Reklama

Real ogrywa Athletic, ale męczył się okrutnie

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

01 grudnia 2021, 23:50 • 3 min czytania 3 komentarze

Dzisiejsze spotkanie Realu Madryt z Athletikiem Bilbao obnażyło braki obu zespołów. Piłkarze Carlo Ancelottiego wyszli z tego starcia zwycięsko, ale sami prosili się o kłopoty. Liczne straty i oddanie inicjatywy nie przełożyły się jednak na zdobycz bramkową ich rywali, którzy byli rażąco nieskuteczni. Zresztą nie po raz pierwszy. 

Real ogrywa Athletic, ale męczył się okrutnie

Real Madryt – Athletic Bilbao. Indolencja Williamsa

Na początku spotkania widoczny był napór piłkarzy Carlo Ancelottiego. Królewscy grali miłą dla oka kombinacyjną piłkę. Bardzo aktywny od pierwszych minut był Marco Asensio. Real ewidentnie nie chciał powtórki z meczu z Sevillą, w którym na własne życzenie wprowadził nerwówkę. Dobry mecz rozgrywał Toni Kroos. Szybko zauważył, że zawodnicy Marcelino zostawiali mnóstwo miejsca tuż przed polem karnym i dawali pretekst do podejmowania prób strzałów spoza pola karnego. I właśnie strzał z dystansu okazał się kluczowy przy zdobyciu jedynej bramki Królewskich w tym spotkaniu. Los Blancos przeprowadzili błyskotliwy atak. Szybka wymiana podań pomiędzy Viniciusem a Luką Modricem, otworzyła Marco Asensio drogę do strzału. Strzał był dobry, podobnie jak interwencja Unaia Simona, ale futbolówka trafiła pod nogi Modrica, który asystował przy bramce Karima Benzemy.

Real przeważał, ale tradycyjnie co jakiś czas dostarczał prezenty swoim rywalom. Najpierw doszło do dużego nieporozumienia na linii Thibaut Courtois-Eder Militao. Następnie David Alaba przepuścił piłkę, która ostatecznie trafiła pod nogi Inakiego Williamsa. Ten przyjął lewą, a prawą wypchnął futbolówkę za linię końcową. Wyglądało to komicznie. Zresztą trzeba powiedzieć wprost, że Williams rozegrał beznadziejne spotkanie. Najpierw ręką przyjął doskonałe podanie od Daniego Garcii. Chwilę później nie potrafił wykorzystać błędu Edera Militao i wycisnął z prezentu od Brazylijczyka tylko rzut rożny.

Nie obyło się bez kontrowersji. Unai Nunez bardzo ostro potraktował Karima Benzemę po świetnym dośrodkowaniu Viniciusa. Sędzia miał podstawy, by podyktować miękki rzut karny, ale tego nie zrobił.

Reklama

Real Madryt – Athletic Bilbao. Jakim cudem Real nie stracił bramki?

Po przerwie odważniej grał zespół Marcelino. Przebudził się Oier Zarraga. Świetnie grał Iker Munian, który napędzał większość ataków Athletiku. Potrafił błyskawicznie stworzyć przewagę, ale brakowało mu godnych partnerów. W jednej z akcji z łatwością ograł Davida Alabę i dobrze odegrał do Raula Garcii, ale ten w ostatniej chwili został uprzedzony przez Casemiro. Nadal rzucało się w oczy, że Baskowi brakuje klasowego napastnika. Kolejne sytuacje marnował Inaki Williams. Na domiar złego w rozegraniu wyglądał równie słabo. Pochwalić go można tylko za jedno zagranie, gdy wziął na siebie dwójkę piłkarzy Realu i odegrał do Raula Garcii, który otworzył drogę do strzału Daniemu Garcii.

Bez dwóch zdań Athletic przeważał w drugiej połowie. W drugiej połowie Real miał duże przestoje. To skłoniło Carlo Ancelottiego do przeprowadzenia zmian. Zszedł między innymi Modrić, który tego dnia był piłkarzem kontrastów. W kilku akcjach ofensywnych Realu — w tym bramkowej — potrafił zachwycić, ale z drugiej strony w wielu fragmentach spotkania snuł się po murawie i zaliczył dwie poważne straty, które kończyły się groźnymi kontrami gości.

Dobrą zmianę dał Oihan Sancet, który położył Davida Alabę i tylko dobra interwencja Thibaut Courtoisa uratowała Real przed stratą bramki. Chwilę później Alex Berenguer odegrał do Mikela Vesgi, który dobrze uderzył, ale jego strzał twarzą obronił Eder Militao. Piłkarze z Kraju Basków mogli i nawet powinni wywieźć remis z Estadio Santiago Bernabeu. Mogą winić tylko siebie, że wracają do Bilbao z pustymi rękami. A Real? No cóż. Należy od Królewskich wymagać zdecydowanie lepszej gry.

Real Madryt – Athletic Bilbao 1:0 (1:0)

K. Benzema 40′

CZYTAJ TAKŻE:

Fot.Newspix

Reklama

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...