Reklama

Nowy projekt w Łodzi. „Chcemy, żeby Widzew był w analitycznej awangardzie”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

21 lutego 2022, 13:36 • 16 min czytania 24 komentarzy

Widzew Łódź ogłosił niedawno wzmocnienie działu analiz. Współpracę z pierwszoligowcem zaczęli Filip Dutkowski i Wojciech Supko, którzy dorzucą zaawansowane liczby i statystyki do procesu transferowego Widzewa. Na czym konkretnie będzie polegała ich praca? Dlaczego łódzki klub zdecydował się na taki krok? Jak rozwija się analityczna strona futbolu? Porozmawialiśmy o tym ze współodpowiedzialnym za ten projekt Filipem Dutkowskim.

Nowy projekt w Łodzi. „Chcemy, żeby Widzew był w analitycznej awangardzie”

Zacznijmy od najważniejszego. Kim jesteście? Kibice mogą kojarzyć was z Twittera, ale przecież to nie tak, że łódzki klub rekrutuje w social mediach.

Ja i Wojtek Supko od lat krążymy wokół tematu statystyk w piłce nożnej. Współpracowaliśmy z „EkstraStats”, tam powstał pierwszy w Polsce model Expected Goals. Potem wraz z Tomaszem Pasiecznym stworzyliśmy firmę „Sports Solver”, która ma doradzać klubom w sprawach związanych z analityką, dużymi zbiorami danych w piłce nożnej.

Czemu wpadliście na pomysł, żeby stworzyć coś takiego?

U mnie wyglądało to tak, że lata temu obejrzałem „Moneyball” i zaczęło mnie zastanawiać, czy coś takiego jest możliwe w piłce nożnej. To były czasy, gdy WyScout nie był powszechny, InStat dopiero się pojawiał. Wszystko krążyło wokół bardzo prostych danych, strzałów, nawet nie ich lokalizacji. Nawiązałem współpracę z „EkstraStats”, zacząłem tworzyć metryki zaawansowane, które teraz wyszły już z mody czy użycia, bo są bezużyteczne, ale wtedy nie było nic lepszego. Odpowiedź na moje pytanie — czy w piłce nożnej jest możliwy „Moneyball”? – jest taka, że piłka nożna to zupełnie inny sport niż baseball. Ale w ten sposób odkryłem, że ruch analityczny na zachodzie, przede wszystkim w Anglii, zadawał sobie to samo pytanie. Śledziłem ich rozwój i zastanawiałem się, co da się ściągnąć na polski grunt. Po jakimś czasie okazało się, że w „EkstraStats” zbiera się bardzo dużo danych i potrzebny jest jakiś fachowiec od baz danych. Tak spotkaliśmy się z Wojtkiem.

Reklama

MICHAŁ JAROŃ: CHCIAŁEM BYĆ DLA LEGII GOŚCIEM Z MONEYBALL

Robiliście to zawodowo czy hobbystycznie?

Hobbystycznie. Chcieliśmy rozwijać stronę analityczną w Polsce, bo na zachodzie zaczęło się to od sfery publicznej, blogerów. Dopiero potem zaczęły to wdrażać kluby. Myśleliśmy w ten sam sposób. „Sports Solver” to pomysł na coś więcej niż „EkstraStats”, które zbiera dane z meczów, weryfikuje je, ma expected goals, expected points – to jest fajne dla kibiców, ale można robić coś więcej, doradzać klubom. W Polsce za bardzo kompetencji w tym temacie nie było. W „Sports Solver” byliśmy ja i Wojtek, „EkstraStats” jako spółka i Tomek, który pracował wtedy w Arsenalu i otwierał wiele drzwi, bo znał się z wieloma osobami w środowisku. No i równoważył nasze podejście ilościowe swoim: jakościowym polegającym na obserwacji. Bo my absolutnie nie jesteśmy adwokatami zastąpienia człowieka statystykami, tylko uzupełnienia skautów statystykami.

Czyli przeszliście podobną drogę, jak w Anglii. Od hobby do pracy dla klubów.

Tak, choć okazało się, że stworzenie jakiejś trwałej relacji biznesowej jest trudniejsze niż sądziliśmy. Brak zrozumienia czy zainteresowania po stronie klubów, były całkiem spore. Robiliśmy jakieś projekty z doskoku, nie o wszystkich mogę mówić, ale chodziło o jakichś zawodników czy trenera Jagiellonii Białystok. To były jednorazowe strzały, nie stała współpraca. „Potrzebujemy zawodnika o takim profilu”, „co sądzicie o takim zawodniku”. A nam chodziło o to, żeby na trwałe wprowadzić dobrą analizę danych do procesu decyzyjnego w klubie. Czyli coś na poziomie strategicznym, a nie jednorazowym. Przykładem tego był projekt trenerów dla Jagiellonii, ale to nie miało dalszego ciągu. Teraz w szerokim wymiarze zaczynamy współpracę z Widzewem Łódź.

Mieliśmy fazę zniechęcenia, ale logika naszego myślenia była taka, że w Polsce jest potrzebny jakiś „case study”. Udany przykład, żeby to się rozprzestrzeniło jak w Danii Midtjylland, który zrobił rzeczy pionierskie, a potem liga to nadgoniła. Dziś i Broendby, i FC Kopenhaga mają znakomite analizy, to się rozprzestrzenia. To widać także po sposobie gry, bo gdy Midtjylland postawił na stałe fragmenty gry i miał udany sezon pod tym względem, cała liga zaczęła to rozwijać i równać do nich. Czekaliśmy na to, kto zdecyduje się mocno postawić na ten projekt, żeby zbudować success story.

Reklama

Trochę wam z tym zeszło. Wspominałeś kiedyś, że w Polsce wciąż się uważa, że klubów nie stać na analizę danych.

To jest bardzo ciekawe zjawisko. Kluby co do zasady nie mają problemu z wydaniem pieniędzy na zawodnika, zapłaceniem mu wynagrodzenia, wypłaceniem prowizji agentowi. Ale mają problem z przeznaczeniem dużo mniejszej kwoty na weryfikację tego zawodnika. Sprawdzeniem, czy on przechodzi sito statystyczne. Nie minimalizują ryzyka transferu.

Kilka razy pokazywałeś grafiki, z których wynikało, że kilka ruchów wyglądało — z analitycznego punktu widzenia — kompletnie od czapy.

Tak, czasem przy transferze jest jakaś czerwona flaga. Zastrzeżenie jest oczywiście takie, że opisywałem to, co widać z zewnątrz. Przychodzi facet, moim zdaniem on kompletnie nie pasuje. Ale nie widzę tego, co jest wewnątrz: jak klub myśli i ile mu płaci. To jest kluczowe, bo jeżeli zawodnik wygląda przeciętnie, ale ma niską pensję i myśli się o nim jak o uzupełnieniu składu, to ok. Ale faktycznie niejeden transfer był mocno zaskakujący, widać było, że nie był analizowany pod kątem statystycznym. Moją intuicję, że to nie przeszło przez sito statystyczne, potwierdzają rozmowy z osobami z różnych zagranicznych platform analitycznych. Prawie zawsze byłem pierwszą osobą z Polski, która z nimi rozmawia. Albo drugą czy trzecią, tyle że nigdy do współpracy nie doszło. Rozmawiałem z sześcioma, siedmioma czy ośmioma firmami i tylko jedna kiedyś robiła coś dla polskiego klubu.

Widziałem, że na mapie analitycznej Europy, jesteśmy białą plamą. Polskie kluby w zasadzie nie kupują danych zaawansowanych, korzystają głównie z gotowych projektów. Nie kupują też danych surowych od dostawców, chociaż teraz to się zmienia, bo kilka klubów ma dostęp do StatsBomb, a tam w platformę jest wbudowany surowy strumień danych, ale to świeża sprawa. Jednocześnie w rozmowach z tymi osobami z Anglii, Niemiec, Holandii itd. wszyscy mi mówili: spokojnie, bo to, co macie w Polsce, mieliśmy u siebie jakieś sześć-osiem lat temu. Cierpliwości, to się zacznie. No i myślę, że to się powoli zaczyna.

Wspomniałeś o Jagiellonii. Wiele osób może wam wypominać, że trenerzy, których wtedy podsunęliście — Adrian Gula i Ireneusz Mamrot — już w lidze nie pracują. Czyli, że projekt był nieudany.

Dwie sprawy. Pierwsza – to był projekt dla Jagiellonii. Przełożenie rekomendacji dla Jagiellonii na rekomendację dla Wisły Kraków, jest błędem, bo raporty są szyte na miarę pod kątem konkretnego klienta i dla Wisły wnioski mogłyby być inne. To klub w zupełnie innej sytuacji finansowej czy organizacyjnej niż Jagiellonia, więc to, że Gula wypadł dobrze w kontekście Jagiellonii nie musi mieć przełożenia na Wisłę, to nie jest automatyczne. Rozmawialiśmy o tym, czego potrzebuje Jaga.

Mamrot? Jagiellonia poprzednio rozstała się z nim, gdy miała bardzo dobre expected goals i expected points, wskazujący na miejsce pucharowe. Potem miała bardzo słaby okres, na WyScout według expected points byli najsłabsi w lidze w 20/21. Teraz z Mamrotem, znów mieli dobre expected goals i expected points. Patrząc na metryki, które są zbudowane na większej liczbie zdarzeń i lepiej oddają to, co dzieje się „pod spodem” wyników, które są oczywiście najważniejsze, ale są też losowe, przypadkowe, Jagiellonia wypada dobrze.

Lepiej niż w ligowej tabeli. Pamiętam, bo widziałem zestawienie po rundzie jesiennej, które wskazywało, że Jagiellonia powinna być w innym miejscu.

No właśnie, gdy zmieniali trenera byli na 6. miejscu w tabeli expected points, więc ja bym wniosków z naszego raportu bronił.

CZY DA SIĘ OBRONIĆ MAMROTA? LICZBY SUGERUJĄ, ŻE MOŻNA

Przechodząc do tematu Widzewa Łódź: jak narodził się temat waszej współpracy?

To bardzo proste. Tomasz Stamirowski, nowy właściciel, jakiś czas temu rozmawiał z „Pulsem Biznesu”. On w tym wywiadzie powiedział, że chciałby zbudować w Widzewie polskie Brentford. Tak się składa, że czytuję „Puls Biznesu”, więc wysłałem mu prezentację dotyczącą tego, jak ja widziałbym dojście do takiego etapu. Zaczęliśmy rozmawiać, trochę to trwało, bo ten wywiad był w październiku. Chcieliśmy dobrze zrozumieć czego Widzew potrzebuje i chcieliśmy, żeby Widzew dobrze zrozumiał, co oferujemy. To nie jest tak, że jesteśmy pełnoetatowymi pracownikami Widzewa Łódź. Zawarliśmy umowę na doradztwo.

Czyli niewiele potrzeba, żeby taki projekt się narodził.

To było proste, bo właściciel był bardzo otwarty na ten projekt i myślę, że klub też. Jednocześnie było w tym trochę zbiegu okoliczności, bo łatwo znalazłem jego adres email, a on odpowiedział na moją wiadomość. To nie zawsze tak działa, że wysyłam maila i ktoś mi odpowiada.

Pewnie wiele było takich przykładów, gdy odbijaliście się od jakiegoś klubu.

Tak, nawet z propozycjami darmowej współpracy. Z Widzewem zagrało to, że właściciel zapowiedział coś takiego, a ja wstrzeliłem się z pomysłem.

Czego Widzew od was oczekuje?

Szczegóły zostaną między nami. Teraz jesteśmy na etapie zrozumienia się: Widzew pokazuje nam, co robił do tej pory, bo to nie jest tak, że tam się nic nie działo w wymiarze analiz danych. Dzieją się tam fajne, ciekawe rzeczy. Patrzymy na to zewnętrznym okiem: na ich kadrę, na ich styl gry w porównaniu z innymi zespołami pierwszej ligi. Oni pokazują nam jak myślą o piłce, jak opisują to słowami, a my zastanawiamy się, na jakich danych da się to przeliczyć. Tłumaczymy siebie nawzajem.

Tak jakby dwie osoby z obcych krajów się spotkały i próbowały się dogadać, nie rozmawiając płynnie po angielsku?

Nie, jest inaczej niż sądziłem, w wielu miejscach są punkty styczne. To nie jest tak, że budujemy coś od zera, czy mówimy innymi językami. My myślimy liczbami, Widzew też nimi myśli, dlatego się spotkaliśmy. Mają swoją wizję i wskaźniki. Nie mają jednak dużego rozeznania w dużych bazach danych, platformach, źródłach danych. My mamy do tego kompetencje, dlatego się spotkaliśmy. Na przykład mówią nam, że na daną pozycję chcą zawodnika o danych cechach. My im pokazujemy: co możecie zrobić na najprostszym zbiorze danych, do czego są potrzebne bardziej zaawansowane dane, a gdzie niezbędne są dane trackingowe. Będziemy jeść małymi łyżeczkami, ale chcemy, żeby Widzew był w analitycznej awangardzie. Teraz jesteśmy na etapie uzgadniania tzw. KPI, czyli głównych mierników wydajności czy aktywności. To pojęcie biznesowe, które bardzo przydaje się w piłce nożnej. Teraz statystyk jest bardzo dużo, jesteśmy nimi zalani. Trzeba je selekcjonować, wybierać te najbardziej istotne i przyłożyć je do Widzewa na poziomie drużynowym i indywidualnym.

WOJCIECH SUPKO: NIE ZAPROGRAMUJEMY MECZU. PIŁKARZE NIE SĄ ROBOTAMI

Mieliście już jakiś wpływ na zimowe okienko transferowe?

Nie, umowa została podpisana tuż przed jej ogłoszeniem. Budujemy koncepcję, dopiero jak zbudujemy strukturę analityczną i proces, zostaną w to wlane dane z zawodnikami. Najpierw budujemy naczynie, potem wlejemy w nie dane. Nie przychodzimy z listą zawodników, choć czasem klub prosi nas o opinię o tym czy tamtym graczu. W trakcie rozmów o współpracy Widzew dostał od nas materiały dotyczące ich gry, bo najłatwiej przekonać kogoś do tego pokazując mu, co statystyki mówią o grze jego drużyny. Być może zostało to w jakiś sposób wykorzystane, ale trzeba o to zapytać ludzi, którzy te decyzje podejmowali.

W tym samym dniu ogłoszono rozstanie z dyrektorem sportowym i poszerzenie działu analiz. Ktoś może pomyśleć, że w takim razie transfery będzie robił komputer.

Absolutnie nie. Dajemy swój wkład, ale myślenie o transferach to kompetencja komitetu transferowego Widzewa. Jesteśmy zewnętrznymi ekspertami, którzy pomagają budować tę strukturę. Będziemy odpowiadać na pytania o to, co sądzimy o danym piłkarzu, możemy mieć swoje pomysły, ale nie będzie tak, że Widzew przesuwa robienie transferów na nas. Skauting dalej będzie działał po swojemu. My myślimy, w którym miejscu dorzucić do tego element statystyczny, gdzie to się będzie spotykać. Na początku będą to procesy równoległe, ale z czasem będą się do siebie zbliżać. To po prostu kolejny etap obserwacji.

Z jakich programów czy systemów będziecie korzystać?

Widzew pracuje na InStacie, my na WyScoucie. To są platformy podobne, ale nie takie same. Teraz musimy wykonać pracę polegającą na przełożeniu tego z InStata na WyScout albo odwrotnie. To jest podstawowe źródło działania, są jeszcze platformy dodatkowe, które działają na strumieniach danych od WyScouta albo InStata. Tutaj trwa dyskusja z klubem dotycząca tego, z której korzystać. Ja mam doświadczenie z pracy z bodaj każdą z nich. One bardzo ułatwiają pracę, bo WyScout i InStat to są świetne rzeczy, ale czasem trudno znaleźć tam odpowiedź na pytanie, które stawiamy. Są platformy skonstruowane tak, że na nich te odpowiedzi znajdziemy. Jedną z podstawowych różnic jest to, że większość z dodatkowych platform ma jakiś algorytm przeliczający różnice między ligami. Widzew gra w 1. lidze i ma bardzo dobre porównanie jakości zawodników na tym poziomie. Kłopotem zaczynają być transfery między ligami. W jakiś sposób da się jeszcze przeliczyć transfer z Ekstraklasy czy z 2. ligi, ale np. z Rumunii…

Ciężko stwierdzić, czy te liczby mają jakieś przełożenie na naszą ligę.

Dokładnie. Te platformy mają jakiś mechanizm, każdy model jest inny, ale to duża wartość dodana, bo to w miarę obiektywne kolejne źródło opinii o tym, na jakim poziomie jest dany zawodnik. Nazwa żadnej z platform nie padnie, natomiast rozmawiamy o tym, czy warto uzupełnić pracę o którąś z nich.

Mówimy o drogich rzeczach z punktu widzenia klubu? Bo z punktu widzenia osoby prywatnej wygląda to pewnie trochę inaczej.

Moim zdaniem każdym polski klub w Ekstraklasie i większość klubów z 1. ligi stać na jakiś pakiet analityczny. To kwestia przestawienia wajchy mentalnie. Sam WyScout w wersji podstawowej jest zabójczo tani. Z tego można mnóstwo rzeczy wyciągnąć. Dodatkowe platformy zaczynają być kosztem. Z tych, które mają cenniki podane oficjalnie, to są pieniądze rzędu 500-1500 euro miesięcznie. W porównaniu z nietrafionym transferem wciąż jest to niedużo. Są jeszcze surowe strumienie danych, one są już drogie, w szczególności, jeśli chcesz mieć dużo lig. Ale tutaj każdy klub ma inne potrzeby i dostanie indywidualną wycenę, więc ciężko określić, jakie to mogą być konkretnie pieniądze. Jakbym rzucił kwotę, to pewnie każdy pomyśli sobie: Jezu, dużo! Ale jeśli rzuciłbym ją w odniesieniu do pensji przeciętnego zawodnika Ekstraklasy, to pomyśli sobie, że jednak nie jest to tak dużo.

Finansowo nie jest tak źle, w polskiej piłce jest na tyle kasy, żeby nasza liga była trochę wyżej w rankingu UEFA. Dlaczego tak nie jest? To kwestia tego, jak pieniądze są wydawane, jak myśli się o ryzyku, prawdopodobieństwie, o zawodnikach. Nasze kluby stać na analitykę na przyzwoitym poziomie. To inwestycja o bardzo dużej stopie zwrotu, bo obniżenie ryzyka złego transferu, albo wygenerowanie dobrego transferu to są bardzo wymierne pieniądze. Dobra analityka jest ułamkiem tych pieniędzy.

STUPROCENTOWE OKAZJE MAJĄ 27,8% SZANS POWODZENIA. ZA KULISAMI EKSTRASTATS

Jeszcze jedna kwestia dotycząca waszej pracy w Widzewie: czy wasze analizy będą oddziaływały także na proces treningowy, poszczególne mecze?

Dostarczyliśmy raport otwarcia, w którym pokazujemy Widzew na tle innych klubów, które w przeszłości awansowały do Ekstraklasy. Fokus jest przede wszystkim na zawodnikach, ale żeby dobrze analizować zawodników, musimy mieć ramy klubowe. Jaką rolę ma pełnić w drużynie, która ma taki pomysł na siebie? Są więc kwestie drużynowe, ale nie będzie to tak, że jak Widzew gra stylem X, to my mówimy, żeby go zmienił na styl Y. To my się dostosowujemy do X. Ostatecznie to ci zawodnicy mają pasować do Widzewa.

Możesz zdradzić rąbek tajemnicy dotyczący tego zestawienia?

To zostanie między nami a klubem, ale o jednej rzeczy myślę, że mogę powiedzieć. Jak spojrzysz na expected goals na WyScoucie to zobaczysz, że Widzew ma świetnego bramkarza.

To prawda.

Różnica między strzelonymi a wpuszczonymi bramkami według expected goals co do zasady jest losowa. Jeżeli w jednym sezonie jest do przodu, to w drugim jest do tyłu — w dłuższym okresie to się po prostu wyrównuje. Zawodnicy, którzy nieprzypadkowo są lepsi niż te expected goals, są dość rzadcy. Jakub Wrąbel jest jednym z takich piłkarzy. To odchylenie, że on broni więcej niż wypada z modelu, nie jest przypadkiem, to jest istotne statystycznie. I super. Tylko że to oznacza też, że expected goals Widzewa jeśli chodzi o bramki stracone, nie jest bardzo niskie. Oczywiście możesz mieć super obronę i genialnego bramkarza jak Atletico Madryt, wtedy jesteś nie do pobicia. Widzew nie traci dużo goli, ale ma świetnego bramkarza. Nie jest źle, bramkarz daje bardzo dużo, to jest nieprzypadkowe, więc można założyć, że on utrzyma tę przewagę, ale jest to coś do zasygnalizowania.

A czemu to jest nieprzypadkowe?

Możesz zestawić dwa ciągi danych i zobaczyć, czy relacja między nimi jest przypadkowa, czy nieprzypadkowa. W większości przypadków jest to przypadkowe, w niektórych nie. Na przykład Robert Lewandowski: to jest nieprzypadkowe, że on ma więcej goli niż expected goals. Tą samą miarę, tylko w drugą stronę, można zmierzyć bramkarzy.

Liczysz, że piłka nożna stanie się twoją główną pracą?

To podchwytliwe pytanie. Z jednej strony mnóstwo osób by w to weszło. Kluby są nawet przyzwyczajone do tego, że jest ogromne zainteresowanie pracą dla nich, dlatego mogą płacić niskie stawki, na przykład na początku drogi skautingowej. Z drugiej strony… Moje rozumienie piłki nożnej jest takie, że to branża, w której wiele rzeczy jest poza twoją kontrolą. Możesz mieć bardzo dobry proces, ale i tak nie osiągniesz sukcesu, bo to bardzo przypadkowy sport. O tym przekonują się trenerzy, piłkarze, działacze, ale też analitycy. Zastanawiam się, czy utrzymanie takiej relacji z doskoku z branżą, w której twój wynik jest w ograniczonym stopniu zależny od tego co zrobisz, to nie jest rozsądne posunięcie, bo jestem zadowolony z pracy, którą mam. Nie wiem, po prostu nie wiem.

Na ten moment w polskiej piłce jest bardzo mało stanowisk dla analityka danych, data scientist, a stanowisk, które mógłbym objąć ja, nie ma wcale. Ja nie potrafię kodować, ledwo sobie radzę z wprowadzaniem danych. Z Wojtkiem się uzupełniamy: on dane wypluwa, ja wyciągam wnioski. Czasami piszę mu: a gdybyśmy zmierzyli to i to? On mi to przysyła, dzięki niemu widzę, czy to ciekawy trop, czy głupi pomysł. Takich stanowisk nie ma, nawet trudno je nazwać. „Myśliciel do spraw analiz ilościowych”?

A czy takie stanowiska będą?

W Anglii są, w Danii są… Niedawno Brighton zamieścił ogłoszenie, że szuka skauta tylko do środkowych obrońców. To bardzo logiczne, bo to najtrudniejsza do analizy statystycznej pozycja, więc ten skaut jest niezbędny. Brighton to klub, który mocno idzie w statystyki, tam są już małe zespoły analityków, które mają swojego człowieka od koncepcji. To się powoli wykluwa, bo do tej pory analitycy byli w pionie sportowym. Bardzo dużo zależy od otwartości takiej osoby — abstrahuję teraz od Widzewa — od tego, czy ktoś to lubi, czy kogoś to kręci, czy to rozumie. Jest jeszcze absolutnie topowa z mojego punktu widzenia struktura: Brentford do niedawna miało dwóch dyrektorów sportowych. Jeden „tradycyjny” sportowy, drugi ilościowy. Teraz został tylko ilościowy. To, co się dzieje w europejskiej piłce czy w Stanach Zjednoczonych w sportach amerykańskich, za jakiś czas powinno przywędrować do nas. Koncepcje, idee sportowe się rozprzestrzeniają. Pamiętam 3-5-2 z lat 90., potem od tego piłka odeszła, teraz wraca do trójki w obronie w różnych konfiguracjach. Zwykle wymyśla to ktoś na zachodzie, potem to się sprawdza i ktoś u nas myśli: spróbujmy.

Zaczynamy pracować z Widzewem Łódź. Pierwsze kontakty są bardzo fajne, bo i dla nas jest to ciekawe, że możemy zajrzeć pod maskę klubu. Widzimy, że tam się coś działo. Dla konsultingu łatwiej byłoby pewnie budować od zera, ale my musimy dokonać uzupełnień, a potem pracować na naprawdę dużych zbiorach danych. Powoli powinny wchodzić dane eventowe, potem trackingowe, to jest projekt na lata. Dane eventowe opisują to, co się dzieje przy piłce: podania, strzały, pojedynki, zaangażowanych dwóch-trzech graczy. Dane trackingowe opisują, co w każdej chwili robi każdy zawodnik na boisku. Dla porównania, dane eventowe to ok. 1 mln zdarzeń na sezon, dane trackingowe to lekko licząc ponad 2 mln zdarzeń na mecz. Widzew ma dużo spraw przemyślanych, teraz po prostu trzeba zobaczyć, czy da się to policzyć.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

24 komentarzy

Loading...