Reklama

Pekin 2022 – ogromne koszty, kontrowersje i masa absurdów

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

02 lutego 2022, 17:50 • 18 min czytania 14 komentarzy

Igrzyska olimpijskie w Pekinie jeszcze się nie rozpoczęły, a już wzbudzają całą masę nieporozumień i złych emocji. Począwszy od niejasnego przedstawienia kosztów imprezy przez Chińczyków, a skończywszy na koronawirusowym zamieszaniu i absurdach, które przyjezdni zastają na miejscu. Ale jeżeli jesteście ciekawi tego, jak Państwo Środka przygotowało się do igrzysk, jak dużo pieniędzy wydało na organizację imprezy, czy też z jakimi problemami – i kontrowersjami – musiało sobie poradzić, to dobrze trafiliście. Oto Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pekin 2022.

Pekin 2022 – ogromne koszty, kontrowersje i masa absurdów

CHIŃSKA KREATYWNA KSIĘGOWOŚĆ 2.0

Kiedy Pekin czternaście lat temu organizował letnie igrzyska olimpijskie, gospodarze podeszli do tematu bezkompromisowo. Państwo Środka, nie zważając na poniesione koszty, pragnęło wysłać światu klarowny przekaz – oto na mapie pojawił się nowy gigant. Potężny kraj, zdolny zorganizować najwspanialsze zawody olimpijskie w historii. Na ich przeprowadzenie wydano aż czterdzieści cztery miliardy dolarów. Całe miasto przeszło gruntowną modernizację, począwszy od wybudowania dwunastu aren sportowych, a skończywszy na budowie nowych dróg i linii metra.

Do tej pory tylko jedne igrzyska olimpijskie okazały się droższe w organizacji. Mowa o zimowej – więc o wiele mniejszej – imprezie w Soczi, która pochłonęła pięćdziesiąt jeden miliardów dolarów. Jednak to przypadek specyficzny. W Rosji łapówki wynikające z kontraktów budowlanych płynęły szerokim strumieniem i praktycznie każda poczyniona inwestycja pochłonęła znacznie więcej pieniędzy, niż wniosła jej realna wartość.

Poza Soczi, żadne inne igrzyska nawet nie zbliżyły się pod względem kosztów do Pekinu. A mówimy przecież o takich imprezach jak Rio de Janeiro (trzynaście miliardów zielonych), które podobnie jak Soczi, od afer korupcyjnych nie stroniło. Albo ostatnie igrzyska w Tokio. Budżet zawodów w Kraju Kwitnącej Wiśni wynosił piętnaście miliardów dolarów. Lecz obecnie szacuje się, że między innymi przez COVID oraz zmianę terminu rozegrania igrzysk, koszt ich organizacji pochłonął dwadzieścia osiem miliardów. Sporo, aczkolwiek wciąż nie mogą się równać z Pekinem.

Reklama

Pod tym względem – oraz biorąc pod uwagę sytuację panującą na świecie – można tylko pochwalić obecne igrzyska, których koszt przeprowadzenia zamknie się w kwocie zaledwie 3,9 miliarda dolarów. Szokująco niska cena.

Z tym, że to wersja oficjalna. A sprytni Chińczycy mają to do siebie, że w takich oświadczeniach lubią mijać się z prawdą.

Problem polega na tym, że Państwo Środka nie uwzględnia w tej kwocie kosztów modernizacji infrastruktury. Owszem, ta będzie służyć mieszkańcom jeszcze lata po zakończeniu igrzysk, ale obiekty zostały wybudowane czy też wyremontowane głównie z myślą o turnieju olimpijskim. Co ciekawe, Chińczycy w tym względzie postąpili dokładnie tak samo jak w 2008 roku, kiedy oszacowali koszt przeprowadzenia letniej edycji imprezy na równe cztery miliardy dolarów. Zatem mamy tu do czynienia z kreatywną księgowością, w której gospodarz nie wykazał po stronie kosztów wielu inwestycji tak, by ostatecznie mógł pochwalić się mianem zorganizowania najtańszych igrzysk od lat oraz zielonym słupkiem po stronie przychodów.

Według śledztwa przeprowadzonego przez portal Insider (dawniej Business Insider), pekińskie igrzyska pochłoną aż 38,5 miliarda dolarów! Sama budowa nowej linii superszybkiej kolei pociągowej Fuxing, będącej odpowiednikiem japońskiego Shinkansena czy francuskiego TGV, wyniosła aż 9,2 miliarda dolarów. Dzięki temu pokonanie prawie dwustu kilometrów pomiędzy Pekinem a Zhangjiakou, zajmuje około pięćdziesiąt minut. Wcześniej taka podróż trwała trzy godziny. A miasto w prowincji Hebei to bardzo ważny punkt na olimpijskiej mapie igrzysk. Odbędą się tam zawody w narciarstwie dowolnym, snowboardzie, biathlonie, biegach czy skokach narciarskich.

Jednak niewliczanie po stronie kosztów inwestycji mających tylko pośredni związek z igrzyskami – jak nowe drogi czy linie kolejowe – to jeszcze nic. Chińczycy bardzo frywolnie podeszli też do tematu samych obiektów sportowych. Przepisy MKOl im na to pozwalają. Wpisanie danej inwestycji po stronie wydatków związanych z igrzyskami zależy od stopnia ich modernizacji. Jeżeli istniały wcześniej, a po igrzyskach będą wykorzystywane w celach sportowo-rekreacyjnych, gospodarz nie musi zaliczać tego wydatku do kosztu organizacji igrzysk.

Reklama

Tym sposobem Chińczycy istotnie wydali niespełna cztery miliardy dolarów na przygotowania do imprezy jako takiej – wydarzenia w sensie dosłownym. A poza tym, wspomniane 9,2 miliarda na nową trakcję kolejową czy 15(!) miliardów na rozbudowę sieci dróg w rejonie prowincji Hebei. Następne pięć pochłonęła rozbudowa infrastruktury sportowej Zhangjiakou, a wybudowanie wioski olimpijskiej w Pekinie – nieco ponad trzy. Następnie mamy szereg inwestycji skromniejszych, bo wynoszących zaledwie kilkaset milionów. To nowa linia metra, modernizacja lotniska Ningyuan we wspomnianym Zhangjiakou, czy zagospodarowanie terenu Yanquing – trzeciego miejsca, w którym będą rozgrywane igrzyska.

Realne koszty organizacji igrzysk w Pekinie. Źródło: Insider.com

A przecież do tego wszystkiego gospodarze nie wliczają zwiększonych kosztów, które poniosą w związku z organizacją imprezy w czasie pandemii. Chodzi o większą liczbę pracujących wolontariuszy, dostosowanie zawodów do wymogów sanitarnych, czy organizację stref zamkniętych dla ludzi z zewnątrz. Słowa przewodniczącego Xi Jinpinga o relatywnie tanich, proekologicznych igrzyskach, będących pochwałą skromności i prostoty, można włożyć między bajki o Kubusiu Puchatku.

OŚRODEK PIERWSZY – PEKIN

Właśnie, skoro jesteśmy przy słodkich misiach, to powiedzmy słówko o maskotce. Nazywa się Bing Dwen Dwen. To panda, symbolizująca miłość do sportów zimowych i ducha rywalizacji. Nic ciekawego, poza tym, że panda jako zwierzak powróciła jako maskotka igrzysk. Ostatnim razem taką rolę pełniła oczywiście w Pekinie w 2008 roku, gdzie była jednym z pięciu pluszaków-symboli igrzysk.

Ale Państwo Środka interesująco wykorzystało koncept olimpijskiego pluszaka. Otóż panda ma na sobie lodowy kostium, przypominający ubranie astronauty. Zatem całość zawiera w sobie element ocierający się o politykę. Chińczycy bardzo chwalą się swoimi dokonaniami na polu eksploracji kosmosu, rywalizując w tej dziedzinie z Amerykanami.

Pekin najbardziej szczyci się tym, że jest pierwszym miastem w historii, które gościć będzie zarówno letnie jak i zimowe igrzyska. Nawiązania do imprezy zorganizowanej czternaście lat temu są wszechobecne. Zresztą, od 2009 roku w Chinach prężnie działa Beijing Olympic Development Association (BODA), które rozwija też sporty zimowe w Państwie Środka. Lecz namacalnym łącznikiem pomiędzy obiema imprezami będą areny sportowe, które wcześniej zostały wykorzystane podczas letnich igrzysk.

I tak igrzyska rozpoczną się i zakończą w słynnym już Ptasim Gnieździe, czyli Stadionie Narodowym w Pekinie. Ponadto na stadionie będą odbywały się ceremonie dekoracji medalistów w niektórych konkurencjach.

Do sportów zimowych w ciekawy sposób zaadaptowano Pływalnię Olimpijską. Została przekształcona w lodowisko do… curlingu. Pozostałe sporty lodowe będą rozgrywane w innych budynkach. Turniej olimpijski w hokeju na lodzie odbędzie się w Hali Narodowej, gdzie w 2008 roku o medale walczyli gimnastycy oraz piłkarze ręczni, oraz Wukesong Arena, która wcześniej gościła koszykarzy. Z kolei łyżwiarstwo figurowe i short track zostaną rozegrane w hali, gdzie podczas letnich igrzysk olimpijskich miał miejsce finał turnieju siatkówki.

Jednak w samym Pekinie największe wrażenie robi Big Air Shougang. Skocznia jest postawiona w dzielnicy przemysłowej, na terenie dawnej huty stali. Tę zamknięto już w 2008 roku z powodu zbyt dużej emisji zanieczyszczeń do powietrza. Dziesięć lat później rozpoczęto budowę tej niezwykle efektownej konstrukcji, na której rozegrają się zawody w big airze zarówno w snowboardzie, jak i narciarstwie dowolnym.

Tu kolejny raz powracamy do elementu, do którego podczas chińskich igrzysk wszyscy powinniśmy się przyzwyczaić. Z jednej strony, taka lokalizacja Big Air Shougang to gest Chin mówiący, że igrzyska zmierzają w kierunku proekologicznym. Na przykład technologia wykorzystywana przy budowie lodowisk pozwoli ograniczyć emisję dwutlenku węgla podczas ich utrzymania w dobrym stanie. Pływalnia Olimpijska stanie się na tyle uniwersalna, że będzie mogła być wykorzystywana zarówno do sportów wodnych, jak i zimowych – jako lodowisko.

Ale teoria, wykorzystane technologie i piękne hasła o nawiązaniu do poprzedniej imprezy, które gospodarze tak chętnie wygłaszają, to jedno. Natomiast działalność Chin pokazuje coś zupełnie odwrotnego. Do poszczególnych przykładów jeszcze dojdziemy.

Okej, zdajemy sobie sprawę, że letnie i zimowe igrzyska najbardziej łączy nazwa i symbol pięciu kółek. Tak naprawdę to dwie zupełnie inne imprezy. Przeprowadzenie jednej, kiedy kilkanaście lat wcześniej organizowało się drugą, nie ogranicza się – jak to mawiał klasyk – wyłącznie do wydrukowania biletów. Zwłaszcza, że koncepcja rozmieszczenia igrzysk jest zupełnie inna.

Owszem, zapewne stara wioska olimpijska pomieściłaby wszystkie kadry, które pojawią się w Państwie Środka. Wszak została zaprojektowana z myślą o przyjęciu aż szesnastu tysięcy sportowców. Ale rok po letnich igrzyskach została przekształcona w dzielnicę mieszkaniową. Z tego powodu zaistniała potrzeba budowy nowej, mniejszej wioski na terenie Parku Olimpijskiego. Pomieści ona 2300 sportowców oraz pozostałych członków reprezentacji. I nie jest największą z baz noclegowych.

OŚRODEK DRUGI – ZHANGJIKAOU

Chińczycy podzielili areny igrzysk na trzy lokacje. Zatem w wielu przypadkach, choć oficjalnie igrzyska będą rozgrywały się w Pekinie, sportowcy nie zobaczą stolicy Państwa Środka. Nawet w wolnym czasie, ze względu na obostrzenia w przemieszczaniu się spowodowane pandemią. I tak druga wioska znajdować się będzie w Zhangjiakou i pomieści 2640 osób. Choć stoki narciarskie istniały tam wcześniej, to w latach 2016-2020 cały kompleks przeszedł gruntowną (i kosztowną) modernizację. W zasadzie to całkowicie nowe miejsce, wybudowane z myślą o igrzyskach.

Wybudowano cały park do snowboardu, narciarstwa dowolnego oraz biathlonu. Według pierwszych relacji zawodników, same trasy są trudne.

– Jest naprawdę bardzo twardo, śnieg jest dosyć tępy. Warunki są wolne. Moim zdaniem trasa jest bardzo wymagająca, posiada długie podbiegi – powiedziała Izabela Marcisz w rozmowie z TVP Sport.

To wszystko sprawka sztucznego śniegu, na którym w całości odbędą się rozgrywki. Zapewnienie aż takiej ilości białego puchu stanowiło kolosalne wyzwanie dla organizatorów, którzy w tym celu użyli sto generatorów śniegu oraz aż trzysta armatek śnieżnych. Powierzchnia, którą pokryje śnieżna warstwa, wynosi aż osiemset tysięcy metrów kwadratowych! Gospodarze nie ograniczyli się w tym względzie zaledwie do ośnieżenia tras sportowych. Całe na biało pokryte są również tereny wokół nich. A że władza szczyci się, że igrzyska mają być proekologiczne, chociaż rejon Zhangjiakou od lat cierpi na problem niedoboru wody? Cóż, wspominaliśmy już, że Chiny mogą nieść na sztandarach bardzo podniosłe hasła, jednak ich czyny wskazują na zupełnie coś innego.

A jak sztuczny śnieg wpłynie na rywalizację? To zależy od sportu. W biegach narciarskich czy biathlonie, leżąca przez długi czas powłoka będzie twarda, przez co stanie się wymagająca. To wszystko za sprawą temperatur, dochodzących w nocy do minus dwudziestu stopni Celsjusza. Zgoła inaczej będzie to wyglądać w snowboardzie, gdzie wierzchnia warstwa powinna być bardziej sypka. Nie każdemu zawodnikowi może to odpowiadać. Ale na przykład nasza Aleksandra Król – która trzy lata temu zajęła w Zhangjiakou czwarte miejsce – bardzo chwali warunki panujące na stoku.

– Trasa na zawody przygotowywana jest perfekcyjnie. Na pewno będzie wstrzykiwana — za pomocą specjalnej maszyny — woda do środka. Do tego będzie cała masa równaczy, którzy będą przejeżdżać po każdej osobie. Trasa powinna być zatem idealna i powinno się po niej jeździć jak po stole – powiedziała Polka w wywiadzie dla Onetu.

Oczywiście, trasy narciarskie czy stoki do narciarstwa dowolnego i snowboardu zostały znacznie zmodernizowane. Jednak prawdziwym oczkiem w głowie kompleksu narciarskiego w Zhangjiakou jest Snow Ruyi National Ski Jumping Centre, z dwiema nowo wybudowanymi skoczniami – K125 i K95. I napiszemy to tak dosadnie, jak tylko się da – Boże, jakie te skocznie są śliczne! Cały projekt podobno jest inspirowany wyglądem chińskiego talizmanu – berła Ruyi – i stąd wywodzi się nazwa skoczni. Nam jednak wieża rozbiegowa przypomina bardziej statek kosmiczny. Zwłaszcza wieczorami, kiedy cały kompleks skoczni jest podświetlony. Ale jeżeli nie chcecie sugerować się naszym zdaniem, polecamy opinię eksperta. W listopadzie tego roku Kamil Stoch, zapytany o chińską skocznię, stwierdził krótko – jest cudowna.

Mamy nadzieję, że bezpośredni kontakt z obiektami – który w jego przypadku jeszcze nie nastąpił – nie zmieni zdania naszego mistrza. Kompleks prezentuje się zjawiskowo, a jego profil jest porównywany z Bloudkovą Velikanką w Planicy. Czyli obiektami o rozmiarach K125 i K95, na których Polacy często trenują. Jednak wygląd to nie wszystko, a chińskie skocznie względem słoweńskich kuzynek posiadają dwie istotne różnice.

Po pierwsze, sztuczny i zamarznięty śnieg na zeskoku będzie bardzo twardy. Lądowanie na takiej nawierzchni może wiązać się z paskudnymi kontuzjami – w szczególności więzadeł krzyżowych. Mamy nadzieję, że w obecnym sezonie Pucharu Świata w skokach przyzwyczailiście się do sytuacji, w której jury zawodów, po dalekim skoku w okolicach HS od razu obniża belkę startową. W Chinach mogą mieć ku temu dobry pretekst.

Ale największe wątpliwości wzbudza słaba osłona skoczni przed wiatrem. Jak możecie zobaczyć na zdjęciu, obiekt K95 z jednej strony jeszcze jest osłonięty zeskokiem większej skoczni. Jednak cały kompleks otaczają skromne, niezalesione wzgórza, a większa skocznia posiada niskie parawany chroniące zawodników przed wiatrem. Obyśmy się mylili, ale to zwiastuje, że konkursy olimpijskie mogą nie być najbardziej sprawiedliwymi zawodami na świecie.

OŚRODEK TRZECI – YANQING

Trzecia i zarazem najmniejsza wioska olimpijska została utworzona w Yanqing. To dzielnica położona osiemdziesiąt kilometrów na północny zachód od centrum Pekinu, w której gościć będzie 1430 sportowców oraz innych członków reprezentacji. Miejsca noclegowe mają nawiązywać do tradycyjnej, chińskiej wioski, podkreślając w ten sposób jedność z przyrodą i naturą. Chyba nie musimy dodawać, że te obszary również zostały sztucznie zaśnieżone, bez względu na koszty?

Na miejscu rozegrają się zawody w bobslejach, saneczkarstwie oraz skeletonie. W tym celu Chiny wybudowały nowy tor bobslejowy. Składa się z szesnastu zakrętów, a 1975 metrów czyni go najdłuższym tego typu obiektem na świecie. A to z kolei powoduje, że większe znaczenie od umiejętności technicznych zawodników, odegra wykorzystywany przez nich sprzęt. Nie bez kozery bobsleje są nazywane zimową Formułą 1. Nie chodzi tu wyłącznie o prędkość sań, ale też o ciągły technologiczny wyścig zbrojeń, prowadzony przez najlepszych. Ekipy, które pod tym względem odstają od czołówki, raczej niewiele zdziałają na chińskim smoku – bo podobno wygląd toru nawiązuje do tego elementu kultury Chin. Ta sama kwestia dotyczy też saneczkarstwa i skeletonu.

– Tor nie jest pod nas. Jest bardzo długi, dużo prostych, wiraże są długie. Główną rolę odgrywa sprzęt. W tym aspekcie po prostu leżymy… Nasze sanki nie osiągają takich prędkości. Tracimy na takich dłuższych torach. Wolimy krótsze, bardziej techniczne. Tam możemy się wykazać – powiedział w rozmowie z Polskim Radiem Wojciech Chmielewski, który wraz z Jakubem Kowalewskim będzie reprezentował Polskę w saneczkarskiej dwójce.

Skoro jesteśmy przy torze zjazdowym i Polakach, to dodajmy, że podczas prób obiektu doszło do nieszczęśliwego wypadku z udziałem Mateusza Sochowicza. W listopadzie ubiegłego roku Polak z impetem uderzył w znajdującą się na trasie bramę przejazdową, która była zamknięta. Pierwsze diagnozy mówiły o otwartym złamaniu nogi, co praktycznie przekreśliłoby szanse saneczkarza na udział w igrzyskach. Na szczęście później okazało się, że choć wypadek wyglądał makabrycznie, to obrażenia nie były aż tak poważne i zobaczymy naszego reprezentanta na igrzyskach.

Jednak naszą uwagę z pewnością bardziej będzie przyciągać narciarstwo alpejskie – oczywiście, ze względu na Marynę Gąsienicę-Daniel. Polka w obecnym sezonie regularnie gościła w pierwszej dziesiątce zawodów Pucharu Świata, a w gigancie trzykrotnie zajęła szóste miejsce. Nie nazwalibyśmy jej żelazną faworytką do podium, ale przy odrobinie szczęścia Maryna ma szansę na życiowy sukces.

Nasza zawodniczka w wywiadzie dla TVP Sport wyciągnęła z przygotowania tras takie same wnioski, jak snowboardzistka, Aleksandra Król: – Trasy są świetnie przygotowane. Warunki są inne, ale trzeba się do nich przyzwyczaić. Tu jest bardzo sucho i organizatorzy muszą wlać więcej wody do śniegu, żeby upodobnił się do europejskiego. Tutaj śnieg jest suchy jak mąka, a w Europie ta wilgotność jest większa.

Warto przy tym zauważyć, że pragnący efektownych zawodów Chińczycy przygotowali dla narciarzy prawdziwe wyzwanie. Trasy są strome, szybkie i nawet najdrobniejszy błąd może na nich zaważyć o dobrym lub złym wyniku.

A jakie były koszty wybudowania nowych obiektów sportowych w Yanqing? Te wyniosły aż 442,9 miliona dolarów. Rzecz jasna, mowa tylko o inwestycjach czysto sportowych. Szeroko rozumiany rozwój całego regionu pochłonął kolejne 514 milionów zielonych.

KONTROWERSJE

Za cenę sumaryczną 38,5 miliarda dolarów, pekińskie igrzyska olimpijskie mogłyby stać się jedną z najwspanialszych imprez zorganizowanych pod charakterystyczną flagą z pięcioma kółkami. I to bez podziału na zimową i letnią edycję. Tak się jednak nie stanie, bo smród wokół chińskich igrzysk ciągnie od dobrych czterech lat. I bynajmniej nie mamy tu na myśli złej jakości powietrza, nieustanie zanieczyszczanego przez tamtejsze fabryki.

Takie kwestie jak cenzura panująca w Państwie Środka, brak wolności słowa czy też sprawa Tybetu i tego, jak Chińska Republika Ludowa traktuje rdzennych mieszkańców tego regionu, nie są niczym nowym. Chińczycy z podobnymi zarzutami mierzyli się już w czasie swoich pierwszych igrzysk w 2008 roku.

Lecz od 2014 roku Chiny aktywnie działają w północno-zachodniej części kraju, którą zamieszkują Ujgurzy. To licząca prawie trzynaście milionów grupa etniczna pochodzenia tureckiego, wyznająca islam. Prześladowani są właśnie ze względów wyznaniowych. W prowincji Sinciang regularnie niszczone są kolejne meczety i inne miejsca ich kultu. Szacuje się, że w ciągu ośmiu lat liczba Ujgurów uwięzionych bez wyroku przekroczyła milion osób. Dorośli trafiali do przymusowych obozów pracy, dzieci do państwowych internatów, powszechne były praktyki przymusowej antykoncepcji i aborcji. Wszystko po to, by możliwie jak najszybciej zasymilować niechcianą grupę etniczną. Kiedy sprawa w 2019 roku ujrzała światło dzienne, niektóre kraje na forum międzynarodowym wprost uznały chińskie działania za ludobójstwo lub zbrodnię przeciwko ludzkości.

W marcu tego samego roku miały miejsce ogromne protesty w Hongkongu. To region zależny od Chin, jednak posiadający sporą autonomię, chociażby w kwestii wolności wypowiedzi. Protesty wybuchły, gdyż Pekin przeforsował ustawę zezwalającą na ekstradycję obywateli Hongkongu do Chin. Taki dokument w praktyce pozwalał pozbyć się opozycji. W mieście dochodziło do regularnych protestów przeciwko polityce Xi Jinpinga, które trwały aż do 2020 roku, a rekordowo na ulice wyszło ponad dwa miliony obywateli. Zakończyło je dopiero wejście w życie ustawy o bezpieczeństwie narodowym w Hongkongu. Po jej wprowadzeniu większość opozycjonistów zaprzestało swojej działalności lub wyjechało za granicę. Ci, którzy zdecydowali się na dalszą walkę, w niedługim czasie byli aresztowani.

Ale to jeszcze nie wszystko. Na początku listopada ubiegłego roku Chińska tenisistka Peng Shuai poinformowała za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych, że była molestowana seksualnie przez Gaoli Zhanga. Zhang to były wicepremier kraju i jeden z najbardziej wpływowych polityków Państwa Środka. Relacja tenisistki po pół godziny zniknęła z sieci, a sama Peng Shuai zapadła się pod ziemię.

Chinom groził ogromny skandal, głos w tej sprawie zaginięcia sportsmenki zabierały najbardziej znane osobistości – nie tylko ze świata sportu. Pojawiały się nawet głosy o możliwym bojkocie igrzysk, co przeraziło MKOl, który włączył się do sprawy. Jednak Thomas Bach przede wszystkim chciał ratować imprezę. Otrzymał od Chińczyków wyreżyserowane filmy, na których Peng zapewniała że nic jej nie jest i uznał że zawodniczce istotnie nie grozi niebezpieczeństwo.

Koniec końców, dziesięć państw – w tym USA czy Kanada – ogłosiły bojkot igrzysk, ale wyłącznie dyplomatyczny. Z jednej strony, trudno traktować taką formę protestu inaczej, niż jako pusty gest. Z drugiej, decyzja o niewysłaniu swoich reprezentacji do Pekinu byłaby niszczeniem marzeń setek sportowców. Zatem Chińczykom ponownie się upiekło, bo same igrzyska w ogóle nie odczują tej formy protestu.

IGRZYSKA ABSURDÓW?

Do tego wszystkiego doszła pandemia. Wiele ekip przyjechało już przyleciało do Pekinu bez zawodników, którzy wcześniej otrzymali pozytywny wynik testu na koronawirusa. Mało tego, masa zawodników musi pogodzić się z pozytywnym wynikiem testu już po przylocie do Pekinu. Okej, zdajemy sobie sprawę, że wielu z nich zapewne zostało zaszczepionych. Sama szczepionka nie chroni przed złapaniem tego cholerstwa, ale w większości przypadków pomaga przejść COVID bez ciężkich objawów. Oddajmy też Chinom to, że podjęły ogromne środki, by igrzyska w ogóle się odbyły – również pod względem sanitarnym.

Jednak trudno dziwić nam się frustracji sportowców, u których wykryto wirusa, a którzy nie doświadczyli żadnych jego objawów i po prostu czują się zdrowo. Takich, jak na przykład Natalia Maliszewska, jedna z naszych największych nadziei medalowych. Albo Natalia Czerwonka, która podczas ceremonii otwarcia miała pełnić rolę jednego z chorążych reprezentacji. Tymczasem zamiast cieszyć się wielkim świętem sportu nasze łyżwiarki, zamknięte w izolacji, muszą nerwowo wyczekiwać kolejnego wyniku testu. Jeżeli nie zdążą uzyskać negatywnego rezultatu przed swoimi pierwszymi startami, igrzyska zakończą się dla nich na pobycie w hotelu. Maliszewska potrzebuje dwóch takich wyników – jeden uzyskała właśnie dziś.

Przykładów takich zawodników i członków reprezentacji jest o wiele więcej. Do dziś liczba ta wynosi 232 osoby. Chińczycy przyjęli bardzo restrykcyjne środki kontroli sportowców, członków reprezentacji oraz mediów. Wszyscy uczestnicy igrzysk są sprawdzani na obecność COVID już na lotnisku, a testy odbywają się przed każdym opuszczeniem hotelu. Ponadto goście są szczelnie oddzieleni od reszty kraju.

Pod tym względem trudno nie dojść do wniosku, że sytuacja pandemiczna jest gospodarzom trochę na rękę. Posiadają większą kontrolę nad przybyłymi gośćmi, z których żaden – nawet przypadkiem – nie ma szans zobaczyć lub też nagrać czegoś, co nie spodobałoby się tamtejszej władzy. Ale większość ludzi obecnych na miejscu podkreśla, że gospodarze w swoich obostrzeniach i chęci kontroli posunęli się do granic głupoty.

Dziennikarz TVP Sport Michał Chmielewski, wraz z resztą grupy nie mógł przejść do hotelu oddalonego o kilkaset metrów. Wszystko dlatego, że przemieszczać można się tylko za pośrednictwem specjalnych środków transportu.

Gdybyśmy mieli określić uczucia względem igrzysk, które oficjalnie wystartują w piątek, powiedzielibyśmy, że są one ambiwalentne. To dalej będzie wielka impreza i sportowe święto. Mamy nadzieję, że poszczególne zmagania dostarczą nam mnóstwo emocji. Nie żebyśmy teraz ich nie odczuwali, ale jednak wolimy czuć adrenalinę wynikającą ze sportowych zmagań, niż nerwowego sprawdzania w jakim składzie wystąpi dana reprezentacja, lub czy sportowiec któremu kibicujemy, wyrobi się z uzyskaniem negatywnego wyniku testu. I nie chodzi tu o test wykrywający doping.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
9
Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]

Komentarze

14 komentarzy

Loading...