Reklama

Alex Serrano: Sergi Samper przypominał mi Sergio Busquetsa

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

28 grudnia 2021, 13:40 • 9 min czytania 1 komentarz

– Przez kilka lat regularnie otrzymywałem powołania do hiszpańskich młodzieżówek. Miałem przyjemność gry na mistrzostwach Europy do lat 19. Dotarliśmy do półfinału. Po dogrywce przegraliśmy z Francją. U nich grali między innymi Martial, Rabiot i… Laporte – mówi nam Alex Serrano, który od września występuje na ekstraklasowych boiskach. Pomocnik Górnika Łęczna opowiedział na w wywiadzie o grze w jednym zespole z Mario Hermoso i Marcosem Llorente, wspomina Luisa de la Fuente oraz opowiada o realiach gry w rezerwach klubów Primera Division.

Alex Serrano: Sergi Samper przypominał mi Sergio Busquetsa
Urodziłeś się w Barcelonie, ale piłkarsko wychowywałeś się w Gijon.

Moja rodzina od strony mamy pochodzi z Barcelony. Urodziłem się tam, ponieważ tego chcieli moi rodzice. Tata grał w tym czasie w Mallorce, a moja mama pojechała do Barcelony, by tam mnie urodzić. Ojciec jest Asturyjczykiem, więc kiedy zakończył karierę, zamieszkaliśmy razem w Gijon. Z rodziną mieszkałem do dziewiętnastego roku życia.

Ojciec miał duży wpływ na ciebie?

Bez wątpienia to przywilej mieć ojca, który grał w wielkich klubach. Na przykład w Realu Madryt. Dzięki temu od najmłodszych lat żyłem sportem, który kocham najmocniej. Zawsze mogłem zapytać ojca o rady i wskazówki. To dawało mi pewną przewagę, bo zawsze miałem wsparcie i mogłem na niego liczyć.

Nie ciągnęło cię od dziecka do na przykład Realu Madryt, który wymieniłeś w kontekście ojca?

W Polsce może o tym się nie mówi, ale Sporting ma świetną szkółkę. Warunki do treningów są na najwyższym poziomie. Trenerzy mają dużą wiedzę i potrafią wydobyć z młodych to, co najlepsze. Każdy młody zawodnik ma tam wszystko, czego potrzebuje. W tym klubie grał David Villa. Świetny piłkarza. Dla każdego sportingisty – prawdziwy bohater. Dla mnie też był idolem. Podobnie Ronaldinho. Dwóch moich idoli wciąż gra w piłkę. Jeden to Zlatan Ibrahimovic, drugi Mesut Ozil.

Reklama
Jako nastolatek byłeś uważany za duży talent. Grałeś w reprezentacjach Hiszpanii U17, U18 i U19.

Wspominam tamte czasy z dużą nostalgią, ale i z dużą radością. Dla mnie to były wspaniałe lata. Granie dla reprezentacji jest czymś wyjątkowym, o czym marzy każdy zawodnik. Poziom hiszpańskich młodzieżówek był i jest bardzo wysoki. Już samo otrzymanie powołania jest wielkim wyróżnieniem, a co dopiero możliwość grania z piłkarzami, którzy za kilka lat wskoczą do pierwszej jedenastki La Roja.

Przez kilka lat regularnie otrzymywałem powołania do hiszpańskich młodzieżówek. Miałem przyjemność gry na mistrzostwach Europy do lat 19. Dotarliśmy do półfinału. Po dogrywce przegraliśmy z Francją. U nich grali między innymi Martial, Rabio i… Laporte.

W hiszpańskich młodzieżówkach trafiłeś na wielu świetnych piłkarzy. Marcosa Llorente, Samu Castillejo, Hectora Bellerina, Adamę Traore, Mario Hermoso. Który z nich się najbardziej wyróżniał?

Poznałem wielu wspaniałych graczy, ale jeśli miałbym kogoś wyróżnić to Sergiego Sampera. Mówię poważnie. Grając obok niego, wszystko wydawało się łatwe. Zarażał spokojem, świetnie kontrolował piłkę, widział więcej niż reszta. Możesz mi wierzyć, że tak jest. Osobiście przypomina mi Sergio Busquetsa i to bardzo. Dziś Sergi gra w Japonii, ale potencjał miał naprawdę duży. Czasem jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem, ale mogę zaświadczyć, że wrażenie robił ogromne.

Któryś zaskoczył cię postępem?

Kiedyś wszyscy byliśmy na zbliżonym poziomie. Każdy z nas się na swój sposób wyróżniał, ale nie było przepaści. Przez lata prawie każdy z nas zrobił duże postępy, ale trzeba docenić Mario Hermoso. Zwykle nie otrzymywał powołań, a zobacz, gdzie teraz jest. Kawał piłkarza. Wygrał z Atletico mistrzostwo, gra regularnie w Lidze mistrzów, zagrał w pierwszej reprezentacji Hiszpanii. Jest wciąż młody jak na obrońcę, a już wiele osiągnął.

Gdybyś miał stworzyć ranking najzdolniejszych piłkarzy, którymi grałeś w jednej drużynie, kto znalazłby się w TOP5?

Dobra, ale zrobię to bez podziału na kategorie wiekowe. Widzę to tak: Sergi Samper, Carlos Carmona, Moi Gomez, Salva Sevilla y Ruben Blanco.

Reklama
Jak wspominasz Luisa de la Fuente? Obecnie prowadzi reprezentację U21.

Luis de la Fuente jest wielkim trenerem, ale i wyjątkowym człowiekiem. Świetnie potrafi wdrażać nowinki taktycznie. Bardzo ciężko pracuje na swoje wyniki i wkłada w to mnóstwo serca. W dodatku jest świetny pod względem komunikacji. Stara się być blisko piłkarzy i nawiązuje bliskie relacje. Zawsze dbał o drobne detale i dzięki temu już wiele osiągnął. Zawodnicy, którzy go słuchają, mogą wyciągnąć coś dla siebie. Praca z nim to czysta przyjemność i zawsze będę go dobrze wspominał. Nie jest już młodzieniaszkiem, ale wciąż może dużo osiągnąć.

Zeszliśmy na tematy innych, ale wróćmy do ciebie. Miałeś w tamtym okresie ciekawe oferty?

Wiesz, jak jest. Kiedy jesteś młodzieżowym reprezentantem Hiszpanii, dostajesz mnóstwo ofert z europejskich klubów. Te lata wyróżniają się tym, że praktycznie wszyscy chcą cię mieć u siebie i byś czym prędzej trafił do ich akademii. Tak było też w moim przypadku.

Ty zdecydowałeś się na nieco inną ścieżkę.

W pierwszym zespole Sportingu Gijon zagrałem tylko kilka spotkań. Liczyłem na znacznie więcej, ale wydarzyło się wiele rzeczy, które sprawiły, że tak się stało. Ciężko wskazać jedną. W kolejnych latach próbowałem swoich sił w rezerwach Mallorci, Espanyolu i Celty. Grałem w nich regularnie, ale szansy w pierwszych zespołach się nie doczekałem. Czasem tak już bywa.

Gdybyś mógł cofnąć czas, zmieniłbyś coś?

Nie zmieniłbym niczego. Łatwo jest mówić po fakcie. Kiedyś nie miałem doświadczenia, które posiadam dziś. Uważam, że nic nie dzieje się z przypadku, ale nie mam powodów do narzekania. Można było zrobić kilka rzeczy lepiej, ale było minęło.

Później trafiłeś do Salamanci.

Salamanca jest klubem historycznym, który zniknął z futbolowej mapy z powodu problemów finansowych, ale już powstał na nowo. W tamtym czasie, gdy ja tam byłem, klubem zarządzał meksykański właściciel. Starał się, ale mu nie wychodziło. Nie znał hiszpańskich realiów i to go zgubiło. Pomimo dobrych intencji często się mylił. Przez to bywały miesiące, w których nam nie płacono. Uważam, że problemem nie były pieniądze, ale sposób zarządzania nimi.

Trudno było przestawić się z gry w rezerwach dużych klubów na grę w pierwszych zespołach z niższych lig?

Wszystkiego się można nauczyć. To kompletnie różne realia. Kiedy grasz w rezerwach, zawsze masz wokół siebie mnóstwo młodych piłkarzy. Presja jest zawsze mniejsza i zawsze masz z tyłu głowy, że możesz awansować do pierwszego zespołu. Nawet jak rezerwy spadną, to nie ma tragedii. Wiadomo, że nie jest to nic miłego, ale wciąż oknem na świat jest pierwszy zespół. Piłkarze drugiego zespołu mają się ogrywać. To jest najważniejsze.

W takich klubach jak Salamanca wszystko wygląda inaczej. Presja jest na znacznie wyższym poziomie. Obracasz się wokół doświadczonych piłkarzy, którzy poznali futbol na wylot. To dwa różne światy, dla niektórych zderzenie jest niezwykle bolesne. Ja jakoś sobie poradziłem. Starałem się nie zwieszać głowy i nie poddawać. Zawsze myślałem kilka kroków do przodu, ale nie jest to łatwe.

Natknąłem się na twój wywiad z okresu podpisania kontraktu z Salamancą. Mówiłeś, że marzysz o grze w reprezentacji i… wyjeździe za granicę. Do pierwszej reprezentacji nie trafiłeś, ale grasz poza Hiszpanią!

Mam jeszcze czas, aby zagrać w reprezentacji A (śmiech). Szczerze mówiąc, wyjazd za granicę był zawsze moim marzeniem, które się spełniło. To pewien sukces, że gram poza Hiszpanią. Gdybym wiedział wcześniej, co mnie spotka, to odszedłbym już lata temu. Z drugiej strony może nie trafiłbym wówczas do Polski.

Jak trafiłeś do Górnika?

Trafiłem do Polski dzięki Irkowi. To polski agent, który skontaktował się ze mną. Miałem oferty z Hiszpanii, ale chciałem wyjechać za granicę i poznać inne ligi. Można powiedzieć, że też odnaleźć się w innych realiach i kulturze. Irek załatwił mi transfer i teraz jestem tutaj.

Miałeś obawy?

Pewnie. Jak każdy, kto zmienia otoczenie. Muszę być szczery i o klubie nie wiedziałem nic. Kraj oczywiście znałem. Dostałem wiele rekomendacji od piłkarzy, którzy grali w Polsce. Zachęcali mnie bardzo. Mówili mi – dawaj, przyjeżdżaj do Polski. Przekonasz się, że warto – mieli rację. To była dobra decyzja. Cieszę się, że tak wyszło.

Coś cię zaskoczyło?

Zaskoczyło mnie wiele rzeczy. Nie spodziewałem się, że ten kraj się tak rozwinął. Staram się poznać Polskę, jak tylko mogę. Odwiedziłem już Warszawę, Kraków, Gdańsk i uważam, że ten kraj jest niesamowity. Jest tu pięknie, a ludzie są życzliwi i uprzejmi. Pod względem organizacji rozgrywek też wszystko jest na najwyższym poziomie. Prasa, telewizja, piękne stadiony i dobry poziom sportowy. Cała otoczka napędza do ciężkiej pracy.

Jak przebiegała aklimatyzacja?

Trudne były pierwsze tygodnie. Nie przepracowałem z zespołem okresu przygotowawczego. W zasadzie, kiedy tu trafiłem, to liga już ruszyła. To kosztowało mnie sporo. Musiałem błyskawicznie nadrabiać, ale jak już złapałem odpowiedni poziom fizyczny, szybko się zaadoptowałem. Mogę powiedzieć, że już jestem zaadaptowany w stu procentach.

Z kim najlepiej się dogadujesz?

Praktycznie każdą wolną chwilę spędzam z Leandro, Jasonem Lokilo i Tomkiem Woźniakiem. Leandro zna dobrze język hiszpański, więc to ułatwia komunikację. Zawsze coś podpowie, przetłumaczy, przekaże trenerowi. Dużo mi pomógł i pomaga, za co jestem mu wdzięczny.

A co z nauką języka polskiego?

To skomplikowane (śmiech). Wiesz zapewne, że wasz język jest trudny, ale próbuję się uczyć podstaw. Krok po kroku. Powoli, ale coś zapamiętuję. Różnice językowe są duże, więc nie jest łatwo.

Ty i Lokilo wnieśliście ożywienie do Górnika. Mieliście niezłą końcówkę rundy.

Myślę, że zrobiliśmy krok naprzód jako drużyna. Zmiana systemu, której dokonaliśmy w ostatnich tygodniach, dużo wniosła. Wciąż jest pole do poprawy, ale jest zdecydowanie lepiej. Myślę, że lepiej wyglądamy jako zespół. Jesteśmy teraz bardziej skupieni na grze, niż na przeszkadzaniu, to dużo zmienia. Jako piłkarz czujesz się wówczas swobodniej i masz większe pole manewru. Sam wiesz, w jakiej jesteśmy sytuacji. Dla nas każdy punkt się liczy.

Dużo zależy od Bartosza Śpiączki.

Śpiona wnosi mnóstwo dzięki swoim bramkom, ale też ostro zasuwa. Ostatecznie to gole są najważniejsze w tym sporcie, ale reszta też musi dobrze funkcjonować, by napastnik miał co strzelać. Moim zdaniem mamy w zespole wielu piłkarzy, którzy dużo wnoszą do gry zespołu.

Alexa z boiska już poznaliśmy, a jaki jest Alex poza boiskiem?

Jestem spokojnym człowiekiem. Mieszkam ze swoją partnerką i dobrze nam razem. Spędzamy mnóstwo czasu wspólnie. Żyjemy jak zwykli ludzie. Zazwyczaj oglądamy seriale. Od jakiegoś czasu polubiłem giełdę. Mocno mnie zainteresowała. Trzeba wiedzieć, jak działa gospodarka i przewidywać co się wydarzy. Z planowaniem kilku kroków do przodu jest trochę jak z grą w środku pola. Tam też musi dużo myśleć i przewidywać, co może się wydarzyć. Do tego potrzebna jest duża wiedza i doświadczenie. Należy się szybko uczyć. Najlepiej na cudzych błędach (śmiech).

W dzieciństwie chciałeś być może maklerem albo inwestorem?

Nie (śmiech). Kiedyś myślałem o tym, że jeśli nie zostanę piłkarzem, to mogę zostać adwokatem. Podobał mi się ten zawód, ale z perspektywy czasu nie wiem, czy mógłby się tym zajmować. Postawiłem na piłkę i chyba dobrze wybrałem.

Gdzie widzisz siebie za kilka lat?

Można wiele rzeczy planować, a potem plany weryfikuje rzeczywistość. Z pewnością chciałbym za kilka lat wrócić do Hiszpanii i wraz z rodziną cieszyć się życiem, ale zostało mi jeszcze wiele lat kariery i ciężko powiedzieć, co przyniesie mi los.

ROZMAWIAŁ PAWEŁ OŻÓG

Czytaj też:

Fot. Newspix

 

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

1 komentarz

Loading...