Reklama

Analiza straconych bramek za kadencji Paulo Sousy. Dlaczego jest tak źle?

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

17 listopada 2021, 15:50 • 26 min czytania 24 komentarzy

Kiedy Paulo Sousa rozpoczynał cykl eliminacji do mistrzostw świata w Katarze, można było mieć tyle obaw, co nadziei. Portugalczyk nie dawał gwarancji sukcesu, tym bardziej że po drodze miał do rozegrania jeszcze Euro 2020 bez normalnego czasu na poznanie drużyny. Turniej na papierze skończył się dla nas oczywiście fiaskiem, ale to zostawmy. W tym tekście skupiliśmy się na drodze kadry budowanej na nowo z perspektywy największego mankamentu – defensywy. Emocje warto tutaj odłożyć na bok, bo wiadomo, że porażka z Węgrami poważnie nadszarpnęła zaufanie nawet największych sympatyków portugalskiego selekcjonera.

Analiza straconych bramek za kadencji Paulo Sousy. Dlaczego jest tak źle?

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Na początek pytanie najważniejsze – czy my się w ogóle rozwinęliśmy jako drużyna narodowa po kadencji Jerzego Brzęczka? Patrząc na mecz z Węgrami na Stadionie Narodowym, odpowiedź może nie być już taka oczywista. Nie zapominajmy jednak, że nie graliśmy w optymalnym zestawieniu, co jest pewną okolicznością łagodzącą. Ba, w sumie to bardziej wpadką selekcjonera, co wcale nie musi oznaczać, że efekty całej jego dotychczasowej roboty powinny wylądować w koszu. Słowem: patrzenie wyłącznie przez pryzmat ostatniego meczu Polaków w fazie grupowej eliminacji byłoby trochę niesprawiedliwe. To, co wydarzyło się pomiędzy, ma trochę pozytywów, acz nadal jest procesem niejednoznacznym. Takim, który gwarantuje określoną liczbę argumentów zarówno optymistom, jak i sceptykom.

Defensywa problemem, ale nie tak oczywistym

Co wiemy na pewno? Pod wodzą Paulo Sousy polska defensywa nie poprawiła się na tyle, żeby mówić o wyraźnym progresie. Patrząc tylko na wyniki spotkań, w których traciliśmy bramki, to argument naprawdę trudny do zbicia. Niemal każdy może wyrządzić nam krzywdę i to na pewno powód do zmartwień. O ile z najmocniejszymi reprezentacjami pokazujemy raczej dobre oblicze w defensywie, o tyle tyle strat ze słabszymi wymyka się poza określenie pecha czy przypadku. Ale czy wszystko powinno spaść na kark selekcjonera? Po kolei.

Reklama

Mecze bez czystego konta Paulo Sousy (12 na 15):

  • Węgry – 3:3
  • Anglia – 1:2
  • Rosja – 1:1
  • Islandia – 2:2
  • Słowacja – 1:2
  • Hiszpania – 1:1
  • Szwecja – 2:3
  • Albania – 4:1
  • San Marino – 1:7
  • Anglia – 1:1
  • Andora – 4:1
  • Węgry – 1:2

ŚREDNIA TRACONYCH BRAMEK NA MECZ POD WODZĄ RÓŻNYCH SELEKCJONERÓW: Sousa (1,3), Brzęczek (0,8), Nawałka (1,2), Fornalik (1,2), Smuda (1,1)

Patrząc na suche liczby, taka gra defensywna nie przyniesie nam sukcesów na dłuższą metę. Z drugiej strony nie jest tak źle, jak niektórzy sądzą. Część z tych bramek padło w wyniku błędów, po których każdy trener na świecie łapie się za głowę. Błędów niekoniecznie wynikających z próby adaptacji do nowego systemu z trójką obrońców, choć takowe też miały miejsce na początku. Później, aż do dziś, mnożyły się problemy, które mają kilka wspólnych mianowników: brak dyscypliny, szwankująca inteligencja boiskowa czy problem z braniem odpowiedzialności na siebie poszczególnych piłkarzy.

Część mankamentów, które męczyły drużynę w marcu, pół roku później mimo wszystko zniknęła. Takie mecze jak z Hiszpanią, Anglią czy Albanią na wyjeździe pokazały, że błędy systemowe potrafimy wyeliminować. Duże przestrzenie między stoperami, asekuracja między wahadłowym a skrajnym środkowym obrońcą czy zbyt wolna organizacja pressingu lub kontrpressingu – te aspekty z czasem można było pochwalić, tylko że jak coś szło dobrze, to zaraz zostało skiepszczone. Tak jak choćby w przegranym meczu z Węgrami.

Huśtawka Paulo Sousy. Co zbuduje, to zburzy

Niestety, o ile Sousa pracował nad poprawą gry defensywnej w nowym systemie na przestrzeni kolejnych zgrupowań, o tyle demony dotyczące błędów stricte indywidualnych ciągle dawały się we znaki. Nie chcemy teraz zwalać wszystkiego na piłkarzy, bo Sousa ma swoje za uszami, lecz gdy przegląda się wszystkie 20 straconych goli, można dojść do ciekawych wniosków. Niewykluczone na przykład, że próba zmiany tożsamości kadry na bardziej nowoczesną, intensywną i ofensywną, oraz – co za tym idzie – bardziej narażoną na ataki rywali, weryfikuje zarówno stawiane wymagania przez Sousę, jak i możliwości pewnej grupy zawodników.

Reklama

Wszystkie stracone bramki przez Polaków w 2021 roku*

*Analiza straconych bramek, ale także sytuacji meczowych, które mogą podkreślić pewne punkty wspólne w grze polskiej defensywy. Pozwólcie, że gole z San Marino i Andorą potraktujemy po macoszemu.

Węgry – 3:3

Obrazek nr 1 (pierwszy gol dla Węgrów): Pierwszy mecz Paulo Sousy za sterami reprezentacji Polski przyniósł taką sytuację jak ta. Źle zorganizowany pressing na zawodniku wyprowadzającym piłkę, podanie prostopadłe między Helika a Bednarka, którzy trzymają między sobą za duże odległości. Tutaj brak rażących błędów indywidualnych, o wpadce decyduje złe ustawienie obrońców.

Obrazek nr 2 (drugi gol Węgrów, slajd 1): Lewandowski traci piłkę, Węgrzy szybko organizują atak na naszej połowie. Znamienne jest to, że dobrze potrafią wykorzystać przestrzeń miedzy skrajnym środkowym obrońcą a wahadłowym (Reca). Najpierw Krychowiak mógł w szybszym tempie uzupełnić powstałą lukę przed polem karnym, mógł też bliżej bramki zagościć „Lewy” po własnej stracie.

Obrazek nr 3 (drugi gol Węgrów, slajd 2): Najważniejsze w tej akcji było jednak ustawienie Helika. Widać było, że za bardzo nie wie, jak ustawić się w polu karnym. Rzuca się w oczy również fakt, że polscy piłkarze wchodzą w tryb bierności. To znaczy: obserwują akcję, czekają na interwencję lepiej ustawionego kolegi, zamiast samemu zareagować i spróbować coś przewidzieć. O tym kilka razy mówił selekcjoner: „Za często bronimy oczami”.

Obrazek nr 4 (trzeci gol Węgrów): Dośrodkowanie, które częściowo spada na barki Recy, częściowo Krychowiaka. Ten drugi mógł zapobiec przedłużeniu piłki na dalszy słupek, lecz niestety myślami był chyba gdzieś indziej. Węgier wszedł Krychowiakowi przed nos, a ten był niewzruszony tym faktem przez kilka sekund. Zbyt wolny czas reakcji – słowo klucz.

Anglia – 1:2

Obrazek nr 1 (rzut karny i gol dla Anglików): Czysty błąd indywidualny Helika. Jeśli chodzi o ustawienie polskiego zespołu, wszystko było pod kontrolą. Nic, tylko odprowadzić Sterlinga do linii końcowej i nie dać się na zamach. Helik próbuje jednak odebrać piłkę wślizgiem, co kończy się jedenastką.

Obrazek nr 2 (setka Anglików): Mało było takich obrazków za kadencji Sousy w późniejszym okresie, jeśli w ogóle. Otóż Anglicy w tej akcji mieli autostradę do bramki. Kane’a szybko sklepał piłkę z Mountem, a ten uruchomił Sterlinga. Naszego wahadłowego nie ma, Helik z Glikiem źle ustawieni. To był modelowy przykład defensywy, która jest jak ten słynny ser szwajcarski. Pozytyw jest taki, że w drugim meczu z ekipą Garetha Southgate’a uniknęliśmy tego typu sytuacji.

Obrazek nr 3 (setka Anglików): Znów akcja, w której nasz rywal wychodzi praktycznie sam na sam z bramkarzem, bo defensywa zrobiła łamańca. Tutaj Rybus zlekceważył zakusy Anglików, nie ruszył wcześniej za Fodenem, co mogło skończyć się źle. Pokazanie tego jest o tyle ważne, że w rewanżu Anglicy nie mieli już takiej autostrady do dyspozycji.

Obrazek nr 4 (drugi gol dla Anglików): W momencie dośrodkowania Milik przejmuje Maguire’a. Nie popisują się Moder z Krychowiakiem, szczególnie ten drugi, bo Stones zbiega na dalszy słupek bez opieki. Krychowiak go nie widzi, choć trwa to kilka sekund. Stones zgrywa piłkę do strefy przed polem bramkowym i wiadomo, co dzieje się później. Zawodzi tutaj komunikacja, co można powiedzieć o wielu straconych bramkach przez Polaków.

Rosja – 1:1

Obrazek nr 1 (pierwszy gol dla Rosjan): Najpierw skutecznie zneutralizowany zalążek dwójkowej akcji Rosjan na skrzydle, ale za chwilę długa piłka diagonalna, która nie powinna dojść do adresata. Nie, bo Puchacz miał więcej niż kilka sekund, żeby dobrze skontrolować pozycję atakującego w swojej strefie. Nie robi tego. Patrzy tylko na futbolówkę, zamiast przewidzieć pewien ruch. Podobną bramkę, taką, przy której boczny obrońca powinien lepiej skanować przestrzeń za plecami, straciliśmy choćby z Holandią za kadencji Jerzego Brzęczka.

Obrazek nr 2 (zła organizacja Polaków): Brak doskoku, dezorganizacja przed szesnastką i w polu karnym. To nie skończyło się golem, ale pokazało, że wiele nam brakuje do optymalnego grania w defensywie. Co ciekawe, na takie prostopadłe podania rzadko kiedy mogła pozwolić sobie Hiszpania na meczu podczas Euro 2020.

Obrazek nr 3 (zła organizacja Polaków, slajd 1): To samo dzieje się w tej sytuacji. Kuleje ustawienie, dajemy wpuścić w uliczkę jednego z Rosjan. Brak nacisku ze strony pomocników powoduje, że przeciwnik ma komfort.

Obrazek nr 4 (zła organizacja Polaków, slajd 2): Kontynuacja poprzedniego obrazka. Bardziej klasowy zespół mógłby taką akcję wykorzystać, i o ile się nie udało, o tyle taka łatwość w zdobyciu naszej szesnastki była niepokojąca. Tu znów pozytyw jest taki, że z każdym kolejnym meczem minimalizowaliśmy obecność groźnych wejść rywali z przewagą zawodników w polu karnym. Dopiero ostatni mecz z Węgrami tę tendencję zaburzył. Przypadek? Niekoniecznie, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Marco Rossi to bardzo dobry taktyk. Warto zauważyć, że tylko z jego drużyną mieliśmy takie problemy z grą defensywną. Gdyby zsumować 180 minut rywalizacji z Węgrami, okazałoby się, że po prostu byli pod nas najlepiej przygotowani taktycznie.

Islandia – 2:2

Obrazek nr 1 (złe ustawienie Polaków): Akcja niezakończona golem, ale spójrzcie, ile miejsca jest przed naszym polem karnym. To nie była kontra, to była zwykły atak pozycyjny po odbiorze piłki. Złe decyzje poszczególnych polskich piłkarzy, po części też dobre związanie kilku zawodników w jednym miejscu przez Islandczyków. Ten przy piłce ma dwie opcje do zagrania i każda z nich obnaża naszą chwiejność w ustawieniu. Wybrał skrzydło, choć większe zagrożenie stworzyłoby oczywiście podanie do kolegi za plecami Dawidowicza.

Obrazek nr 2 (pierwszy gol dla Islandii): Stałe fragmenty to nasza zmora. Jeśli złączymy kilka obrazków stąd w jedną całość, będzie można stwierdzić, przynajmniej w pewnym stopniu, na czym polega problem. Jako że stosujemy system bronienia strefą, nie indywidualny, musimy liczyć się z pewnym ryzykiem. Ot, jeśli przeciwnik nas dobrze przenalizuje pod tym kątem, łatwo będzie mu nasze ustawienie zneutralizować. Wystarczy bić SFG z myślą o zgraniu piłki, nie strzale od razu po dośrodkowaniu. To widać tutaj. Nie ma czegoś w stylu „każdy swego”.

Zieliński łamie linię spalonego, a Islandczyk, który został w polu bramkowym, po przebitce dobija piłkę do bramki z najbliższej odległości. Nikt się nim zainteresował, bo każdy miał w głowie myśl „kryję swojej strefy”, każdy skupiał się na lecącej piłce z narożnika boiska. Z jednej strony fajny wytrych Islandczyków, z drugiej brak podzielności uwagi naszych piłkarzy, gdy trzeba było reagować na moment zgrania futbolówki. To samo dzieje się z Anglią czy Słowacją.

Obrazek nr 3 (drugi gol Islandii): Patrząc na stopklatkę, tu nie powinno się nic wydarzyć. Stoimy wystarczająco dobrze, żeby powstrzymać celne dośrodkowanie. Szkopuł w tym, że cofamy się w stronę bramki. Piłka jest zagrywana w miejsce, gdzie mógłby wbiec Puchacz (nr 26). Spóźnioną reakcję ma Krychowiak, Islandczyk z nr 8 na koszulce absorbuje uwagę naszych obrońców, a ten z nr 6 dostaje piłkę pod nogi i posyła strzał nogą nie do obrony. Znów podobny schemat – piłka jest mierzona w dane miejsce i stamtąd przenosi się gdzieś indziej. Wtedy mamy problem. Gdy wszystko dzieje się w jednym tempie, problemu nie ma. Tylko że pierwszy przypadek ma miejsce częściej i jest dla nas dotkliwy w skutkach.

Polska – Słowacja 1:2

Obrazek nr 1 (złe ustawienie Polaków): Kojarzy wam się z czymś ta sytuacja? Za chwilę do niej przejdziemy. Mecz ze Słowacją otwierający Euro 2020 w naszym wykonaniu daje dużo materiału do analizy. Takiego pt. „Jak nie powinien współpracować wahadłowy ze skrajnym środkowym obrońcą”. Nasi rywale mieli bardzo dużo miejsca za plecami Bereszyńskiego i mowa tutaj o częstych obrazkach. Gdy z powrotem do defensywy nie nadążał Jóźwiak, jeden ze środkowych pomocników nie ruszał z asekuracją i tworzyły się sytuacje 1 na 1.

Obrazek nr 2 (pierwszy gol dla Słowacji): Gdy natomiast Jóźwiak zdążył wrócić z pomocą Bereszyńskiemu, jedynie pozorował grę obronną. Ponownie lepiej mógł też zachować się Krychowiak, zrobić kilka kroków stronę własnej bramki, ale uznał (dobre odniesienie do braków w braniu odpowiedzialności i antycypacji zagrań przeciwnika), że obaj koledzy sobie poradzą. Nie on jest jednak winowajcą z pierwszego planu, acz jego szwankującą umiejętność podejmowania decyzji w grze defensywnej możecie zauważyć w tej analizie nie raz. W tym przypadku o stracie gola zadecydowała bierność, tzw. bronienie oczami, które Sousa próbował wyeliminować. Problem z komunikacją na linii środkowy obrońca-wahadłowy-środkowy pomocnik też rzucał się w oczy.

Obrazek nr 3 (złe ustawienie Polaków): Bramka tutaj nie padła, ale ta akcja wpisuje się w pewien schemat. Boczna strefa boiska, zbyt małe zagęszczenie zawodnikami, łatwość dla rywala. W pewnym momencie robi się 3 na 2, na co sami Słowacy (zobaczcie przykład niżej) nie pozwalali nawet przy stracie gola.

Obrazek nr 4 (dobre ustawienie Słowaków): Można? Można. Słowacy szybciej przesuwali się całym zespołem, potrafili stworzyć przewagę. Ciągle byli aktywni, nie wyłączali się.

Obrazek nr 5 (drugi gol dla Słowacji): No i ostatni kluczowy obrazek z tego meczu, czyli strata bramki po stałym fragmencie. Ponownie strzał został oddany w drugim tempie po zgraniu na pierwszym słupku. Tu nawet nie musimy już męczyć Jóźwiaka czy kogoś, kto oddelegował go do krycia Skriniara. Tu znów zadecydował fakt, że mamy problem z reakcją. Wszyscy patrzą na piłkę i zawodnika rywali, który otrzymuje ją jako pierwszy. Nikt nie interesuje się gościem, który czyha gdzieś na boku. To powtarzalny myk, który część naszych przeciwników potrafiło w tym roku wykorzystać.

Hiszpania – 1:1

Obrazek nr 1 (dobre ustawienie Polaków): W meczu z Hiszpanią wznieśliśmy się na bardzo wysoki poziom, jeśli chodzi o grę defensywną. Znamienne jest to, że liczbę firmowych, penetrujących zagrań w pole karne podopieczni Luisa Enrique mogli zliczyć tylko na palcach jednej ręki. To dzięki temu, że potrafiliśmy trzymać małe odległości między zawodnikami, byliśmy maksymalnie skoncentrowani na własnej połowie tak jak Słowacja w meczu z nami. Na bokach tworzyliśmy przewagę i, patrząc z perspektywy rozwoju od pierwszego zgrupowania (Anglia, Węgry), nie dopuszczaliśmy już do tak groźnych wejść w szesnastkę.

Obrazek nr 2 (gol dla Hiszpanii): Pamiętacie obrazek z dobrym ustawieniem Słowaków w bocznym sektorze? I widzicie ten wcześniejszy, gdy Olmo jest przy piłce na lewej flance? Tutaj mamy do czynienia z sytuacją odwrotną, gdy coś nie funkcjonuje jak należy. Konkretnie: bierność Zielińskiego (zapamiętajcie ten moment). Najpierw Puchacz z Moderem dobrze skasowali ruchem bez piłki akcję dwójkową Moreno z Koke i robili, co mogli, żeby wypychać napastnika Villarrealu. Niestety zabrakło tam trzeciego piłkarza, który mógł zrobić kilka kroków bliżej światła bramki. Najlepiej ustawiony ku temu był pomocnik Napoli, lecz wówczas jedynie spacerował w polu karnym. Efekt? Moreno wykorzystuje lukę, znajduję Moratę, bramka.

Obrazek nr 3 (rzut karny dla Hiszpanii): Byliśmy dobrze ustawieni, wszystko było pod kontrolą. Puchacz wytrzymał presję, nie wchodził na raz i odprowadził Moreno do rogu pola karnego. Niestety cały misterny plan poszedł… No właśnie. Wtedy niepotrzebnie podpalił się Moder, robiąc Hiszpanowi stempel. To jeden przykład z wielu, że sami prosimy się o kłopoty. To kwestie, które akurat nie leżą w gestii selekcjonera.

Obrazek nr 4 (zły przykład reakcji Polaków): Ostatni przykład akcji defensywnej w meczu z Hiszpanią, który można zauważyć na przestrzeni właściwie wszystkich meczów reprezentacji Polski. Niepozorna rzecz, niuans, ale na tym poziomie bardzo ważny. Chodzi o timing pewnych decyzji, tę umiejętność przewidywania, co może się za chwilę wydarzyć. Tutaj Zieliński decyduje się na wybicie piłki głową, ale w nią nie trafia. W takim miejscu na boisku to bat skręcony na własnych obrońców, bo za chwilę Pedri zgrywa piłkę do kolegi, a ten oddaje groźny strzał. Takie mijanki bez kontaktu z przeciwnikiem, głupie wybicia piłki pod nogi przeciwnika, spóźnione reakcje – to suma rzeczy, które można wrzucić do worka „piłkarskie IQ”. Suma rzeczy, na które niestety cierpimy. Nie chodzi o to, że Zielińskiemu brakuje inteligencji, chodzi bardziej o innych zawodników. W każdym razie to nie jest piłkarz, który gwarantuje pewność w trakcie bronienia własnej bramki. Zdarzają się przypadki, gdy stwarza wyłom.

Szwecja – 2:3

Obrazek nr 1 (pierwszy gol dla Szwecji, slajd 1): Od czego zaczyna się niefortunna bramka już w 2. minucie meczu? Ano od  Tymka Puchacza, który – nie wiedzieć czemu – ruszył bezmyślnie na szwedzkiego piłkarza. Dlaczego to było bezsensowne? W tej strefie boiska sytuację mieliśmy w miarę opanowaną, a poza tym koledzy nie ruszali do pressingu. Ruch 22-latka od razu otworzył Szwedom miejsce na klepkę i okazję do łatwego zdobycia przestrzeni. Obrońca Unionu Berlin dosłownie wcielił się tutaj w głupiego Jasia. Niestety nie pierwszy i nie ostatni raz.

Obrazek nr 2 (pierwszy gol dla Szwecji, slajd 2): Dalszy bieg zdarzeń to już karykaturalne domino. Najpierw Bereszyński nie wchodzi w kontakt fizyczny z Forsbergiem, przepuszcza go z obawy przed faulem. Za chwilę Glik kasuje Isaka, w sposób właściwy wychodzi z linii obrony, ale…

Obrazek nr 3 (pierwszy gol dla Szwecji, slajd 3): No właśnie. Mamy pecha. Tak, to chyba będzie najlepsza interpretacja. Emocje po Euro 2020 już dawno opadły, więc interwencję Jóźwiaka śmiało możemy uznać po prostu za niefortunną. W ostatniej chwili futbolówka odbija się od leżącego Isaka i piłkarz Derby nie jest w stanie skorygować ustawienia ciała względem piłki. Z drugiej strony – czy przypominacie sobie podobną sytuację z brakiem koordynacji, podobnie nieudane wybicie piłki przez broniącego piłkarza? Trudno znaleźć w pamięci coś podobnego. Ameryki nie odkryjemy: najpewniej dlatego, że z Jóźwiaka żaden boczny obrońca, a w takiego musi się zamienić, gdy jako wahadłowy czeka na rywali we własnym polu karnym. Ot, to wygląda po prostu śmiesznie. Ale nie musiałoby do tego dojść, gdyby Puchacz lub Bereszyński zachował chłodną głowę.

Obrazek nr 4 (złe zachowanie Polaków): Lubimy tworzyć sobie problemy i oto kolejny przykład. Bednarek bez większej presji wybija piłkę pod nogi szwedzkiego piłkarza. Glik rozkłada ręce, nie rozumie decyzji swojego partnera. Powstaje wyłom, w który wbiega Isak. Larsson nawet nie przyjmuje piłki, tylko od razu zagrywa ją do Isaka, z czego kreuje się groźna akcja dla Szwedów. Jeśli chodzi o reprezentacje, przy których wydaje nam się, że są na podobnym poziomie (np. Szwecja), trudno doszukać się w bezpośrednich starciach takich baboli po przeciwnej stronie. Powtórka – kuleje coś, co siedzi w głowie. Na pewno nie piłkarskie umiejętności.

Obrazek nr 5 (drugi gol dla Szwecji, slajd 1): Ta bramka znów podkreśla problem z czymś, co zostało tutaj wspomniane nie raz. Decyzyjność, zrozumienie sytuacji boiskowej pod presją i tak dalej. Najpierw Krychowiak oddaje strzał, który po zablokowaniu odbija się pod nogi jednego ze Szwedów. Nasi rywale ruszają z kontrą, która nie powinna się wydarzyć. Frankowski robi faul taktyczny na żółtą kartkę – jesteśmy w domu. To wzorowe zachowanie w tej sytuacji, bo jesteśmy w rozsypce. Ale nie, Przemek bał się tego zrobić w tak ważnym punkcie meczu. Jeśli ktoś ogląda trochę klubowej piłki, wie, że zazwyczaj brak faulu taktycznego przy wyniku będącym na styku kończy się bardzo źle. Szczególnie w tak newralgicznej strefie boiska. Pierwsza myśl z brzegu, gdy widzi się tę bramkę Szwedów? El Clasico, Messi strzela na Bernabeu na 3:2 w ostatnich minutach spotkania, bo wcześniej Marcelo nie chciał faulować pędzącego z kontrą Roberto.

Obrazek nr 6 (drugi gol dla Szwecji, slajd 2): Skutki decyzji Frankowskiego – trochę mniej „Krychy”, bo miał jednak większe prawo do strzału niż piłkarz Lens do bierności w powstrzymaniu kontrataku – są opłakane. Brakuje wahadłowego, który zaasekuruje Bednarka w sytuacji 1 na 1. Krychowiaka w sposób modelowy zabrał ze sobą Olsson (nr 20), Glik z Bereszyńskim muszą zostać w świetle bramki i pilnować Isaka. Niby widzimy starcie 4 na 5, ale w tej konkretnej sytuacji bardziej niż liczebność ważniejszą rolę odgrywają okoliczności. Te sprawiają, że Forsberg może zrobić z piłką wszystko, stoi przed szesnastką bez opieki, i oczywiście strzela bramkę.

Obrazek nr 7 (trzecia bramka dla Szwecji): Wyprzedzamy trochę tekstową narrację, ale powrót Płachety do defensywy musi kojarzyć się wam z powrotem Puchacza w meczu z Węgrami na Stadionie Narodowym. Tutaj piłkarz Norwich przegrywa pojedynek fizyczny i zamiast wrócić w błyskawicznym tempie za swoim zawodnikiem, mając pełnię sił z ławki rezerwowych, po prostu truchta. To kryminał, który kosztował nas bramkę. Żaden z innych polskich zawodników nie miał tak dobrej możliwości jak Płacheta, żeby skasować akcję, ewentualnie dać czas na lepsze ustawienie się kolegom. Kolejny poważny błąd indywidualny, kolejne braki w rozumieniu gry defensywnej (?) na najwyższym poziomie.

Albania – 4:1

Obrazek nr 1 (jedyny gol dla Albanii, slajd 1): Albańczycy dobrali nam się do skóry w bardzo prosty sposób. Znaleźli lukę między Glikiem a Bednarkiem, stosowali podobne zagranie za ich plecy kilka razy, dopóki nie skorygowaliśmy ustawienia. Na tym obrazku rzeczywiście Kamil stał trochę za daleko od światła bramki, a Bednarek za późno zareagował na podanie ze środka pola, dał się wyprzedzić. Jednocześnie zwróćcie uwagę na Albańczyka, który ucieka Frankowskiemu.

Obrazek nr 2 (jedyny gol dla Albanii, slajd 2): Tutaj pada gol, za łatwy gol. Nie ma co się nad tym rozwodzić, choć faktem jest, że tak jak przed Euro 2020 mieliśmy problem z długimi piłkami za plecy obrońców, tak też podobny motyw powtarzał się po Euro 2020 z rywalem, który dobrze potrafił grać w piłkę. Ważna jest tutaj jeszcze inna kwestia. Spójrzcie na Frankowskiego. Gdyby Cikalleshi wybrał podanie do kolegi na pustaka, strata gola spada na barki piłkarza Lens. Odpuścił go totalnie, jedynie przyglądał się wydarzeniom, co polscy piłkarze, jak widzicie, mają w zwyczaju robić. Przyglądają się, choć okoliczności boiskowe układają się w taki sposób, że muszą wziąć na siebie odpowiedzialność i ruszyć za jakimś zawodnikiem, który gdzieś obok może stać się potencjalnym zagrożeniem.

Obrazek nr 3 (dobre zachowanie Polaków, za chwilę złe): To samo zagranie Gjasuli, ten sam zamiar co przy golu. Tylko że tym razem ustawienie Glika z Bednarkiem jest zdecydowanie lepsze. Szkoda tylko, że przez brak komunikacji dobra antycypacja ruchu przeciwnika zostaje skiepszczona przez brak komunikacji.

Obrazek nr 4 (dobre zachowanie Polaków, za chwilę złe): Glik wykorzystuje dobre ustawienie, przymierza się do wybicia piłki, ale plan psuje Bednarek, który nie dość, że kasuje Glika, to jeszcze wystawia piłkę jednemu z Albańczyków na strzał. Zawiodła komunikacja. Widzicie – w założeniu reakcja defensywy była w porządku, nie daliśmy się ograć tym samym manewrem, jednak wszystko mogła popsuć wątpliwa decyzja obrońcy Southampton.

Obrazek nr 5 (przykład konsekwencji ruchu Bednarka, slajd 1): Teraz łapcie przykład na to, jak wyciągając jednego obrońcę z trójki, można stworzyć sobie dogodną okazję. Najpierw zmusiliśmy Albańczyków do porzucenia planów o ataku skrzydłem. Ci ustawili trójkąt w środku pola, na który za chwilę reaguje Bednarek.

Obrazek nr 6 (przykład konsekwencji ruchu Bednarka, slajd 2): To, że Bednarek w ogóle musi to robić, jest winą środkowych pomocników, którzy nie kontrolowali przestrzeni w środku pola. Zobaczcie wcześniej, jak dużo wolnego pola mają Albańczycy między naszą linią defensywy a pomocy. Za mała ruchliwość kolegów z przodu zmusza Bednarka do reakcji. W tym momencie błąd popełnia Rybus.

Obrazek nr 7 (przykład konsekwencji ruchu Bednarka, slajd 3): Bednarek oczywiście nie ma szansy zdążyć z odbudowaniem swojego ustawienia i wydaje się, że Rybus powinien zrobić kilka kroków w swoją prawą stronę. To podstawa w ustawianiu się bocznego obrońcy: w pierwszej kolejności myślisz o zapełnieniu luki w środku, a najbardziej skrajnego piłkarza rywali zostawiasz. To nie zafunkcjonowało, lecz na szczęście nie padła z tego bramka. Tak czy siak, znów zadecydował brak komunikacji i elastyczności w ustawieniu.

Obrazek nr 8 (złe zachowanie Polaków). Sytuacja 6 na 7 w ataku, w której kilku polskich piłkarzy (zaznaczonych) bardziej się przygląda niż działa w defensywie. To przykład powtarzającego się schematu, w którym jeden z naszych zawodników zabiera się do skutecznej interwencji, czyści Albańczyka, a tymczasem część kolegów się wyłącza. Gdy Bednarek wykonuje odbiór i pada na ziemię wraz ze swoim rywalem, z naszej strony nie ma doskoku do piłki. Przejmuje ją przeciwnik i oddaje strzał.

Obrazek nr 9 (złe zachowanie Polaków): Pisaliśmy o wyłączaniu się, prawda? Zobaczcie tutaj. Jóźwiak stoi, dosłownie stoi, gdy Albania rozkręca swoją akcję. Dawidowicz zostawił lukę, w którą wbiega jeden z Albańczyków. Idzie 1 na 1 z Glikiem, który popełnia faul. Mieliśmy szczęście, że sędzia nie wskazał na wapno. Mógł też przewidzieć takie zagranie Krychowiak, który jeszcze w czasach gry dla Sevilli zapewne spojrzałby dwa razy w prawo i zrobił kluczowy krok na wagę przechwytu. Widząc takie sytuacje, naprawdę trudno nie zgodzić się z Paulo Sousą, że polscy piłkarze cechują się za małą aktywnością w działaniach defensywnych.

San Marino – 1:7

Tutaj nie będziemy wstawiać obrazka, okej? Pamiętamy doskonale – kardynalny błąd Piątkowskiego przy wyprowadzeniu piłki kosztował nas bramkę. Co ciekawe, takich pożarów na własnej połowie jak z San Marino praktycznie w ogóle nie stwarzamy. Zawsze to jakiś plus.

Anglia – 1:1

Obrazek nr (jedyny gol dla Anglików): Złe wyprowadzenie piłki przez Modera po odbiorze, szybka reakcja Anglików i strzał Kane’a ze sporego dystansu. Akcja z perspektywy błędów w ustawieniu zespołu raczej bez historii. To był indywidualny błąd, który tak naprawdę nawet nie stworzył nam kłopotów. Ta bramka boli o tyle, że „Synom Albionu” zamknęliśmy w tym meczu wszelkie drogi do pokazania swoich atutów.

Albania 1:0

Obrazek nr 1 (dobre zachowanie Zielińskiego, lepsze niż w przeszłości; slajd 1): Tutaj nie ma czego analizować, jeśli chodzi o stracone bramki czy sytuacje, w których takowa mogła paść. Nie pozwoliliśmy dojść do głosu Albańczykom i broniliśmy się bardzo dobrze, organizacja stała na wysokim poziomie. Dlaczego? Trzeba spojrzeć na niuanse, które we wcześniej meczach występowały jako rzecz dla nas negatywna. Zobaczcie tutaj – Albania tworzy przewagę w bocznym sektorze, mija naszych zawodników klepką, co widzieliśmy już zarówno w starciach z tym samym rywalem, jak i Szwecją czy Słowacją.

Obrazek nr 2 (dobre zachowanie Zielińskiego, lepsze niż w przeszłości; slajd 2): Albańczyk wjeżdża w pole karne, a Zieliński robi coś, co w jego przypadku nie jest takie oczywiste. Czyści akcję, włączą się do bronienia. Krótko mówiąc, skorygował swoje zachowanie względem przeszłości.

Obrazek nr 3 (kolejne dobre zachowanie Zielińskiego, lepsze niż w przeszłości): Podobna sytuacja ma miejsce również tutaj. „Zielu” momentalnie schodzi w kierunku światła bramki, a pamiętamy, że tego brakowało choćby w meczu z Hiszpanią. Jego brak w tym punkcie boiska mógł być kosztowny. Inną sprawą jest fakt, że na szesnastce zabrakło innego zawodnika, który mógłby stać blisko Albańczyka oddającego strzał. Ale samo zachowanie Zielińskiego raczej świadczy o tym, że pewna analiza musiała zostać wykonana.

Obrazek nr 4 (złe zachowanie Puchacza). Coś na deser z tego meczu, czyli kolejny przykład na jazdę bez głowy Puchacza. Obrońca Unionu wybrał pressing na Broji, który ograł go jak dziecko i wykorzystał powstałą za nim lukę. Ruszył sam, wbiegł pole karne i napędził nam trochę strachu. Czy Puchacz musiał atakować na raz swojego rywala w tym miejscu? No nie, kontrolowaliśmy ustawienie Albańczyków. Wystarczyło się wycofać i czekać.

Andora – 4:1

Pozwólcie, że oszczędzimy sobie analizę obrazka. Najpierw Rybus popełnił niepotrzebny faul na własnej połowie. Po nim straciliśmy gola po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry, do czego trudno się przyczepić. Piłka była posłana tak dobrze, że zarówno obrońcy, jak i Szczęsny mieli prawo jej nie dosięgnąć. Nie będziemy płakać po golach straconych z Andorą czy San Marino, skoro one są jak byty w oddzielnym uniwersum. Jedyny punkt wspólny to oczywiście problem z SFG, który tutaj dokładnie opisaliśmy.

Węgry – 1:2

Obrazek nr 1 (pierwszy gol dla Węgrów): Co tu dużo mówić – Puchacz się nie popisał. Zrobił coś, czego zabrakło nam w meczu z Andorą. Pamiętacie sytuację z Zielińskim w meczu z Hiszpanią i zły timing? Tutaj jest podobnie, tylko że efekty są zdecydowanie gorsze. Polski wahadłowy źle oblicza tor lotu piłki i ułatwia sprawę Węgrom, wprowadza element przypadkowości. A to, czy Szczęsny mógł się zachować lepiej, to już temat na inną dyskusję. Zawiódł konkretny piłkarz.

Obrazek nr 2 (kontra Węgrów po błędzie Jóźwiaka): Skojarzenia z meczu ze Szwecją będą właściwe. Mamy piłkę przed polem karnym Węgrów, ale oddajemy im piłkę. Konkretnie Jóźwiak, który chyba zobaczył przed sobą za dużo czerwonych koszulek i się najzwyczajniej w świecie pogubił. To było nieodpowiedzialne zachowanie, nie ukrywajmy. Wtedy Węgrzy tylko postraszyli nas niezłą kontrą, ale lepsza ekipa mogłaby nas poważnie skarcić.

Obrazek nr 3 (spacer Puchacza po raz pierwszy): Kontra Węgrów i powrót do defensywy Puchacza. Nic dodać, nic ująć. Nie dość, że trucht, to jeszcze interwencja na zasadzie „aaa, wystawię sobie nogę na alibi”. Nie chcemy dręczyć tego piłkarza, ale suma głupich decyzji na tyłach, które wynikają bardziej z inteligencji boiskowej niż umiejętności technicznych czy fizycznych, w jego wykonaniu jest po prostu zbyt duża jak na taki poziom.

Obrazek nr 4 (spacer Puchacza po raz drugi i drugi gol dla Węgrów, slajd 1): No i spacerek, który tym razem kosztował nas bramkę. Gdyby Puchacz pobiegł za piłkarzem, za którego odpowiada, tak jak Płacheta ze Szwecją, tego gola mogłoby nie być. Widać tu pewne podobieństwo – obaj po wyjeździe z Ekstraklasy na podobnej pozycji w pewnym momencie spadli na margines. Były zawodnik Śląska później, Puchacz od razu. To nie dziwi, skoro widać jak na dłoni, że ci piłkarze mają problem na bokach z funkcjonowaniem w fazie defensywnej.

Obrazek nr 5 (spacer Zielińskiego i drugi gol dla Węgrów, slajd 2): Zwróciliście uwagę, gdzie na wcześniejszym obrazku był Zieliński? Cóż, to nie pierwsza sytuacja za kadencji Sousy, kiedy piłkarz Napoli nie jest zainteresowany grą w defensywie, a naprawdę mógłby się przydać. W tej akcji Węgrów był zawodnikiem, który miał najwięcej do powiedzenia przy ewentualnym powstrzymaniu Gazdaga przed strzałem. Już wcześniej mógł spojrzeć w lewo i zobaczyć, że dwóch osamotnionych Węgrów zmierza w kierunku szesnastki. Jóźwiak był za daleko, reszta kolegów była zaabsorbowana innymi zawodnikami. Wystarczył jeden sprint, kilka susów, żeby wziąć na siebie odpowiedzialność i mieć większą szansę z wywarciem presji na strzelcu.

Wnioski. Sousa sprawia, że piłkarze głupieją czy to jednak ich brutalna weryfikacja?

Mamy problem – to oczywisty fakt. Po naszej stronie dzieje się za dużo rzeczy, których z kolei nie widzimy u naszych rywali na podobnym poziomie. Graliśmy ze Słowacją, Szwecją czy Węgrami i tak naprawdę trudno doszukać się podobnych błędów wśród tych ekip. Niektóre pomyłki są bardziej rażące, niektóre mniej. Są takie, za które możemy obwiniać Sousę, choćby te selekcyjne, jednak zdecydowana większość pochodzi z zachowań boiskowych konkretnych piłkarzy.

To czasami dosłownie wygląda w następujący sposób: dajesz pracownikowi konkretny cel. Mówisz „chcemy być lepsi, więc musisz wykonywać pięć zadań na raz na dobrym poziomie”. A ten pracownik raz zrobi dobrze 3/5, kiedy indziej inne 3/5. Zawsze czegoś brakuje, zawsze coś kuleje. Jak to interpretować? Wydaje się, że w dużej mierze chodzi o boiskową inteligencję. Umiejętność zachowania się w określonej sytuacji, odpowiednio szybką reakcję. Bardzo prawdopodobne, że to wynika ze zmiany ustawienia na trójkę środkowych obrońców z wahadłowymi. Mówiąc kolokwialnie, piłkarze głupieją i trudno im się przystosować. Ale – tutaj wniosek bardzo ważny – nawet gdybyśmy trzymali się „swojego DNA”, raczej nie rozwiązałoby to połowy naszych problemów.

Owszem, to zwyczajne gdybanie, lecz wystarczy zobaczyć, ilu piłkarzy, ile razy myli się w najprostszych sytuacjach nawet bez presji. A gdy dochodzi presja, szybsze tempo, więcej zadań do wykonania na raz, pojawia się zagubienie. Wyjątkami są mecze najważniejsze i z najlepszymi zespołami, w których koncentrację w grze defensywnej, a tym samym skuteczność, mamy na topowym poziomie. O tym nie zapominajmy.

Rzuca się w oczy, że mamy problemy z komunikacją. Że za często piłkarze się wyłączają i patrzą na ruch kolegi, zamiast pomagać w realny sposób. Że pojedyncze błędne decyzje uruchamiają negatywny bieg wydarzeń. Że być może bronienie strefą przy SFG nie jest dla nas, bo schemat jest ciągle ten sam: wszelkie zagrania na drugie tempo w polu karnym jest dla nas zabójcze. Można by tak wymieniać, a wszystko będzie sprowadzać się do jednego: czy próba przeniesienia reprezentacji Polski na wyższy poziom organizacji, jakości zagrań, szybkości i intensywności jednocześnie, po prostu nie weryfikuje naszych możliwości jako całego zespołu. Nie pojedynczych i wybitnych jednostek, które te aspekty mają dobrze wypracowane w swoich klubach. Rzecz jasna, powtórzymy się: widać progres w tych elementach, na pewno z najsilniejszymi, lecz ogółem koszty tego rozwoju są póki co dość wysokie.

Mamy prawo myśleć, że Sousa ma jakiś pomysł, ale wygląda to tak, jakby nie potrafił wprowadzić go w życie. To kamyczek do jego ogródka. Wiecie, to trudne do zrozumienia, że najlepsi piłkarze w kraju tak często popełniają babole albo w tak dużym stopniu cierpią na boisku z powodu podobnych mankamentów. Można im zarzucić, godząc się ze słowami Sousy, że są zbyt bierni w grze bez piłki. To się zgadza, sami widzicie.

No więc – weryfikacja selekcjonera czy możliwości zawodników? Jak zawsze przy takich kwestiach, prawda leży gdzieś po środku. Kadencja Sousy w kontekście gry defensywnej ma różne oblicza, ale to nie przypadek, że nie wygraliśmy meczu z kadrami podobnej klasy z selekcjonerami z przynajmniej niezłym pojęciu o piłce. W ataku jest fajnie, tu Sousa robi robotę i choćby na Euro 2020 mieliśmy za dużo zmarnowanych sytuacji stuprocentowych, brakowało też szczęścia. Ale gdy coś nie idzie z przodu, na tyłach lepsze drużyny niestety potrafią nas wypunktować. Istnieje nawet taka teoria, że część błędów indywidualnych w obronie wynika z niewiedzy piłkarza, który w danej chwili za dużo myśli, co powinien zrobić. Albo ma w myślach zły wzór, który nakłada trener. Cóż, gdy w naszym przypadku pojawia się tak wiele wpadek, należy się poważnie zastanowić, czy aby na pewno Sousa obrał dobrą drogę w zarządzaniu linią obrony. Nie będziemy rzucać go teraz na stos, bez przesady, ale wątpić i krytykować jak najbardziej można.

CZYTAJ TAKŻE:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

24 komentarzy

Loading...