Reklama

PRASA. Mielcarski: Kadra za Sousy? Nie ma poprawy stylu. Lepsze są tylko wyniki

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

22 września 2021, 09:16 • 10 min czytania 25 komentarzy

Lepsze są tylko wyniki. Nie widzę poprawy, jeśli chodzi o styl. W obronie ciągle są błędy. Nie chcę się znęcać nad Sousą, przecież nie miał wpływu na to, że w San Marino Kamil Piątkowski zagra do przeciwnika i wyprowadzi go na sam na sam z Łukaszem Skorupskim. Ale to tylko podsumowuje nasze kłopoty w tyłach. Boli mnie, kiedy patrzę, jak kadra trzęsie się w obronie – mówi Grzegorz Mielcarski w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Mielcarski: Kadra za Sousy? Nie ma poprawy stylu. Lepsze są tylko wyniki

„SPORT”

Górnik Zabrze kontra Radomiak Radom w Pucharze Polski. Radomiak jest w formie, Górnik ciągle jej szuka. Ale ostatnio wygrał z Wartą. Kto będzie górą?

W meczu z Radomiakiem trener Urban, o czym mówił już po meczu z Wartą, może jednak szukać innych rozwiązań i da pograć innym zawodnikom. Taka ewentualność odnosi się zwłaszcza do ofensywy, bo przecież w kadrze Górnika jest wielu napastników – aż 7! Być może z Radomiakiem nie zobaczymy najskuteczniejszego z nich, Jesusa Jimeneza, który zdobył pięć goli w bieżących rozgrywkach, a kogoś z dwójki Vamara Sanogo – David Tosevski. Obaj napastnicy, pozyskani w końcówce letniego okienka transferowego, niewiele sobie pograli. Sanogo w ciągu ponad miesiąca zaliczył raptem 24 minuty w ekstraklasie, wchodząc w końcówkach meczów z „Jagą”, Piastem i Cracovią. Być może dzisiaj wybiegnie w podstawowym składzie. Pytania dotyczą też występów młodzieżowców. Jest Krzysztof Kubica, jest Adrian Dziedic, jest też Norbert Wojtuszek, tyle że wszyscy grają w środku pola. Tak przy okazji: w meczach o Puchar Polski musi grać dwóch młodzieżowców. Ale generalnie zabrzanie są pod względem obecności zawodników tej kategorii wiekowej mocno w tyle. I pomyśleć, że za czasów trenera Marcina Brosza Górnik stał młodymi zawodnikami, teraz w klasyfikacji Pro Junior System klub z Zabrza jest na szarym końcu.

Arka w weekend przegrała ze Skrą Częstochowa, a trener Marzec mówił wprost o frajerstwie. Nie da się ukryć – Arka wyrasta na naczelnego frajera I ligi.

Reklama

– Jesteśmy frajerami. Mogliśmy złapać „czub” tabeli i już nie popuścić, a tracimy punkty na własnym stadionie z przeciwnikiem – umówmy się – z nie najwyższej półki. Jest złość, żal. Nie wiem, czy wszyscy zrozumieli, o co gramy. Ten mecz tego nie pokazał. Mamy co kolejkę tyle okazji, że głowa boli, a nie strzelamy, sami tracąc frajerskie bramki. Zespół musi zrozumieć, że my sę tu nie bawimy. Trzeba skończyć z piękną grą. Mamy zapierdzielać i ciułać punkty – denerwował się Marzec  a zripostował go wiceprezes klubu z Częstochowy. – Ten zespół, z „nie najwyższej półki”, na obecną chwilę, zdobył od zespołu z „najwyższej półki” zaledwie 2 punkty mniej, mając jedno spotkanie mniej rozegrane… Dodam, że zdobył je wszystkie na wyjeździe – mam wrażenie, że półki jakoś inaczej są powieszone Panie Trenerze – napisał Piotr Wierzbicki na Twitterze. Częstochowski beniaminek wyrasta na jedną z rewelacji rozgrywek. Choć wszystkie mecze gra na wyjazdach, w 8 meczach zgarnął 11 punktów, ma na koncie dwie z rzędu wygrane – w Głogowie i Gdyni.

Pobity rekord Mullera, mistrzostwo Niemiec, a wczoraj jeszcze nagroda Złotego Buta. Robert Lewandowski kolekcjonuje nagrody i wyróżnienia.

Pobicie niesamowitego rekordu Gerda Muellera, a co za tym idzie zdobycie „Złotego buta”, nie przyszło Robertowi Lewandowskiemu łatwo. W drugiej części sezonu, a konkretnie podczas zgrupowania i meczów reprezentacji Polski w eliminacjach mistrzostw świata, Lewandowski odniósł kontuzję i z tego powodu nie mógł wystąpić w czterech meczach ligowych. Wydawało się wówczas, że pobicie rekordu słynnego „Bombera” nie będzie możliwe. – Jestem bardzo dumny i szczęśliwy. Strzeliłem tyle goli, aż 41… Kiedy byłem kontuzjowany, nie sądziłem, że osiągnę taki wynik, że zbliżę się do tego rekordu. Ale po powrocie uwierzyłem, że to możliwe – powiedział wczoraj tuż po odebraniu nagrody Robert Lewandowski. – Dorównać Gerdowi Muellerowi to coś niezwykłego, bardzo go podziwiam – dodał nasz napastnik. Niemiec, wybitna postać w historii futbolu, zmarł w sierpniu tego roku po długiej chorobie.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Kolejny tekst o nagrodzie Lewandowskiego. Do Polaka zadzwonili Hansi Flick i Jurgen Klopp, gratulował mu Infantino, a on sam wspominał swoje początki w Bundeslidze.

Reklama

Nie wszyscy mogli być w Monachium, ale specjalne gratulacje Lewemu złożyli za pomocą połączenia wideo poprzedni szkoleniowiec Bayernu Hansi Flick, były trener z Borussii Dortmund Jürgen Klopp i prezydent FIFA Gianni Infantino. – Robert, strzeliłeś 41 goli, by zdobyć Złoty But. Każdego dnia widziałem entuzjazm i ciężką pracę, mam nadzieję, że dalej będziesz się rozwijać – powiedział Flick. – Kiedy usłyszałem, że wywalczyłeś Złoty But, zastanawiałem się, czemu musieliśmy na to tak długo czekać. Zdobycie 41 bramek jest niesamowite. Życzę ci wszystko najlepszego i mam nadzieję do zobaczenia w fi nale Ligi Mistrzów – powiedział Klopp, obecnie menedżer Liverpoolu, a dekadę temu jego pierwszy szkoleniowiec w Bundeslidze, także wtedy, gdy nikt nie sądził, że Polak zajdzie tak daleko. – Początki nie były łatwe. Nowa liga, nowi zawodnicy, a gdy zobaczyłem poziom treningów, to złapałem się za głowę. To był duży przeskok. Pamiętam jeszcze przełom roku 2010 i 2011 i wypowiedzi krytykujące mnie za słabą grę. Jürgen pomagał mi na boisku, jak i poza nim, był dla mnie jak ojciec i te efekty przyszły szybko – wspominał Lewandowski.

Rafał Kalisz, właściciel drugoligowej Stali Rzeszów, opowiada o swoim planie na klub. Stal ma ambicje, by być drugim Rakowem.

Czy w polskich warunkach jest szansa, żeby klub się samofinansował?

Tak. Przykładem jest Raków. Przychody pochodzą z tego, co najważniejsze, czyli wyniku sportowego. Ale żeby dojść do takiego poziomu, trzeba wcześniej trochę „pojechać” na kredycie, bo w II czy I lidze wsparcie jest małe. Proszę popatrzeć na klub jak na przedsiębiorstwo.

Patrzę.

Jest kilka źródeł, z których można czerpać przychody. Jedno to wyniki sportowe, klub wygrywa i zarabia. Drugie to sprzedaż zawodników. Trzeba zrobić wszystko, by system szkolenia i środowisko dla rozwoju zawodnika były jak najlepsze. Po to angażujemy siły i doświadczenie w rozwój dzieci, by miały jak największą jakość i odnosiły sukcesy w Europie. Trzecia to budowanie marki: sponsorzy, kibice, różnego rodzaju subwencje. Tak to trzeba zbilansować, żeby kręcić się na odpowiednim poziomie, a klub miał poduszkę bezpieczeństwa. Nie zawsze ten sukces sportowy uda się zaplanować. Słabsze sezony mogą się zdarzyć, trzeba być na to przygotowanym.

Widzi pan poprawę od EURO?

Lepsze są tylko wyniki. Nie widzę poprawy, jeśli chodzi o styl. W obronie ciągle są błędy. Nie chcę się znęcać nad Sousą, przecież nie miał wpływu na to, że w San Marino Kamil Piątkowski zagra do przeciwnika i wyprowadzi go na sam na sam z Łukaszem Skorupskim. Ale to tylko podsumowuje nasze kłopoty w tyłach. Boli mnie, kiedy patrzę, jak kadra trzęsie się w obronie.

Czy po jedenastu meczach wskaże pan podstawową jedenastkę albo choć dziewięciu, dziesięciu pewniaków Paulo Sousy?

Nie. Podejrzewam, że selekcjoner również ich nie ma.

Wyobraża pan sobie kadrę bez  Grzegorza Krychowiaka?

Miał kilka wpadek, ale nie powiem, że już się nie nadaje do reprezentacji. Na pewno stracił status „nietykalnego”. Wciąż pozostaje osobowością zespołu, ale są sposoby, by go zastąpić. Czekam, aż wyleczą się Krystian Bielik i Jacek Góralski, ale wyobrażam sobie drugą linię z Moderem, Linettym oraz Mateuszem Klichem. Jednak Krychowiak powinien być w kadrze, może i jest wolny oraz ciężki, ale czy pozostali są dużo szybsi? Nie. Niedawno była też dyskusja o Kamilu G l i k u – że się podobno nie nadaje i jest mało zwrotny, a dla mnie wciąż jest niezastąpiony. Waleczność, poświęcenie to jego siła. Wszyscy dookoła lepiej się czują, kiedy jest Kamil. I jak Jóźwiak, Moder, Puchacz czy Linetty patrzą, jak walczą Glik z Krychowiakiem, to sami dorzucają od siebie więcej w działaniach obronnych.

Nie wiemy, gdzie się Radosław Kałużny uchował jako ekspert, ale dobrze się czyta te rozmówki Piotra Wołosika z byłym piłkarzem m.in. Jagiellonii Białystok. Tym razem właśnie o tym, jak słaba jest obecnie Jaga.

W minionych dwóch latach Jagę prowadzili kolejno Iwajło Petew, Bogdan Zając, w roli ratownika Rafał Grzyb, i to aż kilka miesięcy, a teraz Ireneusz Mamrot. Rozmawiałem z jednym z jej doświadczonych piłkarzy. Zwrócił uwagę, że być może wina za słabe rezultaty nie leży wyłącznie po stronie szkoleniowców, a marnego poziomu
zawodników.

Z drugiej strony ci trenerzy zapewne dawali przyzwolenie na sprowadzanie graczy lichej jakości. Muszą się więc  liczyć, że kręcą bat na własny tyłek.

A jeśli słyszą od właścicieli, że klub stać wyłącznie na takich?

Zgadzam się, ale wiesz doskonale, jak to działa. Słabi piłkarze, brak wyników, a i tak na końcu dostaje się trenerowi. Jagiellonia jest klubem o dość nietypowej strukturze właścicielskiej. Iluś tam udziałowców, a każdy ma swoje zdanie, bywa, że także pieniądze zainwestowane w piłkarza. Może na ten moment coś z kasą się przytkało, współwłaściciele nie mają „śrutu”, by dokonać konkretnych transferów i sprowadzają piłkarzy za darmo, tak by klub przeżył. W futbolu albo wydajesz kasę i ściągasz grajków, którzy pociągną wózek, albo liczysz na wychowanków. Że oni dadzą ci jakość na boisku, a w niedalekiej perspekt y w i e na nich zarobisz. Ale… Spojrzałem na młodych chłopaków, którym trener Mamrot dał szansę w Płocku. Cóż, żaden – przynajmniej na razie – nie spełnia tych warunków. Nie ma widoków na Jakuba Modera, którego wprowadził i sprzedał Lech, czy Michała Karbownika, oszlifowanego przez Legię. Z obecnymi młodymi Jagiellonia nie wskoczy na miejsce w okolicach „szóstki”. Raczej bliżej lokaty z dwiema cyferkami. Za moich czasów – przepraszam, zabrzmiałem niczym starzec – ci chłopcy mieliby ewentualnie szansę, by usiąść na ławce rezerwowych. O boisku nie wspominam. Dlaczego? Bo oni nawet nie szarpią. „Umiesz gryźć, drapać, biegać? Tak? To zap…!” – rozkazywał mi trener. A doprawdy nie byłem wybitnym talentem. Tak sobie przeglądam kadrę Jagi i wyliczenie tych, którzy dają jakość, kończy mi się przy piątym piłkarzu. Jeśli jesteś przeciętny, to przynajmniej walcz, ile fabryka dała. A jeżeli nie – trudno. Pozostaje gra w bierki albo w „Małysza” na komputerze.

„SUPER EXPRESS”

Tomasz Kłos mówi, że od początku nie rozumie decyzji Paulo Sousy. Teraz nie może zrozumieć braku powołania dla Sebastiana Szymańskiego oraz obecności w kadrze Przemysława Płachety.

– Jest pan zaskoczony nominacjami selekcjonera?

– Niespodzianką jest brak Sebastiana Szymańskiego, który gra regularnie w klubie, strzela gole i notuje asysty. Nie wiem, czy trener się uwziął, czy jest mu nie po drodze z jego stylem grania.

– Dla odmiany wśród powołanych – Płacheta nie zagrał ani minuty w klubie, Reca – cztery minuty, a Piątek nie wrócił do gry po kontuzji.

– W przypadku Piątka wiemy, na co go stać. Nie oznacza to, że powinien być powoływany, jeśli nie będzie grał w klubie. Cieszy, że wchodzą do drużyny Buksa i Świderski, oni są bliżej miejsca w ataku obok Roberta Lewandowskiego niż Piątek.

– Piątek wraca po kontuzji, a jak wytłumaczyć powołanie Płachety, który nie mieści się w kadrze Norwich?

– Mimo że kibicuję reprezentacji, to od początku nie rozumiem posunięć trenera. Jak na razie dobrze zagraliśmy z Anglikami i należy się chwała drużynie za remis z wicemistrzem Europy. Pozostałe mecze były słabe i nie umniejszając chłopakom, to indywidualne umiejętności „Lewego” pomogły w ważnych momentach. Zresztą chłopaki mówią w wywiadach, bo nie mają oczu przysypanych mgłą, że gra nie wygląda najlepiej.

Przemysław Frankowski zaliczył dobre wejście w Lens, chwali go zatem Jacek Bąk – były piłkarz tego zespołu.

– To dopiero początek ligi, więc jeszcze może być różnie – ocenia były kadrowicz. – Jednak trzeba docenić, że początek jest obiecujący. Wydaje mi się, że powinni być w górnej połówce tabeli. Życzę im, aby w tym roku powalczyli o miejsce w Europie – zaznacza. Frankowski do Lens trafił latem z Chicago Fire. – Znam Przemka z młodzieżowych reprezentacji Polski, gdy pełniłem w nich rolę ambasadora – przypomina. – Wydawało mi się wtedy, że nie do końca potrafi wykorzystać potencjał, który w nim dostrzegałem. Teraz widać, że dojrzał piłkarsko. Niech trzyma ten poziom i ładuje kolejne bramki dla Lens, tak jak to zrobił ostatnio. Zaraz mnie prześcignie z bramkami dla Lens w lidze. Ale ja mam w dorobku tylko dwa trafienia. W premierowym i ostatnim sezonie – uśmiecha się.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

25 komentarzy

Loading...