Reklama

Hamilton kończy sezon z tytułem… szlacheckim. Ale na gali FIA się nie pojawił

redakcja

Autor:redakcja

16 grudnia 2021, 23:10 • 7 min czytania 12 komentarzy

Lewis Hamilton jednak z tytułem! Przyznajcie, że gdybyśmy wyłącznie w ten sposób zatytułowali poniższy tekst, byłby to jeden z najbardziej perfidnych clickbaitów. Choć taki nagłówek nie byłby sam w sobie kłamliwy. Wczoraj Brytyjczyk dostąpił zaszczytu i odebrał tytuł… szlachecki z rąk księcia Karola. Nie wiemy, czy tak zacna nobilitacja już weszła kierowcy w krew, ale Sir Lewis, po tym jak na ostatnim okrążeniu ostatniego wyścigu sezonu przegrał walkę o swój ósmy mistrzowski tytuł, postanowił unieść się dumą. Dziś nie pojawił się na corocznej gali FIA, stanowiącej zwieńczenie roku królowej motorsportu. W sukurs za nim taką samą decyzję w imieniu Mercedesa podjął Toto Wolff. Tym sposobem gala odbędzie się bez udziału ekipy, która wywalczyła mistrzostwo świata konstruktorów. A my mamy wrażenie, że tytuł szlachecki – czyli wielkie wyróżnienie w Wielkiej Brytanii – jednak do czegoś zobowiązuje. Na przykład do zachowania klasy. Również po porażce.

Hamilton kończy sezon z tytułem… szlacheckim. Ale na gali FIA się nie pojawił

Ale najpierw w skrócie podsumujmy to, co działo się w niedzielę. Tak, ten wyścig już przeszedł do historii królowej motorsportu. Jednak ze względu na jego epicki finisz, nie możemy o nim nie wspomnieć. Zwłaszcza, że emocje po nim jeszcze nie opadły. Podczas ostatniego Grand Prix w Abu Zabi Max Verstappen wręcz wyrwał Lewisowi Hamiltonowi mistrzowski tytuł na ostatnich kilometrach. Chociaż Brytyjczyk bez wątpienia dysponował najszybszym bolidem w całej stawce, to kluczem do zwycięstwa okazała się decyzja Red Bulla, by Verstappen zjechał na wymianę opon w trakcie pojawienia się na torze samochodu bezpieczeństwa. Tym samym na koniec wyścigu wrócił do ścigania wyposażony w świeże ogumienie.

Oczywiście, dużo można pisać o kontrowersjach sędziowskich, takich jak ścięcie szykany przez Hamiltona na początku wyścigu, za co nie spotkała go żadna kara. Czy też zwlekaniu z decyzją, czy bolidy – które Holender miałby zdublować by zbliżyć się do prowadzącego Brytyjczyka – mogły zostać przepuszczone przed samochód bezpieczeństwa. Ku niezadowoleniu Mercedesa, podjęto taką decyzję, w dodatku usuwając safety car przed ostatnim kółkiem. Ten zabieg pozwolił Verstappenowi zniwelować stratę do panującego mistrza. Reszta jest już historią, którą widział każdy – nawet ci, którzy nie interesują się F1.

Reklama

Nie ma wątpliwości, że te sceny przejdą do annałów królowej motorsportu. Rozpacz i furia Toto Wolffa. Michael Masi odpowiadający szefowi Mercedesa przez radio „Toto, to jest wyścig…”. Ale przede wszystkim wielka radość Verstappena i ogromna rozpacz Hamiltona.

Podczas zorganizowanej imprezy posezonowej, Red Bull wraz z holenderskim mistrzem świata utonął w morzu łez szczęścia i napoju własnej marki, rozcieńczanego procentami.

Mercedes? Choć na udostępnianych w mediach społecznościowych widać było, że na bankiecie zarządzanego przez siebie zespołu Toto Wolff bawił się równie dobrze, to później w niemieckiej ekipie przyszedł kac… i nie mamy na myśli wyłącznie tego, spowodowanego długim wieczorem.

Walka na torze i w sądzie

Zaraz po wyścigu Mercedes złożył dwa protesty dotyczące wyników Grand Prix w Abu Zabi. Jeden dotyczył zachowania Verstappena, który w pewnym momencie zbliżył się do Hamiltona na tyle, że jechał z nim koło w koło. Sprawdzano, czy aby wtedy Max nie znalazł się choć na moment przed swoim rywalem, czego nie wolo mu było zrobić. Drugi zaś dotyczył kwestii zdublowanych kierowców oraz samochodu bezpieczeństwa, który ich przepuścił, niwelując całą przewagę Brytyjczyka. Oba zostały odrzucone.

Ale niemiecki zespół nie poddawał się w pozatorowych zmaganiach o mistrzowski tytuł dla swojego kierowcy. Zapowiedział apelację od decyzji w Międzynarodowym Trybunale Apelacyjnym FIA. Dziś mijał termin złożenia jej do trybunału, lecz ostatecznie Mercedes wycofał się z tej opcji.

Reklama

A gdzie jeszcze w tym wszystkim jest Hamilton? Brytyjczyk od niedzielnego wyścigu nie udziela się w mediach zarówno konwencjonalnych, jak i społecznościowych. Zaś w tym tygodniu dostąpił sporego zaszczytu i odebrał z rąk od księcia Karola tytuł szlachecki. Tak, odebrał, gdyż Hamilton… szlachcicem jest już od stycznia tego roku. Lecz sama ceremonia odbyła się dopiero wczoraj.

Nie ma wątpliwości, że na dostąpieniu zaszczytu bycia nazywanym Sir Lewisem zaważył całokształt jego kariery. Można wiele mówić o aroganckim zachowaniu Hamiltona. Tak jak o tym, że swoje tytuły wywalczył w czasach, gdy bolid ma zdecydowanie większy wpływ na ostateczny wynik kierowcy, niż miało to miejsce jeszcze kilkanaście lat temu. Ale fakty są takie, że mówimy o siedmiokrotnym mistrzu świata Formuły 1. Gościu, który wyrównał legendarny wynik liczby tytułów zdobytych przez Michaela Schumachera. Kierowcy, który chociaż wzbudza mnóstwo kontrowersji – również swoim zachowaniem poza torem – to jest żywą legendą tego sportu.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez The Royal Family (@theroyalfamily)

Przegrywać trzeba umieć?

Ale jednak mógł odbierać swój tytuł szlachecki jako jedyny w historii ośmiokrotny mistrz F1. Zatem trudno dziwić się jego rozgoryczeniu – zwłaszcza, że przegrał ósme mistrzostwo w tak dramatycznych okolicznościach.

Zresztą on sam nie ukrywał swojego niezadowolenia, a wtórował mu w tym Toto Wolff, który w międzyczasie zrzucił do mediów prawdziwą bombę. Chociaż zespół Mercedesa zrezygnował z odwołania się od wyników wyścigu, to nie znaczy, że do końca pogodził się z porażką. Szef drużyny zwołał konferencję prasową, na której powiedział, że Brytyjczyk… zastanawia się nad zakończeniem kariery.

– Lewis i ja jesteśmy mocno rozczarowani. Nie jesteśmy zawiedzeni sportem, który kochamy każdą częścią naszego ciała, bo stoper nigdy nie kłamie. Jeśli jednak łamiemy fundamentalną zasadę o sportowej uczciwości, to nagle stoper w F1 przestaje mieć znaczenie. Jesteśmy narażeni na przypadkowe podejmowanie decyzji – stwierdził Wolff.

Szef niemieckiej ekipy poinformował też, że decyzja o zaprzestaniu walki na drodze sądowej była konsultowana z samym Hamiltonem. To od Brytyjczyka miała wyjść inicjatywa, by dać sobie spokój z posiłkowaniem się przepisami.

Ale to jeszcze nie wszystko. Otóż Toto Wolff zapowiedział, że Lewis Hamilton nie pojawi się na uroczystej gali FIA w Paryżu, której głównym punktem jest podsumowanie sezonu królowej motorsportu. Podsumowanie, na którym zwykle prezentowano bolidy zespołów, które zdobyły mistrzostwo świata konstruktorów. Czyli Mercedesa, który wywalczył je po raz ósmy z rzędu. Austriak tłumaczył tę decyzję jako wyraz solidarności względem swojego kierowcy. Zespół w Paryżu reprezentuje wyłącznie James Allison. Dyrektor techniczny Mercedesa grzecznie odbierze puchar dla konstruktorów i prędko wróci do domu.

My zaś odczuwamy pewien dysonans względem samego Lewisa. Z jednej strony nie dziwimy się temu, jak bardzo czuje się rozczarowany zakończeniem sezonu. Frustracja po porażce towarzyszy niemalże wszystkim wielkim sportowcom. Przypomnijcie sobie chociażby Michaela Jordana i to, jak on reagował po przegranych meczach. Stąd zaszycie się w swoim domu i odcięcie od mediów jest całkowicie zrozumiałe.

Ale największe ikony sportu wyróżnia też coś jeszcze – klasa. To, że po niepowodzeniu potrafią spojrzeć rywalowi w twarz, wyciągnąć do niego dłoń i pogratulować wygranej. Nawet jeżeli złość wręcz zżera ich od środka. I dokładnie tak zrobił Hamilton, kiedy po Grand Prix Abu Zabi podszedł do Maxa Verstappena i zbił z nim piątkę. Ten obrazek również obiegł cały świat, a postawa Lewisa imponowała równie mocno jak kolejne brawurowe ataki, które nieraz przeprowadzał na torze.

Tym bardziej szkoda, że na tym obrazie pojawiła się plama w postaci niemożności poradzenia sobie z niepowodzeniem. Bo wszystko wskazuje na to, że gesty po Grand Prix Abu Zabi wynikały z przymusu znalezienia się z Holendrem w jednym kadrze. Pamiętajmy, że Hamilton nie pojawił się już na niedzielnej konferencji po wyścigu. Odizolowanie się od świata i nieobecność na gali FIA sugerują, że Lewis zniósł swoją porażkę w sposób nieprzystający wielkiemu mistrzowi. Takie wydarzenia służą temu, by oddać szacunek wygranym, a ich zignorowanie może wskazywać nic innego, jak brak respektu to przeciwnika. A to już nie przystoi wielkim mistrzom. Zwłaszcza, kiedy przed ich nazwiskiem widnieje przedrostek „Sir”.

W dodatku na samej gali zaczęły nasilać się plotki, jakoby Hamilton rzeczywiście rozmyślał nad zakończeniem kariery. I choć nie wierzymy tym sensacyjnym doniesieniom, to one również świadczą o tym jak niekorzystną dla swojego wizerunku decyzję podjął Brytyjczyk, odcinając się od całego świata w takim momencie.

Fot. Newspix

Przeczytaj też:

Najnowsze

Formuła 1

Komentarze

12 komentarzy

Loading...