Reklama

Derby Londynu? Prawie na pewno wygra Chelsea!

redakcja

Autor:redakcja

23 stycznia 2022, 20:20 • 4 min czytania 5 komentarzy

Nie jesteśmy zakładnikami liczb, historii i prawidłowości, bo „football is football, you know”, jak mawiał złotousty filozof Takesure Chinyama, ale to naprawdę nie mogło skończyć się inaczej. Dziewięć derbów Londynu z udziałem Chelsea z tego sezonu, to osiem zwycięstw piłkarzy ze Stamford Bridge. Pięć meczów między Chelsea a Tottenhamem za angielskiej przygody Thomasa Tuchela, to komplet wiktorii jego drużyny. Mało? Wszystkie te spotkania Chelsea wygrała do zera. Jeszcze mało? Mamy sam początek 2022 roku, a Chelsea już trzykrotnie złoiła tyłek Tottenhamowi. To było – cholera jasna – oczywiste, że The Blues pokonają Spurs. 

Derby Londynu? Prawie na pewno wygra Chelsea!

Chelsea-Tottenham. Trochę brutalności, trochę jakości 

Zaczęło się od tego, że parę razy musieliśmy przymknąć oczy. Obie drużyny wyszły na murawę z wyjątkowo wojowniczym nastawieniem: „przetestujemy się, sprawdzimy, czyje kości wytrzymają”. Jakieś bodiczki, kuksańce, bezpardonowe wejścia. Idealna podstawka, żeby zarzucić cytatem, że derby rządzą się własnymi prawami. Ale wszystko powinno mieć jakieś swoje granice. Bo chociażby to jak Matt Doherty wyjechał w nogę Malanga Sarra, wołało o pomstę do nieba. Śmierdziało groźną kontuzją, ale na szczęście Sarr wstał o własnych siłach, nie potrzebował zmiany, dokończył mecz. Pytanie tylko, dlaczego Doherty nie wyleciał z boiska z czerwoną kartką?

Tego nie rozumiemy, ale cóż: może to po prostu angielski futbol i kropka? I tak zaraz nas otrzeźwiło, bo Tanganga przywalił o bandy w starciu o górną piłkę z Mountem i też nie wyglądało to przyjemnie. Ale znów: wszyscy cali i zdrowi, Tanganga kilkanaście minut później zarobił nawet żółtą kartkę.

Nie sprawdzajmy jednak wszystkiego do naparzanki. Jakości też nie brakowało. Po skrzydełku hulał Hudson-Odoi. Aktywny był Mason Mount, który zaliczył bardzo ładną asystę przy golu Thiago Silvy na 2:0, a powinien mieć nawet dwa ostatnie podania przy bramkach na koncie, ale zaliczający kolejny niespecjalnie udany występ Lukaku skiksował na piątym metrze. Trzy razy szczęścia próbował też Hakim Ziyech – dwa razy skuteczniejszy okazał się Lloris, ale… zapamiętane zostanie tylko to jedno uderzenie marokańskiego piłkarza.

Reklama

Chelsea-Tottenham. Ziyech zaczyna się spłacać?

Piłkarski kalendarz jest tak nabity i ściśnięty, że nie ma szans, żeby zobaczyć wszystkie piękne bramki, nie ma nawet cienia możliwości, żeby ze wszystkim być na bieżąco, bo ciągle coś się dzieje, ciągle coś nęci za rogiem. Jeśli jednak macie wolną chwilę, wrzućcie sobie wielokrotne odtwarzanie tego trafienia Hakima Ziyecha. Perfekcja, poezja.

Andrzej Twarowski egzaltował się, że nawet gdyby ktoś wdrapał się na drabinę i próbował umieścić piłkę w najbardziej widowiskowym miejscu okienka bramki Hugo Llorisa, nigdy nie osiągnąłby efektu, który przyniosła ze sobą brameczka Ziyecha. I Marokańczykowi naprawdę należą się słowa uznania. Kiedy półtora roku temu Chelsea płaciła za niego czterdzieści milionów euro, wydawało się, że sprowadza kozaka, który dojrzał do wypłynięcia na szersze wody i zwojowania Premier League. Do tej pory jednak Ziyech nie spełniał oczekiwań. Balansował między ławką a pierwszym składem. Szukano mu pozycji. Nie gwarantował żadnych liczb. Pojedyncze przebłyski nie przesłaniały ogólnego niesmaku. Co innego dwa ostatnie mecze. Całkiem ładny gol z Leeds i miód-malina-bajeczka z Tottenhamem mogą stanowić zapowiedź tego, że niedługo Ziyech zacznie się spłacać…

Ale to tylko gdybanie, zostawmy to.

Chelsea generalnie bowiem zagrała bardzo dobre spotkanie. Dominowała w wysokim i średnim pressingu, mądrze przesuwała się w tyłach, odcinając tym samym od podań natchnionego wyczynami sprzed kilku dni Stevena Bergwijna i błądzącego Harry’ego Kane’a, który kompletnie zgasł po tym, jak sędzia anulował jego trafienie, wskazując na wcześniejszy faul na Thiago Silvie. Tottenham pozwolił sobie właściwie tylko na parę zrywów, parę zgrabniejszych akcji. Oddał zaledwie trzy celne strzały. Najbliższej szczęścia znalazł się chyba, kiedy Arrizabalaga wyjął główkę Kane’a i wybił sobie przy tym palec. No marnie się oglądało Spurs, ewidentnie ekipa Tuchela nie leży ekipie Conte, bo zwycięstwa Chelsea w tych starciach stają się powoli tak oczywiste jak to, że po dniu przychodzi noc, a po nocy dzień…

Reklama

Chelsea 2:0 Tottenham

Ziyech 47′, Thiago Silva 55′

Czytaj więcej o lidze angielskiej:

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...