Reklama

Drugi mecz, druga porażka. Pierwsze koty za płoty kadry Milicica

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

28 listopada 2021, 23:03 • 4 min czytania 3 komentarze

Zmienił się trener kadry polskich koszykarzy, zmieniły się realia. Jeszcze parę miesięcy temu po dwóch porażkach z rzędu, z Izraelem oraz osłabionymi Niemcami, mielibyśmy wyjątkowo nietęgie miny. Obecnie jednak musimy być bardziej wyrozumiali. I zdawać sobie sprawę, że odmłodzona kadra nie będzie faworytem w większości rozgrywanych spotkań. Choć dzisiaj, w meczu z niemiecką kadrą, do korzystnego wyniku zabrakło niewiele. Polacy przegrali 69:72.

Drugi mecz, druga porażka. Pierwsze koty za płoty kadry Milicica

Ten wynik może robić wrażenie, bo przecież Niemcy są mocną marką na koszykarskiej, europejskiej scenie. Inna sprawa, że głównie wtedy, kiedy ich barw bronią zawodnicy na co dzień występujący w NBA. Dennis Schroder, Daniel Theis, Maxi Kleber Moe Wagner czy Frank Wagner – nasi zachodni sąsiedzi mają ich na pęczki. Żaden z wymienionych zawodników w rozgrywkach FIBA występować obecnie jednak nie może. Bo sezon najlepszej ligi świata nie przewiduje nagłych wypadów na obozy reprezentacji. Przez to też niedzielni rywale Polaków dysponowali składem opartym na zawodnikach występujących wyłącznie w Europie. A więc składem nieprzesadnie mocnym.

Świadczył o tym ich poprzedni występ – bo Niemcy przegrały trzema punktami… z Estonią. Tak więc dzisiaj mierzyły się dwa zespoły, które czekały na swoją pierwszą wygraną w eliminacjach. Liczyliśmy, że to Polacy, którzy trzy dni temu polegli z Izraelem, nie spadną na ostatnie miejsce w grupie. Ale uniknięcie tego scenariusza nie mogło być łatwe.

Niestety – brakuje nieobecnych

Nie mogło, bo Igor Milicic ma zespół, w którym po prostu brakuje indywidualności, graczy robiących różnicę. Dzisiaj było to widać na pierwszy rzut oka. Przez to, że na parkiecie brakowało kontuzjowanego Mateusza Ponitki, a także AJ Slaughtera (który w ogóle nie otrzymał powołania), żaden z naszych reprezentantów nie był w stanie zdobywać punktów w akcjach jeden na jeden. Dużo, za dużo, opierało się przez to na rzutach trzypunktowych. I choć Polacy w tym elemencie nie wypadali tragicznie (36% skuteczności), to ich gra w ataku nie zachwycała. Naszą największą bolączką były jednak straty, a także słaba postawa na tablicy – Niemcy notowali zbyt dużo zbiórek w ofensywie, zbyt często mieli okazje do ponawiania akcji.

Reklama

Wspomnieliśmy o indywidualnościach. O ile w szeregach niemieckich koszykarzy nie ma jednego zawodnika z wybijającym się CV, o tyle David Kramer grał dzisiaj jak gwiazda, może nie NBA, ale Euroligi. Co to w ogóle za gość? 24-latek na co dzień występujący w Bundeslidze. Niby nikt specjalny, ale w meczu z Polakami miał po prostu dzień konia. Trafił 9 z 13 oddanych rzutów z gry, zdobywając łącznie 24 punkty. Na dobrą sprawę – to był jedyny zawodnik Niemców, poza Dominicem Lockhartem (13 oczek), który miał dwucyfrową zdobycz punktową.

Generalnie – nasi rywale przez większość meczu utrzymywali około dziesięciu punktów przewagi. Po pierwszej połowie wygrywali 40:30, po trzech kwartach mieli wygrywać 61:48, ale wówczas pomogło nam szczęście. Rzut z połowy boiska, w ostatnich sekundach odsłony, trafił Jakub Garbacz. To oznaczało, że przed decydującą częścią spotkania oba zespoły dzieliło „zaledwie” dziesięć oczek. Można było wierzyć, że jeszcze coś z tego będzie. Na dodatek Niemcy szybko przekroczyli limit fauli, co polscy koszykarze mogli wykorzystać. Ale niestety – ofensywa ekipa Milicica po prostu nie miała werwy.

Jednak i tak… straty powoli odrabiała. Brało się to głównie z niemocy Niemców, którzy pudłowali z naprawdę dogodnych pozycji. W ten sposób na trzy minuty przed końcem Polacy przegrywali tylko 62:67. Ostatecznie, w dużej mierze dzięki świetnemu dzisiaj Olkowi Balcerowskiemu, straty udało się jeszcze zmniejszyć. Przy stanie 69:72, na 8 sekund przed końcową syreną, swój drugi rzut osobisty oddawał Jakub Schenk. I spudłował, po czym jakimś cudem zebrał piłkę. Mógł odegrać ją na obwód, licząc na to, że jeden z kolegów „trafi na dogrywkę”, albo szybko rzucić spod kosza, niwelując przewagę Niemców do oczka. Wybrał drugą opcję. Ale niestety znowu nie trafił.

– Porażka boli, bo mieliśmy dwa ciężkie mecze, ale daliśmy z siebie wszystko – mówił po meczu Schenk, który był dzisiaj najlepszym strzelcem kadry (17 punktów) – Staraliśmy się, mimo że nie byliśmy faworytami. Zabrakło niewiele. Mieliśmy parę momentów, kiedy doszliśmy Niemców na pięć punktów, był nawet dwutakt na trzy punkty. Szwankowała zbiórka w obronie, oni ponawiali akcje, my się męczyliśmy. 

Tak więc – po dwóch meczach eliminacji do MŚ Polacy mają na koncie dwie porażki. To słaby wynik, ale taki, którego należało się spodziewać. Jak podkreślali wszystkich – kadra Igora Milicica nie miała z miejsca wygrywać. Tylko budować coś na przyszłość. Choć takich meczów, jak ten z Niemcami, w których rywal nie postawił specjalnie trudnych warunków, oczywiście szkoda.

Polska – Niemcy 69:72 (13:16, 17:24, 21:21, 18:11)

Reklama

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...