Reklama

PRASA. Michniewicz póki co nie zostanie zwolniony, ale Mioduski ma wymagania

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

23 października 2021, 10:03 • 8 min czytania 8 komentarzy

– W Legii jest tak, że trzeba zawsze wygrywać. Natomiast my przegraliśmy już sześć meczów – stwierdził Mioduski, nie ukrywając rozczarowania postawą mistrzów Polski w ekstraklasie. – Pokazuję jednak, że mam cierpliwość. Trener ma potrzebny mu spokój, żeby spróbować wyjść z tego dołka. Nie ukrywam jednak, że musimy zacząć wygrywać w lidze, bo nie możemy sobie pozwolić, żeby mistrzostwo na dobre nam odjechało – dodał właściciel zespołu ze stolicy – czytamy w „Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Michniewicz póki co nie zostanie zwolniony, ale Mioduski ma wymagania

„SPORT”

Martin Chudy bronił przez ponad dwa sezony w Górniku Zabrze. Latem rozstał się z klubem i… wylądował na bezrobociu.

Co teraz słychać u pana po opuszczeniu polskiej ligi?

– Jestem w domu z żoną, trenuję indywidualnie z trenerem od przygotowania fitness i motorycznego i czekam, co będzie. Bardziej skupiam się już teraz jednak na tym, co się wydarzy zimą.

W ostatnim czasie nie odzywały się kluby z Polski?

– Tak, były propozycje, były zapytania i zastanawiałem się nad tym, ale żona jest w ciąży, poród ma nastąpić za miesiąc, więc nie chciałbym zostawiać jej samej. Latem była jeszcze taka opcja, że moglibyśmy zostać w Polsce i rodziłaby tam, teraz jest już jednak mało czasu i nie chciałem się ruszać daleko od domu. Odmówiłem tym propozycjom, bo priorytetem jest teraz żona i dziecko. Czekam na zimowe okienko.

Z perspektywy ostatnich miesięcy nie żałuje pan, że nie przedłużył kontraktu z Górnikiem, gdzie bronił pan przecież regularnie przez 2,5 roku?

– Podchodzę do tego w ten sposób: człowiek podejmuje pewne decyzje i nie ma sensu się zastanawiać,
co by było gdyby. Wszystko sobie przemyślałem, zastanowiłem, podjąłem taką decyzję i tyle. Nie jestem w stanie powiedzieć, co by było, gdybym zdecydował się na pozostanie w Zabrzu.

Reklama

Starcie poobijanych mistrzów, czyli Piast podejmuje Legię. Fornalik nie ukrywa, że ma respekt przed Legią – nawet na tym miejscu w tabeli.

Trener Waldemar Fornalik za długo jest w piłce nożnej, by nie dostrzegać pewnych rzeczy, dlatego o Legii mówi z dużym respektem: – To jest na pewno mocny zespół. Moim zdaniem, pod względem kadrowym jeden z najsilniejszych w naszej lidze. Zawodnicy, którzy nie występują w pierwszej jedenastce, z całą pewnością stanowiliby o sile innych klubów. Legia przegrała z drużyną, która w Serie A wygrała osiem ostatnich spotkań z rzędu, notując najlepszy start w historii swoich występów. Na pewno wpływ na to, że Legia pogubiła tyle punktów, miało wiele roszad. Dochodziło do wielu zmian, co przeciwnicy potrafili wykorzystać i nie zawsze były to mecze, w których zespół z Warszawy był gorszy. Ale w dalszym ciągu oceniam Legię jako jednego z pretendentów do zdobycia mistrzostwa Polski – przyznaje Waldemar Fornalik, który uważnie oglądał mecz Napoli – Legia. – Taki wynik różnie może zadziałać na drużynę, również mobilizująco. Wiemy też, że Legii uciekło kilka spotkań, więc może paść hasło „pora zacząć wygrywać”, dlatego spodziewamy się, że – bez względu na porażkę w ostatnim meczu – przyjedzie zespół bardzo zmobilizowany i zdeterminowany – przeczuwa szkoleniowiec.

Cash przyjedzie na najbliższe zgrupowanie reprezentacji Polski? Sprawa nabiera prędkości.

Ostatnio sprawa Casha nabrała jednak dużego przyspieszenia. Piłkarz złożył już wszystkie wymagane dokumenty, a trenerowi Sousie bardzo zależy na pozyskaniu go do kadry. Są czynione intensywne starania, aby obrońca Aston Villi jak najszybciej otrzymał polski paszport, dzięki czemu mógłby zostać powołany na listopadowe mecze eliminacji mistrzostw świata – na wyjeździe z Andorą i w Warszawie z Węgrami.

Reklama

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Mecz o coś więcej niż trzy punkty. W niedzielę hit w I lidze – derby Łodzi.

– Chcemy się zrewanżować – słyszymy przy Piłsudskiego. O ile wtedy zdecydowanym faworytem byli piłkarze z alei Unii, dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. To Widzew jest liderem Fortuna 1. Ligi i to gospodarze mają w tej chwili większe szanse na zwycięstwo. Jedynym zmartwieniem RTS jest absencja dwóch bardzo ważnych graczy: Juliusza Letniowskiego i Marka Hanouska, którzy pauzują za kartki. – Po to mamy tak szeroką kadrę, by wskoczyli inni i zagrali – stwierdził krótko trener Janusz Niedźwiedź. Przed sezonem mało kto z fanów czterokrokrotnych mistrzów Polski myślał, że akurat on będzie szkoleniowcem szytym na widzewską miarę. Bo nie ma się co oszukiwać, przy Piłsudskiego czekano na tak grający Widzew od 2015 roku, czyli reaktywacji klubu. Zespół Niedźwiedzia jest nastawiony mocno ofensywnie, gra szybko i strzela dużo goli. Czyli wypisz wymaluj to, o czym marzyli fani RTS. Tak naprawdę gospodarze najbliższych derbów wypracowali sobie w lidze taką przewagę, że teoretycznie mogliby spotkanie z ŁKS przegrać bez żadnych konsekwencji. To goście muszą się znacznie bardziej spiąć, bo oni zwycięstwa potrzebują jak tlenu. Każda strata punktów drużyny Kibu Vicuny oddala ją od upragnionego awansu. A taki scenariusz oznaczałby kolejny rok bez dopływu gotówki z ekstraklasowych praw telewizyjnych. Tego przy alei Unii chcą za wszelką cenę uniknąć.

Milik kontra Messi. Czyli we Francji OM spróbuje napsuć krwi faworytowi z Paryża.

Teraz Milik dochodzi do formy po kontuzji. Wrócił do gry po czteromiesięcznej przerwie. W niedzielę w starciu z Lorient (4:1) po raz pierwszy w tym sezonie wyszedł na boisko w podstawowym składzie i strzelił premierowego gola. W czwartkowym starciu z Lazio w Lidze Europy już tak dobrze nie było. Milik wypadł bardzo przeciętnie. Dziennik „L’Equipe” przyznał mu notę 4, a portale Footmercato.com i Maxifoot.fr po 5 (wszystkie w skali 1–10). Teraz to w nim marsylscy kibice upatrują nadziei na odwrócenie złej serii w konfrontacjach z paryżanami. Odkąd szejkowie przejęli PSG, rywalizacja obu drużyn stała się bardzo jednostronna. Fani OM na zwycięstwo swojej drużyny nad PSG na Stade Velodrome czekają już prawie 10 lat. O l y m p i q u e w tym czasie doznało u siebie aż siedmiu porażek, a dwa razy tylko remisowało. Na Parc des Princes triumfowało w tym okresie tylko raz – przed rokiem na początku sezonu, gdy PSG przeżywało kłopoty. To było takie spotkanie w starym stylu, bo mecze tych ekip zwykle obfitowały w wiele emocji, niekoniecznie zdrowych. Sędzia pokazał wówczas aż cztery czerwone kartki.

Najważniejszy mecz weekendu? Być może. To Real jest faworytem El Clasico, a Barca… Cóż, Katalończycy muszą spróbować chociażby nawiązać równorzędną walkę.

– Wcześniejsze Klasyki były mocno spersonalizowane. Myślę, że teraz nie będzie nacisku na żadnego gracza, przynajmniej u nas. Chcemy, by było znacznie więcej punktów odniesienia. Zamierzamy postawić większy nacisk na stworzenie drużyny – powiedział Joan Laporta w trakcie konferencji prasowej zwołanej przy okazji przedłużenia umowy z Ansu Fatim. Prezydent Barcelony nie ma wyjścia, musi budować taką narrację, bo po odejściu Messiego w zespole Ronalda Koemana powstała wyrwa tak wielka, że jeden gracz nie da rady jej zasypać. A i w kilku będzie trudno. Dodatkowo fani potrzebują idola. Lidera, z którym mogą się utożsamiać. I to właściwie jest jedyne, czym kibice Blaugrany mogą się pocieszać. W najbliższych latach klub czeka żmudna walka o powrót do europejskiej elity, ale przynajmniej wiadomo, kto ma w tych trudnych czasach stać na czele drużyny. Odnowienie umowy z Fatim kilka dni przed El Clasico to nie przypadek, a sprytna marketingowa zagrywka ze strony zarządu Barcy. Bardzo prawdopodobną porażkę w najbliższym starciu z odwiecznym rywalem będzie przecież znacznie łatwiej przyjąć, jeśli ma się świadomość, że za rok, dwa, trzy klub powinien wrócić na właściwe tory i już wiadomo, kto ma przekręcić zwrotnicę. Szefem ma być Fati, a tuż za nim podążać będzie Pedri, z którym kilka dni temu też udało się związać dłuższą umową. Jeśli do nich dołożyć Gaviego i Ronalda Araujo, Barca ma całkiem niezły kręgosłup drużyny na następne lata. Ale żeby kataloński organizm dobrze funkcjonował, potrzebny jest ktoś, kto będzie go umiejętnie prowadził. A Koeman kimś takim nie jest. Prawda jest taka, że holenderskiego szkoleniowca pewnie już by przy Camp Nou nie było, gdyby w kasie klubu nie hulał wiatr. Barcy na zwolnienie 58-latka zwyczajnie nie stać i kibice muszą co kilka dni wysłuchiwać od Holendra, że z takimi piłkarzami nie można walczyć o trofea i trzeba to zaakceptować. Nic więc dziwnego, że wielu sympatyków Barcy, gdyby miało taką możliwość, wybrałoby sprowadzenie do klubu porządnego trenera, zamiast piłkarza z górnej półki. 

„SUPER EXPRESS”

Miszta najlepszym piłkarzem Legii w Neapolu. Chwali go Jan Tomaszewski, on sam też może być z siebie zadowolony mimo puszczenia tych trzech goli.

– Całe szczęście, że wybitnie bronił bramkarz Legii. Gdyby nie on, to ten wynik mógłby być dwucyfrowy. Przy pierwszym golu Miszta nie miał żadnych szans. Włoski zawodnik uderzył to „z kolana” i ta piłka była bardzo trudna. Przeszła mu koło ucha, ale te piłki po prostu śmigały. Brawo dla tego młodego chłopca, nie jest zawodnikiem światowej klasy, ale dostał psychicznego kopa, uwierzył, że można grać przeciwko najlepszym. On nie ponosi żadnej winy za tę porażkę.

Mioduski nie zwolni póki co Michniewicza. Ale oczekuje szybkiego pozbierania się na ligowym podwórku.

Po meczu w Neapolu prezes Dariusz Mioduski postawił jednak sprawę jasno – nie zamierza na razie zwalniać szkoleniowca. Jednocześnie dodał jednak, że oczekuje od niego szybkiego przerwania fatalnej passy. A w niedzielę będzie o to trudno, bo Legia zagra w Gliwicach z Piastem. Przed meczem z Napoli prezes Mioduski był gościem w studiu Viaplay i padło oczywiście pytanie o przyszłość trenera Michniewicza.  – W Legii jest tak, że trzeba zawsze wygrywać. Natomiast my przegraliśmy już sześć meczów – stwierdził Mioduski, nie ukrywając rozczarowania postawą mistrzów Polski wekstraklasie. – Pokazuję jednak, że mam cierpliwość. Trener ma potrzebny mu spokój, żeby spróbować wyjść z tego dołka. Nie ukrywam jednak, że musimy zacząć wygrywać w lidze, bo nie możemy sobie pozwolić, żeby mistrzostwo na dobre nam odjechało – dodał właściciel zespołu ze stolicy.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub. „Zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię”

Maciej Szełęga
0
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub. „Zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię”
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
0
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu
Anglia

Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Maciej Szełęga
1
Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Komentarze

8 komentarzy

Loading...