Reklama

39 lat niebytu. Błąd lekarzy, który zniszczył życie reprezentanta Francji

redakcja

Autor:redakcja

07 września 2021, 11:15 • 5 min czytania 44 komentarzy

Czuję się naprawdę dobrze, do zobaczenia niedługo. Tak mogły brzmieć ostatnie słowa, które do swej żony wypowiedział Jean-Pierre Adams. Co więcej, prawdopodobnie brzmiały, bo gdy Bernadette przyjechała do szpitala w Lyonie, jej mąż leżał już w śpiączce, która zabrała go jej światu na zawsze. 

39 lat niebytu. Błąd lekarzy, który zniszczył życie reprezentanta Francji

Jean-Pierre Adams był jednym z najważniejszych piłkarzy w historii francuskiego futbolu. Piłkarz nie urodził się bowiem nad Sekwaną, lecz przyszedł na świat w senegalskim Dakarze. Spędził tam pierwsze dziesięć lat życia, by w 1958 wyprowadzić się do swojej babki mieszkającej w Montargis.

Niedługo później adoptowała go francuska para, a Adams zaczął coraz mocniej interesować się futbolem. Początkowo łączył pracę w fabrykach z graniem dla lokalnych drużyn w okręgu Loiret. Występował między innymi w Entente BFN, z którym dwukrotnie sięgnął po wicemistrzostwo rozgrywek znanych jako Wyzwanie Julesa-Rimeta.

Ten niestandardowy puchar to najwyższy szczebel zmagań amatorów we Francji, który przykuwa uwagę wielu profesjonalnych klubów. Adams musiał jednak przejść okrężną drogę. Zanim bowiem zadebiutował we francuskiej ekstraklasie, trafił na obowiązkową służbę wojskową. W stworzonym przez armię klubie grał jednak tak dobrze, że zaczęto polecać go do naprawdę poważnych klubów. W 1970, gdy Adams, po dwunastu latach od przeprowadzki z Senegalu, został dostrzeżony przez Nimes, grające wówczas w Division 1 (obecnie – Ligue1).

Nieco niestandardowa decyzja włodarzy Krokodyli okazała się strzałem w dziesiątkę – w sezonie 1971/72, Nimes zajęło drugie miejsce we francuskiej ekstraklasie. Stanowiło to wyrównanie ich najlepszego wyniku, którego też nigdy później nie zdołali powtórzyć. Jean-Pierre Adams odgrywał w zespole niebagatelną rolę, wystąpił we wszystkich 38 spotkaniach i strzelił cztery gole. Obok Andre Kabile, niekwestionowanej legendy Nimes, Adams był jedynym czarnoskórym piłkarzem w podstawowej jedenastce wicemistrzów Francji.

Reklama

Czarna Straż tworząca historię

Jednakże w przeciwieństwie do swojego kolegi pochodzącego z Martyniki, Adams dostąpił zaszczytu reprezentowania Francji na poziomie międzynarodowym.

Powołanie otrzymał w 1972 roku i szybko wskoczył do wyjściowej jedenastki Trójkolorowych. Stworzył tam pamiętny duet z Mariusem Tresorem. Mimo tego, że ówczesna Francja nie potrafiła zakwalifikować się na kilka wielkich imprez z rzędu, Czarna Straż – jak zaczęto określać parę stoperów – robiła wrażenie na rywalach. Swój podziw wyrażał Pele oraz Franz Beckenbauer. – Adams i Tresor byli jednym z najlepszych duetów, jaki pamiętam – powiedziała legenda niemieckiej piłki.

Wyjątkowość Adamsa nie polegała jednak tylko na jego niebagatelnych umiejętnościach. Nie zapisał się również na kartach historii jedynie przez wzgląd na grę dla PSG oraz Nicei. Adams – do spółki z Tresorem – byli prekursorami dla wielu młodych chłopaków, którzy przez lata stanowili o sile reprezentacji Francji. W czasach, gdy Trójkolorowi nie mieli zbyt wielu czarnoskórych reprezentantów, stanowili ewenement, tym bardziej, że obaj nie urodzili się nad Sekwaną. Przetarli szlaki dla takich zawodników jak Lilian Thuram i Marcel Desailly, którzy szesnaście lat po debiucie Adamsa sięgnęli po mistrzostwo świata.

Adams wystąpił w reprezentacji 22 razy. Więcej niż David Ginola, Ludovic Guily i Just Fontaine.

39 lat śpiączki, 800 euro kary

Profesjonalną karierę Jean-Pierre Adams zakończył stosunkowo wcześnie. W 1980 roku opuścił drugoligowe Mulhouse, a następnie przeszedł do amatorskiego Chalon. Prawdopodobnie grałby tylko nieco dłużej, miał w końcu 33 lata. Na przeszkodzie stanęły jednak poważne kontuzje, które uniemożliwiały byłemu reprezentantowi normalne i komfortowe funkcjonowanie.

Najwięcej bólu dostarczały pokiereszowane więzadła i właśnie ten problem mieli rozwiązać lekarze z kliniki w Lyonie. Wszystko ułożyło się jednak w jeden z najczarniejszych scenariuszy.

Reklama

Adams był operowany 17 marca 1982 roku. Data ma kolosalne znaczenie – był to bowiem dzień, w którym Francja została pochłonięta przez strajki lekarzy. Anestezjolog, który zajmował się piłkarzem, obsługiwał jednocześnie kilku pacjentów. Niektóre źródła podają, że było ich nawet ośmiu. Przy takim obłożeniu fizycznym i emocjonalny bardzo łatwo o błąd. W wypadku Adamsa popełniono ich kilka.

Po pierwsze – nie zadzwoniono do Bernadette, by poinformować jaka jest sytuacja. Operację można było przecież odłożyć w czasie, Adams nie walczył o życie. Po drugie – najważniejsze – piłkarz został źle zaintubowany i jedna z rurek miast wentylować, blokowała drogę tlenu do płuc, co doprowadziło do zatrzymania akcji serca i niedotlenienia mózgu. 33-latek zapadł w śpiączkę.

Rozpoczął się koszmar.

Błędy lekarzy i ich wina były oczywiste. Bernadette miała jednak olbrzymie trudności, by wyegzekwować sprawiedliwość. Początkowo lekarzy skazano na miesiąc pozbawienia wolności (anestezjolog) oraz 800 euro kary (lekarz asystujący przy operacji). Odszkodowania dla rodziny Adamsa nie przewidziano, jego żona musiała stoczyć dwunastoletnią batalię sądową, która ostatecznie doprowadziła do przyznania jej dożywotniej renty.

Nie mogło to jednak wpłynąć na losy samego Adamsa, który w śpiączce pozostawał przez 39 lat. To zaś nie mogło wpłynąć na postawę Bernadette, która trwała przy swoim mężu.

Moja droga Bernadette

Kobiecie kilkukrotnie proponowano eutanazję Jeana-Pierre’a. Zawsze odmawiała, pytając o jedno. – Co to właściwie znaczy? Że pewnego dnia po prostu przestanę go karmić?  

Bernadette spędziła przy partnerze niemal cztery dekady. Dzień po dniu pielęgnowała go, zajmowała się jego ciałem. Najgorsze były te momenty, w których Adams zdawał się mieć kontakt z rzeczywistością. Otwierał oczy, mógł siedzieć w fotelu. Wszystko było jednak zgubną nadzieją, bo ze śpiączki nigdy się nie wybudził. Jednocześnie nie potrzebował żadnej aparatury, a jego ciało starzało się w bardzo nietypowy sposób. Mimo upływu lat wciąż wyglądał bardzo podobnie jak w 1982 roku, a jego żona wciąż kochała go tak samo.

Dzieci Adamsa zaczęły dostrzegać również, że gdy matki nie ma w domu, były piłkarz zachowuje się niespokojnie. Inaczej oddycha, widać, że czuje się gorzej. Były to jednak jedyne oznaki tego, że gdzieś w Adamsie tli się jeszcze iskierka życia. Wczoraj jednak zgasła ona na zawsze, Jean-Pierre Adams miał w chwili śmierci 73 lata.

Ponad połowę swojego życia spędził w śpiączce. Nie widział, jak dorastają jego dzieci, nie widział swoich wnuków. Nie mógł cieszyć się miłością swojej żony, nie został również trenerem, a przecież zapisał się na kurs w Dijon. Francuskie media dodają do tej historii jeszcze jedno nie – lekarze, którzy w 1982 roku operowali Adamsa, nigdy osobiście nie przeprosili rodziny.

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

44 komentarzy

Loading...