Reklama

Najlepsi koszykarze 75-lecia NBA. Kogo pominięto, kogo przeceniono?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

23 października 2021, 10:10 • 13 min czytania 17 komentarzy

Z okazji siedemdziesięciopięciolecia istnienia ligi władze NBA zorganizowały głosowanie celem wyłonienia 75 najwybitniejszych koszykarzy w historii. No i, jak to zwykle bywa w przypadku tego rodzaju przedsięwzięć, rezultat wywołał sporo medialnego zamieszania. Tym bardziej że mówimy niejako o oficjalnej liście najlepszych zawodników wszech czasów. Elicie elit, gronie najbardziej prestiżowym z możliwych. Nie brakuje zatem kontrowersji, głosów oburzenia i żalu. Dwight Howard mówi o braku szacunku, Alex English o uczuciu rozczarowania, a Klay Thompson ironicznie kwestionuje swą samoocenę.

Najlepsi koszykarze 75-lecia NBA. Kogo pominięto, kogo przeceniono?

Mają rację? Przyjrzyjmy się temu tematowi.

NBA kontynuuje tradycję

Wypada zacząć od tego, że władze NBA od dekad honorują najwybitniejszych koszykarzy przy okazji okrągłych rocznic istnienia ligi. Po raz pierwszy listę najlepszych zawodników w dziejach sporządzono w grudniu 1971 roku na dwudziestopięciolecie NBA. Składała się ona w sumie z dziesięciu wybrańców – czterech obrońców, czterech skrzydłowych i dwóch centrów, których kapituła wskazała spośród 25 nominowanych graczy. Nie brano jednak pod uwagę koszykarzy aktywnych, co wykluczało wówczas możliwość wyróżnienia takich gigantów basketu jak Jerry West czy Wilt Chamberlain.

Reklama

Nieco inną koncepcję obrano z okazji 35. urodzin NBA. Wówczas rocznicowa drużyna została złożona z jedenastu najlepszych koszykarzy w historii ligi bez podziału na pozycje i bez oglądania się na to, czy dany gracz zdążył już zakończyć karierę. Zaowocowało to sporymi zmianami na liście – miejsce wśród wyróżnionych zachowali jedynie Bill Russell, George Mikan, Bob Pettit oraz Bob Cousy. Zdecydowanie więcej zamieszania zrobiła jednakże ekipa wybrana przez kapitułę z okazji pięćdziesięciolecia istnienia NBA w 1996 roku. Amerykańska koszykówka przeżywała wtedy złoty okres prosperity w związku z olbrzymim sukcesem „Dream Teamu” na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie i szaloną popularnością Michaela Jordana, który stał się globalną gwiazdą nie tylko sportu, ale i popkultury. Komisarz David Stern – jeden z głównych architektów tamtych sukcesów NBA – pieczołowicie zadbał o to, by 50. urodziny ligi zostały należycie nagłośnione. W październiku 1996 roku ogłosił więc listę 50 najwybitniejszych zawodników w dziejach NBA, a kilka tygodni później, w trakcie weekendu gwiazd, zgromadził prawie wszystkich wyróżnionych graczy w jednym miejscu.

To była piękna, wzruszająca uroczystość. Wielkie święto NBA.

NBA’s 50th Anniversary All-Time Team

Do historii przeszły zwłaszcza długie debaty Wilta Chamberlaina z Michaelem Jordanem. Legendarny center ponoć godzinami przekonywał MJ-a, dlaczego to jemu, a nie gwiazdorowi Chicago Bulls, należy się status najlepszego koszykarza wszech czasów.

Reklama

Naturalnie nie brakowało kontrowersji. Zdecydowanie najwięcej zamieszania wywołało pominięcie Dominique’a Wilkinsa, który, to fakt, nie zdobył nigdy mistrzostwa NBA, ale w latach 80. był jednym ze zdecydowanie najpopularniejszych i po prostu najlepszych zawodników NBA z uwagi na niesłychanie szeroki wachlarz sztuczek w ofensywie. Rzecz jasna na czele ze smykałką do spektakularnych wsadów.

„Długo potrwało, nim pogodziłem się z pominięciem”

Dominique Wilkins

Listę wielkich nieobecnych można uzupełnić o tak znakomitych zawodników jak Alex English, Dennis Johnson, Adrian Dantley, Artis Gilmore, Bob Lanier, a przede wszystkim Bob McAdoo. Ten ostatni nie tylko wywalczył dwa tytuły mistrzowskie, ale w 1975 roku został nagrodzony tytułem najbardziej wartościowego zawodnika sezonu zasadniczego! Nawet to nie wystarczyło, by zyskał w oczach kapituły większe uznanie od zdecydowanie mniej utytułowanych graczy, żeby wymienić choćby Billy’ego Cunninghama czy Earla Monroe.

Czytaj także: 10 najlepszych rzucających obrońców w historii NBA

Wyrzucać czy nie?

Z okazji sześciedzięcio- i siedemdziesięciolecia NBA nie powstały żadne nowe, uzupełnione warianty oficjalnej listy najwybitniejszych koszykarzy w dziejach. Sprawa na kilkadziesiąt lat stała się więc jednym z wielu wdzięcznych tematów do dyskusji dla kibiców na rozmaitych forach internetowych czy też dla publicystów sportowych zza oceanu. Od pewnego czasu było już jednak właściwie pewne, że władze ligi przygotowują dla kibiców szereg atrakcji w ramach obchodów 75. urodzin rozgrywek i jedną z nich będzie właśnie odświeżona drużyna – NBA 75th Anniversary Team.

Natychmiast narodziło się w takiej sytuacji jak najbardziej zasadne pytanie – w jaki sposób skonstruować nową listę? Uzupełnić tę z 1996 roku o kolejnych 25 zawodników, czy może zacząć głosowanie zupełnie od zera? Obie opcje niosły za sobą szereg zagrożeń.

Już ćwierć wieku temu kapituła była przez niektórych ekspertów krytykowana za zbyt mocne docenienie aktywnych, będących na topie graczy. Jasne, nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionował pozycji Michaela Jordana, Charlesa Barkleya, Hakeema Olajuwona czy Patricka Ewinga. Ale już nominacja dla Shaquille’a O’Neala, który miał wówczas za sobą zaledwie cztery sezony na parkietach NBA, wzbudziła zastrzeżenia. Nawet obecność Scottiego Pippena i Johna Stocktona w pięćdziesiątce spotkała się z nieśmiałą krytyką, mimo że mówimy o członkach „Dream Teamu”. W przestrzeni publicznej pojawiały się głosy, iż na wyróżnienia dla takich graczy jak O’Neal czy Pippen przyjdzie jeszcze czas w przyszłości, a na razie wypadałoby raczej docenić całokształt karier pionierów.

Shaquille O’Neal

Ten medal ma wszakże również drugą stronę. Ćwierćwiecze to, nie ukrywajmy, cholerny szmat czasu. Dość powiedzieć, że wspomniany Shaq, który w 1996 roku robił wśród wyróżnionych za gołowąsa, już od dziesięciu lat nie jest aktywnym koszykarzem. Tymczasem NBA szalenie się na przestrzeni ostatnich dekad zmieniła, liga zaczęła z otwartymi ramionami przyjmować najbardziej utalentowanych koszykarzy z całego świata. W efekcie ogólny poziom rozgrywek gwałtownie wzrósł. Nie mówimy tutaj w tej chwili o gwiazdach, najwybitniejszych jednostkach, ale o graczach z drugiego szeregu. Zadaniowcach. Dlaczego zatem współcześni bohaterowie parkietów mieliby ustępować miejsca tym z lat 50., gdy w NBA grało w sumie osiem drużyn?

Twardy orzech do zgryzienia. Czy usunięcie z listy koszykarza obecnego na niej 25 lat temu to dyshonor? Zepchnięcie na margines człowieka (być może już nieżyjącego), mimo że dołożył on ważną cegiełkę do rozwoju NBA w czasach, gdy nie wiązało się to jeszcze z globalną popularnością i wielomilionowymi zarobkami? A może wręcz przeciwnie – jest brakiem szacunku dla dzisiejszych gwiazd, że muszą robić miejsce zawodnikom, którzy swoje kariery prowadzili w zdecydowanie mniej konkurencyjnym środowisku, a często po prostu obiektywnie mniej w NBA osiągnęli?

Ostatecznie żaden zawodnik z listy NBA 50 nie został skreślony przez panel odpowiedzialny za wybór drużyny 75-lecia. Uszanowano legendy. Na tegorocznej liście znalazło się zresztą finalnie 76 zawodników z uwagi na remis w głosowaniu.

Czytaj także: 10 najlepszych niskich skrzydłowych w historii NBA

NBA 75 – pełna lista

No dobrze, kto został zatem wybrany przez kapitułę stworzoną przez dziennikarzy, zawodników (byłych i czynnych), trenerów oraz działaczy? Oto lista 76 najwybitniejszych koszykarzy w historii NBA (kolejność alfabetyczna):

Kareem Abdul-Jabbar, Ray Allen*, Giannis Antetokounmpo**, Carmelo Anthony, Nate Archibald, Paul Arizin, Charles Barkley, Rick Barry, Elgin Baylor, Dave Bing, Larry Bird, Kobe Bryant, Wilt Chamberlain, Bob Cousy, Dave Cowens, Billy Cunningham, Stephen Curry, Anthony Davis, Dave DeBusschere, Clyde Drexler, Tim Duncan, Kevin Durant, Julius Erving, Patrick Ewing, Walt Frazier, Kevin Garnett, George Gervin, Hal Greer, James Harden, John Havlicek, Elvin Hayes, Allen Iverson, LeBron James, Magic Johnson, Sam Jones, Michael Jordan, Jason Kidd, Kawhi Leonard, Damian Lillard, Jerry Lucas, Karl Malone, Moses Malone, Pete Maravich, Bob McAdoo, Kevin McHale, George Mikan, Reggie Miller, Earl Monroe, Steve Nash, Dirk Nowitzki, Hakeem Olajuwon, Shaquille O’Neal, Robert Parish, Chris Paul, Gary Payton, Bob Pettit, Paul Pierce, Scottie Pippen, Willis Reed, Oscar Robertson, David Robinson, Dennis Rodman, Bill Russell, Dolph Schayes, Bill Sharman, John Stockton, Isiah Thomas, Nate Thurmond, Wes Unseld, Dwyane Wade, Bill Walton, Jerry West, Russell Westbrook, Lenny Wilkens, Dominique Wilkins, James Worthy.

* – pogrubiliśmy nazwiska graczy dodanych do listy w tym roku.
** – na niebiesko oznaczyliśmy nazwiska graczy wciąż aktywnych w NBA.

Wielkich zaskoczeń nie ma, bo i być nie mogło.

Elektorzy naprawili błędy przeszłości i uhonorowali Dominique’a Wilkinsa oraz Boba McAdoo. Na szczęście obaj panowie doczekali tego dnia. Jeśli chodzi o gwiazdy, które najlepszy czas swojej kariery przeżyły w latach 90., miejsce na liście znalazło się również dla Gary’ego Paytona, Dennisa Rodmana i Reggie’ego Millera. Tutaj też trudno doszukiwać się skandalu. Niepodważalne są także nominacje dla LeBrona Jamesa, Kevina Duranta, Stephena Curry’ego, Dwyane’a Wade’a, Allena Iversona, Russella Westbrooka, Tima Duncana, Chrisa Paula, Kobe’ego Bryanta, Raya Allena, Jasona Kidda, Kawhia Leonarda, Steve’a Nasha, Jamesa Hardena, Dirka Nowitzkiego czy Kevina Garnetta. Trudno byłoby sobie wyobrazić tę listę bez nich.

„Nie będę udawał, że nie jestem podekscytowany. To niesamowite wyróżnienie”

Dwyane Wade

Z kolei Giannis Antetokounmpo to trochę podobny, choć nie tak skrajny przypadek jak Shaq w 1996 roku. Grek został wybrany w drafcie NBA osiem lat temu, a zatem ktoś mógłby stwierdzić, że jest jeszcze dla niego za wcześnie. Ale z drugiej strony – mówimy o prawdziwej koszykarskiej bestii, która ma już na koncie mistrzostwo, dwa tytuły MVP sezonu zasadniczego, nagrodę dla najlepszego obrońcy rozgrywek… Nie, tutaj też nie ma żadnych wątpliwości.

Wokół których nazwisk trwają zatem najzacieklejsze spory?

Czytaj także: 10 najlepszych rozgrywających w historii NBA

NBA 75 – kto nie zasłużył na wyróżnienie?

Jeśli mowa o graczach już emerytowanych, zdecydowanie najczęściej podważany jest wybór Paula Pierce’a. Po części dlatego, że jest to generalnie postać raczej przez sympatyków basketu nielubiana. Po zakończeniu kariery Pierce, delikatnie rzecz ujmując, nie najlepiej się sprawdził jako ekspert telewizyjny, a puentą jego związku ze stacją ESPN był dość głośny skandal. Były koszykarz przeprowadził bowiem w mediach społecznościowych relację na żywo z imprezy, w trakcie której „palił coś przypominającego skręta”, zabawiał się ze striptizerkami i wdawał w pijackie dyskusje z widzami. Władze ESPN dyscyplinarnie zwolniły go z roboty. Ponoć przełożonych Pierce’a najbardziej rozjuszył fakt, iż to on sam postanowił podzielić się wideo-relacją z imprezy z publicznością.

Nie można jednak tego rodzaju ekscesów brać pod uwagę, gdy mowa o koszykarskim dorobku legendy Boston Celtics. A ten jest spory. Mistrzostwo NBA i tytuł MVP finałów z 2008 roku. Dziesięć nominacji do Meczu Gwiazd. Cztery wybory do All-NBA Team. Przeszło 26 tysięcy zdobytych punktów i długie lata liderowania drużynie ze stanu Massachusetts. Niewątpliwie są na liście NBA 75 gracze, którzy osiągnęli znacznie mniej od Pierce’a.

Sam eks-koszykarz wyróżnienie podsumował prowokacyjnie i niemalże poetycko, nawiązując do swojego boiskowego pseudonimu („The Truth”): – Każda prawda przechodzi przez trzy etapy. Najpierw jest wyśmiewana. Potem poddawana brutalnemu sprzeciwowi. W końcu przyjmuje się ją jako oczywistą.

Paul Pierce i Ray Allen

Wielu kibiców wyraziło też niezadowolenie, że wśród 76 wyróżnionych koszykarzy znalazł się Carmelo Anthony. I rzeczywiście, kariera skrzydłowego Los Angeles Lakers nie potoczyła się aż tak imponująco, jak można było kilkanaście lat temu oczekiwać. Anthony wciąż nie ma w swoim dorobku mistrzowskiego pierścienia i przez długie lata był twarzą dołujących New York Knicks, z którymi rzadko kiedy było mu dane w ogóle występować w play-offach. No ale mimo wszystko mówimy o jednym z najbardziej utalentowanych ofensywnie zawodników swojej generacji. Dziesięciokrotnym uczestniku Meczu Gwiazd, przez lata wskazywanym jako jeden z dwóch-trzech najlepszych niskich skrzydłowych w NBA. Tylko dziewięciu graczy w dziejach ligi zanotowało więcej punktów niż Melo.

Nominacja dla gościa o takim dorobku nie może uchodzić za skandaliczną.

Zostają nam zatem do omówienia Damian Lillard i Anthony Davis. Koszykarze relatywnie młodzi, odpowiednio 31- i 28-letni. Wciąż mający przed sobą, o ile zdrówko dopisze, co najmniej kilka sezonów na topowym poziomie. Wybór Davisa już na tym etapie jego kariery broni się o tyle, że ma on na koncie jeden mistrzowski tytuł, a dodatkowo zapracował na mnóstwo wyróżnień indywidualnych (choć MVP sezonu zasadniczego jak dotąd nie został). Co innego Lillard. Okej, jego występy w ekipie Portland Trail Blazers od lat robią wielkie wrażenie, lecz nie przełożyły się na drużynowe sukcesy. Sześć wyborów do Meczu Gwiazd i sześć nominacji do All-NBA Team to też nie są osiągnięcia zwalające z nóg. Ten wybór kapituły naprawdę wydaje się pochopny.

„Davis i Lillard? Są świetni, ale chyba pamiętacie, że będziemy mieli też kolejną listę na stulecie NBA?”

Rohan Nadkarni

Jednak Bogiem a prawdą, gdybyśmy mieli wskazać zawodników, którzy naszym zdaniem znaleźli się w tym elitarnym gronie na wyrost, byliby to mimo wszystko gracze jeszcze z poprzedniego rozdania. Billy Cunningham, Dave Bing, Lenny Wilkens, Hal Greer, Earl Monroe. Może nawet Dave DeBusschere, Jerry Lucas czy Pete Maravich. Decyzja o pozostawieniu całej pięćdziesiątki z 1996 roku – jak się wydaje, podjęta po prostu przez głosujących, a nie odgórnie narzucona – nie pozwoliła odpowiednio docenić wszystkich gwiazd z drugiej połowy lat 90. oraz XXI wieku.

Czytaj także: 10 najlepszych silnych skrzydłowych w historii NBA

NBA 75 – najwięksi nieobecni

Na pewno łatwiej przychodzi wyliczanie zawodników, którzy w drużynie 75-lecia powinni się znaleźć, niźli tych, których należałoby z listy wykreślić. Najgłośniejszym echem w Stanach Zjednoczonych odbiło się zdecydowanie pominięcie Dwighta Howarda. I, co tu dużo mówić, jest to rzeczywiście sporego kalibru sensacja. Howard przez kilka ładnych lat był bowiem najlepszym centrem i budzącym największe przerażenie obrońcą w lidze. Pięciokrotnie wybrano go do najlepszej piątki rozgrywek, trzy razy nagrodzono tytułem najlepszego defensora sezonu, osiem razy nominowano do Meczu Gwiazd. Jasne, kontuzje i trudny charakter stosunkowo szybko strąciły go z topu, ale też trzeba podkreślić, że Howard całkiem z obiegu nie wypadł. Ostatecznie w 2020 roku jako zmiennik w ekipie Los Angeles Lakers zgarnął upragniony mistrzowski pierścień.

Nie da się obronić tezy, jakoby przykładowy Lillard mógł się pochwalić większym dorobkiem w NBA od Howarda. Były gwiazdor Orlando Magic załapał się do All-NBA Team ośmiokrotnie – to tyle, co DeBusschere, Thurmond, Unseld, Wilkens, Worthy, Rodman, McHale i Monroe razem wzięci.

Sam center skomentował sprawę krótko:

„Brak szacunku”

Dwight Howard

Rozgoryczenia pominięciem nie ukrywał również Klay Thompson, trzykrotny mistrz NBA w barwach Golden State Warriors i jeden z najlepszych strzelców dystansowych w historii rozgrywek. – Może przeceniam swoje możliwości, ale w mojej głowie należę do 75 najwybitniejszych koszykarzy w historii – stwierdził Thompson w swoich mediach społecznościowych. Z kolei Andre Iguodala wyraził niezadowolenie, że głosujący nie docenili Kyrie’ego Irvinga. – Mówicie, że Kyrie nie łapie się do TOP75 wszech czasów? Zgadzam się. On należy co najmniej do TOP20 – ocenił „Iggy”. Inna sprawa, że mocno przesadził.

Obejść się smakiem musiało również paru wybitnych zawodników, którzy – podobnie jak Wilkins i McAdoo – na wyróżnienie czekali od ćwierćwiecza. Choćby Dennis Johnson – trzykrotny mistrz NBA, a przy okazji MVP finałów z 1979 roku. W latach 80. rozgrywający był jednym z najmocniejszych punktów przepotężnej ekipy Boston Celtics. Pozostawał wprawdzie w cieniu Larry’ego Birda, Kevina McHale’a oraz Roberta Parisha (wszyscy są na liście), ale jego byli koledzy z zespołu nie mają wątpliwości co do tego, jak istotną rolę dla sukcesów Celtics odgrywał DJ. Bird stwierdził nawet w jednym z wywiadów, że Johnson to najlepszy zawodnik, z jakim kiedykolwiek przyszło mu występować. Taki komplement naprawdę znaczy wiele.

Alex English, lider Denver Nuggets w latach 1979-90, również został pominięty po raz wtóry. – Nie mogę powiedzieć, że nie czuję rozczarowania – przyznał English. – Czuję się tak samo jak 25 lat temu, gdy zobaczyłem po raz pierwszy listę przygotowaną z okazji pięćdziesięciolecia.

Marcin Gortat i Dwight Howard

Dwie legendy San Antonio Spurs – Manu Ginobili oraz Tony Parker – także nie zebrały dostatecznie wielu głosów, by zmieścić się na liście. Podobnie sprawa ma się z Pau Gasolem. Vince’owi Carterowi nie pomogła nawet niesłychana długowieczność i status najwybitniejszego dunkera w dziejach NBA. Derrickowi Rose’owi nie wystarczyła nagroda dla MVP sezonu zasadniczego. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Kogo jeszcze można wymienić wśród poszkodowanych?

Nazwiska robią wrażenie:

  • Alonzo Mourning
  • Dikembe Mutombo
  • Nikola Jokić
  • Tracy McGrady
  • Adrian Dantley
  • Grant Hill
  • Penny Hardaway
  • Bob Lanier
  • Artis Gilmore
  • Paul George
  • Chauncey Billups
  • Joe Dumars
  • Bernard King
  • LaMarcus Aldridge
  • Walt Bellamy
Czytaj także: 10 najlepszych centrów w historii NBA

Chciałoby się pocieszająco powiedzieć: głowy do góry, panowie. Za 25 lat kolejna szansa na prestiżowe wyróżnienie! Ale nie mamy złudzeń – specyfika tego rodzaju plebiscytów sprawia, że zawsze co najmniej kilku wspaniałych graczy będzie musiało przełknąć gorzką pigułkę rozgoryczenia.

A wy kogo uważacie za najmocniej poszkodowanego przez głosujących?

PRZECZYTAJ TAKŻE:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Inne sporty

Komentarze

17 komentarzy

Loading...