Reklama

Czy Szewczenko jest dobrym selekcjonerem?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

24 stycznia 2022, 18:54 • 16 min czytania 69 komentarzy

Andrij Szewczenko może zostać nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Czy to dobry trener? Czy jest wart grubej pensji? W jakich aspektach szkoleniowego fachu wyręczali go do tej pory jego doświadczeni asystenci? Jak dogadywał się z największymi ukraińskimi gwiazdami? Co sprawiło, że jego Ukraina potrafiła zachwycać i wygrywać z najsilniejszymi reprezentacjami w Europie? Dlaczego za naszą wschodnią granicą ćwierćfinał Euro nie został odebrany w kategoriach wielkiego sukcesu? Jakie ma ambicje, marzenia, oczekiwania? Szukamy odpowiedzi. 

Czy Szewczenko jest dobrym selekcjonerem?

–  Jego nazwisko może mu przeszkadzać, ma zbyt wysokie oczekiwania wobec samego siebie – powiedział ostatnio doświadczony ukraiński trener, Ołeh Fedorczuk.

Andrij Szewczenko stracił pracę w Genui i tym samy poniósł pierwszą jednoznaczną porażkę w swojej trenerskiej karierze zawodowej. Dwumiesięczna współpraca okazała się wielką katastrofą. Ukrainiec wparował bowiem do płonącego domu, przytargał ze sobą kanister z benzyną i w samobójczym geście raz po raz wzniecał trawiący wszystko ognisty żywioł. Jedno zwycięstwo, trzy remisy, siedem porażek. Pięć bramek strzelonych, osiemnaście bramek straconych. Brak pomysłu, koncepcji, inwencji. Włoskie media burzyły się, że u Szewczenki kuleją przede wszystkim kompetencje taktyczne, szalenie przecież sławione i hołubione na Półwyspie Apenińskim. Sam zainteresowany nawet nie protestował.

Kiedy Johannes Spors zwalniał niegdyś wybitnego snajpera ze stanowiska pierwszego szkoleniowca ekipy Rossoblu, nawet nie silił się na sztuczki retoryczne i przesadną dyplomację. – Gra się nie poprawiała, wyniki nie przyszły. Byliśmy szczerzy z Szewczenką, trzeba było się rozstać – rzucił dyrektor generalny Genui. Czterdziestopięcioletni trener musiał wiedzieć, że tak to się skończy. Genoa to maszyna do zatrudniania i wypluwania szkoleniowców. Przez ostatnie trzydzieści lat tylko Gian Piero Gasperiniemu udało się poprowadzić drużynę z liguryjskiego miasta w więcej niż pięćdziesięciu meczach. Andrij Szewczenko wpisał się w szerszą marność. I tyle. W szerszym ujęciu oznacza to, że Andrij Szewczenko w swojej karierze trenerskiej może pochwalić się następującym dorobkiem: nieudaną pierwszą pracą w piłce klubowej i udaną pierwszą pracą w piłce reprezentacyjnej.

Reklama

Natchnąć naród

Andrij Szewczenko to jedna z największych legend ukraińskiego sportu, a zarazem człowiek, który nie włada biegle językiem naszych wschodnich sąsiadów. W ojczyźnie – podobnie jak miliony jego rodaków – porozumiewa się po rosyjsku, bo wychowywał się jeszcze za czasów istnienia Związku Radzieckiego, ale jest światowcem, przez lata mieszkał w Londynie i Mediolanie, więc dogada się pod każdą futbolową szerokością geograficzną, czy to po angielsku, czy to po włosku. Mimo to, jakoś w marcu minionego roku, ukraińskie media podchwyciły temat. Dlaczego Szewczenko, selekcjoner reprezentacji Ukrainy od 2016 roku, wciąż nie wypowiada się publicznie w ojczystym języku?

– Dzień dobry! Jestem wdzięczny za tak duże zainteresowanie. Odpowiem na wszystkie pytania. Nie jestem jednak gotowy, by odpowiadać w języku ukraińskim, ale jestem zdeterminowany, aby się go nauczyćprzekonywał „Szewa” na konferencji prasowej przed meczem z Francją.

Temat przygasł. Ludzie nie zamierzali gniewać się na swojego ulubieńca. Ulubieńca przywracającego narodowi piłkarską godność. Szewczenko pracował bowiem w wyposzczonym i poobijanym kraju, który nie potrafił skonsumować sukcesu dojścia do ćwierćfinału na mistrzostwach świata z 2006 roku i zawalał kolejne wielkie imprezy.

  • 2008 – brak awansu na mistrzostwa Europy
  • 2010 – brak awansu na mistrzostwa świata
  • 2012 – faza grupowa mistrzostw Europy (byli współgospodarzem turnieju)
  • 2014 – brak awansu na mistrzostwa świata
  • 2016 – faza grupowa mistrzostw Europy
  • 2018 – brak awansu na mistrzostwa świata

Gwiazdy w seniorach, sukces w młodzieżówce… Czemu reprezentacja Ukrainy zgasła po 2006 roku?

Ta kadra potrzebowała kogoś, kto przywróci jej dumę. 2012 to brak wyjścia z grupy na własnym turnieju. 2016 to skłócona, podzielona, toksyczna, skompromitowana kadra, która zajęła ostatnie miejsce w grupie z Niemcami, z Polską i z Irlandią Północą, pod wodzą Mychajło Fomenki, któremu zarzucano przestarzałe metody treningowe, utratę kontroli nad szatnią, upieranie się przy konkretnych nazwiskach, trzymanie w kadrze niewiele wnoszących weteranów. I wiele innych pomniejszych błędów. Jego Ukraina grała topornie, przewidywalnie, siłowo, nudno. Zęby bolały od samego patrzenia. Na domiar złego Fomenko nie mógł liczyć na zaufanie federacji, która zatrudniła mu wyjątkowo znanego i zaborczego asystenta – Andrija Szewczenkę.

Reklama

Andrij Szewczenko mącił. Czujnie obserwował, przyglądał się, nie podpisywał się pod projektem Fomenki i nie zamierzał długo czekać na przejęcie władzy. Zachowywał się i mówił, jakby wiedział, że prędzej czy później i tak obejmie stery tego zespołu. Brzmi to patetycznie, ale faktycznie tego właśnie chciał naród, tego właśnie chciały media, tego właśnie chciał też on sam. Otrzymał mandat społeczny i duży kredyt zaufania. Kiedy więc zaprezentowano go w roli nowego pierwszego selekcjonera, wygłosił płomienną mowę, w której zapowiedział rewolucję przywracania kadrze godności.

Irytował go ograniczony, prymitywny, toporny, barbarzyński futbol. Nie godził się na kulturę piłkarskiej prostoty. Zapowiedział, że oglądanie reprezentacji Ukrainy będzie gratką dla futbolowych estetów. W mig kupował sobie słuchaczy i fanów. Przekonał wszystkich, że proces odkręcania biedy i słabości potrwa dłużej niż kilka miesięcy, że efekty zaczną stawać się widoczne i namacalne po kilku zgrupowaniach, po kilkunastu meczach. A skoro tak mówił wielki Andrij Szewczenko, to dlaczego ktokolwiek miałby mu nie ufać?

Wybaczano mu przegrane eliminacje do rosyjskich mistrzostw świata. Wybaczono mu trzecie miejsce w wyrównanej grupie eliminacyjnej z Islandią, Chorwacją, Turcją, Finlandią i Kosowem. Wybaczono mu porażkę w ostatniej kolejce kwalifikacji, która przekreśliła szanse Ukrainy na baraże i nadała rozpędu Chorwacji, która niedługo później świętowała srebro na mundialu. Cała ta łaska dlatego, że Szewczenko nie rzucał słów na wiatr.

Jedna z ciekawszych reprezentacji Europy

Andrij Szewczenko przystosował Ukrainę do warunków nowoczesnego futbolu. Tchnął w kadrę nowe życie. Nadał jej swój sznyt. Siłę jego tworu zapowiedziało pyknięcie Słowaków i Czechów, zakończone pewnym awansem do Dywizji A w premierowej edycji Ligi Narodów, a potwierdziło absolutnie przebojowe i brawurowe przebrnięcie przez eliminacje do Euro 2020. W swojej grupie Ukraina nie przegrała ani razu, złoiła Serbów 5:0 i pokonała 2:1 Portugalczyków przy siedemdziesięciu tysiącach widzów na Stadionie Olimpijskim. Na oczach Europy rodziła się jedna z najciekawszych reprezentacji na Starym Kontynencie.

Andrij Szewczenko

Szewczenko był jej twarzą. Tworzył swoich żołnierzy, wprowadzał młodych – Mykołenkę, Zinczenkę, Matwienkę, Cygankowa. I tak jak Ukraina, wygrywająca mundial U-20, prezentowała futbol prosty, oparty na wybieganiu i serduchu, tak u Szewczenki nie było miejsca i mowy o takich środkach. Znakiem rozpoznawczym jego drużyny stały się łatwość w przechodzeniu do ofensywy po odzyskaniu piłki, mnogość schematów przy konstrukcji ataku pozycyjnego, odważne postawienie na indywidualny talent i własną zdolność do kreacji piłkarzy na wszystkich pozycjach. Ukraina zaczęła grać przebojowo, wcale nie jak drużyna z bloku wschodniego. Doszło do tego, że od 2018 roku do 2020 nasi wschodni sąsiedzi nie przegrali w dwunastu meczach z rzędu i coraz częściej słyszało się, że stać ich na sensacyjny wynik podczas Euro 2020.

Fragment naszego tekstu „Silny front ze wschodu. Ukraina zachwyca Europę”:

Szewczenko budował tę drużynę konsekwentnie. Zaczął od zażegnania konfliktów. Jak ktoś miał problem, by się przyporządkować, wylatywał. Jeśli ktoś miał obniżkę formy, zwyczajnie nie był powoływany. Kadencja Szewczenki zaczęła być jak włączony wentylator w dusznym pomieszczeniu. Nowy selekcjoner doskonale rozumiał, że musi postawić na tych, którzy mają największy potencjał na przyszłość. A niekoniecznie na tych, którzy dobry rezultat dadzą mu tu i teraz.

Fragment naszego tekstu Szewa robi robotę. Ukraińcy niepokonani od prawie dwóch lat:

Szewczenko oparł na ustawieniu 4-3-3, czasem 4-2-3-1. Zawsze z drapieżnymi, bramkostrzelnymi skrzydłami i bardzo mocnym trójkątem środkowych pomocników. W centralnej strefie boiska pierwsze skrzypce grają Rusłan Malinowski z Atalanty, Ołeksandr Zinczeko z Manchesteru City i Taras Stepanenko z Szachtara Donieck. Na skrzydłach brylują niezmiennie Andrij Jarmołenko i Jewhen Konoplanka, a także Wiktor Cyhankow. Swoje szanse w ofensywie dostają też naturalizowani Brazylijczycy – Juniors Moraes i Marlos. Z kolei obronę Szewczenko skoncentrował wokół piłkarzy z ligi ukraińskiej, przede wszystkim z Szachtara.

Szewczenko wymieniany był w gronie czołowych europejskich trenerów młodszego pokolenia. Podkreślano, że odnosi sukcesy, że wcześniej mógł uczyć się od Łobanowskiego, Ancelottiego, Mourinho. Zapowiadano, że nadchodzi jego czas. Nie dramatyzowano, kiedy w kolejnej edycji Ligi Narodów dostał w papę Francuzów (1:7) i Hiszpanów (0:4), bo chwilę później jego podopieczni sprawili niespodziankę i pokonali kadrę La Roja 1:0, co – szczególnie w Polsce za czasów selekcjonerskich rządów Jerzego Brzęczka – zostało przyjęte jako sygnał, że Szewczenko buduje w swojej ojczyźnie zespół, który nowoczesną, ofensywną piłką jest w stanie pyknąć każdego.

Lata tłuste, pół roku chude

Problem w tym, że coś przestało grać, coś przestało działać. Ukraina zaliczyła siedem kolejnych meczów bez zwycięstwa po wygranej z Hiszpanią w Lidze Narodów. Nastroje zmieniły się diametralnie. Bo tak jak remis z Francją na start eliminacji do katarskich mistrzostw świata należało przyjąć w kategoriach sukcesu, tak kwalifikacyjne podziały punktów z Finlandią i Kazachstanem, a także towarzyski remis z Bahrajnem sygnalizował, że na kilka miesięcy przed Euro w poczynania ukraińskiej reprezentacji wdarł się zastój. Że sprawnie funkcjonująca maszyna pokryła się rdzą.

– Byłem na kilku meczach ukraińskiej kadry w dobie koronawirusa i nie mam wątpliwości, że coś zaczęło się psuć znacznie wcześniej. Wyniki z Ligi Narodów można przemilczeć. Co chwilę ktoś wypadał, ktoś wylatywał, trzeba było rotować i szukać alternatywnych rozwiązań. W meczu z Francją na ławce siedział 45-letni Ołeksandr Szowkowski, co mówi samo przez siebie. Ale już początek eliminacji do Mistrzostw Świata w Katarze to istna katastrofa.

Ukraina celowała w sześć, siedem punktów, a skończyła z trzema po trzech remisach po 1:1. Gdy opuszczałem stadion po spotkaniu z Kazachstanem, dziennikarze śmiali się, że Szewczenko zaliczył hat-tricka. Trzy razy tak samo rozczarowujący wynik. Takie dominowały nastroje i żarciki, bo nikt nie potrafił powiedzieć, co się stało, co nie zagrało. Remis w Paryżu z Francją to świetny rezultat, ale już remisy z Finlandią i Kazachstanem budziły wątpliwości i obawy. W statystykach wszystko się zgadzało, ale brakowało wykończenia. Widziałem wtedy Szewczenkę zdenerwowanego, krzyczącego co chwilę na podopiecznych. Selekcjoner Ukrainy wciąż jest napięty i doświadcza samych negatywnych emocji. Prawdopodobnie gdzieś wyczerpuje się jego magia, którą oczarowywał piłkarzy w ostatnich latach opowiadał nam BuckarooBanzai, użytkownik Twittera, który wyjątkowo uważnie śledzi światek piłki nożnej za naszą wschodnią granicą.

Ale przed Euro na ukraińskiej ziemi wciąż panował entuzjazm. Kilka słabszych miesięcy nie zaprzepaściło kilkuletniego dorobu bardzo udanej kadencji Szewczenki. Mówiono o kozackim środku pola z Tarasem Stepanenką, Rusłanem Malinowskim i Ołeksandrem Zinczenką na czele, o sprawnie funkcjonującej defensywie, o rozhulanym ataku. Wielkiego wrażenia nie robiła też grupa z Holandią, Austrią i Macedonią Północną. Spekulowano, że Ukraina może nawet pokrzyżować szyki trawionej problemami kadry Oranje i do fazy pucharowej wbiec na rozpędzie z pierwszego miejsca…

Jak było z tym Euro?

Nic bardziej mylnego. W tekście „Cienka ukraińska granica między tragedią a sukcesem” pisaliśmy:

Pierwszy mecz Ukraina przegrała z Holandią, choć w świetnym stylu. Przez większość meczu biła się z Oranje, jak równy z równym, nie odstawała, potrafiła grać na swoich zasadach, odrobiła straty z 0:2 na 2:2, ale Zinczenko przegrał główkę z Dumfriesem i skończyło się na 3:2.

W drugim meczu wygrała z Macedonią Północną 2:1, ale nikogo nie przekonała. Pisaliśmy, że „łatwo było wyczuć, że to u Ukraińców jest większa jakość i to się dzisiaj potwierdziło. Natomiast to nie znaczy, że nasi sąsiedzi nie mieli ochoty igrać z ogniem”. Napracować się musiał Buszczan, napracować musiało się szczęście, które Ukrainie sprzyjało i skończyło się zwycięsko.

W trzecim meczu Ukraińcom wydawało się zaś, że odpadną z turnieju. Grali o wszystko z Austrią. Dostali w trąbę 0:1, ale nie oddaje to realnej przewagi, jaką nad zespołem Szewczenki uzyskała ekipa Franco Fody. Austria pozamiatała Ukrainę taktycznie. Fatalnie zagrali Karawajew, Jaremczuk, Zinczenko, Malinowski, Marlos, Cygankow, Mykołenko, Matwiejenko, Zabarny, Jarmołenko. No generalnie wszyscy ci, na których mogła liczyć ukraińska kadra.

Andrij Szewczenko znalazł się w ogniu krytyki. Po meczu z Austrią, kiedy wydawało się, że Ukraina wylatuje z turnieju, młody szkoleniowiec kajał się i przekonywał, że o porażce zdecydowało nieodpowiednie przygotowanie fizyczne poszczególnych zawodników i całego zespołu do mistrzowskiego turnieju. Problem w tym, że to właśnie Szewczenko wziął całą odpowiedzialność za stworzenie kompleksowego planu w tych elementach. – Trzeba było przenieść kolejkę ligową, by we wrześniu dostał kilka dni więcej na zgrupowanie przed Ligą Narodów? Proszę bardzo, kolejkę przeniesiono. Trzeba było wcześniej zakończyć ligę ukraińską, żeby kadra miała więcej czasu na obóz przed Euro? Nie ma problemu, zakończono wcześniej. To Szewczenko zatrudnił specjalnego eksperta-trenera, speca, który pomagał Leicester w zdobyciu mistrzostwa Anglii, żeby ten pomógł Ukrainie w optymalny przygotowaniu – wyliczał w rozmowie z nami BuckarooBanzai.

Zarzuty się mnożyły. Sam Pavelko, prezes Ukraińskiego Związku Piłki Nożnej, przyznawał, że zatrudnia najdroższy sztab szkoleniowy w historii istnienia federacji. Ukraińskie media rozpisywały się, że Szewczenko opierał swoją kadrę na piłkarzach Szachtara Donieck i Dynama Kijów, a wydłużając okres przygotowawczy przed startem Euro 2020, nie wziął pod uwagę faktu, że niektórzy liderzy reprezentacji nie mogli liczyć nawet na kilka dni urlopu. Piłkarze może nie zbuntowali się przeciwko Szewczence, ale stracili do niego zaufanie. Doszło do tego, że w czasie trwania turnieju Ołeksandr Zinczenko poprosił o pomoc specjalistów od przygotowania fizycznego z Manchesteru City, a nastrojów w zespole nie był w stanie poprawić nawet telefon od prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który próbował przekonywać, że ukraińskiej kadrze narodowej kibicuje cały kraj.

Jedynym prawdziwie udanym meczem Ukrainy podczas tamtych mistrzostw Europy było starcie ze Szwecją w 1/8 fazy pucharowej. A przecież Emil Forsberg dwukrotnie obił obramowanie bramki Buszczana, blisko gola był też Dejan Kulusevski. Nie wiadomo też, co stałoby się, gdyby czerwonej kartki nie dostał Marcus Danielson. Szwecja wcale nie była gorsza, a momentami nawet dominowała. To było wyrównane starcie, ale ostatecznie wygrała Ukraina, która niespodziewanie znalazła się w ćwierćfinale turnieju, co oznaczało, że w końcu, po latach posuchy, nawiązała do wyników z 2006 roku.

Euforia trwała kilka dni.

W ćwierćfinale Ukrainę zmiażdżyli Anglicy. Czy ekipa Szewczenki miała coś powiedzenia? Nie. Czy to powód do wstydu? Nie. Czy można było spodziewać się po niej czegoś więcej? Wnioskując po samym turnieju – nie. Ale jeśli przypomnimy sobie, że jeszcze pół roku wcześniej o Ukrainie mówiło się jak o potencjalnym czarnym koniu czempionatu i drużynie, która potrafi gnębić silniejszych od siebie – tak, można było spodziewać się czegoś więcej.

Obstawiaj na Fuksiarz.pl

Czy Szewczenko jest samodzielny?

Ukraina nie napisała żadnej pięknej historii na turnieju przepełnionym pięknymi historiami. Chwalona za efektowny styl i szumnie zapowiadana reprezentacja Szewczenki zaprezentowała smutny, nudny futbol, który – trochę szczęśliwie – przyniósł ponadprzeciętny wynik, ale też nieprzypadkowo pisało i mówiło się o tym tak niewiele. Zaledwie jeden świetny mecz rozegrał Ołeksandr Zinczenko. Słabiutki turniej zaliczył Rusłan Malinowski. Nie narodziła się żadna nowa gwiazda, choć przecież talentu w tej ekipie nie brakowało, a każdy wielki turniej to wspaniała trampolina do wielkiego futbolu. Ukraina nie płakała, nie złorzeczyła, ale nie spełniła swojego marzenia o potędze. Balonik został przebity.

Zrobiło się niebezpiecznie cicho.

Nieprzypadkowo Ukraiński Związek Piłki Nożnej nie ogłaszał sukcesu, tylko zastanawiał się, w którym kierunku dalej prowadzić reprezentację. Sam Pavelko przekonuje, że Andrij Szewczenko otrzymał propozycję kontynuowania swojej pracy w roli selekcjonera. Andrij Szewczenko utrzymuje zaś, że nigdy takiej oferty nie otrzymał. Ponoć bliżej prawdy jest prezes federacji. Szewczenko miał najpierw zażyczyć sobie grubej podwyżki, potem odmówić kadrze, na koniec cieszyć się z wolności i zacząć realizować marzenie o podjęciu pracy w piłce klubowej. W piłce klubowej, w której – jak już wiemy – zaliczył brzydki falstart. Przy okazji zaczęto spekulować: czy Andrij Szewczenko aby na pewno był selekcjonerem samodzielnym?

Wszystko dlatego, że olbrzymią rolę w czasie selekcjonerskiej kadencji czterdziestopięcioletniego trenera w reprezentacji Ukrainy pełniła dwójka jego najbliższych przybocznych z sowicie opłacanego sztabu – Andrea Maldera i Mauro Tasotti, czyli duet doświadczonych wieloletnich pracowników Milanu. Pierwszy odpowiadał za analizę wideo i przygotowanie pod kątem poszczególnych rywali, drugi za kwestie czysto taktyczne. Tam, gdzie Szewczence brakowało wiedzy i kompetencji, wchodzili Maldera i Tasotti.

– Niedawno Georgij Sudakow, talent z Szachtara Donieck, został zapytany o to, czego nauczył się od Szewczenki w reprezentacji Ukrainy. Zastanowił się chwilę i odpowiedział, że w sumie trudno powiedzieć, bo Szewczenko pełnił rolę motywatora, a kwestiami technicznymi i taktycznymi uczył Andrea Maldera. To właśnie były trener juniorów i człowiek odpowiedzialny za analizę w Milanie dyktował tej kadrze, jak odebrać piłkę, jak zbudować ustawienie, jak przesuwać się w liniach. W ten sposób można podważyć czysto szkoleniowe kompetencje Szewczenki. W ujęciu taktycznym ważniejsza była fachowość jego asystentów – opowiadał Kamil Rogólski w Mocy Futbolu na Kanale Sportowym.

Inna sprawa, że sam Szewczenko nigdy nie nazywał się wielkim taktykiem, a za najlepszych czasów jego Ukrainy chwalono go głównie za żywotność – wchodzenie do treningowych gierek, angażowanie się w ćwiczenia taktyczne, pracę na żywym organizmie. Były selekcjoner Ukrainy wprowadził do kadry mnóstwo nowinek technologicznych – drony do sesji filmowych z lotu ptaka, zaawansowane GPSY-y, przyrządy do śledzenia tempa bicia serca, mierniki szczegółowych statystyk.

– Tam był kryzys pod każdym względem – dyscyplinarnym, mentalnym, sportowym. Trzeba było pożegnać wielkie nazwisk. Doszło do zmiany pokoleniowej. Szewczenko zaimponował doborem ludzi. Umiejętnie zjednał sobie grupę. Zaangażowanie do współpracy topowych asystentów to też jakaś zasługa – prezentował drugą stronę sprawy Rogólski w Kanale Sportowym.

Czy Szewczenko może być poważnym selekcjonerem? 

Pisaliśmy już dzisiaj i nie będziemy się powtarzać:trudno przesądzać, czy Andrij Szewczenko zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski, bo serial z wyborem sternika naszej kadry miał już jeden zwrot akcji – Adam Nawałka był przez niektórych już ogłaszany jako pewniak, a teraz zdaje się tracić dystans w tym wyścigu. Co natomiast już ciekawi w sprawie ukraińskiego szkoleniowca, to jego pensja, która w naszych warunkach – choć nie tylko – może okazać się gigantyczna”. 

Ale – tak czysto teoretycznie – zastanówmy się, czy Andrij Szewczenko może być poważnym kandydatem na trenera reprezentacji Polski w obliczu takiego, a nie innego momentu historii naszej federacji. Zostawmy na bok kwestie kontraktowe i negocjacyjne, skupmy się na samym warsztacie selekcjonerskim. Myśleliśmy, głowiliśmy się, jak to najlepiej ująć i doszliśmy do wniosku, że musimy zacząć od tego, że gdyby jakikolwiek szkoleniowiec pod każdym względem pasował do przejęcia władzy nad kadrą Biało-Czerwonych, to pewnie już kilka czy kilkanaście dni temu Cezary Kulesza zorganizowałby z nim konkretną konferencję prasową z obowiązkową sesją fotograficzną.

Zajrzyjmy do przeszłości. Czy Cezary Kulesza trafiał z trenerami?

Świat nie jest jednak idealny.

Szewczenko zna język angielski, dogada się wszędzie. Pochodzi ze wschodniej części Europy, zna klimaty. Sam był wybitnym piłkarzem, powinien wiedzieć, czego potrzebują gwiazdy z Lewandowskim na czele. Przede wszystkim jednak przemawia za nim już zdobyte doświadczenie w pracy z reprezentacją. Wszyscy, jak świat długi i szeroki, przekonują, że praca w klubie a praca w kadrze narodowej, to dwie różne historie, dwa różne systemy walutowe. Że zupełnie odmienne są sposoby zarządzania zespołem, motywowania drużyny, planowania mikrocykli i sesji treningowych, tworzenia profili ról i pozycji, kreślenia systemów taktycznych. Ukrainiec nie będzie musiał się uczyć. Ostatnie pięć lat spędził na nauce specyfiki pracy w reprezentacji. Nie jest to jakiś najlepszy selekcjoner świata, pewnie nie zalicza się nawet do ścisłej europejskiej czołówki, ale udowodnił, że nie jedzie na picu wielkiej kariery, ma swoje pomysły, potrafi być przekonujący i potrafi wygrywać.

A to już coś.

Ale, ale, ale, jak mawia Kowal, tu się zatrzymajmy.

Bo Andrij Szewczenko pewnie nigdy nie trafiłby na karuzelę nazwisk wokół selekcjonerskiego stołka w reprezentacji Polski, gdyby jego kariera zawodowa toczyła się wedle jego myśli i oczekiwań. W 2021 roku jego zespoły odniosły zaledwie pięć zwycięstw w dwudziestu dwóch meczach. I tak jak porażki w Serie A można było się spodziewać, bo ani w Genui nie byli gotowi na Szewczenkę, ani Szewczenko nie był gotowy na Genuę, tak istotniejsza wydaje się przyczyna słabości ostatnich miesięcy jego pracy w reprezentacji Ukrainy. Wydaje się, że Ukrainiec ubił swój własny projekt. W pewnym momencie zgubił formułę i włożył kij w szprychy rozpędzonego roweru. I to też trzeba brać pod uwagę, bo Polska z 2022 roku to nie Ukraina z 2016 roku.

CZYTAJ WIĘCEJ O WYBORZE NOWEGO SELEKCJONERA:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Gruchała: Nie przyszedłem do Arki, żeby zarobić pieniądze

Jan Mazurek
5
Gruchała: Nie przyszedłem do Arki, żeby zarobić pieniądze
Hiszpania

Rewanż kibiców Barcelony. Odpalono petardy pod hotelem zawodników PSG [WIDEO]

Damian Popilowski
0
Rewanż kibiców Barcelony. Odpalono petardy pod hotelem zawodników PSG [WIDEO]

Komentarze

69 komentarzy

Loading...