Reklama

18 pytań przed rundą wiosenną Ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

04 lutego 2022, 12:44 • 25 min czytania 32 komentarzy

Lech pójdzie jak po swoje? A może Pogoń lub Raków napsują poznaniakom krwi? Legia się odbuduje, czy pogrąży w jeszcze głębszym kryzysie? Śląsk zacznie porządnie bronić, a może to Zagłębie z nowym trenerem zaimponuje lepszą organizacją gry? Jagiellonia się przebudzi, czy pozostanie smutnym średniakiem? Radomiak dalej będzie zachwycał, a Piast wciąż będzie rozczarowywał? Roi się od pytań przed startem rundy wiosennej Ekstraklasy. W ramach rozgrzewki przed powrotem ligowych zmagań zadaliśmy ich aż osiemnaście.

18 pytań przed rundą wiosenną Ekstraklasy

Startujemy!

Zapowiedź rundy wiosennej 2021/2022 w Ekstraklasie

LECH WYTRZYMA CIŚNIENIE?

Lech Poznań jesienią był naprawdę mocny. Najwięcej strzelonych goli w lidze, najmniej straconych. Zaledwie dwie porażki, w tym ani jednej przed własną publicznością. No i naturalnie pozycja lidera rozgrywek. Trudno właściwie cokolwiek poważniejszego podopiecznym Macieja Skorży zarzucić, może poza wstydliwymi potknięciami w starciach ze Stalą Mielec i – przede wszystkim – Górnikiem Łęczna. Co do zasady jednak „Kolejorz” w trakcie jesiennej części rozgrywek znajdował się cały czas o kroczek przed pozostałymi kandydatami do tytułu mistrzowskiego.

Reklama

Ale pamiętajmy – dalej mówimy o Lechu. Klubie wyspecjalizowanym w wypuszczaniu z rąk szans na trofea.

Do sezonu „Kolejorz” przystępował po kompletnie nieudanej poprzedniej kampanii. Wygrzebywał się z bagna. Od drużyny oczekiwano więc natychmiastowej rehabilitacji za niedawne niepowodzenia. No i szybko udowodniła ona, że tym razem stać ją rzeczywiście na walkę o najwyższe cele. Trafione transfery, szeroka kadra, rozsądne taktyczne wybory Skorży, dobra atmosfera. Tylko że to wiąże się już z innego rodzaju presją. Obecnie na Lecha nie da się bowiem patrzeć inaczej, niż jak na głównego faworyta w walce o najwyższe stopień ligowego podium. Do tego dochodzi stulecie istnienia klubu. I świadomość, że zdetronizowanie pogrążonej w kryzysie Legii może być początkiem czegoś większego. Że mistrzostwo w sezonie 2021/22 może zapoczątkować dominację Lecha na krajowym podwórku. Nie mogą o tym w stolicy Wielkopolski nie myśleć. Nie mogą nie zdawać sobie sprawy, jak wiele mają do zyskania i do stracenia jednocześnie.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, iż Lech ma wszystkie karty w ręku. Jednak główni rywale – Pogoń i Raków – nie zasypiają gruszek w popiele, a poza tym „Kolejorz” nadal może przegrać mistrzostwo z samym sobą. Przed poznaniakami egzamin dojrzałości. Jeśli go zdadzą – sky is the limit. A jeśli obleją?

Cóż, wyjdzie jak zwykle.

BRUK-BET MOŻNA JUŻ POGRZEBAĆ?

Ostatnie miejsce w lidze po rundzie jesiennej. Zaledwie dwa zwycięstwa w osiemnastu meczach. Rozstanie z trenerem Mariuszem Lewandowskim, na które zanosiło się tygodniami. Przelotny (i kuriozalny) romans z Michałem Probierzem, a wreszcie przypomnienie polskim kibicom o Radoslavie Latalu. Co tu kryć, to nie były spokojne tygodnie dla Bruk-Bet Termaliki Nieciecza. – Czas na przygotowania był krótki – przyznał trener Latal w rozmowie z klubowymi mediami. – Spędziliśmy pięć dni w Uniejowie, gdzie było więcej biegania. Następnie w Turcji zagraliśmy trzy sparingi. Dwa dobre, ale w ostatnim zawodnicy byli już tak zmęczeni, bo ciężko pracowali, że zabrakło sił. Ogólnie jestem zadowolony z tego, co zrobiliśmy w ostatnich tygodniach.

Sytuacja „Słoni” jest niewesoła. Trzeba wszakże pamiętać, że jesienią zespół regularnie gubił punkty w meczach toczonych na styku. Często remisował albo minimalnie przegrywał z wyżej notowanymi oponentami. Czasami Termalicę można było wręcz chwalić za ambitną, choć nieskuteczną grę.

Reklama

– Trener Lewandowski wspominał na konferencjach, że trochę było tak, że zawodnicy nie do końca wykonywali to, co trener zalecił. Szkoleniowiec oczekiwał, że w trudnych warunkach i momentach trochę uprościmy naszą grę, że nie za każdym razem przeniesiemy piłkę do strefy środkowej przez otwarcie gry od własnej bramki, tylko np. przez bezpośrednie zagranie piłki. Tak, by szybciej przenieść się dalej od naszej bramki. Trener o tym mówił, ale nie do końca to gracze realizowali – mówił dyrektor ds. organizacyjnych i marketingowych Rafał Wisłocki w rozmowie z Interią.

Wygląda na to, że zadaniem Latala będzie przesunięcie wajchy w stronę twardej defensywy i zajadłej walki o każdy metr boiska. Krótko mówiąc: Bruk-Bet zaprezentuje futbol bardziej typowy dla drużyn broniących się przed degradacją. Na razie strata do bezpiecznych miejsc nie jest duża, więc odrodzenia „Słoni” nie należy wykluczać. Za wcześnie na odprawianie pogrzebu. – Podczas treningów i meczów widać jakość – zapewnił ściągnięty zimą Matej Hybs.

POGOŃ ZAŁATA WYRWĘ PO KOZŁOWSKIM?

Cztery punkty straty do lidera. Niewiele. Pogoń Szczecin ma naprawdę wszelkie powody, by wciąż wierzyć w możliwość zdobycia upragnionego mistrzostwa kraju. Pierwszego trofeum w długiej historii klubu. – Takiej pozytywnej atmosfery jeszcze nie mieliśmy. To zespół kolegów i przyjaciół. Nie tylko wśród piłkarzy, ale i trenerów. To buduje nasze nadzieje na sukces. W zeszłym roku byliśmy na miejscu trzecim i chcemy być wyżej, a marzeniem jest mistrzostwo Polski, nie ma co tego ukrywać. Późniejsze cele, to gra w pucharach i wygrywanie tam meczów – przyznał prezes Jarosław Mroczek na antenie Radia Szczecin.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeszcze całkiem niedawno kibice Pogoni przyzwyczajeni byli do nieustannej troski o to, czy klub przetrwa kolejną organizacyjno-finansową zawieruchę. Ale w tej chwili brak choćby jednego pucharu w gablocie zaczyna pomału szczecinian uwierać.

– Całe moje życie kibicowskie, poza jednym sezonem za Bekdasa, kiedy wicemistrzostwo mimo wszystko było rozczarowaniem, głównie myślało się, czy klub przetrwa, a nie o trofeach. Taka szarzyzna, najwyżej fajne mecze, momenty, ale bez całościowych sukcesów. A tu Pogoń w dyskusji: czy zatrzyma Lecha. Pogoń kupuje za blisko milion euro. Ta praca, ta kula śniegowa, powstała w tym właśnie okresie, o którym mówimy. Mroczek i Adamczuk to ojcowie tego sukcesu, oczywiście wspólnie z Runjaicem. Pogoń dziś postrzega się jako jeden z najzdrowiej prowadzonych klubów, jako klub z planem na przyszłość, mającym coraz lepszą markę w transferowaniu wychowanków – mówił nam Daniel Trzepacz z PogońSport.Net.pl.

No właśnie. Transfery. Z jednej strony do Szczecina trafił m.in. Wahan Biczachczian, ale z drugiej – odszedł Kacper Kozłowski. A drugiego młodzieżowca o tak dużych możliwościach w tej chwili „Portowcy” po prostu nie posiadają. Czemu zresztą trudno się dziwić, mówimy przecież o prawdziwej perełce.

– Kozłowski jest wyjątkowo utalentowany. Nie jest jednak tak, że był gwarantem sukcesu. W piłkę wygrywają drużyny – zaznaczył Mroczek w Radiu Szczecin. Dobra mina do złej gry? Chyba trochę tak. Wydaje się, że główne wiosenne zmartwienie Kosty Runjaicia już znamy. – Odejście Kacpra to osłabienie całego zespołu – przyznał otwarcie trener na konferencji prasowej. – Było jasne dla mnie, że ciężko go będzie zastąpić. Nie oznacza to, że będziemy grać teraz słabiej. Mamy utalentowanych graczy i to dla nich szansa na udaną rundę. Zgodnie z regulaminem musimy mieć zawodników z rocznika 2000 lub młodszych. Maciej Żurawski jest z 2000, Mateusz Łęgowski i Mariusz Fornalczyk z 2003. Oni mnie przekonali i mają najbliżej składu.

LEGIA SIĘ UTRZYMA?

Nowo mianowany kapitan Luquinhas jedną nogą poza klubem. Andre Martins wypuszczony do Izraela. Mahir Emreli rozwiązuje kontrakt za porozumieniem stron. Lirim Kastrati nie łapie się do kadry meczowej i znajduje się na wylocie, o ile ktokolwiek się nim zainteresuje. Za tym pierwszym kibice Legii Warszawa na pewno zatęsknią, bo to kawał grajka. Temu ostatniemu natomiast chętnie kupiliby bilet w jedną stronę. Tak czy owak, trener Aleksandar Vuković zapewne oczekiwał nieco bardziej okazałych wzmocnień składu. Otrzymał jak na razie Pawła Wszołka, Patryka Sokołowskiego, Macieja Rosołka i Ramila Mustafaeva.

O żadnym z nich nie powiemy: game changer. Ta kadra wciąż jest dziurawa.

Jednakże „Vuko” uparcie podkreśla, że dla niego kluczowym aspektem przed startem rundy wiosennej było odbudowanie pozytywnej atmosfery wewnątrz szatni. Pożegnanie z Luquinhasem nastrojów przy Łazienkowskiej nie poprawi, ale już rozstanie z Emrelim? Odsunięcie Kastratiego? Radomir Antić mówił, że nie zawsze najlepsi zawodnicy tworzą dobrą drużynę, ale dobra atmosfera tworzy mocny zespół. Wierzę w te słowa – rzekł Vuković na konferencji prasowej (cytat: Legia.net). – Patrzę na to w tę stronę, że jest paru graczy, którzy muszą udowodnić, że stać ich na dużo więcej. To tutaj, wśród tych ludzi, którzy są i byli wcześniej, trzeba szukać tych, którzy najbardziej wzmocnią drużynę, poprzez zupełnie inną postawę na boisku. Bardzo na to liczę. Nie jestem niezadowolony. Wręcz przeciwnie. Uważam, że jest cała grupa jakościowych piłkarzy, z których mogę korzystać.

– To nasz cel, aby być inną drużyną niż w poprzedniej rundzie, jeżeli mówimy szczególnie, o lidze. Myślę, że to do osiągnięcia, zależy to od naszej determinacji, chęci i udowodnienia tego na boisku – dodał trener. Retoryka typowa dla przedstawiciela zespołu walczącego o ligowy byt. I to niby oczywiste, ale z drugiej strony – cenne. Vuković nie opowiada głodnych kawałków, nie pompuje nastrojów, nie odgraża się. Przedstawia Legię taką, jaka ona w tej chwili jest. Czyli – broniącą się przed spadkiem. A zrozumienie własnego położenia to pierwszy krok do wykaraskania się z tarapatów. Jesienią po piłkarzach Legii nie było widać, że rozumieją powagę sytuacji. Zmiana podejścia może być faktycznie w tym przypadku istotniejsza od ruchów kadrowych.

RAKÓW BĘDZIE MOCNIEJSZY?

Trudno jednoznacznie ocenić rundę jesienną w wykonaniu Rakowa Częstochowa. Bo z pozoru jest nieźle. Trzecie miejsce w stawce, sześć oczek straty do liderującego Lecha. Tutaj wciąż można powalczyć o tytuł, o którym w Częstochowie przecież marzą, w który celują. Ale jeśli spojrzymy na występy podopiecznych Marka Papszuna z ekipami z ligowej czołówki, to nie było wcale kolorowo. Raków zremisował u siebie z Lechem i Pogonią, przegrał na wyjeździe z Lechią i Radomiakiem. Podzielił się punktami z Wisłą Płock, poległ w konfrontacji z Górnikiem Zabrze. Najwyżej notowanym zespołem, z jakim udało się częstochowianom zwyciężyć, jest Stal Mielec. Niezbyt imponujące osiągnięcie. Nie pomógł też zespołowi chaos wokół Marka Papszuna.

Oczywiście Raków miał swoje znakomite momenty, żeby wspomnieć choćby okazałe triumfy nad Zagłębiem Lubin czy Jagiellonią Białystok. Jednak od drużyny o takich ambicjach i możliwościach należy mimo wszystko oczekiwać jeszcze więcej. Większej ciągłości. I chyba władze Rakowa też zauważyły pewne bolączki, ponieważ zimą wyłożono w Częstochowie całkiem spore pieniądze na Deiana Sorescu i Bogdana Racovitana.

To jasny sygnał – chcemy być silniejsi niż jesienią.

Nie do końca byliśmy zadowoleni z kadry, jaką dysponowaliśmy w Turcji. Sorescu dojechał w trakcie, a Racovitan dopiero pojawił się po powrocie do Polski – delikatnie narzekał trener Papszun. Ale zaraz potem dodał: – Musimy ich wprowadzać na spokojnie. To wartościowi gracze. Pozwolą wznieść Raków na wyższy poziom. Odeszło siedmiu zawodników, trzech dołączyło. Uważam te ruchy, w jedną i drugą stronę, za bardzo dobre. Zostali ludzie, którzy są świadomi tego, co mamy do zrobienia. Wierzę bardzo w tych, którzy przyszli. Po krótkim wspólnym czasie widzę, że się nie pomyliliśmy.

WARTA PÓJDZIE ZA CIOSEM?

Remisy z Wisłą Kraków i Pogonią Szczecin. Zwycięstwo ze Śląskiem Wrocław. Co tu dużo mówić, finisz rundy jesiennej w wykonaniu Warty Poznań był naprawdę przyzwoity. Wielu sądziło, że Dawid Szulczek obejmuje klub nie tyle po to, by utrzymać się z nim w Ekstraklasie, ale żeby potem spokojnie odbudowywać go w 1. lidze. Tymczasem 32-letni szkoleniowiec pod wieloma względami usprawnił zespół, który pod wodzą Piotra Tworka przestał działać. Za jego kadencji Warta zdobyła pięć bramek w pięciu ligowych spotkaniach. Wcześniej poznaniacy strzelili natomiast zaledwie dziewięć goli w czternastu meczach.

Zimą Wartę opuścili ważni zawodnicy – Aleks Ławniczak i Szymon Czyż. W ich miejsce zameldowali się natomiast Niilo Mäenpää, Daniel Szelągowski i Miłosz Szczepański. Dużo będzie zależało zwłaszcza od tego ostatniego. Szczepański ma wiele do udowodnienia, a Warta jak tlenu potrzebuje reżysera gry. Piłkarza, który w każdym meczu wypracuje partnerom co najmniej jedną-dwie bramkowe sytuacje, albo weźmie sprawy w swoje ręce i samemu trafi do siatki.

– Może i straciliśmy dwóch podstawowych piłkarzy, ale gdy oni nie grali jesienią, to w tym miejscu pojawiało się dwóch innych zawodników i też to dobrze wyglądało. Wypadł Ławniczak, to wskoczył Dawid Szymonowicz, wypadł Czyż, to ze Śląskiem świetnie zagrał Konrad Matuszewski – zaznaczył Szulczek na łamach Interii. – Mówiłem już, że może i nie mamy dwudziestu piłkarzy mogących rywalizować w Ekstraklasie, ale mamy zawsze taką jedenastkę, która dobrze zaprezentuje się w meczu. Tak do tego powinniśmy podejść: nie robić żadnych nerwowych ruchów.

Zrozumiałe podejście. Ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że w walce o utrzymani w lidze Warcie tej czysto piłkarskiej jakości po prostu może zabraknąć.

RADOMIAK ZNÓW ZACHWYCI?

O ile Warta wiosną poprzedniego roku zapracowała na reputację rewelacji sezonu 2020/21, tak w bieżących rozgrywkach furorę zdecydowanie robi Radomiak Radom. Dość powiedzieć, że od października beniaminek jest niepokonany w lidze, a jesień spuentował zwycięstwami z Lechem i Legią. Ten ostatni triumf, odniesiony przy ulicy Łazienkowskiej, był szczególnie wymowny. Podopieczni Dariusza Banasika byli bowiem o dwie klasy lepsi od mistrzów Polski.

Tylko jak utrzymać tak dobrą passę?

To przecież dość częste zjawisko w polskiej Ekstraklasie. Niepozorna drużyna zachwyca jesienią, by wiosną spuścić z tonu i koniec końców popaść w przeciętność. – Tonuje nastroje wśród działaczy i kibiców, ale piłkarzy nie zamierzam przyhamowywać, bo oni muszą emanować pewnością siebie, przychodzić na każdy trening z uśmiechem na twarzy – uważa trener Banasik. – Zamierzam stawiać szatni coraz wyższe cele. Mówić im o tym, że bijemy się o jak najwyższe lokaty. Wiemy, jaka jest piłka, w jakim miejscu jesteśmy, nie zadowalamy się tym, co już osiągnęliśmy.

Wchodziliśmy do Ekstraklasy z perspektywą bardzo trudnego terminarza – dodał. – Najpierw Lech, potem Legia, szybko Raków. Zaraz Śląsk i Pogoń, sama czołówka. Nie przegraliśmy żadnego z tych meczów. Otrzaskaliśmy się w tej lidze, zmieniliśmy ustawienie, zaczęliśmy wygrywać, a cele się zmieniły. Z 35 punktami na koncie po dziewiętnastu meczach nie mogę powiedzieć, że Radomiak gra o utrzymanie, bo tracimy tylko trzy punkty do Pogoni i sześć punktów do Lecha. Chcemy jeszcze lepiej punktować. Patrząc teoretycznie, na początku wiosny terminarz układa się korzystnie, bo zaczynamy od trzech meczów u siebie, a w Radomiu raczej nie przegrywamy. Jeśli zapunktujemy w lutym, spokojnie możemy powalczyć o pierwszą czwórkę, piątkę.

Odważne podejście, trzeba przyznać. Zobaczymy, czy radomianie nie przeholują z tą śmiałością.

GÓRNIK ŁĘCZNA SIĘ NIE POSYPIE?

W pewnym momencie rundy jesiennej można było odnieść wrażenie, że Górnik Łęczna to wręcz murowany kandydat do spadku. Podopieczni Kamila Kieresia zauważalnie odstawali od ligowej konkurencji, hurtowo tracili gole. Często w żenujących okolicznościach. Ale dziewięć punktów zgarniętych w trzech ostatnich ligowych meczach przed przerwą świąteczną stawia ekipę z Łęcznej w zupełnie innym świetle. Daje zespołowi nadzieję.

Zderzenie z Ekstraklasą było bolesne – przyznał Kiereś w rozmowie z portalem Łączy nas piłka. – Zespoły z elity były już od czterech, pięciu tygodni w trakcie przygotowań. A w naszej drużynie wielu zawodnikom kończyły się kontrakty i była sytuacja, że na treningu miałem czternastu piłkarzy. Tylko tych z ważnymi umowami. Kadrę tak naprawdę budowaliśmy w trakcie rundy. […] Każda przerwa na reprezentację była dla nas wybawieniem, bo mogliśmy przez dwa tygodnie solidnie potrenować, rozegrać sparing i dzięki temu zgrywać zespół. Klub zachował spokój zarówno względem mnie, jak i drużyny. Dzień po dniu forma rosła. Mieliśmy znakomity finisz, bo w końcówce wygraliśmy trzy mecze w lidze i awansowaliśmy do ćwierćfinału Pucharu Polska. Dla niektórych zespołów koniec rundy był wybawianiem. Dla nas jesień mogła potrwać jeszcze kilka kolejek dłużej. 

Naturalnie w zimowym oknie transferowym Kiereś nie mógł liczyć na falę nowych nabytków. Szkoleniowiec Górnika co do zasady musi sobie radzić z tą ekipą, którą z takim mozołem udało mu się zgrać jesienią. Utrzymanie zwycięskiej passy lub zainicjowanie kolejnej będzie zatem zadaniem ekstremalnie trudnym.

To wciąż kandydat numer jeden do degradacji. Mimo wszystko.

NA CO WŁAŚCIWIE STAĆ LECHIĘ?

Tomasz Kaczmarek pracę w Lechii Gdańsk rozpoczął wręcz rewelacyjnie. Ale końcówka rundy jesiennej nie była już bynajmniej dla biało-zielonych sielankowa. Blamaż w starciu z Pogonią, porażki z Wisłą Płock i Jagiellonią, remis ze Stalą. Na osłodę pozostało ekipie Kaczmarka tylko zwycięstwo z Rakowem. W efekcie gdańszczanie obecnie są zespołem znajdującym się niejako w zawieszeniu między ścisłą ligową czołówką a peletonem.

W którą stronę podążą?

Na pewno Kaczmarek musi popracować nad organizacją gry w defensywie, bo jego podopiecznym przytrafiały się w tyłach występy wręcz karygodne. – Ogólnie oceniam okres przygotowawczy pozytywnie – stwierdził trener na konferencji prasowej (cytat: Lechia.Gda.pl). – Pod względem zaangażowania, koncentracji, wszystko było na dobrym poziomie. Pracowaliśmy nad stabilizacją tego, co zaczęliśmy. Żeby polepszyć, ustabilizować naszą strukturę w posiadaniu piłki, żeby pomysły były lepsze. Żeby każdy znał swoje miejsce. Musimy zrobić bardzo duży krok do przodu w momencie straty piłki. Pracowaliśmy nad pressingiem. Aby odnieść sukces, musimy lepiej bronić, więcej spotkań grać ”na zero”. Drużyna ma pełną świadomość tego i tu oczekujemy kroku w przód.

Poukładanie defensywy może być tym trudniejsze, że Lechię opuścili Bartosz Kopacz i Mateusz Żukowski. Choć akurat ten ostatni w destrukcji był zdecydowanie najsłabszym punktem Lechii, na prawej stronie bloku defensywnego grał trochę z braku laku. – Dla nas jest to szansa dla następnego młodego zawodnika – skomentował Kaczmarek. – Myślę, że niedługo ktoś wskoczy w to miejsce. Nie ma czasu, żeby tęsknić. Następni czekają na tę szansę.

ZAGŁĘBIE BĘDZIE POWAŻNE?

Nie będziemy już wracać do kadencji Dariusza Żurawia w Zagłębiu Lubin. Nie ma sensu się pastwić. To była po prostu wielopoziomowa katastrofa dla „Miedziowych”, którą najlepiej podsumowuje liczba bramek straconych przez zespół. 36 goli w 19 meczach. Najgorszy wynik w Ekstraklasie. No i o mizerii ekipy z Dolnego Śląska dobitnie świadczy też jej pozycja w ligowej tabeli. Tuż nad strefą spadkową, z minimalnym zapasem nad Górnikiem Łęczna i Wartą Poznań. Powrót do klubu Piotrów Stokowca i Burlikowskiego świadczy jednak o tym, że Zagłębie znowu chce być traktowane poważnie. Polityka transferowa też mówi wiele. Z Lubinem w trybie ekspresowym pożegnali się bowiem Simić, Pantić i Soler. Gracze wystawiający zespół – bez cienia przesady – na pośmiewisko.

– Wydaje mi się, że to najlepsza reakcja – reakcja, której oczekiwali też kibice. Nie dyskutujemy o tym, kto przyjdzie, tylko mamy gotowy zespół na wiosnę w lidze, solidnie wzmocniony. Mamy ludzi, którym ufamy za sterami. Odgrzewany kotlet? Nawet jeśli, to chętnie do tego stołu zasiądziemy. Jeszcze ta informacja, że Kopacz kapitanem… To są ruchy, którymi Zagłębie odzyskuje wiarygodność. I za to należą się słowa uznania prezesowi Kielanowi. Jankowski próbował czarować młodzieżą, a Kielan nie czaruje, tylko bierze „Stokiego” i „Burlika” – chwali Bartosz Marchewka z MKSZaglebie.pl.

Bylibyśmy zaskoczeni, gdyby Zagłębie się wiosną nie obudziło. Piotrowi Stokowcowi wiele można zarzucić, ale takiego bajzlu w defensywie, jak u Żurawia, były szkoleniowiec gdańskiej Lechii na pewno nie powtórzy. – Dalej jestem głodny i wymagający – powiedział szkoleniowiec klubowym mediom. – Pamiętam moje pierwsze przyjście do Zagłębia. To był trudny moment. Trzeba było uporządkować szatnię, zbudować drużynę na nowo. To udało się zrobić, wprowadzając młodych zawodników. Drużyna grała widowiskowo, w europejskich pucharach. Pamiętam te chwile: 11 tysięcy kibiców na Partizanie Belgrad i zwycięstwa w lidze. Chcę do tego wrócić, ale najpierw mamy do wykonania inne zadania: utrzymać klub, odbudować defensywę, bo straciliśmy mnóstwo goli – najwięcej w Ekstraklasie. Musimy najpierw ustabilizować tę drużynę i dać jej trochę DNA. Porządku i dyscypliny.

Trudno o jaśniejszy komunikat. Koniec z opowieściami o widowiskowej grze samą młodzieżą, które swoim nazwiskiem firmował przez kilka miesięcy Żuraw. Zagłębie koncentruje się na punktowaniu. Utrzymanie w lidze samo się nie wywalczy.

WISŁA PŁOCK ZACHOWA SPOKÓJ?

– Na pewno mam satysfakcję z tego jak duży progres zanotowała drużyna. Z każdym meczem zespół jest bliżej moich założeń i oczekiwań. Zmieniliśmy niemal całkowicie sposób gry Wisły Płock. Nie pierwszy raz coś takiego robię – mówił nam niedawno trener Maciej Bartoszek. – Wiem, że ten skład ludzki w kadrze i cały sztab szkoleniowy stać na wiele. Wszyscy rozumiemy się coraz lepiej. Chodzi mi też o wszystkich moich współpracowników. Stać nas na to, żeby być jeszcze wyżej, niż to szóste miejsce, które obecnie mamy. Możemy też jeszcze lepiej grać.

Brzmi to wszystko nieco buńczucznie, bo tak Bogiem a prawdą, to „Nafciarzom” chyba jednak bliżej do dwunastego Piasta Gliwice, niż trzeciego Rakowa Częstochowa. Mimo że od obu tych drużyn dzieli w tej chwili Wisłę sześć punktów. Pytanie, co o tym wszystkim myślą klubowi działacze?

Nie jest tajemnicą, że w trakcie rundy jesiennej stołek Bartoszka był dość mocno rozgrzany i co najmniej dwukrotnie do mediów przeciekły poważne spekulacje o możliwym rozstaniu ze szkoleniowcem. Ostatecznie obronił się on wynikami, ale wątpliwości pozostały. Trudno nie odnieść wrażenia, że solidną jesienią Bartoszek kupił sobie niewiele spokoju i ewentualny kryzys formy może go definitywnie pogrążyć. – Mam już pewne doświadczenia i staram się takich plotek nie brać do głowy – zapewnia trener. – To może przeszkadzać w racjonalnym podejmowaniu decyzji i dążeniu do wyznaczonego celu. Może to również wyhamować rozwój zespołu. Z tego może się zrodzić chaos w postępowaniu. Takie pogubienie się w różnych działaniach. Trener musi mieć na tyle silną osobowość, żeby nie dopuścić do tego, aby te rzeczy z zewnątrz wpływały na jego pracę.

Zobaczymy, ile tego spokoju w pracy Bartoszek faktycznie wiosną otrzyma. Niewątpliwie zasłużył na to, by choć przez kilka miesięcy nie czytać pogłosek o swoich potencjalnych następcach, ale w praktyce o tak duży komfort może być niełatwo.

WISŁA KRAKÓW UWIKŁA SIĘ W „WALKĘ O SPADEK”?

Trudno nie chwalić biznesowej zaradności Wisły Kraków. Zarobienie kilku milionów euro na Aschrafie El Mahdiouim i Yawie Yeboahu to transferowy majstersztyk. Niezwykle rzadko się przecież zdarza, by kluby z Ekstraklasy wyciągały aż tak znaczące sumy za sprzedać obcokrajowców. I to ukształtowanych piłkarsko, żadnych tam młodzieniaszków. Jednak medal ma też, jak zawsze, drugą stronę. „Biała Gwiazda” straciła dwóch czołowych zawodników. A przecież jej sytuacja w tabeli nie jest na tyle bezpieczna, by można było machnąć na to ręką i powiedzieć, że jakoś to będzie.

W 2020 roku Wisła zajęła trzynaste miejsce w lidze. Ostatnie z zapewniających utrzymanie. Rok później też była trzynasta. I w tej chwili również plasuje się na trzynastej lokacie. Sporo się w krakowskim klubie zmienia – zawodnicy, trenerzy, taktyczna filozofia – ale czysto sportowego progresu nie widać. Tymczasem takie bujanie się w okolicach strefy spadkowej bywa niebezpieczne. Wystarczy gorszy miesiąc, jakaś plaga kontuzji, trochę pecha i można się obudzić z ręką w nocniku.

Trener Adrian Gula musi szybko załatać dziury po sprzedanych zawodnikach i wkomponować do zespołu nowych graczy. Trzeba pamiętać, że za plecami Wisły są między innymi Zagłębie i Legia – ekipy z potencjałem na porządne punktowanie wiosną. – Wiemy, w jakiej jesteśmy sytuacji. Nie mieliśmy w planach w zimie robić rewolucji, ale były plany, żeby zrobić pozytywne zmiany. Wzmocnić się. Wierzę, że już przez te kilka tygodni przygotowań udało nam się coś pozytywnego zbudować – powiedział szkoleniowiec „Białej Gwiazdy” w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej”. – Wierzę przede wszystkim w to, że pokażemy postęp w grze tej drużyny. Nie tylko jeśli chodzi o sam sposób rozgrywania meczów, ale również w postaci konkretów, zdobytych bramek i punktów. 

GÓRNIK ZABRZE POZOSTANIE ŚREDNIAKIEM?

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały jesienią, że Górnik Zabrze w sezonie 2021/22 będzie po prostu ligowym przeciętniakiem. Obijającym się od ściany do ściany – od serii udanych meczów do passy niepowodzeń i kiepskich występów. W sumie nie jest to taka zła pozycja, ale jeśli wziąć pod uwagę odejście Jesusa Jimeneza i alarmujące wypowiedzi Jana Urbana o sytuacji kadrowej zespołu, można się zastanawiać, czy zabrzanie przypadkiem nie osuną się tabeli.

Rozumiem tę decyzję, bo to ostatni moment, żeby klub otrzymał za niego pieniądze. Latem mógłby przecież odejść za darmo. Tym niemniej będzie to dla nas wielka strata. To był w zespole kluczowy piłkarz, a statystyki nie tylko goli i asyst, ale także podań, pokazują, że najlepszy w Ekstraklasie – powiedział Urban o Jimenezie. – Nie chciałbym naciskać na szefów klubu, wolałbym, żeby sami mieli świadomość, jak bardzo już teraz potrzebujemy napastnika, bo wybór ofensywny mamy bardzo, ale to bardzo ograniczony. Niestety, ci piłkarze, których mam w kadrze, a którzy do tej pory nie przebijali się do składu, po odejściu Jesusa też nie za bardzo awansują w hierarchii, bo prezentują inny styl niż ten, który my preferujemy.

– Jedziemy na pierwszy wiosenny mecz, a ja mam kłopot ze skompletowaniem osiemnastki. Naprawdę musimy coś jeszcze zrobić w tym okienku, żeby nie chodzić na paluszkach i nie modlić się o unikanie kartek i kontuzji. A przecież będziemy grać na bardzo ciężkich boiskach i z bardzo zdeterminowanymi rywalami, walczącymi o osiągnięcie swoich celów – dodał szkoleniowiec, cytowany przez „Dziennik Zachodni”.

Mocny komunikat wysłany do władz Górnika. Wygląda na to, że w Zabrzu jest nerwowo.

PIAST SIĘ OBUDZI?

Piast Gliwice to jedno z większych rozczarowań jesiennej części sezonu 2021/22. Podopieczni Waldemara Fornalika punktowali kiepsko, grali nudno i bez błysku, ewidentnie brakowało im siły ognia. No i trzeba przyznać, że reakcja działaczy gliwickiego klubu jest dość imponująca. Fornalik wiosną będzie miał do dyspozycji Kamila Wilczka, Rauno Sappinena oraz Tihomira Kostadinova. To kompletnie zmienia optykę na ofensywną siłę zespołu. Dalsze straszenie rywali Alberto Torilem mijało się z celem. A niewykluczone, że w nowym towarzystwie jeszcze więcej jakości zdoła zaprezentować Damian Kądzior. Krótko mówiąc, Fornalik ma w ręku narzędzia, by usprawnić kulejącą ofensywę Piasta. I ruszyć w pościg za czołówką, choć o to będzie już bardzo trudno.

Wilczek dołączył do nas raptem kilka dni temu, Reiner dopiero na zgrupowanie w Turcji. Musimy umiejętnie ich wkomponowywać. Może być tak, że w pierwszym meczu zagra dwóch-trzech, a może tylko jeden. To wartościowi piłkarze. Chcemy z nich wydobyć maksimum umiejętności – zaznaczył były selekcjoner. – Rozpoczynamy rundę z nadzieją na ustabilizowanie formy. Drużyna ma grać dobrą piłkę i punktować w większym wymiarze niż jesienią. Za sobą mamy bardzo solidnie przepracowany okres. Nie zaniedbaliśmy żadnego detalu. […] Jesienią nasza siła rażenia nie była zbyt duża. Wykonaliśmy więc ruchy transferowe, żeby wrócić do sytuacji, kiedy to napastnicy zdobywają bramki, a inni piłkarze im w tym pomagają. 

Widać w Gliwicach potencjał na progres. „Jesienna deprecha” już za Piastem.

STAL MIELEC PRZETRWA?

Radomiak Radomiakiem, ale ósme miejsce Stali Mielec po rundzie jesiennej to również wielka niespodzianka i rezultat godny najwyższego podziwu. Problem w tym, że jeden z głównych bohaterów udanej rundy, Fabian Piasecki, powrócił do Śląska Wrocław. A zastąpienia napastnika, który dał drużynie tak wiele jakości, może się okazać po prostu niewykonalne. – Kto zastąpi Piaseckiego? To pytanie na czasie – przyznał trener Adam Majewski. – Sam chciałbym to wiedzieć. Szkoda, że Śląsk skrócił wypożyczenie i Fabian od nas odszedł. Mam nadzieję, że jeszcze się coś wydarzy. W każdym razie w meczu z Górnikiem nowego napastnika na pewno nie będzie. Liczę, że stanie się tak przed następną kolejką. Rozważamy różne kandydatury.

Jasne, Stal to nie tylko Piasecki. To również Rafał Strączek, który zostaje do lata. To Flis, Mak czy Tomasiewicz. Ale wyciągnięcie tak ważnego elementu z mieleckiej maszyny może spowodować jej całkowitą awarię. Zwłaszcza, że klub cały czas zmaga się z finansowymi problemami.

Sytuacja finansowa klubu jest wciąż trudna. Udał nam się cud i znaleźliśmy pieniądze, aby dograć do czerwca, ale przed nami dalsze trudne decyzje restrukturyzacyjne, aby zbilansować budżet. Cały czas musimy szukać dodatkowych pieniędzy, aby utrzymać w kolejnych sezonach Ekstraklasę w Mielcu. Żeby zbilansować kolejny sezon, mamy dwa rozwiązania: albo znajdziemy sponsora, który przyniesie odpowiednią kwotę, albo będziemy musieli znaleźć zawodników o podobnej jakości, ale za mniejsze pieniądze. Ekonomii się nie da oszukać – mówi prezes Jacek Klimek.

Inna sprawa, że w Mielcu mają co trwonić. Dwanaście punktów przewagi nad strefą spadkową to nie w kij dmuchał.

NOWAK ODMIENI JAGIELLONIĘ?

Powrót Ireneusza Mamrota do Białegostoku trzeba rozpatrywać w kategoriach niewypału. Już pal licho kuriozalne okoliczności rozstania z trenerem, tak szeroko przez nas komentowane. Jaga po prostu jesienią prezentowała kiepski futbol. Nawet jeśli zwyciężała, to na ogół po męczarniach. Zespołowi brakowało stylu, jakiejś wyraźnie zarysowanej myśli przewodniej w grze. Stąd szereg zmian personalnych. Piotr Nowak zasiadł na ławce trenerskiej, a Wojciech Pertkiewicz w fotelu prezesa klubu. O tym pierwszym na pewno nie sposób powiedzieć, by nie przywiązywał wagi do stylu gry. Jego Lechia Gdańsk finalnie nie zdołała wprawdzie sięgnąć po mistrzostwo Polski, mimo dużych możliwości i znaczących nazwisk w kadrze, ale grała w wyrazisty sposób.

Tego dziś trzeba Jagiellonii. Nowego oblicza. Zerwania z nijakością.

Piłka zaczęła cieszyć piłkarzy Jagiellonii. Najważniejsze były pierwsze dni naszego zgrupowania w Turcji. Piłkarze zobaczyli, że nie jestem zwykłym filozofem z kapslami w rękach, a człowiekiem, który może pomóc ich karierom. Jestem bardziej nauczycielem niż trenerem. Przedsięwziąłem bardziej edukacyjny projekt. Zindywidualizowałem ten proces, wszystko wprowadzam stopniowo. Tu obrońcy, tu pomocnicy, tam napastnicy. Tu pójdziesz, tam pójdziesz, tu wrócisz, tam wrócisz. Małe grupki. Takie, żeby każdy dostał tyle informacji, ile jest mu potrzebne na dzień dzisiejszy. A w pewnym momencie trzeba będzie to wszystko związać i zrobić z tego „nice package” – powiedział Nowak. – Mam trochę satysfakcji w tym, że moi nowi podopieczni po okresie przygotowawczym zrozumieli już moją filozofię. Zaczynają patrzeć na piłkę nożną moimi oczami.

Pustosłowie i typowo amerykański, infantylny optymizm, czy może realna ocena sytuacji? Wkrótce się przekonamy, na ile faktycznie udało się Nowakowi przekonać do siebie piłkarzy. Kadencja Michała Probierza udowodniła, że w Białymstoku dobrze sprawdzają się trenerzy o mocnych osobowościach, ochoczo narzucający wszystkim wkoło swoją wizję futbolu. Nowak zdaje się podążać tym samym torem. Chce być twarzą tego projektu.

ŚLĄSK ZAPOMNI O CZOŁÓWCE?

W łeb od Cracovii. W łeb od Warty, w łeb od Pogoni i Górnika Zabrze. Końcówka rundy jesiennej w wykonaniu Śląska Wrocław była, delikatnie rzecz ujmując, nie najlepsza. Jacek Magiera jak gdyby kompletnie zabłądził. Zespół do reszty rozjechał mu się w defensywie, a i z przodu wyglądało to coraz słabiej. Niewątpliwie fani z Wrocławia oczekiwali czegoś więcej. Może nie od razu walki o mistrzostwo kraju, ale na pewno kolejnego sezonu spędzonego w okolicach podium.

A tu dziesiąte miejsce. Za plecami Stali Mielec pospinanej na trytytki.

Patrząc całościowo, z szerszej perspektywy, ten rok jest dla nas bardzo dobry – zapewniał w grudniu trener, cytowany przez „Gazetę Wrocławską”. – Nie powiedziałbym, że drużyna wpadła w kryzys. Ludzie blisko ze mną współpracujący mówili mi, że byłem sfrustrowany. Tak byłem – po Niecieczy i po Jagiellonii. Już wtedy wiedziałem, że przyjdzie moment, w którym strata tych pięciu punktów będzie miała znaczenie. To właśnie sprawia, że teraz rozmawiamy o kryzysowej sytuacji, że pojawiają się takie pytania, ale takowej nie ma. Ciągle chcemy stawać się lepsi, mieć swoją tożsamość, ale zdajemy sobie sprawę, że nasz styl jest ryzykowny i takie sytuacje będą się zdarzały. Bierzemy to na klatę.

Tylko że dodatkowego obciążenia na klatę nie można sobie przecież ładować w nieskończoność, bo prędzej czy później człowiek skończy ze zmiażdżonymi płucami i połamanymi żebrami. Jeśli zatem „ryzykowny styl” Śląska nie zacznie przynosić rezultatów, to konieczna będzie zmiana. Stylu lub trenera.

CRACOVIA ODZYSKA ANIMUSZ?

Pierwsza część kadencji Michała Probierza w Cracovii miała jasny motyw przewodni – budujemy drużynę, która docelowo ma wywalczyć mistrzostwo Polski. Trener (i wiceprezes zarazem) o tego rodzaju ambicjach mówił otwarcie. Jak wyszło – wiemy. I dzisiaj tak naprawdę trudno dociec, w jakim miejscu „Pasy” się właściwie znajdują. To wciąż jest ekipa o wielkich aspiracjach przechodząca przez proces przebudowy pod okiem nowego trenera? A może już tylko przeciętniak zadowolony z dziewiątej lokaty w tabeli? Zimowe transfery, a w zasadzie ich brak, zdają się sugerować, że opcja numer dwa jest bliższa prawdy.

Rzeczywiście, rzadko zdarza się taka sytuacja, że zimą nie dochodzi do zmian kadrowych – przyznał „Gazecie Krakowskiej” trener Jacek Zieliński. – Natomiast na koniec poprzedniej rundy mówiłem, że nam potrzeba dwóch transferów jakościowych do tej drużyny. Jako trzeci transfer uważałem powrót Davida Jablonsky’ego. Co do dwóch transferów, w dalszym ciągu temat jest otwarty. Potrzeba nam dwóch konkretnych, dobrej jakości piłkarzy. Dlatego być może nasze poszukiwania czy rozmowy trwają trochę dłużej, ale ja potrzebuję tutaj jakości, więc nie podejmujemy zbyt szybkich decyzji.

Oczywiście może to być tylko zasłona dymna w wykonaniu profesora Janusza Filipiaka. Albo faktycznie przedstawiciele Cracovii tak pieczołowicie obserwują zawodników, że cały proces niesamowicie się wydłużył. Ale fakty są, jakie są. Cracovia wyleciała z ligowej czołówki i chyba się z tym pogodziła.

***

Na koniec pytanko do was!

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

fot. FotoPyk / NewsPix.pl

Najnowsze

Niemcy

Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach

Szymon Piórek
0
Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach

Ekstraklasa

Niemcy

Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach

Szymon Piórek
0
Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach

Komentarze

32 komentarzy

Loading...