Reklama

Taktyczny geniusz Guardioli znowu daje o sobie znać, przekonał się o tym Liverpool | ANGIELSKI ŁĄCZNIK

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

04 października 2021, 14:27 • 10 min czytania 7 komentarzy

Siódma kolejka angielskiej ekstraklasy miała trudne zadanie. Jej poprzedniczka zwiesiła poprzeczkę bardzo wysoko, kilka starć oczarowało nie tylko koneserów futbolu, ale przede wszystkim normalnych widzów. Ogólnego poziomu być może nie udało się w miniony weekend wyrównać, lecz i tak nie mamy na co narzekać przed przerwą reprezentacyjną. W końcu, niezależnie od tego, co wydarzy się w ciągu następnych 31 serii gier, już teraz oglądaliśmy jeden z najlepszych meczów całego sezonu. 

Taktyczny geniusz Guardioli znowu daje o sobie znać, przekonał się o tym Liverpool | ANGIELSKI ŁĄCZNIK

Wielka w tym zasługa podopiecznych Pepa Guardioli i Jurgena Kloppa. Na ten moment skupimy się jednak tylko na pierwszej z drużyn, przynajmniej pisząc o superlatywach. Manchester City zagrał bowiem drugi kosmiczny mecz z rzędu, taktycznie rozpracowując rywala z najwyższej półki. Mówmy, co chcemy o katalońskim trenerze, ale niewielu jest szkoleniowców na świecie, którzy byliby w stanie tak przechytrzyć Thomasa Tuchela a tydzień później Jurgena Kloppa. Dwóch przedstawicieli niemieckiej szkoły zostało zaatakowanych od samego początku. Jeden nie zdołał zareagować, drugiego uratowało szczęście w pierwszej połowie i doskonale przepracowana przerwa. Nadal jednak to Manchester City był lepszą drużyną.

Kolejny raz imponowała praca bocznych obrońców, przede wszystkim na lewej stronie. Joao Cancelo raz po raz podłączał do ofensywy Jacka Grealisha i Phila Fodena, czyniąc dodatkowe kłopoty Jamesowi Milnerowi, tak jakby doświadczony Anglik już wcześniej nie miał ich wystarczająco. Kyle Walker zaś znowu harował w defensywie. Trudno przypomnieć sobie kilka konkretnych akcji The Reds po jego stronie boiska. Znowu był bardzo odpowiedzialny, znowu zerwał z łatką jednego z najgłupszych piłkarsko podopiecznych Pepa Guardioli.

Reklama

Imponowała też cała zgraja innych osób, właściwie cały zespół. Poza Grealishem, który zawiódł wczoraj wyjątkowo mocno, nie było nikogo, kto obniżał poziom Manchesteru City. Było natomiast mnóstwo piłkarzy, którzy dorzucali swoją cegiełkę do tego, by to goście na Anfield prowadzili grę. Skończyło się remisem, bo Liverpool też potrafił się odgryźć, ale istnieje przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby zagrać jeszcze 10 identycznych meczów, to siedem z nich padłoby łupem The Citizens.

Drużyna 7. kolejki Premier League: Manchester City

Ale – mimo tego, że Manchester City zagrał koncert, a i paru graczy Liverpoolu można indywidualnie wyróżnić, to najlepszym piłkarzem minionej serii gier był przedstawiciel Wolverhampton. Hwang Hee-Chan, jedno z rozczarowań RB Lipsk, póki co pięknie odnajduje się w Premier League.

Cztery mecze w angielskiej ekstraklasie, trzy gole, status lidera pod tym względem w ekipie Bruno Lage’a. Niezły początek jak na kogoś, kto w tracie całej swojej przygody z Bundesligą zaledwie dwa razy zapakował piłkę do siatki. Kibiców Wolves dyspozycja Koreańczyka musi cieszyć w sposób szczególny, bo miała ta drużyna nielichy problem ze zdobywaniem bramek. Dość powiedzieć, że gol Raula Jimeneza w poprzedniej kolejce był dopiero trzecim trafieniem Wolverhampton, a w dodatku pierwszym, przy którym jakiś piłkarz zanotował asystę. Żeby było bardziej kolorowo – tym piłkarzem był bramkarz, Jose Sa.

Dublet Hwanga jest zatem swoistym wyjściem na prostą. Wilkom w końcu udało się odnieść drugie zwycięstwo z rzędu. Ostatni raz taką serię mieli dość dawno, bo w marcu tego roku, gdy najpierw ograli Fulham (1:0), a następnie Sheffield United (1:0). W końcu również jakiś gracz z pola dopisał sobie asysty, bo dwa razy piłkę do Koreańczyka podawał Raul Jimenez.

No i same gole Hwanga nie były żadnymi przypadkowymi trafieniami. Najpierw złapał Darlowa na wyroku i „podał piłkę do bramki”, a wynik ustalił szybkim atakiem w pole karne i uderzeniem po długim słupku. Powolni obrońcy Newcastle United zupełnie nie mogli sobie z nim poradzić.

Reklama

Piłkarz 7. kolejki Premier League: Hwang Hee-Chan (Wolverhampton)

Nie da się jednak zupełnie pominąć Manchesteru City. Gra kilku gości urzekła mnie zdecydowanie zbyt mocno, czego najlepszym przykładem jest Bernardo Silva. Tak bowiem jak Rodri doskonale wywiązywał się z zadań defensywnych, zaś Kevin De Bruyne napędzał kolejne akcje ofensywne i strzelił gola Joelem Matipem, tak Bernardo Silva łączył obie te funkcje. Nie miał koniec końców żadnego gola ani żadnej asysty, ale niewątpliwie należał do najjaśniej błyszczących piłkarzy na boisku. Portugalczykowi wychodziło właściwie wszystko, można wręcz stwierdzić, że zawiedli go partnerzy.

Przede wszystkim Phil Foden, bo Portugalczyk wypracował mu taką okazję, że Anglika można spotkać na komendzie, gdzie musi odpowiadać na zarzuty o kradzież. Bernardo wywiódł w pole czterech piłkarzy Liverpoolu, a dwóch kolejnych wyminął precyzyjnym podaniem.

To naprawdę był pierwiastek magii w meczu, gdzie pomocnik Guardioli bardzo mocno trzymał się rzeczywistości. Brakowało taniego efekciarstwa, mnóstwo zaś było solidnej pracy u podstaw. 27-latek miał w tym starciu pięć odbiorów, 80% udanych dryblingów, cztery wywalczone rzuty wolne i większość wygranych pojedynków. Ponownie był mrówką, której czasami tak mocno brakowało ekipie The Citizens.

Teraz jednak nie ulega wątpliwości, że Bernardo Silva, który gra, który łapie formę, jest gościem niemal nie do zastąpienia. Jest również przykładem na to, jak szeroko patrzy Pep Guardiola. W końcu Portugalczyk przychodził na The Etihad jako skrzydłowy. Katalończyk zaś uczynił z niego kompleksowego pomocnika, swobodnie operującego w środku boiska.

Nieoczywisty piłkarz 7. kolejki Premier League: Bernardo Silva (Manchester City)

Wybór mógł być tylko jeden, więc musicie mi wybaczyć. Starcie Liverpoolu z Manchesterem City dostarczyło jednak tylu wrażeń, że trudno nie rozbierać go na czynniki pierwsze. Emocji, piłkarskiego piękna, ale i piłkarskiej brutalności było tam tyle, że spokojnie można by nimi obdzielić dziewięć pozostałych meczów. W niedzielny wieczór mieliśmy jednak do czynienia ze swoistą kumulacją.

Zaczęło się od Armagedonu w pierwszej połowie, gdzie Liverpool cudem uszedł z życiem. Już wtedy mieliśmy pierwszą kontrowersję, bo James Milner za oczywisty faul na Philu Fodenie nie tylko nie obejrzał nawet żółtej kartki, ale sędzia w ogóle nie użył gwizdka. Mieliśmy też do czynienia z piękną akcją Bernardo Silvy oraz pudłem Fodena, a także Grelisha, bo piłka po jego strzale wylądowała na aucie boiska. Manchester City cisnął i wydawało się, że kwestią czasu jest wbicie przez nich futbolówki do siatki.

Z odsieczą ruszyła druga połowa, gdzie w końcu przebudzili się The Reds. Najpierw do siatki trafił Mane, odpowiedział na to Foden. Później prowadzenie gospodarzom przywrócił Mohamed Salah (i to w jakim stylu!), ale i na jego gola pojawiło się rozwiązanie, które znalazł De Bruyne. Naparzanka cios za cios, Fabinho, który nie trafił na pustą bramkę, nieprzekonujący Grealish, ciśnienie na ławkach trenerskich, no i ten Milner, który spokojnie mógł zobaczyć trzy żółte kartki, a skończył – jakimś cudem – z jedną.

Jeśli Premier League ma na podorędziu więcej takich spotkań, to bez wątpienia jest najlepszą ligą świata.

Najlepszy mecz kolejki: Liverpool – Manchester City

Jedenastka 7. kolejki Premier League

Mimo tego, że spotkanie Liverpoolu z Manchesterem City skradło to podsumowanie, to dość mało piłkarzy obu drużyn w tej jedenastce kolejki. Jest jednak na to pewne uzasadnienie. Taki Ederson czy Alisson nie mogli bowiem zastąpić Aarona Ramsdale’a (Arsenal), który jest powodem, dla którego powinienem wejść pod stół i odszczekać wszystko, co powiedziałem na temat tego bramkarza. Nie mówiłem bowiem rzeczy pozytywnych. Anglikowi obrywało się za przygodę w Sheffield United, gdzie naprawdę nie zachwycał na tle całej ligi.

Tymczasem na The Emirates wszedł razem w drzwiami. Rozstawia swoich obrońców, jest bardzo głośny, a nade wszystko pewny w bramce. Wiele rzeczy można o Kanonierach powiedzieć, ale gra w defensywie w ostatnim czasie naprawdę robi wrażenie. Od kiedy Ramsdale wskoczył między słupki, Arsenal zachował pięć czystych kont w sześciu meczach (wszystkie rozgrywki). Ostatnio przeciwko – co by nie mówić – rozpędzonemu Brighton.

Brighton, w którym ze świetnej strony pokazuje się Marc Cucurella. Jeśli ktoś zastanawia się, na jaki poziom mniej więcej musiałby wskoczyć Michał Karbownik, by mieć w ekipie Mew pewny plac, to Hiszpan jest dobrą próbą badawczą. Gość, którego chwalono w Hiszpanii, a na którego nie połasił się żaden z większych klubów, po prostu robi robotę w ekipie Grahama Pottera. Przeciwko Arsenalowi stworzył cztery sytuacje, a jego wszystkie próby odbioru zakończyły się sukcesem.

Świetny mecz rozegrał również Mateusz Klich (Leeds United), szefujący na tle Watfordu. A to dziewięć razy odzyskał piłkę, a to wykreował trzy szanse, a to po prostu był wszędzie. Ktoś może narzekać na to, że to był tylko Watford, ale ekipa (wówczas) Xisco Munoza naprawdę zagrała kilka niezłych spotkań. Tymczasem Polak schował do kieszeni Kuckę i Sissoko, czyli dwie nowe twarze, które wzmocniły beniaminka.

Kto jeszcze znalazł się w jedenastce kolejki, poza tą trojką oraz Bernardo Silvą (Manchester City)Hwangiem (Wolverhampton), których podsumowałem wcześniej?

  • Cesar Azpilicueta (Chelsea) – za udane zastąpienie Reece’a Jamesa na wahadle Chelsea.
  • Grant Hanley (Norwich City) – zachować czyste konto grając w ekipie tego beniaminka nie jest łatwo, ale dzięki Hanley’owi było to nieco prostsze. Szkot przestawiał wieże biegające w składzie Burnley.
  • Diego Llorente (Leeds United) – szalenie cenny dla ekipy Marcelo Bielsy gol i pewny mecz w obronie.
  • Phil Foden (Manchester City) – kolejny gol przeciwko Liverpoolowi. The Reds to ulubiony rywal Anglika – żadnego klubowi nie strzela tak często.
  • Mohamed Salah (Liverpool) – chłop strzelił jednego z goli sezonu, po prostu.
  • Heung-min Son (Tottenham) – w pojedynkę utrzymał Tottenham na powierzchni, będąc jedynym zagrożeniem w starciu z Aston Villą.

Wyróżnienia lecą zaś do: Pierre-Emile’a Hojbjerga (Tottenham), Androsa Townsenda (Everton), Emiliano Martineza (Aston Villa), Trevoha Chalobaha (Chelsea), Shane’a Duffy’ego (Brighton), Dimitriosa Janulisa (Norwich City) i Raula Jimeneza (Wolverhampton).

Najgorsi zawodnicy 7. kolejki Premier League

To naprawdę nie były łatwe wybory. Poza dwoma, może trzema piłkarzami, mało kto zasłużył na znalezienie się w tej jedenastce, bo wielu było zawodników grających przeciętnie, ale mało kto na poziomie iście fatalnym. Dlatego skupmy się na tych kilku rodzynkach, a resztę jakoś przemilczmy.

Na pierwszy ogień – James Milner (Liverpool). Mogła być czerwona kartka – była tylko żółta. Mogły być problemy z nadążeniem za Grealishem, Cancelo i Fodenem, no i były, bo każdy z nich mijał Anglika bez większego trudu. 35-letni Anglik naprawdę miał przed sobą wymagające zadanie i zwyczajnie mu nie sprostał. Jego liczby świadczą o tym najlepiej – miał zero, tak, zero, udanych odbiorów.

Dalej – Jack Grealish (Manchester City). To pierwszy naprawdę słaby ligowy mecz ze strony byłego piłkarza Aston Villi. Nie wychodziło Anglikowi zupełnie nic. Strzały lądowały na aucie, podania mijały partnerów, nie dało się nawet zawiązać składnej akcji. Mało zagrożenia ze strony najdroższego Wyspiarza w historii, a to już jest powód, by się w powyższym zestawieniu znaleźć.

Na kilka słów krytyki zasługuje też Fabinho (Liverpool). Brazylijczyk był naprawdę w doskonałej strzeleckiej sytuacji, ale przez pół godziny poprawiał piłkę i ostatecznie zablokował ją Rodri. Do tego złapał żółtą kartkę, ale to minusik, znacznie mniejszy niż ten pierwszy zarzut.

Ostatnim gościem, który szczególnie mocno rozczarował jest Ryan Bertrand (Leicester City). Anglik to dobry dowód na to, że zła forma Leicester City nie bierze się znikąd. Komfortowe prowadzenie 2:0 z Crystal Palace zostało koncertowo roztrwonione w dużej mierze przy udziale Anglika. Gdy Orły Vieiry weszły na właściwie obroty, były gracz Southampton miał kłopoty nie mniejsze niż Milner w meczu z Manchesterem City.

Fantasy Premier League – Promyk słońca w szarym mieście

Chciałbym tutaj tupnąć nóżką, ale chyba nie mam na co. Średnia w tej kolejce wynosiła 38 punktów, więc moje 45 nie wypada tak źle. W każdej lidze zobaczyłem zielone strzałki, ale nie to jest najcenniejsze. Najcenniejsze jest bowiem to, że przekonałem się o wartości Mo Salaha. Egipcjanina po prostu nie warto pozbawiać opaski kapitańskiej.

Czy planuję jakieś zmiany przed 8. kolejką? Na ten moment nie, ale teraz nadchodzi zmora wszystkich graczy Fantasy Premier League – ona może naprawdę wiele pozmieniać.

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

7 komentarzy

Loading...