Reklama

Za nami trade deadline w NBA. Jakie były najważniejsze wymiany?

redakcja

Autor:redakcja

12 lutego 2022, 09:02 • 8 min czytania 8 komentarzy

Ostatnie kilka dni w NBA emocjami może równać się z meczami finałowymi czy też dniem draftu. W czwartek o 21 czasu polskiego kończył się okres, w którym kluby mogły dokonywać wymian. A te jak wiemy mogą okazać się kluczowe na trzy miesiące przed walką o mistrzostwo. Niektóre organizacje wiedziały, że niczego nie musiały robić. Inne były za to zmuszone, by podjąć pewne kroki w stosunku do niektórych swoich zawodników. Kto wygrał tegoroczny trade deadline? Jakie były najgłośniejsze wymiany w ostatnich dniach?

Za nami trade deadline w NBA. Jakie były najważniejsze wymiany?

WYMIANA NA LINII SIXERS – NETS

Od kilku dni najważniejszym tematem w mediach poświęconych amerykańskiej koszykówce była sytuacja Jamesa Hardena i Bena Simmonsa. Pierwszy naciskał na wymianę, drugi był najgłośniejszym nazwiskiem związanym z tegorocznym okresem wymian. Australijczyk nie zagrał w tym sezonie ani jednego meczu, mimo że nie ma żadnych problemów fizycznych ze zdrowiem. Chętnych na jego pozyskanie nie brakowało, ale władze Sixers koniecznie chciały w jego miejsce pozyskać zawodnika podobnego kalibru. Wszystkie dotychczasowe oferty nie spełniały tego warunku.

Aż wreszcie pojawił się temat jednego z najbardziej popularnych brodaczy na świecie, a na pewno najbardziej popularnego w świecie sportu. W jego przypadku musimy mówić o absolutnej supergwieździe koszykówki, która zainteresowała działaczy z Philadelphii. Kością niezgody pozostawali dodatkowi zawodnicy oraz wybory w drafcie, które miały zostać zaangażowane w wymianę, ponieważ było pewnym, że nie ma możliwości zamiany jedynie dwóch wspomnianych zawodników.

Reklama

Ostatecznie stanęło na Hardenie i Paulu Millsapie po stronie Nets i aż trzech zawodnikach oraz dwóch wyborach w drafcie w szeregach Sixers. Warto jednak zwrócić uwagę na brak wśród nich Matisse’a Thybulle’a. Australijczyk nie ma oszałamiających liczb w ofensywie, ale jest jednym z najlepszych obrońców w NBA. Ze swoimi umiejętnościami pozostaje nieoceniony, zwłaszcza w serii play-offs. Dla Philadelphii stało się priorytetem, by nie był on zamieszany w tę wymianę. Tak naprawdę działacze Sixers byli w stanie zgodzić się na wszelkie możliwe konfiguracje, ale zaznaczyli, że Thybulle jest nie do wzięcia.

Tym samym zapakowali w samolot na Brooklyn Simmonsa, Setha Curry’ego, Drummonda i dwa wybory w drafcie. Najbardziej musi ich boleć strata tego drugiego, który jest obecnie jednym z najlepszych strzelców za trzy w lidze. Na kogoś musieli się jednak zdecydować. Drummond był z kolei jedynie zastępstwem dla Joela Embiida, przez co nie odgrywał zbyt wielkiej roli w zespole.

Gra Sixers będzie teraz oparta na duecie Embiid-Harden, który z miejsca staje się jednym z najlepszych duetów w obecnej NBA. „Broda” nigdy nie grał z tak dobrym wysokim zawodnikiem, który w dodatku świetnie czuje się z piłką daleko od kosza, a i tak już wcześniej z wielu innych centrów potrafił wydobywać wszystko co najlepsze. Nets mają teraz z kolei inne „Big 3”. Pytanie tylko, na ile Simmons będzie w stanie wejść na swój najwyższy poziom, ponieważ jego dyspozycja pozostaje wielką niewiadomą. Wciąż nie wiemy też, jak potoczą się losy Kyriego Irvinga, który pozostaje niezaszczepiony, przez co nie może grać w domowych spotkaniach.

NAJBARDZIEJ POMINIĘCI KOSZYKARZE 75-LECIA NBA.
KOGO POMINIĘTO, KOGO PRZECENIONO?

WYMIANA NA LINII KINGS – PACERS

W odróżnieniu od pierwszej wymiany, tej kompletnie nikt się nie spodziewał. Było wiadomym, że Indiana Pacers będą aktywni na rynku, bo potrzebna jest tam przebudowa. Ich pierwszym ruchem było pozbycie się Carisa LeVerta i wysłanie go do Cleveland. Mało kto przewidywał też, że w drużynie zostaną Domantas Sabonis i Myles Turner. Nie chodzi tu o wymianę ich obu, a po prostu o skoncentrowanie się tylko na jednym z nich. Padło na wymianę Sabonisa. Niespodzianką było jednak miejsce wysłania Litwina i zawodnicy, których Pacers otrzymali przez taką decyzję.

Reklama

Doszło bowiem do wymiany z Sacramento Kings, którzy wysłali do Indiany Tyrese’a Haliburtona, Buddy’ego Hielda i Tristana Thompsona. Szokiem dla wszystkich, w tym dla samego zawodnika, była decyzja o pozbyciu się Haliburtona, dla którego jest to dopiero drugi rok w NBA, a jest on jednym z najlepszych zawodników ze swojego rocznika draftu. To jedyny drugoroczniak w historii ligi, który notuje 14 punktów na mecz, 7 zbiórek na mecz i rzuca za trzy punkty z minimum 40% skutecznością. Zdziwiony był nawet sam zawodnik, który kompletnie nie spodziewał się takiej decyzji. Matt Barnes przyznał na antenie ESPN, że miał kontakt z Haliburtonem i ten jest cały we łzach.

Tym samym Kings mają jeden z najciekawszych duetów młodego pokolenia w osobach Sabonisa i De’Aarona Foxa. Obaj mają długie kontrakty i organizacja może opierać na nich przez kilka najbliższych lat. Władze Kings poczuły szansę i zdecydowały się też nie handlować Harrisonem Barnesem, który ich zdaniem może przybliżyć zespół do 10. miejsca w konferencji Zachodniej, które pozwoli im powalczyć o play-offs. Zupełnie przebudowana Indiana będzie z kolei skupiać się na rozwoju Haliburtona. Fakt, że nie zdecydowali się wymieniać Hielda, który jest jednym z najbardziej pożądanych strzelców w lidze pokazuje, że również mają oni swoje ambicje na najbliższe miesiące.

WYMIANA NA LINII WIZARDS – MAVERICKS

Klasyczny przykład twitterowej bomby zrzuconej przez Adriana Wojnarowskiego z ESPN, chociaż w tym przypadku uprzedził go akurat Shams Charania z The Athletic. Na dwadzieścia minut przed końcem trade deadline doszło do zupełnie niespodziewanej wymiany, w którą zaangażowane zostały naprawdę duże nazwiska. Mavs postanowili zakończyć współpracę z Kristapsem Porzingisem, którego nić porozumienia z Luką Donciciem nigdy nie przekonała na wystarczającym poziomie. Wizards pożegnali się z kolei ze Spencerem Dinwiddie’em, któremu zaproponowali kontrakt zaledwie kilka miesięcy wcześniej, a który w pierwszej części sezonu zupełnie zawodził. Do Teksasu powędrował też ciężki kontrakt Davisa Bertansa.

Pozbycie się go to na pewno sukces ze strony Wizards. Władze klubu ze stolicy Stanów Zjednoczonych zaproponowały swego czasu Bertansowi kilkanaście milionów dolarów za sezon, podczas gdy jest to zawodnik wybitny w swoim fachu, ale szalenie jednowymiarowy. Zajmuje pozycję na skrzydle, a jego jedyną umiejętnością jest rzut za trzy punkty, który, to fakt, wpada często z szalonych pozycji, również tych znacznie oddalonych od linii rzutów za trzy. Mimo wszystko był on jednak ciężarem. Dinwiddie z kolei zupełnie nie spełniał oczekiwań, a w Dallas skuszono się na niego ze względu na ewentualną współpracę z Donciciem. Jak wiemy, ta jest najważniejsza pod kątem każdej wymiany zespołu.

To również ona była jednym z głównych powodów, dla którego wypchnięto z organizacji Porzingisa. Obaj panowie ewidentnie się nie rozumieli i nie tworzyli zgranego duetu na parkiecie. Być może jest to znak, że młody Słoweniec niekoniecznie dobrze funkcjonuje z wysokimi zawodnikami. Wizards pozyskują za to gościa o naprawdę poważnym statusie w lidze. Władze klubu informowały wczoraj, że są gotowe wysłuchać oferty za każdego swojego gracza, poza Bradleyem Bealem i Kyle’em Kuzmą. Być może przekonamy się jak cała trójka będzie teraz ze sobą pracować. Być może, ponieważ Beal w tym sezonie już nie zagra, a jego przyszłość wciąż pozostaje niewiadomą.

DUŻE ZMIANY W PORTLAND

Trail Blazers od wielu lat mieli twarz Damiana Lillarda i CJ McColluma. Oczywiście, to pierwszy z nich był niekwestionowaną gwiazdą zespołu i obiektem pożądania połowy drużyn z ligi, ale nie możemy zapominać o McCollumie, który od dziewięciu lat budował swoją historię w stanie Oregon. Opuścił go dopiero teraz, zostając piątym najlepiej punktującym zawodnikiem w historii organizacji, w trójkach ustępując jedynie Lillardowi. Sam gwiazdor pięknie pożegnał swojego długoletniego przyjaciela w mediach społecznościowych. McCollum został wymieniony do Nowego Orleanu, a to oznacza, że Blazers czeka ogromna przebudowa.

Od wielu sezonów mówi się o wsparciu dla Lillarda, które wreszcie pomogłoby wejść zespołowi na wyższy poziom. Nic z tego nie wychodziło, więc zaczęło się mówić po prostu o pożegnaniu się z jednym z tworzących duet obwodowych. Zdecydowanie więcej pikanterii miały w sobie plotki dotyczące Lillarda, ale ten po raz kolejny zdecydował się zostać i walczyć do upadłego w mieście, którego już jest legendą. A władze organizacji starają się załatwić jak najwięcej miejsca w budżecie, pozwalając tym samym podpisać w przyszłości jakiegoś obiecującego zawodnika, z którym Lillard mógłby stworzyć duet.

Oprócz McColluma z drużyną pożegnali się także Larry Nance Jr., Tony Snell, Norman Powell i Robert Covington. Ostatnia dwójka została oddana za frytki do Los Angeles Clippers, co już definitywnie oznaczało wyciągnięcie białej flagi przez władze Blazers. Z drużyny odeszli, ale ciężko by się z nią pożegnali, Tomas Satoransky i Nickeil Alexander-Walker. Wszystko przez to, że zawodnikami Blazers byli tylko na papierze, przez maksymalnie kilkanaście godzin. Trafili do nich w jednej wymianie, by zaraz odejść w drugiej. Przez to w księgowości klubu okazuje się, że kontrakty większości obecnej kadry kończą się po tym sezonie, kilku innymi zawodnikom w kolejnym. To pozwala budować zupełnie inną drużynę, wciąż z Lillardem na kierownicy.

***

Jakie jeszcze ciekawe ruchy mogliśmy zauważyć? Było ich całkiem sporo. Milwaukee Bucks pozyskali chociażby doświadczonego Serge’a Ibakę, który może być ważnym elementem w drodze po mistrzostwo. Montrezl Harrell powędrował do Hornets, przez co drużyna z Charlotte będzie pewnie jeszcze bardziej energetyczna. Raptors otrzymali Thaddeusa Younga i Drew Eubanksa za kontrakt Gorana Dragicia. Joe Ingles po wielu latach pożegnał się z Jazz, po tym jak nabawił się kontuzji kończącej jego sezon, a władze organizacji z Utah wysłały jego wygasający kontrakt do Portland. To był naprawdę zwariowany czas w NBA. Pozostaje tylko czekać, jak te wszystkie zmiany wpłyną na grę na parkiecie.

Czytaj więcej o NBA:

Fot. Newspix

Najnowsze

Koszykówka

Komentarze

8 komentarzy

Loading...