec w historii amerykańskiej ligi, ale też człowiek, który jest wręcz modelowym poplecznikiem Putina.

Wystarczy rzut oka na jego Instagrama – na zdjęciu profilowym widzimy uśmiechniętego Owieczkina stojącego… obok prezydenta Rosji. Dla osób, które śledzą hokeistę od dłuższego czasu, nie jest to jednak żadnym zaskoczeniem. W 2017 roku rozpoczął on nawet społeczny ruch „Putin Team”. – Po prostu wspieram mój kraj, wiesz? Jestem stamtąd, tak samo jak moi rodzice oraz przyjaciele. Tak jak ludzie z innych nacji – oni wspierają swojego prezydenta – mówił wówczas.

Reklama

Co najlepsze – Owieczkin tłumaczył, że nie jego działania nie mają nic wspólnego z polityką. Używał słów jak „punkt widzenia”, „uczucia”, wspominał, jak blisko sportu od zawsze znajdował się Putin. I że nieważne, jaką dyscyplinę reprezentuje Rosjanin, zawsze może liczyć na wsparcie swojego prezydenta. Generalnie – to wszystko podchodziło wręcz pod propagandę, budowanie wizerunku „nieskazitelnego wodza”.

Rosyjskiego hokeistę z Putinem łączą zresztą bliższe relacje. Otrzymał od niego prezent ślubny (ozdobny zestaw do parzenia herbaty), a na samej ceremonii odczytywał list, który prezydent mu wysłał. Przy innych okazjach wspominał też, jak ważne jest dla niego reprezentowanie swojego kraju. Przed tym, jak NHL ogłosiło, że nie wyśle swoich zawodników na igrzyska w Pjongczangu, Owieczkin zaznaczał, że pojawi się na olimpijskiej imprezie „niezależnie od okoliczności”. Ale ostatecznie oczywiście na igrzyska nie poleciał – bo musiałoby wiązać się to z zerwaniem wielomilionowego kontraktu z Capitals.

W momencie, gdy cały świat obiegła informacja o rosyjskiej inwazji na Ukrainę, było jasne, że Owieczkin zostanie wywołany do tablicy. 24 lutego jego Washington Capitals mierzyli się z New York Rangers. Po meczu na Rosjanina czekał tłum dziennikarzy – ale ten nie pojawił się w strefie mieszanej, na konferencji, gdziekolwiek. Sam klub również oświadczył, że hokeista na razie nie będzie komentował wydarzeń na Ukrainie.

Wtedy milczał jednak nie tylko Owieczkin. Milczał też Artemi Panarin – hokeista grający dla Rangers – który w przeszłości stał po stronie rosyjskiej opozycji.

„Nie siedzę w polityce”

Panarinowi zdarzyło się popierać w mediach społecznościowych lidera opozycji w Rosji – czyli Aleksieja Nawalnego. Udzielił również wywiadu na rosyjskim kanale Youtube, w którym w mocnych słowach skrytykował politykę Putina. Mówił o tym, jak go kiedyś popierał, ale przestał, kiedy zaczął się bardziej interesować tym, co dzieje się w jego kraju. Mówił o braku wolności słowa oraz braku zmian, o niskim standardzie życia jego rodaków, denerwował się na wizję, że Putin będzie rządził jeszcze wiele lat.

Głos Panarina dotarł oczywiście na Kreml. Co spotkało się z kontratakiem – rosyjskie źródła wypuściły informację o tym, że hokeista w 2011 roku dotkliwie pobił młodą kobietę w łotewskim hotelu. Zachód uznał to oczywiście za „fake news”. Ale reputacja Panarina w jego ojczyźnie oczywiście ucierpiała. Być może dlatego Rosjanin – w obliczu wojny na Ukrainie – nie zabiera już głosu.

To samo można powiedzieć o zdecydowanej większości rosyjskich hokeistów w NHL. Tak naprawdę na wypowiedź zdecydował się dotychczas tylko jeden z nich. Czyli… Owieczkin, który początkowo uciekał od dziennikarzy. Ale widocznie uznał, że musi powiedzieć cokolwiek. I powiemy tak – może milczenie było lepszym rozwiązaniem.

– To trudna sytuacja. Mam rodzinę w Rosji, to są przerażające czasy. Ale nic nie możemy zrobić. Musimy wierzyć, że to się wkrótce skończy i wszystko będzie dobrze. Proszę, nigdy więcej wojny. Bez różnicy, kto bierze w niej udział – Rosja, Ukraina, inne państwa. Musimy żyć w pokoju – mówił Rosjanin.

Oczywiście – Owieczkin nie wspomina, kto odpowiada za wojnę, kto jest agresorem, kto skazał na śmierć tysiące ludzi. Z jego słów można byłoby równie dobrze wywnioskować, że to Ukraina jest współodpowiedzialna za konflikt czy zakłócanie pokoju. Tak to zresztą mogą potem, w łatwy sposób, przedstawić rządowe media w Rosji.

Hokeista wypowiedział się też na temat Putina: – Cóż, on jest moim prezydentem. Ale tak jak mówiłem, nie siedzę w polityce. Jestem sportowcem, i wiecie, mam nadzieję, że wszystko wkrótce się zakończy. To trudna sytuacja dla obu stron. […] Ja niczego nie kontroluję – opowiadał człowiek, który, mimo tego co mówi, jest bliżej polityki, niż niemal wszyscy współcześni hokeiści.

Nieliczne głosy rozsądku

Słowa Owieczkina powoli rozchodzą się po hokejowym środowisku. Zareagował na nie choćby Dominik Hasek, legenda NHL: – Co? Nie tylko alibista, kurze gówno, ale i kłamca! Każda dorosła osoba w Europie dobrze wie, że Putin jest szalonym zabójcą i że Rosja wypowiedziała wojnę przeciwko wolnemu państwu i jego ludziom – napisał na Twitterze były czeski hokeista.

Hasek jednak nie zatrzymał się tylko na krytyce Owieczkina. Sugeruje, że wszyscy rosyjski hokeiści powinni zostać wyrzuceni z NHL. – Liga powinna błyskawicznie zawiesić kontrakty wszystkich Rosjan. Każdy sportowiec reprezentuje nie tylko siebie i swój klub, ale też kraj oraz jego wartości i akcje. To fakt. Jeśli NHL niczego nie zrobi, będzie pośrednio przyczyniało się do śmierci na Ukrainie.

Na ten moment głosy takie jak Haska są jednak rzadkością. Podobnie jak działania fińskiego klubu Jokerit, który wycofał się z udziału w rozgrywkach rosyjskiej hokejowej ekstraklasy (KHL). Mówimy o wyjątkach od reguły – bo świat hokeja jest zwyczajnie pasywny.

Zarówno NHL, jak NHLPA (stowarzyszenie zawodników NHL) nie wystosowały jeszcze żadnego oficjalnego komunikatu. Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie (IIHF) wspomniała, że jest „zasmucona i głęboko przejęta ostatnimi wydarzeniami na Ukrainie”. Ale nie poczyniła działań w kierunku odebrania Rosji organizacji dwóch międzynarodowych imprez – mistrzostw świata juniorów (zaplanowanych na ten rok) oraz mistrzostw świata seniorów (zaplanowanych na przyszły).

Szymon Szemberg, były dyrektor do spraw komunikacji w IIHF, ma nadzieję, że organizacja nałoży wkrótce na Rosję właściwe sankcje. – To byłoby wielkie uderzenie w rosyjskiego hokeja, rosyjskie środowisko sportowe, oraz Putina, ponieważ każdy wie, że jest on niezwykle zainteresowany hokejem i czerpie wielką dumę z sukcesów Rosji w tej dyscyplinie – mówił cytowany przez „The Athletic”.

Słowa to jedno, ale w obecnej sytuacji naprawdę nie ma na co czekać. Różne dyscypliny, kluby sportowe czy sami zawodnicy reagują na zbrodnie, których dopuszcza się Rosja. Niektórzy robią to lepiej – jak Formuła 1, odwołując Grand Prix w tymże kraju, czy polscy piłkarze, odmawiając gry z Rosjanami w ramach eliminacji do mundialu. A niektórzy gorzej. I hokej, jak na razie, znajduje się w tej drugiej grupie.

Fot. Newspix.pl

Czytaj także: 

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

7 komentarzy

Loading...