Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

16 września 2021, 19:24 • 7 min czytania 54 komentarzy

Po meczu ze Spartakiem prezes Dariusz Mioduski udzielił Czesławowi Michniewiczowi pełnego poparcia. Stwierdził, że sukces w Moskwie – a także powtarzalność pucharowych wyników, których tak brakowało Legii – jest najlepszym dowodem jego kompetencji. W konsekwencji czego chciałby, aby Michniewicz miał większy wpływ na losy klubu.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

– Zapraszam też Czesia – powiedział pan Dariusz – na wspólny wyjazd na Mazury. Znam świetne łowiska sandacza. Pojedziemy podczas następnej przerwy reprezentacyjnej, wtedy i tak nikogo w szatni nie ma – puścił oko pan Darek.

Czesław Michniewicz, usłyszawszy słowa swojego przełożonego, ze śmiechem przyznał, że mógłby wziąć większą odpowiedzialność za losy klubu, ale jest jeden problem: – Przecież ja zrobiłbym dokładnie to samo, co aktualnie jest w klubie robione – powiedział trener Legii – sprowadziłbym tych samych zawodników, wytyczył te same ścieżki rozwoju, miał te same priorytety. Nie wiem, co miałbym doradzić – przyznał z uśmiechem Michniewicz.

Oczywiście, jak się domyślacie, nie wszystko z powyższego jest prawdziwe.

A raczej nic.

Reklama

Uprzedzę, że jestem biernym obserwatorem, nie mam żadnej wiedzy zakulisowej, natomiast gołym okiem – bez lunety, lornetki, jakiegokolwiek szkła powiększającego – widać, że tak, jak sukces Legii dwóch szanownych panów łączy, tak znacznie więcej dzieli.

I dla mnie to jest dość fascynujący przykład, bo sukces klubu zwykle oznaczał miesiąc miodowy. Szerokie uśmiechy. Wspólne plany. Optymistyczne wizje. Różowe okulary, bezpłatna autostrada w kierunku spełnienia marzeń. Tutaj jednak są wzajemne przytyki w zasadzie przy każdej okazji – nawet dla sportu. Ma to swój urok, ale też tym bardziej zastanawia, co też dzieje się „pod maską” Legii Warszawa.

Jest dla mnie oczywiste, że takie konflikty nie są niczym nowym. Że jest ich znacznie więcej, niż wychodzi na jaw. Że często nikt poza dwoma zainteresowanymi o niczym się nie dowie. Ten chciał bardziej w taką stronę – na przykład w piłkarzy na tu i teraz – a drugi w inną – na przykład w długofalowe interesy klubu, oznaczające czasem młodych piłkarzy, a czasem jeszcze coś innego. To często kwestia inaczej ustalonej hierarchii priorytetów i niczego więcej.

Natomiast jest dla mnie równie oczywiste, że jeśli takimi konfliktami może żyć opinia publiczna, to silnik jest w stanie niezłego przegrzania. Jeśli na światło dzienne wychodzą jakiekolwiek animozje, to już się dzieje. Natomiast jeśli trener klubu i właściciel klubu uprawiają medialny ping pong od miesięcy…

Cóż, zwykle to oznacza, że po prostu już od miesięcy nie pracują razem i strzelają do siebie na dystans, próbując przeforsować swoją wersję tego, co się zdarzyło. Rzecz jasna korzystniejszą dla siebie. Praca, a nawet sukcesy, w takiej atmosferze – tego nie pamiętam.

Wczoraj na konferencji prasowej po meczu ze Spartakiem Czesław Michniewicz został zapytany o to, czy spotka się z Czerczesowem. Niewinne, w sumie kompletnie nieistotne pytanie. Natomiast Michniewicz odpowiedział:

Reklama

„Czy planuję się z nim spotkać w grudniu? Do grudnia to jeszcze trzeba być trenerem Legii (śmiech). Aż tak daleko w przód nie patrzymy, żyjemy chwilą”.

Możecie uznać, że nadinterpretuję, że to tylko żarciki. Ale czasem żarciki zawierają cień tego, czego nie chcemy – nie możemy – powiedzieć wprost. No i może potraktowałbym to tylko jako żarcik, gdyby nie historia wypowiedzi wcześniejszych, utrzymanych wiadomo w jakim tonie.

Bardzo ciekawego wywiadu udzielił natomiast Dariusz Mioduski portalowi Legia.net. Polecam przeczytać cały, bo jest i o kształcie ligi, o PZPN, podziale praw TV. Można się z Dariuszem Mioduskim nie zgadzać, natomiast nie ma wątpliwości, że „trochę” w polskiej piłce znaczy, a jak ktoś „trochę” w polskiej piłce znaczy, to lepiej wiedzieć co myśli, bo te myśli mogą przerodzić się w rzeczywistość.

I z tego punktu widzenia Dariuszowi Mioduskiemu, któremu czasem zarzucano braki w konsekwencji, nie można zarzucić braku konsekwencji w temacie Michniewicza. Mój ulubiony fragment:

„Mamy bardzo zaawansowany proces odnośnie tego, kogo szukamy, sprofilowania każdej pozycji… Oczywiście, wcześniej jest to ustalane z trenerem, na zasadzie, jaką chce grać piłkę. Jego wizja musi być spójna z wizją klubu. Nie mogę powiedzieć, że jesteśmy już na końcu tego, bo to się dociera i z każdym kolejnym szkoleniowcem będzie się pewnie docierało bardziej”.

Z każdym kolejnym szkoleniowcem ta wizja będzie się docierała bardziej – interesujące słowa.

Można rzec, ryzykowne.

Abstrahuję już od tego, że dość jasno z tego wynika, że jedyne, co Michniewicz ma spójne z wizją klubu, to wyniki. Niemniej te słowa znowu sugerują tymczasowość Michniewicza, jakby był jakąś przeszkodą w funkcjonowaniu klubu, w zmierzaniu w wytyczonym celu. No i tworzą pole pod szyderkę:

Bo skoro z każdym kolejnym, to może trzeba szybko zatrudnić, tak z pięciu na przestrzeni roku? Ten piąty to już powinien być całkiem dotarty, skoro z każdym kolejnym szkoleniowcem będzie lepsze dotarcie.

No i ilu tych trenerów zamierza Legia w procesie docierania zgnieść? Że ty, pierwszy zatrudniony po Michniewiczu, to jesteś na zdarcie, dopiero któryś tam będzie spójny?

Nie jest to dość lekką ręką rzucone „iluś tam jeszcze szkoleniowców będzie, a potem już z górki”?

No i wynika z tego, że w przeciwieństwie choćby do Rakowa, nie ma szans na to, by w Legii szkoleniowiec miał jakąś większą autonomię. Może już przesadzam, ale to raczej nie wygląda na szukanie mocnego trenera, którego wizja będzie przez Legię kupiona.

Mam tutaj tę wątpliwość, że prezes Mioduski, oględnie mówiąc, nie miał ręki do trenerów. W jego kadencji były i dobre punkty, choćby projekt akademii Legia Training Center, który jest potężnym kapitałem. Natomiast ta ręka do trenerów to był największy bodaj zarzut – nawet samego Mioduskiego wobec siebie, by wspomnieć zwolnienie Magiery. Nie znam rzecz jasna wszystkich szczegółów, nie wiem dokładnie jak się rozkładają argumenty obu stron, no ale ta przeszłość ręki do szkoleniowców, z dość kuriozalnymi czasem wyborami, dodaje tutaj pieprzu.

Wiadomo, że z Michniewiczem nie wpadają sobie w ręce, ale patrzę na to i zastanawiam się – czy dziś, w czasach, gdy trenerzy chcą mieć coraz mocniejszą pozycję w klubach, Dariusz Mioduski nie marzy o trenerze łagodnym, ugodowym? Nie powiem „słupa”, no ale wiadomo, że każdy, kto przyjdzie do Legii z nazwiskiem, z mocną pozycją rynkową, nie będzie raczej w stu procentach podzielał wizji prezesa, tylko miał też swoje pomysły. Trener dziś to jednak nie jest ktoś, kto jak w korporacji wykonuje zadania. Klub mówi mu, co ma robić, a on w tych ramach funkcjonuje. Dziś trener to nie urzędnik, a artysta, wymyślający swój bardzo złożony nie raz plan. I tak w Rakowie sercem jest profilowanie piłkarzy pod taktykę trenera Papszuna, pod to robiona jest rekrutacja.

Inna sprawa, że z tymi słowami też się zgadzam – dyskusja jest zawsze potrzebna, inne spojrzenie dwóch ludzi na tę samą sprawę to normalność.

A to, że czasami sobie podyskutujemy z trenerem… Jestem przekonany, że to jest tylko twórcze i – na końcu – pomocne. Nie musimy się we wszystkim zgadzać, cały czas prawić sobie komplementy. Czasami, oczywiście, lepiej by było, żeby dyskusje były tylko wewnętrzne, a nie zewnętrzne, bo to kreuje dodatkowe napięcie. Ale – ogólnie mówiąc – jedziemy do przodu, mamy te same cele, wszyscy wiedzą, jakie one są. (…) – Nie uważam, żeby takie „tarcie” było koniecznie złe. Uważam, że może być twórcze i może polepszać trenera Michniewicza, jego sztab i klub. Na końcu jednak wyniki determinują bardzo dużo, dlatego trudno powiedzieć, co będzie za rok. Nie wiem. Dzisiaj działamy, walczymy i próbujemy odbić się z trzech porażek, zacząć wygrywać w lidze.

Pewien jestem, że ostatecznie, gdy opadnie kurz, to jeśli strony miałyby się nie dogadać, obie już na swojej współpracy zyskały. Legia, wiadomo, zarobiła, ma rankingowe punkty i ogółem mocniejszą pozycję w Europie. Michniewicz pewnie chciałby i mógłby jeszcze sporo osiągnąć z Legią, ale gdyby musiał się z Łazienkowskiej zwijać, to byłby zdecydowanie najgorętszym polskim nazwiskiem trenerskim z tych dostępnych. Pamiętam też jaka była na nim presja – człowiek kojarzony mocno z Lechem, wyjmowanie mu tamtego filmiku… no, niektórzy patrzyli mocno przez palce. Ale firmował mistrzostwo, udane puchary, nawet ta wygrana ze Spartakiem – wiadomo, jak wiele to dla legionistów znaczy. To, że się obronił, to nic nie powiedzieć.

Natomiast zastanawiam się, patrząc na ten chylący się ku upadkowi romans, chylący się mimo sukcesów – ile te strony jeszcze mogłyby zyskać na dalszej współpracy.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

54 komentarzy

Loading...