Reklama

Na granicy futbolu: piłkarze-żołnierze

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

11 listopada 2021, 10:47 • 12 min czytania 22 komentarzy

W stronę polsko-białoruskiej granicy spogląda cały kraj i cały kontynent. Spoglądają też ludzie związani z Pograniczem Kuźnica, Orłem Międzyrzecz, Czarnymi Żagań, Twardym Świętoszów, Lechem Sulechów, Piastem Czerwieńsk i nie tylko. Wytrzeszczasz oczy? Marszczysz brwi? Dziwisz się? Nie powinieneś. 

Na granicy futbolu: piłkarze-żołnierze

„Lech Sulechów wysłał na granicę dwunastu zawodników. To są żołnierze, to jest ich zawód, w piłkę grają amatorsko. Otrzymali rozkaz, pojechali na wschód”

„Jestem byłym żołnierzem, kontaktowałem się z jednostką i usłyszałem, że będzie rotacja. Niestety, tej rotacji nie ma, z jakich powodów: nie wiem. Być może jest to związane z coraz większą eskalacją problemu na granicy polsko-białoruskiej”

„Piłkarzy-żołnierzy na pewno nie będzie do końca rundy, a co będzie dalej? Chodziły nawet takie słuchy, że mogą przetrzymać ich do czterech miesięcy”.

Polska piłka nie jest wolna od trosk prozy życia.

Reklama

Obrazek z granicy

Kuźnica Białostocka. Przygraniczna podlaska ulicówka. Jedna ze stu osiemdziesięciu trzech miejscowości objętych decyzją sejmu o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. We wrześniu – na trzydzieści dni. W październiku – na kolejne sześćdziesiąt. Stan wyjątkowy to stan wyjątkowy, okres nadzwyczajny. Wprowadzenie go powoduje ograniczenie praw i swobód obywatelskich. Paraliż normalności – zamrożenie części aktywności społecznych, zakaz organizowania imprez masowych, zakaz zgromadzeń, obowiązek posiadania przy sobie dokumentów potwierdzających tożsamość. Także: brak wstępu dla dziennikarzy. Efekt: ograniczony przepływ informacji.

Jedynym źródłem wiadomości z granicy są rządowe i wojskowe komunikaty. Punkt kamerowy Kuźnica, IC Białystok, wyjazd z Rzeczpospolitej Polski, droga nr 19, przejście graniczne – zielone tło, komunikat: „z przyczyn technicznych podgląd jest niedostępny”.

Rzeczniczka podlaskiej Straży Granicznej informuje, że na granicy polsko-białoruskiej znajduje się grupa około czterech tysięcy migrantów z krajów Bliskiego Wschodu i z Afryki. Wszyscy próbują przedostać się z Białorusi do Polski. Duża część z nich gromadzi się nieopodal przejścia granicznego w Kuźnicy. Państwa członkowskie Unii Europejskiej twierdzą, że to eskalacja konfliktu między UE a Białorusią i cyniczna politycznie reakcja Alaksandra Łukaszenki na nałożenie sankcji na jego kraj po ubiegłorocznych wyborach. W 2021 roku białoruskie władze uruchomiły kanał przerzutu migrantów na teren Unii Europejskiej – na Łotwę, na Litwę i do Polski. Ostatnie miesiące to nasilenie inwazyjnych działań i przeniesienie całego ciężaru problemu na polsko-białoruską granicę.

Świat obiegają dramatyczne obrazki.

Reklama

Na zdjęciach i filmach z granicy widać wszystkie strony dramatu – tysiące zdesperowanych i zagubionych migrantów (dzieci, kobiety, mężczyzn), białoruską Straż Graniczną, polską Straż Graniczną, a także te wszystkie  złowrogie reflektory, gazy, bele drewna, nożyce do cięcia metali, szpadle, karabiny, zasieki, ogrodzenia z drutu żyletkowego…

To wszystko pozostaje w głowie.

Pogranicze Kuźnica Białostocka – za rogiem

Siedziba Pogranicza Kuźnica Białostocka znajduje się blisko granicy. To ostatni zespół w swojej grupie na siódmym poziomie rozgrywkowym, czerwona latarnia ligi, ale problem sportowy nikogo w klubie nie zajmuje.

– Sama organizacja pracy klubu nie uległa wielkiej zmianie. Wszelkie formalności załatwiamy w taki sam sposób, jak przed wprowadzaniem stanu wyjątkowego. Problem jest inny: nie możemy organizować meczów na własnym stadionie. Większość spotkań rozegraliśmy na wyjazdach, tylko dwa razy występowaliśmy w roli gospodarza w oddalonej o szesnaście kilometrów Sokółce. Z wyjazdami wiążą się – oczywiście – większe koszty. Budżet klubu planowany jest na początku roku. Jak wtedy można było przewidzieć taką liczbę spotkań wyjazdowych? Nie dało się, to stan wyjątkowy. Mnożą się też problemy kadrowe. Wiecie, zdarzyły się sytuacje, że na mecz w miejscowości oddalonej o sto kilometrów zbieraliśmy zaledwie jedenastu zawodników. Nasi piłkarze mają obowiązki służbowe, własne rodziny. Niełatwo jest im poświęcić często cały dzień na wyjazd meczowy, do tego jeszcze w A-klasie – słyszymy w klubie.

Pograniczu Kuźnica Białostocka zajrzała w oczy realna wizja upadku. Klub funkcjonuje w niepewności, z dala od własnej siedziby, wokół której – co naturalne – kłębią się tysiące wojskowych, policjantów, strażników i im podobnych. „Dochodzą do mnie nieoficjalne informacje, że w planach jest wprowadzenie stanu wojennego, ale jest to zależne od tego, jak będzie się rozwijać sytuacja przy pasie granicznym”, powiedział przejęty Emil Naruszewicz, członek zarządu klubu, w rozmowie z Onetem. 

Przystawiamy ucha.

– Osoby spoza naszego terenu, z okolicznych miejscowości nieobjętych stanem wyjątkowym, nie mają możliwości uczestniczenia w treningach. Zdarzają się sytuacje, że na mecz jedziemy bez jednostki treningowej. Upadek klubu stałby się realny przy braku zaangażowania lokalnej społeczności. Coraz trudniej namówić nowe osoby do uprawiania sportu, młodzież na naszym terenie niechętnie bierze się za amatorski sport, bo łatwiej jest usiąść w fotelu i mecz obejrzeć w telewizji. A jeśli obecna sytuacja się przedłuży i dalej nie będziemy mogli grać w Kuźnicy? Znów wszystkie mecze w roli gości? Wynajem boiska w Sokółce? To wiąże się z dodatkowymi kosztami. Nasz budżet to w większości dofinansowanie gminne. Jeżeli wszystko się przeciągnie, gmina będzie miała inne wydatki, więc na sport może zabraknąć, a lokalne firmy niechętnie przekazują środki na piłkę nożną…

Czarni Żagań – czarno to widzę

Kuźnica Białostocka to Podlasie. Miejsce bezpośrednich wydarzeń konfliktu na granicy. O realności tej historii dla całego kraju i dla całego futbolowego światka dowiedzieliśmy się dopiero po relacji z ostatniego meczu Czarnych Żagań na ich facebookowym profilu. 

„Do dzisiejszego meczu nasz zespół przystąpił z ogromnymi problemami kadrowymi. (…) Do składu zostało dołączonych kolejnych czterech zawodników (Alan Horodyski, Mikołaj Irski, Oliwier Warchoł i Szymon Kałużny) z naszej grupy młodzieżowej – junior młodszy. Trener Artur Sobczyk stał przed dużym problemem, ponieważ w naszej kadrze był tylko jeden nominalny obrońca – 16 – letni debiutant Alan Horodyski. (…) Wszyscy wiemy jaka jest sytuacja polityczna na wschodniej granicy Polski. Większość naszych zawodników z pierwszego składu udało się pełnić obowiązki służbowe i stąd nasze problemy. Smutny jest fakt, że Lubuski Związek Piłki Nożnej nie przychylił się na naszą prośbę, by przełożyć pozostałe 4 mecze na przyszła rundę. Jak widzimy na przykładzie Twardego Świętoszów i Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej wszystko się da… Ciężko nam cokolwiek napisać… Do końca rundy pozostały nam 3 mecze i jednego możecie być pewni, że damy z siebie wszystko!”

Skomentowaliśmy to bardzo krótko.

Grający w IV lidze Czarni Żagań mają poważne problemy kadrowe z przyczyn… politycznych. Skład zespołu tradycyjnie opiera się na żołnierzach Wojska Polskiego, a ci aktualnie zostali powołani do obrony granicy z Białorusią. Zespołowi nie przełożono meczów, więc drużyna gra młodzieżą. W ostatniej kolejce przegrali z ostatnim w tabeli Piastem Czerwieńsk 1:3. Jak tak dalej pójdzie, zespół środka tabeli pozbawiony graczy może włączyć się do gry o utrzymanie. 

To województwo lubuskie. Drugi koniec Polski. A jednak – nie oni jedni borykają się z problemem wynikającym z postawienia w gotowość służb mundurowych.

– Wyjechało trzech podstawowych zawodników. Dwóch kolejnych jest w gotowości do wyjazdu. Czy cała sytuacja wpływa na codzienność w klubie? Raczej nie ma to większego wpływu na naszą działalność, no może poza pogorszeniem wyników w lidze. Jesteśmy amatorskim klubem miejskim. Nie stać nas na utrzymywanie trzydziestu zawodników i możliwość rotacji w składzie pod nieobecność innych. Musimy brać pod uwagę miejsca, w których pracują nasi zawodnicy – wojsko, policja, służba więzienna. Naturalnie nie brakuje wyjazdów. Dochodzą szkolenia, poligony, służby… Nie pierwszy raz zawodnicy dostają rozkaz wyjazdu i nie mamy na to żadnego wpływu, jakoś musimy sobie z tym radzić – słyszymy w Orle Międzyrzecz.

Piłkarze-żołnierze na granicy. „To ich zawód”

Dzwonimy do pułkownika Jacka Wery, prezesa Lecha Sulechów.

Ilu waszych piłkarzy-żołnierzy zostało przymusowo wysłanych na granicę?

Przymusowo to za dużo powiedziane, to nieodpowiednie słowo…

Zawodowo.

Zawodowo na granicy mamy dwunastu zawodników.

Całkiem dużo. 

Z pierwszego składu – siedmiu. Są tam też ludzie, którzy leczą kontuzje.

Pierwszy raz od dłuższego czasu zostały wszczęte takie procedury czy takie zgrupowania wojska mają miejsca raz na jakiś czas?

W takiej skali – po raz pierwszy.

Jest to jakoś tłumaczone? Czy pojawia się rozkaz i trzeba się stawić?

To są żołnierze, to jest ich zawód. Grają u nas w piłkę amatorsko, otrzymali rozkaz, pojechali na granicę.

Określanie Lecha Sulechów klubem wojskowym trzeba brać w cudzysłów czy takie są korzenie waszego klubu?

W Sulechowie znajduje się jednostka wojskowa. Dlatego też czasami nazywa się nas klubem wojskowym. Duża grupa ludzi, młodzieży, również naszych wychowanków, szukając pracy – udaje się do wojska. To spowodowało, że gra u nas aż tylu żołnierzy. Ale przecież mamy też zawodników z różnych stron kraju – współpracujemy z jednostką wojskową i jeżeli są tam jacyś ludzie, którzy w przeszłości zajmowali się piłką, to z nimi rozmawiamy i rekrutujemy ich do gry w naszym klubie.

Piłkarze-żołnierze na granicy. „Jak jest obowiązek, to nikt na nic nie ma wpływu”

Dzwonimy do Waldemara Dwornickiego, prezesa Piasta Czerwieńsk.

Ilu waszych piłkarzy-żołnierzy pracuje na granicy?

Mamy w składzie sześciu piłkarzy-żołnierzy. Pięciu to zawodnicy z podstawowego składu. To, co Czarni Żagań naopowiadali, że ich jedenastu nie było, włożyłbym między bajki, bo dziwnym trafem wszyscy pisali o tych Czarnych, a o Piaście Czerwieńsk nikt nie napisał. Z tych sześciu: trzech wyjechało na wschodnią granicę, jeden został, a dwóch leczy kontuzje. Są na zwolnieniach i tylko dlatego nie wyjechali. Inaczej musieliby jechać – ich koledzy z dywizji czy brygady, którzy też u nas grają, tak właśnie musieli zrobić. Tak naprawdę: nie mamy pięciu ludzi z podstawowego składu, plus szóstego-rezerwowego.

To pierwszy przypadek wdrożenia takiej procedury?

We wrześniu graliśmy mecz bez żołnierzy. Wszyscy byli na poligonie. Nie mieliśmy pięciu ludzi do dyspozycji. To trwało około pięć kolejek – wyjechali pod koniec sierpnia i wrócili pod koniec września. Graliśmy wtedy też Puchar Polski w Żaganiu, bez żołnierzy, rezerwowym składem. Zgłaszaliśmy teraz do rozgrywek trzech piłkarzy, którzy już wcześniej zawiesili buty na kołku – trochę starszych, może nawet już oldbojów, żeby ktoś był na ławce, bo nie mogliśmy pojechać na mecz tylko z rezerwowym bramkarzem…

Nie chcieliście apelować o przełożenie meczów?

Nie było czasu. Tydzień temu, tuż po meczu, z dnia na dzień, dostaliśmy taką, a nie inną informację. We wtorek piłkarze-żołnierze byli jeszcze na treningu, w środę tak samo, w czwartek dostali rozkaz wyjazdu. Nie wiadomo na ile, bo nic nie mogą mówić, nic nie mogą zdradzać. I koniec, i tyle. Mieliśmy wtedy dość szeroką kadrą, pod dwadzieścia osób, ale nie oszukujmy się: ten skład nie będzie już tak silny, jak byśmy sobie tego życzyli.

Z czego wynika aż tak duża liczba żołnierzy w waszym składzie?

W Czerwieńsku od zawsze była i jest jednostka wojskowa. Część naszych piłkarzy po prostu pracuje w wojsku. Ale to jest wojsko zawodowe, to jest ich wybór, taka też specyfika tej pracy, że dostają rozkaz i niestety: muszą go wykonać. Mamy dobry układ z dowódcą jednostki, ale tu wiadomo: jak jest obowiązek, to nikt na nic nie ma wpływu.

Piłkarze-żołnierze

Na granicy służbę pełni ponad dziesięć tysięcy żołnierzy. W stan gotowości postawione zostały Wojska Obrony Terytorialnej. Integralności polskich granic na Podlasiu pilnują mundurowi z całego kraju. Orzeł Międzyrzecz przekazuje nam kontakt do jednego ze swoich piłkarzy-żołnierzy oddelegowanego do pracy na granicy.

– Przepraszam, niestety, nie mogę się wypowiadać na tematy służbowe, takie są procedury – dostajemy odpowiedź.

Próbujemy w Czarnym Żagań. Kontaktujemy się z kapitanem zespołu, swojego czasu członkiem reprezentacji Wojska Polskiego w piłce nożnej. Chronologia wymienianych wiadomości:

  • Wtorek, 17:40: Zadzwońcie jutro, jakoś po 15:00, akurat wrócę z posterunku i będę mógł porozmawiać.
  • Środa, 9:45: Dostałem zakaz rozmawiania z prasą.
  • Środa, 14:11: Nie możemy udzielać żadnych informacji o tym, co się tu dzieje – zakaz komentarzy, wywiadów i tak dalej. Bardzo chciałbym pomóc, ale nic nie mogę, takie rozkazy.

Taki żywot żołnierza pod rozkazami.

– Obowiązki naszych piłkarzy-żołnierzy na granicy? Trzeba byłoby ich bezpośrednio spytać, jakie mają wytyczne od przełożonych, ale też raczej niewiele mogą zdradzić – mówią nam działacze w Orle Międzyrzecz.

„Stoją po dwadzieścia godzin”

W rozmowie z Gazetą Lubuską frustracji nie kryje Dariusz Kurzawa, trener Lecha Sulechów: „Nasi żołnierze pojechali na granicę razem z tymi z Czerwieńska. Plan był taki, że mają się zmieniać co dwa tygodnie. Ale sytuacja jest dynamiczna i nie wiadomo, jak to będzie wyglądało. Jak czasem dzwonię do chłopaków, to słyszę, że stoją tam po 20 godzin”. To brutalna wizja. Trochę więcej szczegółów zdradza nam Jacek Wera, który w tym roku przeszedł na emeryturę wojskową i od miesiąca jest pułkownikiem rezerwy.

Czym zajmują się żołnierze-piłkarze na granicy?

Szczegółów nie znam. Otrzymałem informację, że nasi piłkarze-żołnierze wyjeżdżają na dwa tygodnie. Jestem byłym żołnierzem, skontaktowałem się z jednostką i usłyszałem, że będzie rotacja. Niestety, tej rotacji nie ma, z jakich powodów: nie wiem. Być może jest to związane z coraz większą eskalacją tego problemu na granicy polsko-białoruskiej.

Utrzymujecie kontakt z chłopakami?

Oczywiście, ja osobiście, inni zawodnicy, inni piłkarze-żołnierze. Mamy informacje na bieżąco. Zabezpieczają granicę wraz ze strażą graniczną i z policją. Stoją na posterunkach, patrolują granice.

Ponoć czasami po dwadzieścia godzin dziennie. 

Nie jestem w stanie tego zweryfikować. Z tego co wiem: po dwanaście godzin – na pewno. Ale być może i dłużej. W zależności od sytuacji, która w danym momencie tam się dzieje.

Spodziewa się pan unormowania czy jest jedna wielka niepewność?

Niepewność. Nie wiemy, do kiedy to potrwa. Przekazy medialne opowiadają, że powstanie tam jakaś zapora, jakiś mur, tak? Ale będzie to dopiero w przyszłym roku. Na dzień dzisiejszy wygląda to tak, że została nam jedna kolejka do rozegrania. Liczymy na naszych piłkarzy. Są kontuzje, są kartki, może akurat zbierzemy 12-13 zawodników… Potem mamy okres zimowy, przerwę między rundami i od stycznia zaczynamy kolejne treningi. Wtedy zobaczymy, jak będzie wyglądać sytuacja. Czy będziemy mieli możliwość przygotowania zawodników do rundy wiosennej. Jeżeli nadal będą przebywali na kierunku wschodnim, będziemy mieli problem z odpowiednim przygotowaniem się do wiosennych zmagań.

„Mogą przetrzymać ich do czterech miesięcy” 

W jeszcze mniej optymistyczne tony uderza Waldemar Dwornicki z Piasta Czerwieńsk.

– Piłkarze-żołnierze? Nie będzie ich na pewno do końca rundy, czyli na te trzy mecze nie zjadą, a co będzie dalej? Chodziły nawet takie słuchy, że mogą przetrzymać ich do czterech miesięcy.

Utrzymujecie z nimi kontakt?

We wtorek, około godziny 13:00, wysłałem wiadomość do jednego z nich, nawet nie dzwoniłem, i do tej pory nie dostałem odpowiedzi. Pracuję w szkole. Mam koleżankę, której mąż wyjechał. Nawet ona za bardzo nie ma jakiejś informacji zwrotnej. Mąż napisał jej, że jest okej, że jest w porządku, żeby się nie martwiła, ale za bardzo nie mógł nic więcej zdradzać. Żadnych szczegółów, nawet własnej żonie, dziwne trochę, nie?

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Komentarze

22 komentarzy

Loading...