Reklama

„Niektóre organizacje e-sportowe mają lepsze zaplecze niż polskie kluby”

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

12 sierpnia 2021, 15:33 • 15 min czytania 12 komentarzy

W grudniu 2019 roku podczas podczas kongresu Polskiego Komitetu Sportów Nieolimpijskich e-sport został uznany w naszym kraju za sport. Ta wieść wywołała szereg dyskusji, które trwają do dzisiaj. Często słyszy się, głównie wśród starszych pokoleń, że gry komputerowe to zło i prosta droga do uzależnienia. Niełatwo jest wytłumaczyć, że świat elektroniczny może nieść wiele korzyści. No i że, co tutaj najważniejsze, wraz z rosnącą profesjonalizacją oraz świadomością społeczeństwa, ten segment rozrywki nabiera coraz większych rumieńców. Wbrew pozorom posiada też istotny związek z piłką nożną, który w przyszłości jeszcze bardziej się zacieśni. Tak uważa nasz rozmówca, czyli Paweł Kowalczyk, prezes Polskiej Ligi Esportowej.

„Niektóre organizacje e-sportowe mają lepsze zaplecze niż polskie kluby”

Porozmawialiśmy o jego nietypowej drodze zawodowej, korelacji świata e-sportu ze sportem tradycyjnym, przyszłości tej dziedziny w Polsce, znanych sportowcach jako twarzach projektów gamingowych, takich jak Marcin Gortat czy Paweł Fajdek, walce ze stereotypami i kluczowym aspekcie edukacji zawodników oraz rodziców.

Wątpię, że na początku swojej drogi myślałeś o e-sporcie. Wywodzisz się ze świata dziennikarstwa sportowego.

Racja, zdecydowanie nie myślałem o tym. Moja kariera zawodowa i zainteresowania od czasów dzieciństwa były blisko sportu tradycyjnego. To były dyscypliny wszelakie: od piłki nożnej po niszowe rzeczy. W szkole uprawiałem siatkówkę i koszykówkę, byłem bardzo aktywny. Potem doszła praca w mediach, której nie planowałem. Zaczynałem w „Przeglądzie Sportowym”, ale też współtworzyłem inne projekty pod egidą wydawcy RASP. Moja przygoda ze sportami trwała siedem lat i jest ze mną do dzisiaj. Już nie w formie pracy, a zwykłego hobby.

Po prostu wpadłeś do biura „Przeglądu Sportowego” i spytałeś o pracę?

To była dość śmieszna sprawa. Jestem absolwentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Na drugim roku stwierdziłem, że mam dużo wolnego czasu, który można by jakoś zagospodarować. Zacząłem szukać pracy na pół etatu i akurat pojawiła się oferta działu online, który dopiero się tworzył. To był bodaj 2009 rok, „PS” wchodził w okres digitalizacji. Początkowo zajmowałem się projektem pod nazwą „Relacje24”, w ramach którego rozwijaliśmy społeczne dziennikarstwo sportowe. W ośrodkach lokalnych zależało nam na rozwijaniu początkujących dziennikarzy. Po półtora roku zostałem product managerem „PS” w wersji online. Wtedy na dobre zaczęła się moja kariera, spadło na mnie więcej obowiązków.

To był wzmożony okres rozwoju pracy w Internecie. Wydawnictwo mocno postawiło na ten segment, zbliżało się m.in. Euro 2012. Rozwijała się też redakcja, dołączył do naszej ekipy Michał Pol. Mieliśmy świetny team, który miał za zadanie przenieść „PS” jako historyczny i znany brand do świata cyfrowego. Po skończeniu studiów tam zostałem, skupiłem się na pracy w redakcji. Tworzenie narzędzi, które są wykorzystywane do dzisiaj, dawało ogromną frajdę. Co ciekawe, jako pierwsi dziennikarze zakładaliśmy profile na Facebooku. Mieliśmy też dedykowany dział social media, który miał inaczej komunikować się z odbiorcami. To był olbrzymi sukces. Dynamika wzrostów była olbrzymia, mowa tutaj o setkach procentów miesiąc po miesiącu. To, co teraz widzimy, w dużej mierze zostało zbudowane przez nas na początku poprzedniej dekady. Rozwój technologii, nowe platformy internetowe, konsumpcja treści – fajnie było to wszystko obserwować od środka. To cenne doświadczenie. Brałem udział w wielu projektach, nawet tych, które nie ujrzały światła dziennego. Pomysłów było mnóstwo: od archiwizowania danych po tworzenie blogów czy wideoblogów.

Reklama
Te wszystkie zdobyte doświadczenia zapewne procentują w świecie e-sportu. To nie tylko kontakty, ale też duża liczba wykonanych projektów na koncie.

Zgadzam się. Warto też wspomnieć, że przez trzy ostatnie lata pracy w roli dziennikarskiej byłem zaangażowany w produkt e-sportowy. Razem z wydawnictwem doszliśmy do wniosku, że trzeba stworzyć konkurencję na nowym rynku. Z jednej strony powstał serwis esportmania.pl, z drugiej – kontent wideo. Z trzeciej plebiscyt Polish Esport Awards, który wyniósł e-sport w Polsce na inny poziom. Był nobilitacją dla ludzi, którzy wyróżniają się w tej dziedzinie. Pojawił się też program „Misja Esport”, który na stałe wszedł do ramówki Onetu i z punktu widzenia publicystyki bardzo wiele zmienił, jeśli chodzi o postrzeganie tego środowiska. Mainstreamowi odbiorcy, którzy przewijali się przez główną stronę, mogli zobaczyć, że to coś poważnego. Nie zwyczajna zabawa w gry.

Budowanie tych wszystkich projektów od zera i styczność ze sportem tradycyjnym otworzyło mi nowe horyzonty. Okazało się, że z jednego świata do drugiego można wiele wynieść. Wiele jest elementów wspólnych, mechanizmów, których nie ma sensu tworzyć na nowo. Jeśli coś dobrze działa np. w piłce nożnej, to można postarać się, żeby przeszczepione na rynek e-sportowy działało równie dobrze. To dotyczy też działu PR-u i komunikacji, z którym dzielę się swoimi doświadczeniami. Przekazuję informacje, dzięki którym unikamy błędów. Błędów, które popełnilibyśmy bez wiedzy o realiach sportów tradycyjnych. Zresztą wielu ludzi, którzy pracują w PLE, nie wywodzi się wprost z branży e-sportowej. Mamy na pokładzie osoby, które dobrze czują rynki sportowe czy muzyczne. Wtedy łatwiej wdrażać nowe mechanizmy, kiedy wiesz, że ktoś potrafi wyjść swoim myśleniem poza schemat. To jest być może nasza przewaga nad innymi. Mamy zróżnicowany know-how.

Sport tradycyjny z e-sportem się przenikają, temu nie da się już zaprzeczyć. Ale to też trzeba dobrze sprzedać ludziom. Akurat ty miałeś okazję pracować dla Ekstraklasy TV, więc wiesz, co to znaczy właściwie opakować produkt.

Myślę, że podałeś najlepszy przykład na to, na jakim etapie rozwoju jest polski e-sport. Takim jak moment, gdy Ekstraklasa zaczęła się profesjonalizować pod skrzydłami Canal+. Mówiło się, że to pięknie opakowany produkt, który w środku skrywa wiele niedoskonałości. Tą największą jest poziom sportowy. My, jako PLE, też staramy się jak najlepiej przedstawić nasze działania. Pokazać ramy e-sportu, w uczciwy sposób przekonać odbiorców. Dzisiaj warto wiedzieć, że niektóre organizacje e-sportowe mają nawet lepsze zaplecze niż niektóre kluby profesjonalne w Polsce. Myślę, że to nie będzie przesada. Zawodnicy mają bowiem dostęp do trenerów, psychologów, bazy treningowej czy opieki medycznej. Niejeden klub mógłby pozazdrościć wewnętrznej organizacji również nam, na takim jesteśmy etapie. Niestety na razie brakuje nam sukcesów na arenie międzynarodowej. To jest coś, co bardzo chcemy zmienić. Rywalizacja musi być na coraz wyższym poziomie, zawodnicy powinni promować się na międzynarodowej arenie. Tak było przecież choćby z Virtus.Pro.

Istotnym elementem jest jeszcze fakt, że e-sport to dzisiaj olbrzymia dziedzina. Gaming dotyka już tak wiele osób, że wśród pokolenia młodych osób, szczególnie takich na pograniczu pełnoletności, można mówić o mainstreamowym zjawisku. Większym niż niejedna dyscyplina sportowa, gdzieś na styku branży filmowej i muzycznej. W świadomości wielu osób nie ma jeszcze jednak wiedzy na ten temat. Wiedzy o tym, że mamy profesjonalnych zawodników i profesjonalne ligi, które bywają dystrybuowane nawet lepiej niż wydarzenia sportowe. To jest wyzwanie, z którym musimy się mierzyć. Dlatego chcemy komunikować się nie tylko z osobami, które coś o e-sporcie wiedzą. Wychodzimy zdecydowanie szerzej w ramach działań edukacyjnych, staramy się wytłumaczyć jak najwięcej.

Przykład? Ostatni superpuchar podczas eventu w Gdańsku, który zorganizowaliśmy. On odbywał się na plaży, przewijało się tam wiele rodzin z dziećmi. Po raz pierwszy ludzie z zewnątrz mogli podejść do tego tak blisko i zapytać dosłownie o wszystko. Mieliśmy przygotowane książki, raporty, specjalistów. Właśnie po to, żeby wiedza w społeczeństwie była coraz większa. Żeby ta branża nie była traktowana z przymrużeniem oka. Nie zasługuje na to.

Reklama

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Pamiętam, jaką sytuację mieliśmy ponad rok temu, kiedy obejmowałem stery nad PLE. I widzę przez pryzmat czasu, w jakim miejscu jesteśmy teraz. Rośnie świadomość partnerów, który chcą działać razem z nami. Oni zaczęli zdawać sobie sprawę, z jakim produktem mają do czynienia. Nasze rozmowy wyglądają inaczej. E-sport też może pomóc reklamodawcom w dojściu do nowych konsumentów, tego nie da się ukryć. Ja też wiem, że ciąży na nas duża odpowiedzialność. Za to, w jakim kierunku branża e-sportu będzie podążać. Dlatego z jednej strony dokładamy coraz więcej profesjonalizmu, a z drugiej – szukamy balansu. Znajdujemy się na nietypowej gałęzi rozrywki, musimy pamiętać o jej korzeniach. Przesunięcie ciężaru tylko na segment sportowy byłoby błędem. Chcemy wykorzystać to, co dobre w sporcie, nie zapominając, skąd wywodzi się e-sport, czyli z czerpania przyjemności z gier komputerowych. Tutaj tylko pewna synergia będzie przynosić pozytywne efekty.

Wczytałem się w różne twoje wypowiedzi z przeszłości. Zauważyłem, że często podkreślasz aspekt edukacyjny. Ma to sens, szczególnie gdy mówimy o takich eventach jak ten w Gdańsku. Pod kątem dojścia  do dzieci i rodziców wybór miejsca wydarzenia był świetny. Plaża, duże miasto, środek lata.

Aspekt edukacji mamy podzielony na dwa segmenty. Pierwszym jest edukacja w obrębie zawodników. Tutaj stawiamy na pokazywanie wzorców: jak stać się lepszym graczem, jak zaplanować sobie karierę, co to znaczy być profesjonalistą. Podam taki przykład… Do naszych działań bardzo mocno staramy się angażować Marcina Gortata, który jest okazem profesjonalizmu i synonimem sukcesu. Poza tym ma know-how, który działa na wyobraźnię. Zawodnicy powinni zdawać sobie sprawę, że dzięki e-sportowi mogą osiągnąć naprawdę wiele w swoim życiu. To nie tylko zabawa. To może być sposób na życie. Nie chcemy zatem pokazywać tylko pięknie opakowanego produktu, ale też wykorzystywać wiedzę merytoryczną, którą mamy i możemy się nią dzielić. Jej zasobów jest mnóstwo, szczególnie z rąk partnerów medialnych i inwestorów.

Drugim segmentem edukacji jest zupełnie inna komunikacja, która opiera się na dotarciu do jak najszerszego grona odbiorców. Wiemy doskonale, że np. osoby po 40. roku życia znajdują się w innym kanale komunikacyjnym, co tyczy się również osób poniżej 25 lat. Różnice istnieją, mamy dane na ten temat. Nasza strategia nie skupia się na tym, żeby działać jednoliniowo tu i teraz. Mamy rozplanowane, co trzeba zrobić za rok, dwa lata i więcej. Każdej grupie z osobna trzeba pokazać, jak e-sport ewoluował.

Edukacja jest bardzo ważna. Poziom wiedzy polskiego społeczeństwa o gamingu względem tego, jak się rozwinął, jest dość niski. Mówiąc wprost, ten segment rozrywki jest traktowany z przymrużeniem oka. To wręcz zdumiewające, jak bardzo to widać. Dzisiaj nawet prostymi informacjami potrafimy zaskakiwać wiele osób, a trzeba pamiętać, że musimy walczyć z negatywnymi stereotypami. W dużej mierze łatki, jakie przypięto e-sportowi, są nieprawdą.

Wiem, jaki problem był z postrzeganiem sportu 20 lat temu, a jak jest teraz. Mogłem zaobserwować, jak to się zmieniało. Ludzie zaczęli rozumieć, ile płynie z tego korzyści. Albo że zaczęli doceniać facetów biegających za piłką, przestali traktować po macoszemu. Wzrosła też wiedza zwykłych kibiców o taktyce, przygotowaniu fizycznym i wielu innych aspektach. To się rozrastało, stawało się coraz bardziej powszechne. Taka sama droga czeka e-sport.

Myślałeś o tym, żeby kiedyś zająć się projektem stricte związanym ze sportem? Czy zabrnąłeś już za daleko w e-sport, żeby coś takiego mogło wejść w życie?

Przyznam szczerze, że nie zastanawiam się nad tym zbyt często. Mój focus zawodowy znasz, tutaj myślę o ciągłym rozwoju. Ale ja naprawdę mocno wierzę w to, że dziedziny, o których rozmawiamy, w perspektywie 5-10 lat będą żyły obok siebie. To znaczy: większość projektów globalnych i regionalnych będzie wymagała synergii sportu z e-sportem. Wyobrażam sobie, że igrzyska olimpijskie czy wielki turniej piłkarski będą miały swoją odnogę właśnie w tym świecie. Moim zdaniem to musi się zadziać. Nie wiemy jeszcze, w jakiej formie, bo żyjemy jeszcze w czasach, kiedy obie branże ze sobą konkurują. Jedna nie chce, żeby druga za dużo zyskała. Ale to się zmieni.

Z drugiej strony e-sportowcy też potrzebują sportu tradycyjnego. Jeśli chcesz być profesjonalistą, musisz trenować fizycznie. Nie masz wyjścia. Spójrzmy na to, jak trenuje Jarek Jarząbkowski („pashaBiceps”), który jest fenomenem dającym przykład innym.

Wracając do twojego pytania, nie myślę o tym, żeby wrócić do sportu tradycyjnego. Ale uważam, że e-sport potrzebuje osób, które rozumieją obie strony. Mam u boku osoby, choćby Olę Marciniak czy Radka Wójcika, które wcześniej liznęły sporo sportu podobnie jak ja. To bardzo ważne. I wiesz, zawsze będę powtarzał, że wbrew pozorom nie ma bardzo dużej różnicy między piłkarską Ekstraklasą a Polską Ligą Esportową.

Wspomniałeś o Marcinie Gortacie. Wykorzystywanie jego wizerunku w e-sporcie może się podobać, bo jest przede wszystkim wiarygodne. On, jak różni influencerzy, rzeczywiście obcuje ze światem gier komputerowych. Nikt nie musi podrzucać im pada do ręki, żeby zrobili sobie z nim zdjęcie.

To jest podstawa. U nas nie ma sztuczności, nie ma pompowania balonika. Mamy w swoich szeregach ludzi, którzy są mistrzami w danej dziedzinie. Oni też pokazują, że we wkraczaniu na pułap mistrzowski e-sport wcale nie jest czynnikiem przeszkadzającym. Ba, może nawet pomóc. Jan Błachowicz powiedział nam, że gaming jest prawdopodobnie dłużej w jego życiu niż sport. Gry komputerowe pozwalają mu dzisiaj się odstresować przed walkami, jego głowa się relaksuje. Kolejnym przykładem jest Paweł Fajdek, który odwiedził nas ostatnio w Gdańsku. Paweł nie kryje, że jest fanem gier i lubi rywalizację w cyberprzestrzeni. Zamiast oglądać filmy na Netflixie, po prostu poświęca czas na gry.

No i Marcin Gortat, który jasno komunikuje, dlaczego znalazł się w świecie e-sportu. Taki sportowiec ma życie po życiu, zdecydował związać je ze światem, w którym też rządzi sportowa rywalizacja. To jest wysoki poziom zaangażowania, umiejętność radzenia sobie ze stresem, znoszenie porażek i zwycięstw, zasady fair play. To wszystko tutaj funkcjonuje i przyciąga wiarygodne osoby, które z tymi wartościami mają coś wspólnego. Cieszy mnie swoją drogą, że wymieniliśmy tylko trzy postacie, bo ich jest przecież więcej.

Wymieniłbym jeszcze „Łozo”, który sportowcem nie jest, a też wpisuje się w ten schemat.

Tak, Wojtek też jest fanem gier, tylko że pokazuje ich inne walory w porównaniu do wcześniej wymienionej trójki. On kładzie nacisk na społeczność graczy, na zaangażowanie ludzi, rozmowy z nimi. Wojtek uwydatnia element socjalny, towarzyski. Zresztą jest towarzyskim człowiekiem i doskonale wie, jak to wszystko działa w branży muzycznej i telewizyjnej.

Sumując te przykłady, dla nas jest to kluczowa kwestia. Chcemy pokazywać postacie, który odniosły w życiu jakiś sukces, a jednym z jego elementów jest gaming. Fajnie, że nie ma strachu przed przyznaniem się do takich sympatii. Bo wcześniej to był pewien problem. Znane osobistości wolały nie mówić o grach przez obawę, że ludzie zaczną posądzać o marnowanie czasu, że przypną negatywną łatkę. To oczywiście byłaby nieprawda. Mamy na ten temat ciekawe dane, którymi się dzielimy. Rok temu w czasie pandemii przeprowadzono nawet takie badania na ponad 35 tys. uczniów ze szkół z każdego województwa. One mówią jasno, jak ważny jest gaming dla dzieciaków i ile można czerpać z niego korzyści. Od rozwijania socjalnych relacji po różne zdolności. Oczywiście pokazuje też zagrożenia, które musimy doglądać. Na dobrą sprawę zostawienie tej dziedzinie samej sobie nie doprowadzi do niczego dobrego. Trzeba być czujnym.

My nie mówimy jako PLE, że e-sport i gaming to samo dobro. Że trzeba rzucić wszystko i zacząć grać. Nie o to chodzi. Pokazujemy pełną paletę, mówimy o dwóch stronach medalu, bo tylko tak w zadowalający sposób zwiększy się poziom świadomości społeczności. Wszelkie zakłamania czy niedomówienia nie wpłynęłyby dobrze na odbiór tej branży.

To ważne, żeby ludzie niekojarzeni z grami przyznawali się do tego, że grają. Mi samemu zdarza się odpalić Counter Strike’a zamiast obejrzeć mecz Ekstraklasy.

Nasza branża na to pozwala, bo ma zróżnicowaną ofertę dla różnych grup wiekowych. Warto podkreślić, że dzisiaj jesteśmy w stanie przewidzieć ewolucję gracza komputerowego. Przewidzieć, na jakim etapie życia gra w daną grę, żeby później pójść dalej i wybrać coś nowego. To fascynujące. Nieważne, czy masz 20, 40 czy 60 lat – zawsze znajdziesz coś dla siebie. No i też nigdy nie jest za późno, żeby zacząć, tak samo jak ze śledzeniem sportu tradycyjnego. Wiele osób ma uprzedzenie, że rzeczy związane z e-sportem mogą być na progu wejścia niezrozumiałe. Ale na swoim przykładzie mogę potwierdzić, że wraz z biegiem czasu wiedza rośnie. Trzeba tylko dać szansę. Tutaj też można przeżyć wiele fajnych emocji, co wiedzą doskonale ci, którzy kilka lat temu kibicowali polskiej ekipie Virtus.pro na największych turniejach.

Odnosząc się jeszcze do tego, o czym wspomniałeś: gry dają do siebie łatwiejszy dostęp. Osoby z niepełnosprawnościami mogą mieć większy problem z uprawieniem sportu niż e-sportu, choć oczywiście to zależy od tego, z czym człowiek musi się zmagać. Inną kwestią są warunki atmosferyczne, które nie zawsze sprzyjają komuś, kto chce pograć w piłkę. Kiedy za oknem pada śnieg i jest -15 stopni, łatwiej sięgnąć po gry komputerowe. One służą wtedy za substytut niezależnie od pory dnia, niezależnie od okoliczności. Pokazała to pandemia koronawirusa, która nie spowolniła rozwoju e-sportu. Jasne, pojawiły się ograniczenia, eventy były bez kibiców, ale i tak się nie zatrzymywaliśmy.

To wszystko fajnie brzmi, ale trudno będzie walczyć z ludzkimi uprzedzeniami, szczególnie tymi w starszych pokoleniach. Grom bardzo łatwo przypisuje się hasło „uzależnienie”, przez co może cierpieć odbiór całego świata e-sportu.

Nie odcinamy się od tego. Pokazujemy zagrożenia, jakie mogą wyniknąć z nadużycia grania w gry. Poza tym na tę kwestię mam zawsze jedną odpowiedź: nie ma chyba takiej dziedziny życia, która nie mogłaby doprowadzić do uzależnienia. Tutaj kluczową rolę zawsze odgrywa zdrowy rozsądek i podejście rodziców. Jeśli dziecku nie pokaże się w merytoryczny sposób, co jest dobre a co złe, i zostawi z komputerem, to złe efekty pojawią się właściwie zawsze. Ale taką samą sytuację możemy mieć w przypadku oglądania filmów na Netflixie czy słuchania muzyki. Gaming nie jest wyjątkowy, nie ma większych skłonności, żeby szerzyć uzależnienia. Im więcej starań dołożymy jako rodzice, np. umiejętnie angażując dziecko również w aktywności fizyczne, tym rzadziej będziemy doświadczać negatywnych obrazków.

Kiedy ktoś mi mówi, że dziecko i może przyszły profesjonalista nabiera wadliwej postawy, psuje wzrok, kiedy gra w gry, to zawsze wyciągam mój ulubiony przykład. Jak jest z zawodem księgowej? Czy siedzenie przed komputerem po 8-10 godzin w takiej pracy jest już okej? Społecznie przyjmujemy, że jest to akceptowalne i przynosi korzyści. Granie, mimo że też może być dochodowe – już nie. Analogii można znaleźć mnóstwo, a na koniec dnia tym, co nas uratuje, jest zdrowy rozsądek.

Wydaje mi się, że nie ma takiej rzeczy, która mogłaby PLE powstrzymać w rozwoju.

Bardzo twardo stąpamy na ziemi. Nie mamy poczucia, że wykonaliśmy swoją pracę i możemy odlecieć. Zresztą cała nasza rozmowa kręci się wokół tego, co zamierzamy robić w perspektywie lat. Nie patrzymy w tył, żeby chełpić się tym, co już zrobiliśmy. Możliwości są spore, są wręcz nieograniczone, co motywuje nas do ciężkiej pracy. Jesteśmy na początku drogi i nie odkryliśmy wszystkich kart. W lipcu minął nam dopiero rok działalności. Zależy nam na profesjonalizacji i wprowadzaniu rzeczy nieoczywistych. Mówiąc wprost, chcemy ludzi zaskakiwać, co wcale nie jest takie proste. Ba, ciągłe wprowadzenie czegoś nowego jest wręcz najtrudniejsze w prowadzeniu jakichkolwiek rozgrywek. Dlatego niezmiernie mnie cieszy, że społeczność graczy nas wspiera.

Podejście typu „sky is the limit”.

Dodałbym „ciężka praca popłaca”. Trzeba rozumieć, że nic nie przychodzi za darmo. Nie tylko w naszej branży, ale ogółem w życiu. Taki przekaz chcemy nieść swoimi działaniami.

Fot. ple.gg/Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Esport

Komentarze

12 komentarzy

Loading...