Reklama

Powoli dobiega końca era Luisa Suareza w Atletico

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

18 stycznia 2022, 08:50 • 7 min czytania 17 komentarzy

Długość kariery piłkarza zależy od wielu czynników. Kilkutygodniowy dołek nie oznacza, że nie nastąpi nagłe odbicie. W tej kwestii nie ma jednego schematu. Piłkarze podobnie jak maszyny się zużywają. Nie da się przeciągać karier w nieskończoność. Z czasem zawodnik musi zdać sobie sprawę z tego, że powinien już nieco zwolnić, dać ciału odpocząć. Zejść piętro niżej, by jeszcze cieszyć się sportem i zdrowiem. Nie ma w tym nic złego. Wszystko wskazuje na to, że Luis Suarez będzie musiał nieco zmienić priorytety i pogodzić się z upływem czasu.

Powoli dobiega końca era Luisa Suareza w Atletico

Nie każdemu przychodzi to lekko. To, co wcześniej przychodziło z dużą łatwością, nagle zaczyna sprawiać problemy. Nie każdy jest Luką Modriciem. Chorwat trzyma się świetnie. Jest jak wino. Inni mają nieco gorzej i pogodzenie się z losem potrafi zabrać im trochę czasu. Nie trudno zrozumieć rozgoryczenie piłkarzy w momencie, gdy ich kariery dobiegają końca.

Kiedy przechodzą na sportową emeryturę, większość z nas dopiero zaczyna osiągać przyzwoity status materialny i otwierają się przed nami kolejne możliwości. W piłce wszystko dzieje się szybciej. Masz 35 lat i już jesteś blisko mety. Niekiedy już za jej linią.

Luis Suarez. Zmiana otoczenia doraźnym eliksirem młodości

Barcelona pożegnała go bez żalu pomimo wielu zasług. Przedwcześnie uznano, że jest za stary, za wolny i zbyt często łapie urazy. Rynek nie znosi próżni. Jeden rezygnuje z pracownika, by ktoś inny mógł z niego jeszcze skorzystać. Atletico Madryt przyjęło go z otwartymi rękoma, wręcz przygarnęło. Na Estadio Wanda Metropolitano przebito datę przydatności byłej gwiazdy Barcelony i to z niezłym skutkiem. Okazał się brakującym elementem układanki Diego Simeone. Nie potrzebował czasu na aklimatyzację. Od razu wziął się do roboty i grał wyśmienicie. Ręce same składały się do braw.

Reklama

Często gdy ktoś otrzyma pomoc na życiowym zakręcie, chce zrobić wszystko, by spłacić kredyt zaufania. Tak było w przypadku Luisa Suareza, który w sezonie 20/21 ładował gola za golem. Dwadzieścia jeden bramek urugwajskiego snajpera wydatnie pomogło drużynie w odzyskaniu mistrzostwa po siedmiu latach przerwy.

Jest też drugie dno tej sytuacji. Dał pożywkę do szydzenia z członków pionu sportowego Barcelony, która oddała go bez skrupułów i jeszcze przez jakiś czas opłacała kontrakt zawodnika. Miał prawo krzyknąć coś w stylu: Patrzcie, pozbyliście się gościa, który w przeciwieństwie do was zdobył mistrzostwo Hiszpanii.

Historia lubi się powtarzać. Świadomie czy nie wszedł w buty Davida Villi z 2014 roku. Hiszpan też nie miał już czego szukać w Barcelonie i dzięki temu wygrał tytuł z Rojiblancos. Suarez kończył sezon mistrzowski ze łzami szczęścia i poczuciem satysfakcji. Misja pokazania światu, że zbyt szybko został skreślony, zakończyła się sukcesem. Nie dziwi, że wspomniał wówczas, że wierzy w karmę. Podziałała.

https://twitter.com/botinesenweb/status/1396184536279572480

Musi czuć się kochany, potrzebny i nie do zastąpienia

Zarządzanie Luisem Suarezem nie należy do łatwych. Przekonało się już o tym wielu trenerów. Sprawa wydaje się prosta, gdy Urugwajczykowi wszystko wychodzi. Strzela gole jak na zawołanie, trudne zagrania przychodzą mu z łatwością, a prasa ma powody do tworzenia treści hagiograficznych na jego temat.

Od początku w Atletico pozwalano mu na więcej niż innym piłkarzom. Gdy reszta zasuwała od pola karnego do pola karnego, przymykano oko na człapanie napastnika w kierunku własnej bramki. W ten sposób gospodarował siłami. Strzelał regularnie, był do bólu skuteczny, więc wiele mu wybaczano. Był kimś w rodzaju dobrego ucznia, który rzadko pojawia się na zajęciach. Skoro broniły go wyniki, to nie zasługiwał na większą krytykę.

Reklama

Jeszcze początek tego sezonu miał bardzo dobry. W pierwszych dziesięciu kolejkach uzbierał sześć bramek. Strzelał ważne gole, gdy zespół miał problemy ze znalezieniem drogi do bramki. Getafe długo prowadziło z Atletico, ale dwa gole Suareza załatwiły sprawę. W spotkaniu przeciwko Barcelonie miał udział przy obu trafieniach. Real Sociedad prowadził dwoma bramkami, ale Urugwajczyk doprowadził do wyrównania. Jak sami widzicie, skutecznie utwierdzał wszystkich w przekonaniu, że jest niezbędny. Może i najlepszy w tamtej chwili.

W lidze hiszpańskiej nie rzucało się tak w oczy człapanie Urugwajczyka. Dopiero Liga Mistrzów sprowadziła wszystkich na ziemię. Atletico nie zachwycało, ale Suarez miał w tym swój udział. Zwłaszcza na tle Liverpoolu wyglądał jak członek zespołu oldbojów. The Reds byli dla niego za szybcy, bez wyjątku. Przez to łatwo neutralizowali zapędy napastnika zespołu mistrza Hiszpanii.

Od pewnego momentu w lidze też coś się zepsuło. Może w końcu przeciwnicy dostrzegli jego braki? Czeka na ligową bramkę od meczu z Valencią, czyli od ponad dwóch miesięcy. Długo jak na przyjęte przez niego standardy.

Im Suarez starszy, tym trudniej nim kierować

Problem zaczyna się, gdy Luis Suarez zawodzi i trzeba odstawić go na moment na boczny tor. Źle to znosi i pod tym względem nieco przypomina Diego Costę. Ten też nie potrafił pogodzić się z rolą zmiennika. Nie dostrzegał tego, że w danej chwili byli lepsi lub zespół potrzebował świeżej krwi. Ego i przekonanie o własnej wartości wygrywało.

Jakiś czas temu podczas audycji El Larguero jeden z jej uczestników określił Suareza mianem bomby z opóźnionym terminem wybuchu, którą celowo podrzuciła Duma Katalonii. To przesada. Gdyby nie Urugwajczyk niewykluczone, że Atletico nie zdobyłoby mistrzostwa. Nie zdobyłoby też wielu punktów na początku sezonu. Jest w Atletico źle, ale prawdopodobnie byłoby jeszcze gorzej, gdyby Suarez nie wykonał dobrej pracy na starcie rozgrywek.

Nie zmienia to faktu, że Suarez powoli zaczyna ciążyć drużynie. Dochodzą do tego negatywne emocje, które ostatnimi czasy mu towarzyszą.

Sytuacja z drugiej połowy meczu z Sevillą daje do myślenia. Jeszcze jakiś czas temu chwalił trenera za to, że wie jak postępować z zawodnikiem, gdy mają gorsze chwile. We wspomnianym spotkaniu Diego Simeone zdjął go z boiska na dość wczesnym etapie spotkania, co doprowadziło El Pistolero do szału. Poziom frustracji zbliżył się do górnych widełek. Gdy był już za linią boczną, skupił się na korzystaniu z dość wąskiego zakresu słownictwa.

Już w meczu z FC Porto rzucało się w oczy, że nie wytrzymuje presji, którą sam sobie narzuca. Uraz zmusił go do opuszczenia murawy, a Urugwajczyk błyskawicznie zalał się łzami. On już wie, w którą to stronę zmierza. Boi się tego.

Zużycie materiału

Często musiał stawiać czoła krytyce ze względu na krępą budowę. Do pewnego stopnia nadprogramowe kilogramy zrobiły swoje, ale ciężko powiedzieć, czy gdyby nagle zaczął się inaczej prowadzić, to śmigałby znów jak za najlepszych czasów. Piłkarze potrafią zacząć się sypać pomimo ascetycznego trybu życia. Sergio Ramos jest profesjonalistą w każdym calu, a i tak kontuzje go nie omijają. Zmęczenie materiału robi swoje, a zawodowy sport zostawia szkody na ciele.

Niektórzy zawodnicy potrafią się naprawdę ładnie starzeć, na przykład Santi Cazorla. Po wielu miesiącach walki z bólem podjął ostatnią próbę podbicia hiszpańskich boisk i mu się udało. W Villarrealu grał wyśmienicie, ale znał swoje ograniczenia. Dlatego w porę opuścił szeregi Groguets i wyjechał do Kataru. Teraz tam jest kozakiem.

RANKING 100 NAJWIĘKSZYCH KOZAKÓW MINIONEJ DEKADY

Kontrakt Suareza kończy się w czerwcu. Wydaje się, że to najlepszy moment na rozstanie w dobrych relacjach. Z reguły Atletico jest dość opieszałe pod względem przedłużania kontraktów z piłkarzami po trzydziestce. Ci według polityki klubu mogą liczyć tylko na roczne umowy. Urugwajczyk rzekomo miał opcję przedłużenia o dwa lata, ale to tym bardziej nie zmotywuje klubowe władze do podjęcia negocjacji. Atletico ma plan B. Prawdopodobnie Juventus nie uzbiera wystarczająco drobniaków, by wykupić Alvaro Moratę i ten wróci na stare śmieci.

Według Corriere dello Sport Suarez już powoli myśli o ofertach z MLS. Niczego mu to nie ujmuje. Z miejsca stałby się ambasadorem ciekawych rozgrywek, które rosną z roku na rok nie tylko jeśli chodzi o liczebność. Mógłby jeszcze przez jakiś czas nacieszyć się futbolem i pokazać światu, że pewnych rzeczy się nie zapomina.

 

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. NewsPix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Hiszpania

Anglia

Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Piotr Rzepecki
1
Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Komentarze

17 komentarzy

Loading...