Reklama

Ostatnie El Clasico przed erą Leo Messiego? 25 kwietnia 2004 roku

redakcja

Autor:redakcja

24 października 2021, 09:50 • 8 min czytania 5 komentarzy

Już w niedzielę pierwsze od dawna El Clasico, w którym nie zagra Leo Messi. Nie zagra nie dlatego, że ma kontuzje, a dlatego, że nie ma go już w klubie z Katalonii. Od jak dawna nie było takiej sytuacji? Które starcie Barcelony z Realem było ostatnim, gdy Messi po prostu nie był członkiem pierwszego zespołu? Do takich czasów trzeba się cofnąć… daleko. Naprawdę daleko.

Ostatnie El Clasico przed erą Leo Messiego? 25 kwietnia 2004 roku

Co robiliście w 25 kwietnia 2004 roku?

Oczywiście Argentyńczyk nie zagrał w meczu z Realem chociażby w sezonie 2018/19, jednak nie o taką absencję nam chodzi. Chcemy cofnąć się do spotkania, podczas którego świat jeszcze nie wiedział o Leo Messim, a sam piłkarz po prostu nie mieścił się do kadry pierwszego zespołu. Nieoficjalny debiut w barwach Barcelony Messi zaliczył 16 listopada 2003 roku. Było to jednak towarzyskie spotkanie z Porto, które nie liczy się do żadnych statystyk. Oficjalny debiut to 16 października 2004 roku i mecz ligowy z Espanoylem. Lekko ponad miesiąc po tym wydarzeniu Argentyńczyk przesiedział El Clasico na ławce rezerwowych. Wtedy był więc już w kadrze meczowej. Po ostatnie spotkanie Barcelony z Realem niezawierające pierwiastka Messiego musimy się więc cofnąć jeszcze dalej.

Odbyło się ono 25 kwietnia 2004 roku. Ponad 17 lat temu. Dużo? Mało? W historii świata to nic nieznaczący okres, w życiu każdego człowieka istotny jego fragment, ale w historii nowoczesnej piłki to więcej niż może się wydawać. Za pomocą krótkich skojarzeń postaramy się wam pokazać, jak dawno było to spotkanie. Nie bójcie się, nie dowiecie się kto był wtedy liderem na listach przebojów, ani na co Polacy chodzili do kina. To zbyt częsty zabieg. Postaramy się podziałać na waszą piłkarską wyobraźnię. Stan na tamten dzień był taki:

  • Jose Mourinho nie wygrał jeszcze Ligi Mistrzów z FC Porto
  • Diego Simeone rozegrał tego dnia 90 minut dla Atletico Madryt
  • Kylian Mbappe miał 5 lat
  • Przewodniczącym UEFA był Lennart Johansson
  • Nie istniały jeszcze Allianz Arena, Emirates Stadium i nowe Wembley
Więcej ciekawostek z całego świata sportu?
  • Roger Federer miał na swoim koncie dwa wygrane Wielkie Szlemy
  • Trenerem polskich siatkarzy był Stanisław Gościniak
  • Nikt nie wiedział kim jest Robert Kubica

Nie chcemy wchodzić w wątki polityczne, ale gdyby zrobić taką oddzielną listę związaną z sytuacją polityczno-gospodarczą na świecie, to również wyglądałaby ona ciekawie. Jest to nieprawdopodobne, że jeden człowiek przez tyle lat był bezpośrednio związany z tą historyczną rywalizacją, a często był jej głównym bohaterem. Samo przypomnienie sobie tamtych czasów nie wpływa na wyobraźnię aż tak bardzo (choć też mocno) jak spojrzenie na ewolucję piłki nożnej i całego rynku związanego z futbolem.

Zupełnie inne czasy

Zaraz dojdziemy do składów, choć nie zdradzimy wielkiej tajemnicy, jeśli wyprzedzimy fakty i napiszemy, że w tamtym Klasyku zagrały takie postaci jak Zinedine Zidane, Luis Figo, David Beckham, Patrick Kluivert, czy Marc Overmars. Siłą rzeczy człowiek zapamiętuje najlepiej te niezbyt odległe wydarzenia z życia, więc większości czytelników Messi kojarzy się pewnie z zapuszczoną brodą, a z jego boiskowych wyczynów przypominamy sobie przede wszystkie seryjnie zdobywane Złote Piłki w latach 2009-2012 i współpracę z Neymarem i Suarezem kilka lat później. Tymczasem, żeby cofnąć się do ostatniego starcia Barcelony z Realem przed erą Messiego, cofamy się do meczu, w którym zagrali Zidane, Figo i Kluivert (!). Nawet ten fakt pokazuje skalę geniuszu Argentyńczyka, bo tylko nieliczni są w stanie tak długo regularnie uczestniczyć w najbardziej znanej futbolowej rywalizacji na świecie.

Reklama

Z roku na rok futbol jest usprawniany. Do przepisów gry wchodzą nowe technologie, zmieniają się interpretacje decyzji sędziowskich, a mecze możemy oglądać na coraz nowszych urządzeniach. Gdyby usunąć z historii wszystkie pojedynki Barcelony z Realem w trakcie kariery Messiego, to przechodząc z 2004 do 2021 roku obudzilibyśmy się w zupełnie innej piłkarskiej (i nie tylko) rzeczywistości. Chcąc zagrać tamtego dnia w najnowszą edycję FIFY na konsoli, musielibyśmy odpalić Play Station 2 albo zwykłego Xboxa, bo tego 360 jeszcze nie było na rynku.

Przenieśmy się teraz do 2004 roku i poczujmy klimat jaki panował przed kolejnym El Clasico. Do końca sezonu pozostało pięć spotkań, a po dotychczasowych 33 kolejkach sytuacja w tabeli przedstawiało się następująco:

  1. Valencia – 70 pkt
  2. Real Madryt – 70
  3. FC Barcelona – 63
  4. Deportivo La Coruna – 61

Mecz miał więc wpływ na losy mistrzostwa. Nie jest to w zasadzie żadna niespodzianka, jeśli prześledzimy sobie historię pojedynków obu klubów. W taki sposób starcie z kwietnia 2004 roku zapowiadała madrycka Marca:

„Kto tu rządzi?” pytały gazety

Kto tu rządzi? – tak brzmiał główny tytuł niedzielnego wydania gazety. Dziennikarze wyraźnie zaznaczyli też, że Królewscy zagrają bez Ronaldo. Brazylijski napastnik nie był dostępny dla Carlosa Queiroza, ponieważ dwie kolejki wcześniej nabawił się urazu mięśniowego w spotkaniu z Osasuną. Nie zdążył wykurować się na hit z Barceloną i ostatecznie wrócił dopiero tydzień później na mecz z Sevillą, w którym zdobył dwa gole i zaliczył asystę. Było to więc spore osłabienie gospodarzy.

Reklama

Jedynym błędem w przewidywanych przez dziennikarzy składach było postawienie na występ od pierwszej minuty Luisa Enrique. Ostatecznie Frank Rijkaard postawił na Marca Overmarsa. Enrique wszedł z ławki w drugiej połowie i stał się najstarszym uczestnikiem tamtego spotkania, dzisiaj ma 51 lat. Od tamtego dnia zdążył poprowadzić jako trener pierwszy zespół Barcelony w 181 spotkaniach i stać się selekcjonerem reprezentacji Hiszpanii.

Spośród wszystkich zawodników, którzy tamtego dnia wybiegli na murawę Santiago Bernabeu nie ma już żadnego, który kontynuowałby karierę piłkarską. Najbliżej spełnienia obu tych kryteriów był Andres Iniesta, który wciąż gra w piłkę w lidze japońskiej, ale tamto El Clasico przesiedział na ławce rezerwowych.

Jedyny czynny związek ze sportem spośród postaci, które pojawiły się na powyższej okładce wciąż ma jedynie Fernando Alonso. W dolnym prawym rogu możemy przeczytać, że Hiszpan „poszuka podium, ruszając z szóstego miejsca do Grand Prix San Marino”. Tak się składa, że 40-letni dzisiaj kierowca kilka godzin po zbliżającym się El Clasico ruszy do wyścigu w Grand Prix Stanów Zjednoczonych…

PRZEBIEG MECZU

Zaczynamy spotkanie. Pierwszy gwizdek Alfonso Pereza Burrulla.

Warto czasami wrócić do fragmentów meczów z dawnych lat. Zupełnie inny futbol, inna intensywność. Nikt nie myśli o wchodzeniu z piłką do bramki, nie waha się przed strzałem z dystansu. Uderzenie z 30 metrów ma współczynnik xG 0,01? Wtedy nikt o tym nie myślał, tego typu pomiary i statystyki nie były prowadzone. Jest luka, trzeba strzelać. Roberto Carlos uderza nawet z pierwszej piłki, z bocznego sektora, bez zastanowienia i zbędnych kombinacji.

W pierwszej połowie to Królewscy mają więcej okazji. Carles Puyol toczy zażarte pojedynki z Raulem. Kapitan Barcy nadstawia głowę pod bombę wysłaną spod podeszwy Roberto Carlosa. Wybija w ten sposób piłkę z linii bramkowej. Chwilę później futbolówka trafia w poprzeczkę po uderzeniu Raula, a po dobitce Victor Valdes heroiczną interwencją na linii robi wszystko, by piłka została po stronie boiska. Powtórki próbują pokazać widzom, czy przekroczyła ona linię bramkową. Nie ma jednak VAR-u, nie ma goal-line technology, więc sędzia decyzji już nie zmieni. Nie ma bramki.

Piłkarze obu drużyn schodzą do szatni przy bezbramkowym wyniku.

Czytaj też:

W drugiej połowie dramaturgii było zdecydowanie więcej, a przecież przed przerwą też jej nie brakowało. Zaczyna się od rzutu wolnego w wykonaniu Carlosa – 10-metrowy rozbieg, uderzenie, Valdesa przy interwencji wnet wgniata do bramki. Kumulacja strzałów gospodarzy wreszcie przynosi skutek. W 53. minucie do bezpańskiej piłki w polu karnym po rzucie rożnym dopada Santiago Solari i jego strzał po długim słupku ląduje w siatce. Kibice na Santiago Bernabeu wybuchają w ekstazie, nikt nie łapie za telefon, nie nagrywa InstaStories. Wszyscy na stojąco machają białymi flagami.

Trzy minuty później Frank Rijkaard wprowadza na murawę Luisa Enrique i Patricka Kluiverta. Mija ledwie minuta i po wyprowadzonej przez Barce kontrze Holender strzela bramkę. Rijkaard miał nosa do wpuszczenia swojego rodaka.

W 69. minucie ma miejsce kulminacyjny moment spotkania. Luis Figo prowadzi piłkę, która mu odskakuje, pierwszy dopada do niej Puyol, a Portugalczyk brutalnie wjeżdża w niego wyprostowaną nogą. Tylko żółta kartka, ale pierwszą obejrzał jeszcze przed przerwą. Królewscy muszą przez ponad dwadzieścia minut radzić sobie w dziesiątkę.

Udaje im się utrzymać wynik tylko do 86. minuty. Ronaldinho popisuje się cudowną rzutnią w swoim stylu, linie spalonego łamie Raul Bravo, Xavi dobiega do piłki, lobuje bramkarza i trafia do bramki. Hiszpański obrońca próbuje ratować sytuację, ale jest za późno.

I nawet Alonso walczył z Schumacherem…

Królewscy nie powiększają swojego dorobku, Barca zbliża się na cztery punkty. W tym samym czasie liderująca w tabeli Valencia tylko remisuje z Athletic Bilbao. Sytuacja się zacieśnia. Następnego dnia madrycki AS daje na okładkę cytat z Luisa Figo, który uważa, że sędzia był złośliwie nastawiony w stosunku do graczy Realu. Nie musimy jednak przypominać z którym klubem sympatyzuje gazeta z Madrytu. Portugalczyk powinien się cieszyć, że za swoje wejście w nogi Puyola nie dostał żadnej dodatkowej kary. Jak poszło Fernando Alonso? Na górze okładki możemy przeczytać, że Hiszpan otarł się o podium i z startując z szóstego pola wyścig ukończył na czwartym miejscu. Wygrał niezawodny w tamtych czasach Michael Schumacher.

Co z tabelą La Ligi? Real Madryt w czterech ostatnich kolejkach nie powiększył swojego dorobku o ani jedno oczko, a Valencia zapewniła sobie mistrzostwo na dwie kolejki przed końcem. Był to ostatni ligowy triumf zespołu z Estadio Mestalla.

Reszta jest historią

Po sezonie ligowym nadszedł czas na pierwszy triumf Jose Mourinho w Lidze Mistrzów, a także na zaskakujące zwycięstwo Greków na Euro 2004. Kibice Barcelony jeszcze nie wiedzieli, że jesienią będą świadkami debiutu najlepszego piłkarza w historii klubu z Camp Nou. Piłkarza, który w meczach z Realem Madryt we wszystkich rozgrywkach strzeli 26 goli i zaliczy 14 asyst.

SPRAWDŹ OFERTĘ FUKSIARZA NA EL CLASICO

Argentyńczyk usiadł na ławce swojego pierwszego El Clasico na początku sezonu 2004/05. Od tamtego czasu we wszystkich 34 ligowych rywalizacjach z Realem spędził na boisku 2534 minuty na możliwe maksymalne 3060. Pierwszy mecz przesiedział na ławce, w drugim nie znalazł się w kadrze meczowej, później nie mógł wystąpić w jeszcze trzech z powodu kontuzji. W zdecydowanej większości pozostałych grał po 90 minut. Do tego doszedł jeszcze dwumecz w Lidze Mistrzów w sezonie 2010/11, osiem spotkań Pucharu Króla i sześć w Superpucharze Hiszpanii. Zmora kibiców Realu.

W niedzielę o 16:15 rozpocznie się nowa era starć obu hiszpańskich gigantów. Jeżeli ktoś w ogóle nie śledzi piłki nożnej, a przypadkowo dowie się o niedzielnym meczu, to pewnie nie uwierzy, że nie zagra w nim Leo Messi. Bo o tym, że gra dla Barcelony, wiedział przecież cały świat. A po pojedynkach z Realem trafiał na pierwsze strony gazet i stron internetowych, które nawet nie zajmowały się sportem.

fot. NewsPix

Najnowsze

Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
0
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup
Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
2
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Hiszpania

Hiszpania

Dudek: Real zawdzięcza półfinał Łuninowi. Dobrze zastępuje Courtoisa

Szymon Piórek
1
Dudek: Real zawdzięcza półfinał Łuninowi. Dobrze zastępuje Courtoisa
Hiszpania

Araujo bliski przedłużenia kontraktu z Barceloną. „Idzie to w dobrym kierunku”

Arek Dobruchowski
0
Araujo bliski przedłużenia kontraktu z Barceloną. „Idzie to w dobrym kierunku”

Komentarze

5 komentarzy

Loading...