Reklama

Fabiański: Plan na koniec kariery w kadrze miałem już od kilku lat

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

08 września 2021, 11:20 • 12 min czytania 6 komentarzy

– Powiem szczerze, że taki plan pojawił się w mojej głowie już kilka lat temu. Stwierdziłem, że chcę zakończyć reprezentacyjną karierę po EURO 2020, nie wiedząc jeszcze, że turniej odbędzie się rok później. Kiedy trenerem został Jerzy Brzęczek, już podczas pierwszej rozmowy w cztery oczy powiedziałem mu, że prawdopodobnie eliminacje do EURO 2020 i same mistrzostwa będą moimi ostatnimi. Miałem taki pomysł na siebie niezależnie od tego, jak moja historia w kadrze potoczyłaby się przez ten czas pod kątem sportowym – mówi Łukasz Fabiański w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?

Fabiański: Plan na koniec kariery w kadrze miałem już od kilku lat

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Zgrabny tytuł tekst – „Mission Possible”. Bo gramy na Narodowym, bo Lewandowski. Ale są też „ale” – w postaci chociażby urazów.

A z PGE Narodowego nie takie potęgi wyjeżdżały pokonane. W swoim „domu” Biało- -Czerwoni przegrali tylko jedno spotkanie o punkty (z Ukrainą w marcu 2013 roku), a zwyciężali Niemców, remisowali z Portugalią. W poprzedni czwartek nie układało im się starcie z Albanią, ale skończyło się wygraną 4:1 i wynik znowu był zdecydowanie lepszy niż gra. Piłkarze uwierzyli, że magia działa, a poza tym bardzo pomógł im Robert Lewandowski – kapitan strzelił jednego gola, kolejnego wypracował po fenomenalnej akcji i Polska została wiceliderem grupy. Na tym właściwie – magii stadionu oraz geniuszu Lewandowskiego – kończą się jakiekolwiek (bardziej lub mniej) racjonalne przesłanki, że zespół Paulo Sousy nie jest skazany na porażkę. Złych wiadomości, powodów do pesymizmu i argumentów na nie jest więcej. Piotr Zieliński nie zdążył wyleczyć mięśnia i z Anglią nie zagra – co oznacza, że w środku pola Polska jest skazana na Grzegorza Krychowiaka, Jakuba Modera i pewnie Karola Linettego. Ale tego można było się spodziewać – rozgrywający Napoli narzekał na uraz od kilkunastu dni i wszyscy liczyli na cud. To nie koniec. Już w trakcie zgrupowania rozbita została i tak chybotliwa oraz niestabilna defensywa – Bartosz Bereszyński, który zszedł z boiska w meczu z Albanią z urazem mięśnia, również nie będzie do dyspozycji selekcjonera. Paulo Sousa szykował w jego miejsce Kamila Piątkowskiego, ale stoper RB Salzburg grał nerwowo w San Marino i popełnił błąd, który kosztował Polskę utratę gola w ósmym meczu z rzędu. Być może więc Portugalczyk postawi na Tomasza Kędziorę

Lewandowski pnie się w górę reprezentacyjnych strzelców. Tylko trzech zawodników w Europie strzeliło więcej goli dla reprezentacji, na świecie Lewandowski jest na dziesiątym miejscu.

Reklama

Po dwóch trafieniach z San Marino (7:1) napastnik Bayernu Monachium wskoczył również do pierwszej dziesiątki najlepszych strzelców reprezentacji z całego świata. Z aktywnych piłkarzy wyprzedzają go tylko Sunil Chhetri (37 lat, Indie – 75 trafi eń), Ali Mabkhout (30 lat, Zjednoczone Emiraty Arabskie), Leo Messi (34 lata, Argentyna – obaj po 76 bramek) i wspomniany Ronaldo. Dwaj pierwsi są raczej anonimowi dla większości kibiców. przeciwnikami, dzięki czemu mogą powiększać strzeleckie osiągi. Messi w stosunku do Roberta ma podobny atut w postaci reprezentacyjnych partnerów, co Cristiano. najlepsi argentyńscy piłkarze grają w zdecydowanie lepszych klubach niż Polacy. Lewandowski do końca roku będzie miał jeszcze kilka okazji do poprawienia strzeleckich wyników w reprezentacji. W eliminacjach MŚ 2022 zagramy jeszcze z Anglią (dziś w Warszawie, godz. 20.45), San Marino (Warszawa, 9.10), Albanią (Tirana, 12.10), Andorą (w stolicy o tej samej nazwie, 12.11) i Węgrami (Warszawa, 15.11). Zwłaszcza domowe spotkanie z San Marino i wyjazdowe z Andorą będą okazją do zwiększenia liczby goli dla Lewego.

Rozmowa z Łukaszem Fabiańskim o zakończeniu kariery reprezentacyjnej. O tym – dlaczego akurat teraz i kiedy podjął taką decyzję. Sporo podsumowań, wniosków, refleksji.

Naprawdę chce pan rozmawiać podczas podróży samochodem? To ryzykowne, bo przecież można się wzruszyć, wspominając ponad 15 lat reprezentacyjnej kariery, która się właśnie zakończyła.

Wątpię, abym się teraz wzruszył. Teraz już jest czas na wzruszenia czy jeszcze nie? Tego nie wiem, ale dotychczas nie miałem momentu, w którym pomyślałbym, że skończyłem karierę w reprezentacji i w związku z tym łzy napłynęły mi do oczu.

Nawet przed tygodniem, kiedy usłyszał pan hymn przed meczem Polaków z Albanią?

Nie czułem dodatkowych emocji. Jedyne, co zadziało się w tym dniu innego, to Bartek Drągowski wysłał do mnie zdjęcie z bluzą „22”, pokazując, że otrzymał numer, w którym ja występowałem. Był tym faktem mocno „podjarany”. Natomiast po meczu Łukasz Skorupski napisał, że brakuje mu mnie na zgrupowaniu. Taki klimat. Naprawdę nie miałem dodatkowym wzruszeń, oglądałem to wszystko na spokojnie. Może wynika to z faktu, że planowałem ten ruch od dłuższego czasu, wiedziałem, jak on ma wyglądać, jak i kiedy chcę go wykonać.

Od dłuższego czasu – jak długiego konkretnie? Decyzję ogłosił pan 8 sierpnia.

Powiem szczerze, że taki plan pojawił się w mojej głowie już kilka lat temu. Stwierdziłem, że chcę zakończyć reprezentacyjną karierę po EURO 2020, nie wiedząc jeszcze, że turniej odbędzie się rok później. Kiedy trenerem został Jerzy Brzęczek, już podczas pierwszej rozmowy w cztery oczy powiedziałem mu, że prawdopodobnie eliminacje do EURO 2020 i same mistrzostwa będą moimi ostatnimi. Miałem taki pomysł na siebie niezależnie od tego, jak moja historia w kadrze potoczyłaby się przez ten czas pod kątem sportowym.

Reklama
Dlaczego akurat EURO 2020 miało być ostatnim pana turniejem?

Ze względu na wiek, na moje prywatne sprawy. Uważałem i uważam, że to dobry moment, bo mogłem przeżyć jeszcze jedną wielką imprezę, ale mam poczucie, że warto odejść na bok, w reprezentacji ustąpić miejsca chłopakom, którzy są ode mnie dużo młodsi, by zaczęli nabierać w kadrze doświadczenia. Rozumiałem to jako zmianę pokoleniową.

Jak Anglia urosła piłkarsko? Historia o tym, jak koncepcja EPPP z 2011 roku wpłynęła na dzisiejszą kadrę Anglików i jakich piłkarzy im dostarczyła.

Rewolucyjny program naprawczy wcielono w życie w 2011 roku. Data nie jest przypadkowa. Rok wcześniej wyspiarska jedenastka słabiutko wypadła w mistrzostwach świata, gdzie odpadła już w 1/8 fi nału po blamażu z Niemcami (1:4). Dwa lata wcześniej nie była nawet w stanie zakwalifikować się do mistrzostw Europy. Takie historie to już jednak przeszłość. Dzisiaj mecze eliminacji wielkich imprez są dla Anglików jak zabawa z dziećmi, a na ostatnich dwóch imprezach rangi mistrzowskiej ich wyniki zostały przyjęte z zadowoleniem. Reprezentacja Garetha Southgate’a na minione mistrzostwa Europy wysłała najmłodszą drużynę w swojej historii (średnia wieku: 25,2) i drugą, po Turcji, najmłodszą na tamtym turnieju. Gwiazdami już są Mason Mount (22 lata), Phil Foden (21), czy Declan Rice (20), za chwilę powinni dołączyć do nich Bukayo Saka (20), Jude Bellingham (18) i Mason Greenwood (19). Słowem: Anglicy to jeden z najlepiej szkolących piłkarzy krajów na świecie. Elite Player Performance Plan – tak nazywa się projekt odpowiedzialny za „wyprodukowanie” tylu znakomitych piłkarzy. Określa on szczegółowo zasady szkolenia graczy od 9. do 23. roku życia. – Jego głównym założeniem jest to, że akademie klubów od Premier League do League Two podzielone są na cztery kategorie od jeden do cztery, gdzie jeden jest najwyższą. Podział jest ważny, ponieważ określa, w której lidze gra drużyna danego klubu, jakie ma on limity, jeśli chodzi o rekrutację zawodników i ile zarabia na sprzedaży młodych graczy – opowiada Przemysław Soczyński, skaut PZPN w Anglii, który miał okazję z bliska oglądać tamtejszą rewolucję w szkoleniu. Każda akademia musi spełnić konkretne wymagania dotyczące liczby boisk czy zatrudnionych trenerów. Każdy klub dostaje podręcznik z konkretnymi wymaganiami, jakich musi przestrzegać. Co trzy lata akademie poddawane są audytowi i w konsekwencji mogą spaść do niższej kategorii albo awansować. Dla każdego klubu to motywacja.

Rozmowa z Radosławem Kałużnym. O tym, dlaczego musimy wyjść „na żyle” i o tym, czy Anglicy są silniejsi niż przed Euro.

O wyprzedzeniu Anglików w grupie eliminacyjnej MŚ 2022 raczej nie będziemy rozmawiać.

Obawiam się, że karty zostały rozdane. Musimy pilnować barażu. Remis będzie dużym osiągnięciem drużyny Paulo Sousy. Co prawda w Anglii niewiele brakowało, byśmy podzielili się punktami, ale okoliczności tego spotkania były sparingowe, bez „stonki”, czyli kibiców, a i Anglicy jacyś rozkojarzeni, ospali. Mimo to nie zdołaliśmy uniknąć porażki, bo gospodarze, choć w nie najwyższej formie, w końcówce zdobyli bramkę. Tyle że to był zupełnie inny zespół. Znacznie gorszy od obecnego, który jest wicemistrzem Europy.

Jaki scenariusz meczu z Anglią pan przewiduje?

Albo podłapią nas okrutnie i włomoczą ze 3:0, albo nasi wyjdą „na żyle” i po bitwie, niesieni przez kibiców, zremisują. Anglicy nie muszą umierać za zwycięstwo, choć to zawodowcy, dlatego nie sądzę, by im się nie chciało.
W finale EURO z Włochami nie potrafili poradzić sobie ze stresem i niemiłosiernie pudłowali w rzutach karnych.
I moim zdaniem to oraz hejt, jaki na nich spadł, sprawił, że dziś są psychicznie zaprawieni. Już nie wyjdą do dużego meczu z pełnym pampersem. Na mnie dzisiejsi Anglicy robią ogromne wrażenie.

Z San Marino i Albanią wyniki świetne, a gra taka sobie.

Według mnie Albania ma taki potencjał, że za rok, dwa stanie się solidnym europejskim zespołem. Bardzo zaskoczyła mnie w meczu na Narodowym. Ekipa Sousy grała u siebie, a długimi momentami wyglądała fatalnie. OK, wygraliśmy 4:1. Powiedzieć, że wynik zakłamał to, co się działo na boisku, to nic nie powiedzieć. Lepiej zdać sobie sprawę, że w najbliższych dwustu latach coś podobnego nam się nie uda. Cztery strzały, cztery gole – mistrzostwo świata w skuteczności. Oby Robert Lewandowski grał do czterdziestki, bo w przeciwnym razie znajdziemy się w ciemnej piwnicy. Wystarczyło, by Lewy zszedł z placu w San Marino i zaczęły się minuty wstydu

„SPORT”

1973 rok, mecz z Anglią, czyli tekst pisze się właściwie sam. Legendarne zwycięstwo Polski nad Lwami Albionu na Stadionie Śląskim. Kilka historii o tamtym spotkaniu.

Po meczu wiwatom 90 tys. widowni Śląskiego nie było końca. Dzięki wygranej 2:0 byliśmy w grze o mundial w Niemczech Zachodnich. Szczęśliwy był Kazimierz Górski. – Mecz był trochę nietypowy. Eks -mistrzów świata zadowalał jeden punkt i temu celowi podporządkowali główne założenie – opanowanie środka pola, gdzie zamierzali kontrolować i likwidować nasze ofensywne zakusy. Tym samym sposobu gry; skupienia się pod bramką i szukania okazji w szybkich kontratakach. Dzięki ofiarnej grze wszystkich piłkarzy i dobrej postawie Tomaszewskiego zachowaliśmy czyste konto. Ponieważ udało nam się zdobyć szybko bramkę zarówno w I, jak i w II połowie, mogliśmy sobie pozwolić na obronę zdobyczy – komentował trener Górski. A co powiedział sir Ramsey? – Przez 80 minut polscy piłkarze bronili się często dziewięcioma zawodnikami. Ta taktyka okazała się skuteczna, jako że defensywa gospodarzy rozbijała nasze ataki, wybijała nas z uderzenia. Właściwie poza rzutem wolnym biało-czerwoni nie mieli w I połowie więcej okazji. Walka trwa i wszystko zależy od tego, w jakiej formie drużyny przystąpią w październiku do rewanżowego spotkania. Jeśli chodzi o nas, to na pewno w lepszej. Ta, którą zaprezentowaliśmy w Chorzowie, wystarczyć mogła tylko na… porażkę – nie owijał w bawełnę selekcjoner Anglików. Po wygranej w Chorzowie „Sport”, jak setki tysięcy kibiców w kraju życzył sobie, żeby trener Górski zmienił zdanie i dalej prowadził naszą reprezentację. „Kaziu nie odchodź…” pisała wtedy nasza gazeta. „Wynik poszedł w świat, a problem Górskiego odżył na nowo. Jeszcze przed końcem meczu słyszeliśmy na trybunach głośne okrzyki: Kaziu nie odchodź. Później o te sprawy pytali dziennikarze. Górski nie udzielał jednoznacznych odpowiedzi. Na pewno żal mu opuszczać statek, który najpierw wyłowił olimpijskie złoto, a teraz wciąż ma szanse dopłynąć ponownie do Monachium. Czekamy więc na decyzję i powtarzamy za głosem kibiców: Kaziu nie odchodź…” apelował „Sport”.

A co tam u Anglików? Ci nadal roztrząsają porażkę w finale Euro, ale dzisiaj można spodziewać się niemal kopii składu z Euro. A już na pewno kopii składu z Węgrami.

Wyjściowe ustawienie „Synów Albionu” na mecz z „biało-czerwonymi” powinno być bowiem identyczne, jak na starcie w Budapeszcie. A zatem na boisku pojawią się… „Beckenbauer z Barnsley” i „Pirlo z Yorkshire”! O co chodzi? Mianowicie o to, że takie pseudonimy noszą John Stones i Kalvin Phillips. „Iniestą ze Stockport” nazywany jest z kolei Phil Foden, którego jednak w Warszawie zabraknie. Gracz Manchesteru City doznał bowiem kontuzji. Podczas Euro 2020 zawodnik ten zasłynął tym, że pofarbował włosy na blond, chcąc upodobnić się do Paula Gascoigne’a. Namawiał do tego zresztą kolegów z drużyny, ale większość była takiemu pomysłowi niechętna. Umówili się, że zrobią to po wygranym finale, ale – jak wiadomo – Anglia przegrała z Włochami po rzutach karnych. I na Stadion Narodowy nie przyjeżdża aktualny mistrz, ale wicemistrz Europy. Anglicy do dziś rozpamiętują porażkę w finale Euro 2020, które były dla nich przecież bardzo udane. Ale gdy już znaleźli się w decydującym starciu i grali na Wembley, to bardzo chcieli wygrać. Do teraz mówi się, że piłkarze Southgate’a przegrali, bo… pozazdrościli Włochom pięknych garniturów od Armaniego. Wymyślne pseudonimy, farbowanie włosów, czy też moda włoska – oto „przyczyny” porażki „Synów Albionu” w finale mistrzostw Europy. Oczywiście z przymrużeniem oka. Częściej wspomina się, że do strzelania karnych wyznaczono nieodpowiednich piłkarzy. A także to, że w zespole znajdowało się… zbyt wielu Irlandczyków.

Coś spoza piłki reprezentacyjnej – Podolski zakończył kwarantannę, nie przeszedł ciężko covidu, wraca do treningów z Górnikiem.

Kwarantanna doświadczonego zawodnika skończyła się w weekend. I choć, jak wynika z informacji jakie dobiegają z klubu, nie przechodził choroby bezobjawowo, to jednak w jego przypadku nie miała jakiegoś ciężkiego przebiegu. Oczywiście przed powrotem do treningów z kolegami czeka go kolejny test. 36-letni zawodnik jeszcze w tym tygodniu ma wróci do zajęć, na co wszyscy w Zabrzu z niecierpliwością czekają. Przed „górnikami”, którzy póki co w ligowej tabeli są na odległym 15. miejscu z ledwie 6 punktami na koncie, kolejne ważne spotkania. W najbliższą sobotę wyjazdowe starcie z coraz lepiej grającą ostatnio Cracovią (dwie wygrane z rzędu w ekstraklasie), a potem konfrontacja z Wartą u siebie (19 września). Jeśli nie na spotkanie w Krakowie, to być może na mecz z „Zielonymi” Podolski będzie w na tyle dobrej dyspozycji, a przede wszystkim zdrowy, żeby pomóc kolegom na boisku.

„SUPER EXPRESS”

– Lewandowski znów musi pociągnąć ten wózek – mówi Jerzy Dudek przed meczem z Anglią.

W eliminacjach Anglicy stracili tylko jednego gola i to właśnie z Polską. Można ich znowu zaskoczyć.

– Oczywiście, bo mamy Roberta Lewandowskiego, którego zabrakło na Wembley. Jestem optymistycznie nastawiony do rewanżu. Wierzę, że teraz jesteśmy w stanie uzyskać remis. Anglicy są w komfortowej sytuacji. Punkt z nami ich zadowoli, choć mają szansę, aby tym spotkaniem zakończyć rywalizację w grupie.

– Anglicy żartują, że nasza kadra to tylko Lewandowski. Znów musimy liczyć na geniusz kapitana?

– Na to wychodzi, bo nawet z San Marino „Lewy” ciągnął ten wózek. Jest dla nas kimś takim, jak dla Barcelony był Leo Messi. W naszej kadrze trochę to wygląda tak, że wszyscy stoją, patrzą i czekają, co zrobi Robert. Jeszcze kilka lat temu mówiliśmy, że jest kręgosłup drużyny. Teraz widać, że coś się kończy, że generacja starszych graczy ma najlepszy okres za sobą. To zmartwienie trenera Sousy i prezesa PZPN. Trzeba myśleć, co zrobić, aby awansować do  finałów, bo to nie będzie droga usłana różami.

Problemy Piątka czy Milika szansą dla Buksy. I ten tę szansę wykorzystał. Maciej Żurawski podkreśla m.in. wyskok napastnika kadry.

– Adam Buksa w dwóch meczach w kadrze strzelił cztery gole. Zrobił na panu wrażenie?

–Sytuacja związana z kontuzjami Milika i Piątka zmusiła nas do szukania nowych napastników. Buksa odwdzięcza się świetną skutecznością. Wejście do kadry miał znakomite, bo hat trick w ostatnim meczu robi wrażenie. Postawiłbym jednak lekki znak zapytania, bo nawet Albanię traktuję jako zespół z niższej półki europejskiej.

– Jako byłemu napastnikowi co podoba się panu w jego grze?

– Widać, że okrzepł pod względem fizycznym. W jego grze wszystko jest wytrenowane iw każdej sytuacji wie, co chce zrobić na boisku. Jego uderzenia głową mi zaimponowały. Ma świetny wyskok dosiężny, co było widać przy
pierwszym golu, gdy zawisł w powietrzu, a wcześniej przepchnął rywala, co też trzeba umieć. Przy golu po dośrodkowaniu Zalewskiego sytuacja wydawała się łatwa, ale po koźle piłki trzeba wyczuć i dobrze ułożyć nogę. Zrobił to z dużą łatwością, jakby to było wypicie szklanki herbaty. Jest dobrą alternatywą dla Świderskiego, którego wcześniej Sousa forsował jako partnera dla „Lewego”.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...