Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

09 września 2021, 01:04 • 6 min czytania 45 komentarzy

Wskazanie najlepszej reprezentacji Polski, jaką widziałem, jest tylko pozornie zadaniem łatwym. Ponieważ za mojego życia – jestem z rocznika Lewego i Glika – tylko raz cokolwiek sensownie pograliśmy na wielkim turnieju.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Ale ocenianie drużyn piłkarskich niekoniecznie musi być domeną logiki.

Bo finały finałami, ale przecież czy nie byłem zachwycony tym, jak Janas wymyślił, żeby Kosowski i Krzynówek, dwaj lewoskrzydłowi, grali jednocześnie, zmieniając się w trakcie meczu skrzydłami. Kompletnie zdezorientowało to Włochów. Czyż nie mieliśmy wielu świetnych meczów w eliminacjach do mundialu w Korei, gdzie awansowaliśmy przecież jako pierwsi w Europie. A pierwsza kampania Beenhakkera? Wygranie grupy eliminacyjnej godnej wielkiego turnieju, z Portugalią, Belgią, Serbią? A eliminacje za Nawałki, z 2:0 z Niemcami jako fajerwerkiem przyćmiewającym wszystko?

Oceniam kadrę Nawałki na Euro jako osobną od tej z eliminacji drużynę, bo ma ona jednak zasadnicze różnice. Drużyna z eliminacji była dosyć szalona – potrafiła się spiąć, zrobić wynik nawet ponad stan. Symbolem tej różnicy niech będą mecze z Niemcami. Eliminacyjne 2:0 – historia polskiej piłki. Ale też klasyczna obrona Częstochowy. Wyjazdowy mecz – fajny, odważny, ale przegrany. A mecz na Euro?

W zasadzie nie dopuściliśmy mistrzów świata do niczego konkretnego.

Reklama

Tak, Euro 2016, jakkolwiek było naszą jedyną udaną imprezą na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat, to też jednak drużyna wyrachowana, defensywna, nie zapominajmy: spychana w dogrywkach. Jej urok był dla nas oczywisty, bo dla odmiany robiła wyniki, ale nie był to urok klasyczny, urok pięknych goli, fantastycznych akcji.

Niemniej nigdy nie widziałem tak zdyscyplinowanej w defensywie reprezentacji Polski. Nie sądziłem, że tak zdyscyplinowana być może – przecież to było dość eksperymentalne zestawienie, z Pazdanem i Jędrzejczykiem na lewej. A jednak to właśnie ta drużyna postawiła najlepsze biało-czerwone zasieki, jakie widziałem.

Uważam, że nie ma przypadku, że to właśnie oni osiągnęli najwięcej. Na najwyższym poziomie po prostu nie wybacza się błędów. W eliminacjach porozdajesz trochę prezentów – trudno, możesz nadrobić. Wyżej po prostu braknie. Wypunktują cię bezlitośnie.

Paradoks reprezentacji Paulo Sousy polega na tym, że ona traci najwięcej bramek na mecz ze wszystkich reprezentacji XXI wieku. Że trafiło ją nawet San Marino. Że z Albanią wyglądało to po prostu źle.

Ale mamy te dwa mecze z potęgami, Hiszpanią i Anglią, oba rozegrane w tyłach znakomicie. Anglicy w tym meczu nie mieli przecież praktycznie nic. Zabawne było obserwować jaką akcję im przypominają w przerwie jako najlepszą – jakaś wrzutka i zgranie piłki, nawet nie strzał. Owszem, po zmianie stron lepiej wyglądali pod kątem organizacji, ale Sterling próbował zrobić różnicę dryblingami – nie dał rady. W razie czego w końcu ktoś poratował przy kolejnych szarżach. Ostatecznie bramkę dał im strzał z dystansu, strzał, przy którym Szczęsny chyba mógł lepiej się zachować, ale na ten moment najważniejsze jest to, że nie zostaliśmy ani razu rozklepani. Przez wicemistrza Europy.

To jest budujące.

Reklama

To jest ten szlak, który widziałem u najlepszej polskiej kadry, jaką miałem przyjemność oglądać.

Po samej Hiszpanii, gdzie potem były słabsze mecze, można było wątpić. Ale tu już jest konsekwencja. Dwa razy podejście pod arcymocnego rywala, dwa razy rozegranie tego meczu na własnych prawach. Wyjazd na Wembley taki nie był, ale też dajmy pokój: pierwsze zgrupowanie, brak Lewego, no i jaskinia lwa.

Jestem zbudowany tym meczem, jestem, ostatecznie, zbudowany też tym zgrupowaniem. Stawiałem za cel siedem punktów – jest siedem punktów. I co dla mnie najistotniejsze, można znaleźć pewne elementy, które kiełkują. Widać dokąd ma to zmierzać – nawet, jeśli widać też wyraźnie, jak inne podejście taktyczne do różnej klasy drużyn zmienia obraz naszej gry.

Mam dzisiaj to uczucie, że najchętniej jutro obejrzałbym kolejny jej mecz.

Bo jestem jej ciekaw. Jestem ciekaw co z tego wyniknie. To już, jak się dobrze zastanowić, bardzo dużo.

***

Nie ma bardziej zgranego hasła, niż determinacja. Nie ma bardziej zgranego, niż to wieczne gadanie o mentalności. Niż waleczność, niż nieodpuszczanie, niż to próbowanie do końca.

Każdy to może powiedzieć po każdym meczu, w dowolnej konfiguracji.

Ale patrzę na reprezentację Polski, ile razy już przegrywając wyciągaliśmy wynik:

Węgry – Polska z 2:0 na 2:2, z 3:2 na 3:3
Anglia – Polska z 1:0 na 1:1, dopiero potem 2:1
Polska – Islandia z 0:1 na 1:1, z 1:2 na 2:2
Polska – Słowacja z 0:1 na 1:1, dopiero potem w łeb
Polska – Hiszpania z 0:1 na 1:1
Polska – Szwecja z 0:2 na 2:2, dopiero trzeci gol, gdy remis nic nam nie dawał
Polska – Anglia, z 0:1 na 1:1

Tak, nie zawsze dowoziliśmy. Ale jak na przebieg Paulo Sousy w kadrze, wielokrotnie to się nie układało. Wielokrotnie było ciężko. A jednak przy tej kadrze zawsze masz poczucie, że coś się może stać. Że coś można strzelić. Że da się.

Przy wielu reprezentacjach Polski nie miałem tego poczucia.

Widywałem na finiszu meczów poczucie beznadziei, że nic z tego nie będzie. Nad tą kadrą nigdy nie unosi się bezradność.

***

Policzyłem ile razy skreślany już był Kamil Glik.

Policzyłem, ale to tak duża liczba, że nie znam jej nazwy.

Mecz z Hiszpanią miał zweryfikować Glika, bo wiadomo, Hiszpanie, piłeczka chodzi. Szybko chodzi, do tego dochodzi technika. Glika po tym meczu jak nic będzie czekać emerytura. No ale ostatecznie jeśli Glik został wrzucony na corridę, jak zapowiadano, to w roli tego byka. W dodatku takiego, który torreadora posyła prosto na OIOM.

Teraz kolejny mecz z arcytrudnym rywalem, przecież wicemistrzem Europy. Nazwijcie mnie jak chcecie, ignorantem, kimś patrzącym powierzchownie, ale ja piekielnie lubię, że w takich meczach jest na boisku ktoś taki jak Glik. Sprawia mi przyjemność, gdy Grealish żebrze o faul, a Glik nie poprzestaje na tym, że tego faulu nie ma, tylko jeszcze rzuca dyplomatycznym „fuck offem”.

Może to przeszacowuję, może nie. Ale w tej drużynie jest wielu młodych chłopaków, dla których gra przeciw Anglii to wydarzenie – czasem to mecz przeciw komuś, kogo podziwiało się na plakacie nad łóżkiem. Glik swoim zachowaniem w tym meczu, nawet niektórymi starciami na pograniczu, a nawet poza regułami – choćby to złapanie rywala za gardło – gdzieś coś zaszczepia tym, którzy mają prawo do tego rywala podchodzić z przesadnym respektem. Ja to niezwykle cenię.

Oczywiście ten atut wylatuje przez okno, gdyby Glik nie dowiózł tego piłkarsko.

Ale jest dla wszystkich oczywiste, że dowiózł.

Myślę, że z Glikiem jest trochę tak, jak z Krychowiakiem – najłatwiej jest go obsadzić w roli kozła ofiarnego. Najłatwiej gdzieś zrobić z niego mema, niż z młodych, niedoświadczonych. Ale ci schodzący z wolna, nieubłaganie, ze sceny kadrowicze, nigdy nie są tak słabi, jak w swoich najgorszych momentach. Przecież Krychowiak, mimo głupiej żółtej kartki, grał znakomity mecz. W dużej mierze dzięki niemu do tego stopnia zneutralizowaliśmy zagrożenie środkiem.

Myślę, że warto pamiętać ten moment, tuż po meczu Anglików – spojrzeć poza bieżący nastrój, poza lawinę żartów.

***

Na koniec łyżka dziegciu.

Remis z Anglią jest fajny. Fajny, bo to remis z Anglią.

Ale niestety niewiele nam daje.

To znaczy – daje nam pole position w grze o play-offy. Niemniej i tak na nim byliśmy po porażce Węgier z Albanią, a także wywiezieniu punktu z Budapesztu.

Cholernie obawiam się tych play-offów, patrzę na drużyny, które będą walczyć o raptem trzy wolne miejsca i cóż, widzę, że przy złym losowaniu może być kłopot. A naprawdę chciałbym, żebyśmy pojechali na mundial – wiem, oczywistość, ale powiem coś mniej oczywistego: jak nie pojedziemy, to myślę, że za ładnych kilka lat będę się mocno zastanawiał „co by było gdyby”.

Co by było, gdyby ta kadra, rozwijająca się w jakimś kierunku, dostała jeszcze trochę czasu.

Co by było, gdyby Robert Lewandowski, moim zdaniem w życiowej formie, doskonale odnajdujący się w taktyce Sousy, pojechał na ten turniej.

Mam poczucie, że to może być coś bardziej interesującego i bardzo nie chcę zostać tylko z gdybaniem.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

45 komentarzy

Loading...