Reklama

Ancelotti kontra Simeone, czyli zderzenie dwóch światów

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

12 grudnia 2021, 12:40 • 9 min czytania 4 komentarze

Już dziś derby Madrytu, więc i walka trenerów, którzy pochodzą z zupełnie różnych światów. Ich metody treningowe, metody perswazji i wyrażania emocji znacznie się od siebie różnią. To ma swój urok, bo zarówno Diego Simeone, jak i Carlo Ancelotti, pokazują, że nie ma jednej drogi do sukcesu.

Ancelotti kontra Simeone, czyli zderzenie dwóch światów

Jeden zmienia kluby co jakiś czas i nie boi się powrotów. Drugi jest wierny jednemu zespołowi od dziesięciu lat i nie ma na ten moment ochoty na zmianę otoczenia. Oczywiście pierwszy nie prowadzi rozwiązłego życia trenerskiego, natomiast podejmuje się pracy w miejscach, gdzie ryzyko zwolnienia w przypadku nawet drobnych niepowodzeń jest wysokie. To trzyma go przy pracy w zawodzie, ten pierwiastek ryzyka, wyzwań, stresu i zmienności.

Carlo Ancelotti

Wielki powrót

Carlo, Carletto. Przecież on już nie musi niczego udowadniać. Wygrywał najcenniejsze klubowe trofea na starym kontynencie, zarobił wystarczająco pieniędzy, by wykarmić rodzinę wielkości średniej wioski, mimo to nadal chce pracować i nie ma zamiaru schodzić ze sceny. Zwłaszcza z dużej i głośnej, na której czuje się doskonale.

Kiedy wrócił do Madrytu, ustalano mu termin przydatności. Jedni dawali mu rok, inni rundę, znaleźli się też tacy, którzy uznali, że Włoch jest już trenerem po terminie. Czas kolejnych piłkarzy w Realu Madryt się kończył, a Włoch wraca po kilku latach i ma wnieść świeżość? Takie pytania pojawiały się i pewnie nie raz się jeszcze pojawią. I co najlepsze – tak, wniósł świeżość i tak wprowadził wiele korzystnych zmian. Coś o tym wie Vinicius Junior.

Reklama

On tu pasuje

Doświadczony trener wrócił na znajomy grunt, ale nie wrócił na gotowe. Na Estadio Santiago Bernabeu potrzebny był remont, ale nie tylko samego stadionu, bo do renowacji zakwalifikowano także drużynę. Należało przeprowadzić selekcję, zbudować tych, którzy zostali, a na koniec coś z tego wyrzeźbić, angażując każdego do tego stopnia, by czuł się ważny, nie marudził i nie węszył spisków.

Ancelotti pasował do wizji Realu, którą wprowadzał Florentino Perez na początku XXI wieku. Włoch prezentuje się godnie, czyli ma coś, czego zabrakło Vicente del Bosque, który nie przypadł do gustu prezesowi Królewskich. Nie chodziło o warsztat trenerski, ale o obycie i prezencje. Carlo potrafi się sprzedać, by przekonać do siebie piłkarzy i opinię publiczną. Właśnie takiego trenera chciał mieć u siebie prezes Realu. Pewnie stąd wziął się sentyment do Włocha i pomysł na danie mu drugiej szansy.

Presja pracy w Realu Madryt jest trudna do zniesienia. Pytania dziennikarzy często się powtarzają, kibice również są bardzo wymagający, dlatego ważną rzeczą jest zachowanie właściwego dystansu. Ancelottiego ciężko złamać teraz, kiedyś było to znacznie łatwiejsze zadanie i zdarzało mu się rzucić surową łaciną. Riposty nie są mu obce i zawsze jest gotowy do odbicia piłeczki lub położenia laski na ludzką głupotę. W przeszłości kibice Juventusu nazywali go świnią, która nie potrafi trenować. Specjalnie się tym nie przejął i wtórował, by nie obrażano świń.

Gościnność rzecz święta

Ancelotti swoim usposobieniem przypomina gospodarza dworu szlacheckiego, który kultywuje tradycje gościnności poprzez organizację hucznych bali. Kiedy on zabawia gości anegdotami, stoły mają uginać się pod ciężarem przygotowanych dań. Porównanie to nie jest przypadkowe. Kiedy Ancelotti objął Real Madryt, zarządził wspólne posiłki. Kilku piłkarzy oczywiście pokręciło głową – bali się nowości – ale z czasem przekonali się, że niepotrzebnie byli negatywnie nastawieni do pomysłu trenera. Carlo nie patrzył zawodnikom na talerze, mogli jeść, co chcieli, ale chodziło o to, by robili to wspólnie.

Chodziło o zbudowanie więzi, a znając życie gdyby na tym poziomie wykonał sztuczkę psychologiczną Jacka Magiery z łamaniem długopisów, piłkarze Królewskich kazaliby mu wracać, skąd przyszedł i zapaść się pod ziemię. Stąd inna metoda pokazania, że siła tkwi w zespole.

Gościnność Włocha udziela się też jego zawodnikom.

Reklama

Często obdarowują w nadmiarze swoich przeciwników. Nie idzie wam? To pomożemy. Proszę, bierzcie i nie dziękujcie. Tak gra Real w tym sezonie i to sprawia, że wiele spotkań Królewskich można było otagować jako ciekawe. Pierwszy przykład z brzegu – spotkanie z Granadą. Gdy wydawało się, że Real ma pełną kontrolę nad meczem, opuścił gardę i nieco rozochocił rywali. Granada okazała się na tyle słaba, że nie potrafiła w pełni skorzystać z prezentów, ale zrobiło się ciekawie.

Jak radzić sobie z problemami?

Od dawna wiadomo, że Ancelotti potrafi dotrzeć do piłkarzy. Ciężko znaleźć zawodnika, który miałby o nim złe zdanie. Nawet w patowej sytuacji potrafi rzucić żartem. Podczas lockdownu wiedział, że zawodników Evertonu korci wyjście, gdzieś ze znajomymi. Rzucił tylko – Jeśli macie zamiar urządzić imprezę, to chłopaki zaproście mnie, bym miał na was oko.

A jak Real ma grać? Jak w przypowieści o gazeli i lwie – Lew budzi się z myślą o tym, że musi biec, aby jeść. Jeśli nie biegnie, nie poluje. A gazela budzi się z myślą o tym, że musi biec, aby nie schwytał jej lew. Powiedziałem moim piłkarzom, że nie ma znaczenia czy budzą się z myślą o tym, że są lwami czy gazelami, powiedziałem im, że najważniejsze jest to, aby biec – tak Ancelotti widział grę swojego zespołu w 2014 roku.

Na ten moment Królewscy sa lwem, który potrafi w odpowiednim momencie złapać gazelę i urządzić sobie ucztę. Można mieć niekiedy pretensje, bo przecież w idealnym świecie Real powinnien w każdym meczu przez 90 mieć pełną kontrolę nad spotkaniem, ale najważniejsze są wyniki, które bronią włoskiego trenera i jego zespół. Pewne wyjście z grupy pomimo potknięcia z Sheriffem, stworzenie buforu bezpieczeństwa nad grupą pościgową w lidze hiszpańskiej. Teraz wystarczy podążać tą ścieżka i ulepszać poszczególne elementy, bo fundamenty są solidne.

Diego Simeone

Wierny Atletico

Simeone właściwie wziął ślub cywilny z Atletico. Odnawia go co jakiś czas, ale bez zawarcia intercyzy, która pozwalałaby się rozstać bez zbędnych tłumaczeń i formalności. Związek ten trwa tak długo, że Estadio Vicente Calderon przeszło do historii, a relacja Argentyńczyka z Atletico trwa nadal. Kiedyś powiedział, że jedyną opcją, by wymienił się koszulką rojiblancos jest otrzymanie dwóch koszulek Atletico, bo te są dla niego zbyt cenne, by się ich pozbywać.  To dobrze pokazuje jego miłość do klubu. Zresztą z wzajemnością.

Gdy przejmował stery Atletico, otrzymał ligowego średniaka, który aspirował do wejścia na półkę tuż pod Barceloną i Realem Madryt. Argentyńczyk nie miał możliwości włączenie „bogatego inwestora” niczym w grach z serii FIFA, dlatego robił, co mógł i w pierwszej kolejności zadbał, by wypłacano piłkarzom pensje na czas. Krok po kroku, mecz po meczu, runda po rundzie odbudowywał pozycję Atletico na piłkarskiej mapie Europy.

Nawet gdy wygrał pierwsze, upragnione mistrzostwo Hiszpanii, bogatsi dokonali drobnej grabieży i zasiali ferment. Zostawili co prawda zapłatę, ale czasu i włożonej pracy nikt Cholo nie mógł zwrócić. Czy poddał się? Nie, bo czemu by miał. Raz już wcielił się w role żołnierza, który wyruszył na wroga, mając ograniczone środki. Był spokojny, że znów mu się uda przetrwać i wywalczyć coś wielkiego.

Przecież zdolności survivalowych nie da się ot tak zapomnieć. Czyż nie?

Z pójściem na wojnę i sztuką przetrwania wiąże się wiele dziwactw. Często żołnierz powracający z misji nie jest już tym samym człowiekiem i skupia się na rzeczach, które inni lekceważą. Dla Argentyńczyka ważne są horoskopy i numerologia, dlatego praca z Argentyńczykiem nie musi przypaść każdemu piłkarzowi do gustu. Już nie mówiąc o zasadach, które dla osób przychodzących z zewnątrz mogą wydawać się dziwne.

Próba cierpliwości

Swobodne ręce Cholo związał transfer Joao Felixa. Współpraca układa im się średnio. Simeone stara się nie pokazać, że często wkurza go krnąbrny, ale zdolny chłopiec o charakterystycznej fryzurze, który w dodatku regularnie bywa kontuzjowany, przez co pożytek z niego jest mniejszy, niż zakładano. Pewnie nie raz Cholo chciał go odstawić od składu za gestykulacje i podważanie decyzji, ale 120 milionów, które zapłaciło za Portugalczyka Atletico, mocno utrudnia sprawę. Felix to czuje, dlatego też sobie na wiele pozwala. Kiedy Valencia wyrównała w końcówce meczu, Felix powiedział: „zawsze jest to samo”.

Simeone pewnie gdyby mógł, to z pocałowaniem ręki sprzedałby Portugalczyka za podobną kwotę do tej, którą zapłaciło Atletico i w jego miejsce kupił na przykład Dusana Vlahovicia i nowego środkowego obrońcę. Zwłaszcza obrońcę. Defensywa Atletico pozostawia wiele do życzenia. Przecieka, jest chwiejna i często irytuje. Właściwie na każdego ze stoperów można znaleźć haka. Przydałby się ktoś, kto wpuściłby trochę światła i wzmocnił konkurencję na tej pozycji. Ostatnio przeciwko Porto trójkę w obronie tworzyli – Hermoso, Kondogbia i Vrsaljko. Niezły składak, jak na zespół, który przez lata słynął z doskonałej defensywy.

Zagubiona kropka nad i

Na drugie mistrzostwo Simeone czekał siedem długich lat.

Nadeszło lekkie zdziwienie, bo tym razem po triumfie nie został okradziony z kluczowych piłkarzy, a jeszcze mu kilku dokupiono. Co jest? System runął! Nagle Atletico znalazło się w innej, obcej dla siebie sferze. W nowej rzeczywistości nie do końca potrafi się odnaleźć się sam trener.

Koszary, w których się zaszył, po prostu pokochał. Teraz z nich miał zrobić Disneyland, co ewidentnie go uwiera. Gdyby ktoś przycisnął go do ściany i wyjął broń, to mogę się założyć o trzy punkty, które stracili z Deportivo Alaves, że wykrzyczałby chęć powrotu dawnego Atletico. Zespołu, dla którego liczyła się gra na zero z tyłu i kontrola spotkania. Koncentracja, spokój przy stałych fragmentach pod własną bramką i generowanie zagrożenia, gdy to oni bili rzut rożny lub wolny.

To Atletico ma się do tego dawnego nijak, albo inaczej – rzadko przypomina to typowe. Brakuje wręcz chamskiego poświęcenia, brudnych zagrywek, zamiast nich jest niefrasobliwość. Bierzmy pod uwagę, za co dostawali czerwone kartki rojiblancos w tej edycji Ligi Mistrzów. Nie były to interwencje ostatniej szansy przy wyjściach rywali sam na sam z bramkarzem. Raczej oznaka złej koordynacji w relacji głowa-nogi lub niepanowania nad emocjami.

Tego typu błędy muszą czym prędzej wyeliminować.

Pułapka perspektywy

Z perspektywy osób mieszkających około tysiąca kilometrów od Madrytu może wydawać się dziwne, że Cholo nadal jest uważany przez grupy najzagorzalszych kibiców Atletico za idealnego trenera. Przecież Atletico nie gra tak pięknie, jak mógłby oczekiwać przeciętny sympatyk futbolu i stylem nie wpisuje się w algorytmy globalnej marki, którą stało się w ostatnich latach. Zazwyczaj sympatię kibiców zdobywają trenerzy wyznający ofensywny styl gry, ale Simeone z defensywy uczynił dzieło sztuki. Dopóki zamach na futbolu ma w sobie żar Cholo wszystko jest w porządku. Ostatnimi czasy brakowało wszystkiego po trochu i to może niepokoić, tym bardziej że dla kibiców Atletico nadal ważniejsza jest ciężka harówka niż ozdobniki, które ok pokazują możliwości danego zawodnika, ale jeśli nie ma wyniku, to cóż z nich? Jaką korzyść niosą?

Cholismo nie jest może najwspanialszą rzeczą w świecie futbolu, ale dobrze funkcjonujące jest cholernie skutecznie i nie wybacza błędów rywalom. Dobrze by było gdyby Cholo na siłę nie próbował się zmienić i po prostu postarał się naprawić, to co się zepsuło. Piłkarskie dinozaury nie są złe. Różnorodność nie jest zła. O to chodzi, by każdy miał prawo wyboru. W przeciwnym razie futbol nie miałby sensu i wszyscy mogliby grać w szarych koszulkach bez nazwisk i numerów, przez co tożsamość piłkarzy byłaby częściowo ukryta.

CZYTAJ TAKŻE:

fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Dudek: Real zawdzięcza półfinał Łuninowi. Dobrze zastępuje Courtoisa

Szymon Piórek
1
Dudek: Real zawdzięcza półfinał Łuninowi. Dobrze zastępuje Courtoisa
Hiszpania

Araujo bliski przedłużenia kontraktu z Barceloną. „Idzie to w dobrym kierunku”

Arek Dobruchowski
0
Araujo bliski przedłużenia kontraktu z Barceloną. „Idzie to w dobrym kierunku”

Komentarze

4 komentarze

Loading...