Reklama

Angel Correa i jego kariera w kilku odsłonach

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

23 lutego 2022, 15:26 • 10 min czytania 0 komentarzy

To nie będzie kolejna laurkowa historia, która bazuje tylko na miłych wydarzeniach i spektakularnych sukcesach. Życie też takie nie jest. Potrafi być piękne, słodkie, ale również brutalne i gorzkie. Człowiek jest zdolny do czynów szlachetnych, ale i błędów, których żałuje do końca życia. Przykładem tego jest historia Angela Correi, który z jednej strony był wielkim talentem, teraz jest nieco niedoceniany ze względu na to, że nie w pełni wykorzystał swój potencjał.

Angel Correa i jego kariera w kilku odsłonach

Poniżej znajdziecie kilka scenek z jego życia, które pozwalają nieco szerzej spojrzeć na tego piłkarza. Nie tylko jako zawodowego sportowca, ale i człowieka, który dużo przeżył i mógłby napisać genialną biografię. Z jednej strony ku przestrodze, z drugiej motywującą do działania.

Człowiek z cienia, dla wielu przeźroczysty, ale bardzo doświadczony przez życie i skuteczny na boisku. Taki jest Angel Correa.

Angel Correa. Dzieciństwo w cieniu traumy

Wywodzi się z rodziny wielodzietnej, która osiadła w jednej z najgorszych dzielnic Rosario. W tym mieście wychowali się Angel di Maria, Ever Banega i Leo Messi, ale nie można zapominać, że miastem rządziły gangi, kartele, a przemoc i morderstwa były na porządku dziennym.

Reklama

Gdy Angel miał dziesięć lat, stracił ojca, a rodzina żywiciela. Już wtedy Angel dostawał pieniądze za grę w piłkę (od swojego przedstawiciela), ale raczej nie mógł przewidzieć, że nagle stanie się jedyną osobą w rodzinnym domu, która zarabia pieniądze.

Sam mówi, że miał szczęście, że zawsze znalazł się ktoś, kto wspierał go w początkowych etapach kariery. Zawsze znalazł się fan jego talentu, który sypnął groszem, kupił mu buty lub dostarczył inny potrzebny sprzęt sportowy.

– Wtedy nie uważałem tego (utrzymania rodziny) za obowiązek. Po prostu lubiłem grać w piłkę. To mnie uszczęśliwiło – wspominał wczesne lata w wywiadzie dla El Pais.

Od picaditos do San Lorenzo

We wczesnych latach grał w małych lokalnych klubach, których nazwy niczego specjalnego nam nie mówią. W weekendy chodził grać w picaditos, czyli gry podwórkowe, uliczne, w których drużyny się o coś zakładają. Tam wyrobił się jego charakter. Musiał stawić czoła często dużo starszym i lepszym od siebie. Uważa, że tam była prawdziwa skarbnica talentów, które nie poszły w dobrą stronę. Pomimo wielu lat pracy nad jego grą, wciąż pozostaje w nim szaleństwo ulicznego gracza, wychodzenie poza ramy i podejmowanie karkołomnych prób.

Gdy miał 12 lat opuścił Rosario i przeniósł się do Buenos Aires. San Lorenzo bardzo chciało go mieć u siebie i dopięło swego. Na początku nie potrafił się dogadać z kolegami. Obce im były patologiczne środowiska, których codziennym obserwatorem był Angelito. Im świat gangów, narkotyków i morderstw był znany głównie z relacji radiowych lub telewizyjnych.

O SAN LORENZO

Reklama

Angel Correa w wywiadzie dla stacji Onda Cero wspominał o tym, że nigdy nie miał zabawek, a wielu jego kolegów z piaskownicy zginęło od kul, bo znaleźli się nie w tym miejscu, co trzeba.

Nowi koledzy mieli zupełnie inne problemy, co w połączeniu z naturalną nieśmiałością Correi było na początku problematyczne, ale Angel bronił się umiejętnościami. Przyjęło się, że najbardziej uniwersalnym językiem jest język futbolu, umiejętność sprzedania talentu i pracy. Tym zaskarbił sobie serca nowych kolegów.

Wejście w dorosły futbol

Szybko piął się w strukturach młodzieżowych klubu z Buenos Aires, aż trafił do pierwszego zespołu. Regularnie zdobywał gole, asystował, zaczął się robić szum wokół niego. Obserwowali go skauci z Premier League. Głównie z Manchesteru City, gdzie w ataku brylował jego rodak.

Wokół niego zaczął się wytwarzać kwas. Bardzo chciał wyjechać do europejskiego klubu i coraz głośniej mówiło się o tym, że jego przedstawiciel był powiązany z mafiami, więc i piłkarzowi obrywało się za grzechy osoby zarządzającej jego karierą. Najlepszą opcją był wyjazd z kraju, by móc się zdystansować od mafijnego świata, z którym łączono jego otoczenie.

Na koniec zdobył Copa Libertadores. Nie zagrał jednak w półfinałach i w meczach finałowych ze względu na problemy, które wykryto podczas testów medycznych w jego przyszłym klubie.

Dom tam, gdzie serce twoje

W tym roku skończy 27 lat, siódmy rok siedzi w Atletico i jakoś nigdzie mu się nie spieszy. Znalazł dla siebie idealne miejsce na ziemi, które szanuje i nie chce stracić. Czy dałby sobie radę w innym klubie? Bez cienia wątpliwości nie miałby prawa do odczuwania kompleksów. W 2019 był bliski odejścia do Milanu, negocjacje były zaawansowane, a zagraniczna prasa na całym świecie pisała artykuły o tym czy będzie dobrym partnerem dla Krzysztofa Piątka.

Prawdopodobnie w innym klubie mógłby bardziej rozwinąć skrzydła. W Atletico rozwija je sezonowo, od czasu do czasu. Jednak czuje dużą więź z klubem. Ona zrodziła się w dość przypadkowych okolicznościach. Przechodził testy medyczne przed transferem i okazało się, że ma problemy z sercem, które wymagają interwencji chirurgicznej, która niekoniecznie przyniesie rezultaty. Wiele innych klubów odesłałoby go z kwitkiem do domu. Władze madryckiego klubu podjęły decyzję, że i tak go kupią, ale najpierw pomogą z operacją.

Podjęto spore ryzyko, a zarazem wyciągnięto rękę do młodego człowieka, którego świat w jednej chwili po raz kolejny stanął na głowie. Po latach wspominał, że nie bał się śmierci, bał się jedynie, że nie będzie mógł grać w piłkę.

Gdy zabieg w Nowym Yorku zakończył się powodzeniem i wrócił do pełni sił został zaproszony do Watykanu przez starego znajomego. Znał się z papieżem Franciszkiem od lat (udzielił mu sakramentu bierzmowania). Ten uznał, że miło będzie odświeżyć znajomość.

 

Porównywany do Aguero

Wspomnieliśmy o problemach Angela Correi z sercem, ale nie to mamy na myśli, gdy mówimy o podobieństwach. Szybko argentyńscy trenerzy i eksperci widzieli w nim odbicie Sergio Aguero. Wzrost podobny, szybka noga, ambicja.

Dodatkowo Angel Correa był tym gościem, który na swoich barkach targał argentyńską młodzieżówkę, która nie miała wówczas aż tak wielu talentów i niestety była prowadzona przez słabego trenera – Humberto Grondona. Dziś ten trener nie znaczy nic, wówczas przypisał sobie zasługi przy zdobyciu przez Albicelestes mistrzostwa Ameryki Południowej U20 w 2015.

Królem strzelców tamtego turnieju został Gio Simeone, ale był tylko wykonawcą, egzekutorem. Najwięcej zależało od zawodnika Atletico, który zdobył cztery bramki i zaliczył cztery asysty. Zagrał wówczas jeden słaby mecz i była to jedyna porażka jego zespołu podczas turnieju.

Już wtedy wpadł w oko Gerardo Martino, od którego jesienią 2015 otrzymał szansę debiutu w pierwszej reprezentacji. Correa wszedł z ławki za Ezequiela Lavezziego i zdobył gola na 7:0 w meczu przeciwko Boliwii. Na ten moment licznik jego spotkań w seniorskiej reprezentacji zatrzymał się na 19 spotkaniach. Ostatnio otrzymuje regularnie powołania, ale jego rola jest marginalna.

Trzydziestominutowiec

Atletico Madryt od początku znał swoje miejsce w szeregu. Dostawał szanse w miarę regularnie. Jednak jako zmiennik dawał zdecydowanie więcej. Ciężko powiedzieć, czy była to kwestia mniejszej presji, czy służyły mu końcówki, gdy rywale opadali z sił. W każdym razie w pierwszym sezonie w lidze hiszpańskiej zdobył pięć bramek i wszystkie po wejściu z ławki. Z tego względu nikogo nie powinno dziwić, że kibice Los Colchoneros apelowali, by nie wychodził w pierwszym składzie. Przez to zyskał status piłkarza na pół godziny, na końcówkę. Z czasem się z nim rozstał, ale jego rozwój nie przebiegał zgodnie z założeniami.

Ciężko powiedzieć jaką rolę dla niego szykowano. W podobnym okresie do klubu sprowadzono Luciano Vietto i Jackson Martinez, którzy kompletnie się nie sprawdzili. Correa się utrzymał, ale też nie zawsze było kolorowo.

W kolejnych latach trudno było jednoznacznie ocenić Argentyńczyka, który popadał w skrajności. Przeplatał genialne występy naprawdę słabymi. Winny temu był po części Diego Simeone, który wystawiał go na skrzydle, gdzie jego rodak nie dawał tyle, ile mógłby dać, grając jako napastnik. A nawet jak już grał z przodu to w duecie z Griezmannem, a nie z typową dziewiątką.

W kolejnych latach sam piłkarz i Atletico przeszły restrukturyzację.

Rodzinne więzi, ale i poważna rysa

Wrócmy jednak do sfer spoza świata futbolu, które towarzyszyły karierze Argentyńczyka.

Jego więź z rodziną symbolizuje tatuaż na klatce piersiowej z napisem Familia. Starał się zapewnić bliskim lepszą przyszłość, ale z jednym z braci nie potrafił się dogadać, rzekomo nie potrafił zaakceptować jego odmienności. Brat był homoseksualistą, który znalazł się na marginesie rodziny. Nie wnikamy w szczegóły ze względu na fakt, że w relacjach argentyńskich dziennikarzy brakowało konkretów, a łatwo jest rzucać oskarżeniami. Być może i brat Angela miał coś innego na sumieniu i nie chodziło wyłącznie o jego orientację seksualną.

Przez długi czas sprawa była zamiatana pod dywan. Aż do tragedii i śmierci Luisa Martineza. Angel mocno ją przeżył. Najpierw spekulowano, że jego brat mógł zostać zamordowany przez gangi, ale był to zły trop. Okazało się, że Luis Martinez popełnił samobójstwo. Nie mógł poradzić sobie sam ze sobą i z brakiem pełnej akceptacji.

Z drugiej strony nie można powiedzieć, że Angel Correa jest pozbawiony empatii, co niekótrzy mogą zasugerować po dwóch ostatnich akapitach. Na początku 2020 dowiedział się o chorobie mamy, u której zdiagnozowano raka i w wyniku leczenia straciła włosy. Angel w geście solidarności z matką zgolił włosy. Jest też zaangażowany w wiele projektów charytatywnych i działań pomagających przetrwać rodzinom, które znalazły się w trudnym położeniu

Wierny i lojalny żołnierz

Tych cech nie można mu odmówić. Pod względem piłkarskim prezentuje się godnie, ale cechy wolicjonalne nie są mu obce. Gdybyśmy potrzebowali partnera do pójścia na wojnę, to bez cienia wątpliwości wybralibyśmy właśnie Correę. Z pewnością nie ze względu na drobne warunki fizyczne, mierzy ledwie 170 centymetrów, ale ze względu na charakter, niezawodność w ostatnich kilku miesiącach.

Ostatnimi czasy zasłużona krytyka spadła na jego trenera – Diego Simeone. Piłkarz urodzony w Rosario jako jeden z nielicznych miał odwagę powiedzieć, że Cholo powinien pozostać na ławce trenerskiej Atletico na kilka kolejnych lat. Dużo zaryzykował. Mówiło się o tym, że jego rodak traci szatnię, więc 26-latek mógł się na tym przejechać. Zobaczymy, jak sytuacja rozwinie się w najbliższych miesiącach.

Jego podejście pewnie bierze się też z tego, że doszedł do tego miejsca głównie za sprawą ciężkiej pracy, dzięki której potrafi docenić wkład trenera, z którym przecież też nie musi się w pełni zgadzać. Talentu nie można mu odmówić, ale ile razy słyszeliście, że Angel Correa zdobędzie Złotą Piłkę? Podejrzewamy, że zbiór jest pusty. A to naprawdę dobry piłkarz. Nigdy już raczej nie wejdzie na najwyższą półkę, ale naszym zdaniem to dobry piłkarz, którym nie pogardziłoby wielu trenerów z najwyższej półki.

W ostatnich miesiącach niezawodny

Gdy zespół jest w kryzysie ciężko się wyróżniać, ale Angel Correa jest chyba jedynym piłkarzem Atletico w tym sezonie, który z czystym sumieniem może powiedzieć, że nie zawiódł choćby raz. Na siłę można jeszcze powiedzieć to Matheusie Cunhi, ale chodzi o jaskrawy przykład, a nie tylko prześwitujący. Joao Felix miewa gorsze okresy, Luis Suarez mocno obniżył loty, Koke nie wykorzystuje potencjału, Jan Oblak nie przypomina siebie z ostatnich sezonów. Rdzeń jest uszkodzony, ale argentyński piłkarz daje radę.

Nigdy nie obraża się na trenera. Zdarza się, że Simeone woli postawić na innych, ale Correa nie zwiesza głowy. Wie, że wejdzie, jeśli zajdzie taka potrzeba, a jeden czy dwa mecze obejrzane częściowo lub w całości z perspektywy ławki niczego mu nie ujmują. Taka postawa jest godna podziwu i stanowi rzadkość. Często ofensywni piłkarze grający w silnych europejskich klubach są zaborczy o uwagę, narcystycznie podchodzą do rotacji w składzie, ale to nie dotyczy byłego gracza San Lorenzo. Tego mógłby nauczyć Joao Felixa, któremu zdarzanie się przesadnie pokazywać swoją złość.

Może przez to Correa to trochę nie pasuje do mainstreamu? Może gdyby nagrywał na Twitchu, reklamował pasy wibracyjne na wyrobienie sześciopaku, to mówiłoby się o nim więcej. A on zna swoje miejsce w szeregu, nie lubi się wychylać, obecnie prowadzi względnie normalne i spokojne życie.

Nigdy nie będzie liderem, ale jest doskonałym uzupełnieniem napastnika, piłkarzem na czarną godzinę i przełamanie szarości. przy okazji najlepszym strzelcem ligi hiszpańskiej w 2022 roku.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Anglia

Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Piotr Rzepecki
1
Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...