Reklama

Osiem historii o Dinamie, przez które trudno mu kibicować

redakcja

Autor:redakcja

10 sierpnia 2021, 10:26 • 11 min czytania 189 komentarzy

Rozumiemy kibiców z różnych polskich miast i miasteczek, którzy niekoniecznie kibicują polskim klubom w europejskich pucharach. Nikt nie chce, by rywal zbyt daleko odjechał, nikomu nie zależy, by liga stała się wyścigiem jednego konia. Dodatkowo fan Zagłębia Lubin pewnie nie trzyma kciuków, by wrocławski rywal zza miedzy umacniał się finansowo i organizacyjnie. Natomiast trzeba przyznać, że dość sporym wyzwaniem jest kibicowanie akurat takiemu klubowi jak Dinamo Zagrzeb. I mamy na to osiem całkiem przekonujących argumentów. 

Osiem historii o Dinamie, przez które trudno mu kibicować

Dinamo oczywiście bywa opisywane – i to zgodnie z prawdą! – jako fantastyczny ośrodek szkoleniowy, rokrocznie wypuszczający w świat nowe talenty. Bywa opisywane jako klub sprytnie zarządzany, gdzie udaje się często wyłapać na wczesnym etapie talent z dowolnego regionu Chorwacji, by potem diamencik doszlifować i wypuścić w świat. Natomiast trzeba zawsze pamiętać, że Dinamo przede wszystkim stało się hegemonem, którego sukcesów momentami mieli dość nawet… kibice Dinama Zagrzeb, zarzucający własnym włodarzom korumpowanie wszystkich dokoła.

Legia wygra z Dinamem Zagrzeb? Kurs 2.90 u Fuksiarza

POWÓD PIERWSZY – LOKOMOTIVA ZAGRZEB

Zaczynamy od razu z grubej rury, bo to też jest najbardziej czytelny, najbardziej bezczelny fragment czasów Zdravko Mamicia. Do oceny samego Mamicia jeszcze przejdziemy, natomiast już teraz musimy wspomnieć jego słowa o Lokomotivie Zagrzeb. Otóż właściciel Dinama określał Lokomotivę mianem klubu braterskiego. Oczywiście, takie szlachetne relacje w zepsutym świecie futbolu nadal się zdarzają, ale trochę mniej romantycznie robi się, gdy zaglądamy za kotarę.

A tam Lokomotiva jest (czy raczej była) zwyczajną filią Dinama, którą w dodatku łączą (łączyły) z gigantem nie do końca wyjaśnione unie personalne. Którym patronował oczywiście Zdravko Mamić. W szczytowym okresie piłkarze przechodzili do Lokomotivy ze wszystkich możliwych roczników Dinama. Klasyczny stał się scenariusz – szkolenie w Dinamie, pierwsze seniorskie kroki w Lokomotivie, dwa sezony w Dinamie i gruby transfer do mocniejszej ligi. Lokomotiva oczywiście na tym specjalnie nie zarabiała, ale z drugiej strony – dostawała perełki do ogrania, trudno kręcić nosem na taki deal.

Reklama

Problem polegał na tym, że Lokomotiva i Dinamo… grały w tej samej lidze. Jak wyliczył portal createfootball – wymieniły na przestrzeni trochę ponad dekady łącznie 144 zawodników, współpracując tak zażyle, że momentami Loko mogło stanowić zespół rezerw Dinama. Problem pojawiał się przy analizie wyników bezpośrednich meczów Dinama i „Dinama 2”. Od 2009 do 2017 roku oba kluby rozegrały 27 meczów. Dinamo wygrało 26. Można oczywiście to wszystko uznawać za przypadek, ale na przełomie 2017 i 2018 roku zaczęły się poważne problemy z prawem Mamicia.

Od tej pory zdecydowanie spowolniony został proceder wymiany piłkarzy pomiędzy klubami, zarówno drenażu talentu przez Dinamo, jak i ogrywania wypożyczonych  perełek w barwach Lokomotivy. Na 14 rozegranych w tym czasie gier, Dinamo wygrało 9, Lokomotiva odniosła aż 3 zwycięstwa (na trzy w całej historii wspólnych meczów w lidze chorwackiej).

Czy można wiązać ograniczenie wpływów Mamicia w Zagrzebiu z rozluźnieniem współpracy na linii Dinamo-Lokomotiva z równoczesnym wyrównaniem wyników w derbowej rywalizacji? Nie wiemy, ale się domyślamy.

POWÓD DRUGI – EDUARDO DA SILVA

To ładnie brzmi – dobrze rozwinięta siatka skautingowa. Gorzej, gdy okazuje się, że to rzeczywiście siatka, w którą piłkarzy się łapie, i to od razu niemal na dożywocie. Eduardo da Silva to ta historia, która bywa najczęściej przywoływana jako dowód na dość parszywe zachowania klanu Mamiciów i całego Dinama Zagrzeb. Otóż mamy do czynienia z bardzo utalentowanym Brazylijczykiem, który trafia do Chorwacji już jako 16-latek. To dla niego spełnienie marzeń o Europie – z europejskimi zarobkami i europejskimi perspektywami. Mamić jest dla niego jak troskliwy ojciec – organizuje mu całe życie, planuje karierę, jest w stanie nawet przyspieszyć pewne procesy w kwestii szybkiego otrzymania europejskiego obywatelstwa. Eduardo z miejsca wskakuje do młodzieżowej reprezentacji Chorwacji, później gra dla Vatreni także jako senior.

Legia awansuje (możliwa dogrywka i rzuty karne) – kurs 2.00 w Fuksiarz.pl

Problemy zaczynają się w momencie, gdy Eduardo poznaje w komplecie dokumenty, które podpisywał nastolatek. Wśród nich znalazł się prawdziwy cyrograf, według którego Brazylijczyk miał nie tylko płacić stałą prowizję dla swoich menedżerów, w tym Zdravko Mamicia, ale działkować się z nimi nawet… po odejściu z Dinama, w dodatku wszystkimi zarobionymi pieniędzmi, także tymi z kontraktów reklamowych. Cała historia znalazła finał w sądzie, gdzie Eduardo udał się mocno sfrustrowany odpalaniem kolejnych setek tysięcy dolarów człowiekowi, który od dawna nie miał już nic wspólnego z jego karierą.

Reklama

Sąd uznał racje piłkarza, dzięki czemu Eduardo nie musiał się dzielić zarobkami z Legii Warszawa z człowiekiem, którego poznał dwie dekady wstecz. Natomiast cała historia Eduardo dość dobrze pokazuje, jak działał Mamić. Gdy zakochał się w piłkarzu, był w stanie zorganizować dla niego nawet miejsce w reprezentacji, niezależnie od narodowości. Ale wiązało się to też z niezbyt eleganckim dojeniem. Dojeniem, na które nie wszyscy się zgadzali.

POWÓD TRZECI – KRANCJAR, KRAMARIĆ, TOMECAK

W którymś z tekstów na temat Dinama i familii Mamiciów przywołaliśmy kultowy cytat z Ojca chrzestnego, dotyczący największego problemu z mafią na Sycylii. Chodziło o przedłożenie kontaktów, lojalności i umocowania towarzyskiego ponad talent, umiejętności czy ambicje. Z dwóch kandydatów na najmniej eksponowane stanowisko zawsze pracę dostawał nie lepszy, bardziej kompetentny i gotowy do wyzwania, ale ten bardziej lojalny wobec lokalnego dona. A przecież im wyższe stanowisko, tym ważniejsza lojalność, tym mniejsza rola faktycznych zalet.

Nie chcemy iść w tym kierunku za daleko, ale fakty są następujące: jest bardzo, bardzo trudno zrobić w Chorwacji karierę omijając Dinamo. A być może jeszcze trudniej jest zrobić karierę, wkraczając z Dinamem na wojenną ścieżkę.

Najgłośniejsze przykłady to właściwie dwa rożne pokolenia. Ivan Tomecak, rocznik 1989, dziś już można napisać – zmarnowany talent. Zmarnowany również przez to, że zamiast miarowo rozwijać się w Dinamie, wyleciał na kopach do Rijeki, skąd wyjazd w logicznym kierunku był oczywiście o wiele trudniejszy niż ze stolicy. Niko Krancjar? Rocznik 1984. Po widowiskowej kłótni z Mamiciami zamienił Dinamo na Hajduk Split, śmiertelnego rywala, co zostało przyjęte jako wypowiedzenie Mamiciom wojny.

No i wreszcie Andrej Kramarić. Rocznik 1991, chłop, który podobnie jak Krancjar dziesięć lat wcześniej, wypowiedział wojnę układom ze stolicy. Reguły działania były dość proste. Zdravko Mamić, właściciel klubu, proponował młodym piłkarzom usługi Mario Mamicia, menedżera, a prywatnie syna Zdravko. Szczegóły kontraktowe dogadywał wieloletni dyrektor sportowy, Zoran Mamić, prywatnie brat Zdravko. Młody zawodnik oczywiście mógł wybrać innego menedżera, ale czy na pewno wówczas nadawał się do prestiżowej akademii i mocnego zespołu Dinama Zagrzeb?

Nie trzeba być psem gończym, by wyniuchać tu spore pole do nadużyć, zwłaszcza, że przecież Mamić miał też swoje wpływy w HNS, chorwackim związku piłkarskim, który zajmował się również młodzieżowymi reprezentacjami. W praktyce mogłeś rozwijać się z Mamiciami, albo nie rozwijać się w ogóle. Kramarić mówił o tym otwarcie, bo też Kramarić był gościem, który się na „proponowaną ścieżkę kariery” nie zgodził.

Oczywiście, że czułem rozgoryczenie, w końcu Dinamo to był klub, o którym marzyłem od dziecka. Ale wyszedłem z całej sytuacji z uśmiechem na twarzy, sam wypracowałem własny sukces – opowiadał Kramarić dla Guardiana. Jego historia wygląda tak: najpierw odmówił podpisania cyrografów z familią Mamiciów, które były wówczas na porządku dziennym. Piłkarze byli zobowiązani dzielić się zyskami z menedżerami, w umowach znajdowały się też zapisy dotyczące prowizji przy ewentualnych transferach. Kramarić odmówił współpracy, więc… wylądował w Klubie Kokosa. Mimo oczywistego talentu, dostawał coraz mniej i mniej szans na grę, a gdy jasno powiedział, że jego zdaniem ograniczone minuty są powiązane z brakiem zgody na klubowe układy – został wystawiony na listę transferową.

Kupiła go Rijeka, z którą wygrał Puchar Chorwacji i Superpuchar Chorwacji oraz zapracował na transfer do Leicester City. Potem zresztą Rijeka zdetronizowała po latach dominacji Dinamo, a sam Kramarić został wicemistrzem świata. Brakowało tylko komentarza Włodzimierza Szaranowicza: „że można w życiu wygrać ewidentnie bez układów”.

POWÓD CZWARTY – DAMIR VRBANOVIĆ, CZYLI CO ŁĄCZY DINAMO I HNS

Tutaj bazujemy wyłącznie na krótkich, pozornie niepowiązanych ze sobą faktach. Zdarzało się, że UEFA zwracała uwagę na zachowanie czy to włodarzy Dinama, czy samego Dinama. Oskarżony o rasizm był chociażby sam Zdravko – na przykład wówczas, gdy pomstował na ministra sportu, serbskiego pochodzenia, że „najważniejszym departamentem nie może kierować anty-Chorwat”. Scenariusz był zazwyczaj ten sam – ciężar ukarania krnąbrnego właściciela brała na siebie federacja, a potem okazywało się, że sprawa zostaje umorzona.

Nikt jasnych dowodów na współpracę działaczy HNS z rodziną Mamiciów nie przedstawił, ale sporo mówi opowieść Damira Vrbanovicia. W sumie opowieść to duże słowo, bardziej historyjka. Otóż Vrbanović pracował w chorwackim związku piłkarskim, w którym wykazał się na tyle, że przeszedł do Dinama Zagrzeb. W stolicy tworzył imperium ramię w ramię z familią Mamiciów, ale tylko do 2012 roku – gdy wrócił do związku w charakterze dyrektora wykonawczego. Już wcześniej był zresztą wiceprezesem HNS, a przy okazji pozostawał również wysoko w strukturach UEFA.

Wszystko zmieniło się w 2020 roku, gdy utracił wszystkie stanowiska w związku z wyrokiem trzech lat więzienia za oszustwa z czasów pracy dla Dinama. Czy łatwiej byłoby te oszustwa obnażyć, gdyby dyrektorem wykonawczym i wiceprezesem HNS był ktoś inny, niż człowiek za oszustwa współodpowiedzialny? Istnieje taka możliwość. Zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie najbardziej haniebny mecz.

POWÓD PIĄTY – PAMIĘTNE PRZEKRĘCENIE AJAKSU

– Co wy tam palicie, Stopczyk?

– Ja Radomskie, ale jak pan major woli, to Franz ma Camele.

Mniej więcej tak wyobrażamy sobie dialogi UEFA z HNS w okresie prowadzenia śledztwa dotyczącego tego meczu. Sytuacja po piątej kolejce Ligi Mistrzów w sezonie 2011/12 wyglądała dość klarownie: Real Madryt wygrał wszystkie mecze w grupie i było wysoce prawdopodobne, że wygra także w ostatniej kolejce z Ajaksem Amsterdam. Dinamo Zagrzeb przegrało wszystkie mecze w grupie i było wysoce prawdopodobne, że przegra także w ostatniej kolejce z Lyonem. W bezpośrednich spotkaniach Ajaksu z Olympique padły dwa remisy 0:0, więc o wszystkim miały zadecydować gole.

Ajax mógł się czuć bezpieczny – gole 6:3 to okazały wynik na tle 2:6, które przed finałowymi meczami miał Lyon. Francuzi musieli odrobić w 90 minut sześć goli, przy założeniu, że Real wygrywa jedną bramką.

Ich spotkanie z Dinamem było najdelikatniej rzecz ujmując farsą. Do przerwy Real prowadził 2:0, Lyon przegrywał 0:1, wobec czego potrzebne było siedem goli Francuzów. A skoro potrzebowali siedmiu, no to trzeba było dostarczyć siedem. Przy niektórych obrońcy Dinama nawet się specjalnie nie kryli. Na koniec jeszcze Real strzelił rozbitemu psychicznie Ajaksowi na 3:0, „cud” stał się faktem. Mogło się zdarzyć wszędzie, zawsze, każdemu. Zdarzyło się akurat klubowi Mamicia.

POWÓD SZÓSTY – CROATIA ZAGRZEB

Swoją drogą, w Dinamie „skażony” jest nawet kamień węgielny. W latach dziewięćdziesiątych zaczęło się tak naprawdę to całe pupilkowanie, którego mocnym wyrazem było przemianowanie Dinama. Na fali narodowych nastrojów po odzyskaniu niepodległości zadecydowano, że stołeczny klub będzie po prostu Chorwacją Zagrzeb. Croatia nie do końca przyjęła się wśród fanów, ale doskonale obrazuje klimat, w jakim wjechał do klubu Mamić. Co prawda rzutki biznesmen na starą nazwę jeszcze się nie załapał, ale w Chorwacji zdecydowanie była wielka potrzeba budowy mocnego zespołu, który umocniłby niepodległościowe nastroje.

A skoro była potrzeba i był człowiek, który wiedział jak to zrobić – czemu mu nie pomagać, czemu mu rzucać kłody pod nogi?

POWÓD SIÓDMY – BEZKARNOŚĆ

Nikt nam nie może nic zrobić, jesteśmy silniejsi niż los.

Taka sympatyczna przyśpiewka zagościła na weselu Mateo Kovacicia. Obecni m.in. Dejan Lovren i Zdravko Mamić, pierwszy przez jakiś czas oskarżony o krzywoprzysięstwo w procesie tego drugiego. Ostatecznie ani Modrić, ani Lovren, ani żaden inny popularny chorwacki piłkarz nie odpowiedział w żaden sposób za znajomość z Mamiciem, ale przyśpiewka nie do końca się sprawdziła. Zdravko za swoje oszustwa, przestępstwa i defraudacje otrzymał wyrok 5,5 roku w więzieniu. Od tej pory ukrywa się w Bośni i Hercegowinie, a ponieważ posiada drugie obywatelstwo – nikt nie jest w stanie go pociągnąć do odpowiedzialności i w efekcie za więzienne kraty.

W sumie… Być może to weselne wycie było jednak prorocze, pomimo wyroków sądowych. Zoran Mamić dostał trochę ponad 4,5 roku, Vrbanović trzy lata.

POWÓD ÓSMY – PO PROSTU MAMIĆ

1992. Ówczesny Prezydent Dinama Zagrzeb uciekał przed Mamiciem przez płot stadionu Maksimira.
1994. Mamić zaatakował delegatów Auxerre.
1995. Zaatakował policjanta w Zagrzebiu, gdy ten kazał mu przeparkować Jaguara. W dniu rozprawy funkcjonariusz już nie pamiętał nic o całym zajściu.
2002. Groził dziennikarzowi Dubravko Susecowi.
2002. Zaatakował dziennikarza Kristijana Toplaka, groził per „zabiję cię”.
2002. Dziennikarzom, którzy pisali o jego procesie, obiecywał śmierć, jeśli jeszcze coś o nim napiszą.
2003 Pobił kulami Mijenjo Mesicia, miejskiego architekta Zagrzebia. Był świeżo po operacji, chodził jeszcze o kulach, ale tak się wściekł, gdy Mesić nie wydał zgody na budowę wieżowca Mamicia, że zaczął go okładać. Po pewnym czasie dostał pozwolenie.
2006. Nazistowskie gesty po zwycięstwie Dinama nad Ekranasem.
2007. Zaatakował dwóch fanów Dinama na lotnisku, wykrzykując rasistowskie teksty. Potem rozebrał się i śpiewał do cygańskiej melodii.
2007. Obmacywał tancerkę w Azerbejdżanie.
2008. Zaatakował dziennikarza Romana Eibla.
2008. Zaatakował dziennikarza Iice Blazicia.
2008. Groził dziennikarzowi Borutowi Sipsowi, cytaty: „rozgniote cie jak kota!”, „rozbiję krzesło na twojej głowie, nieszczery chuju!”.
2010. Groził profesorowi Ivano Siberowi.
2010. Groźby pod adresem ministra Branko Vukelicia.
2011. Musiał być eskortowany przez policje z szatni dla sędziów.
2011. Noc w wiezieniu za incydenty w meczu Dinamo – Malmo (zamieszanie na trybunach).
2011. Rasistowskie teksty pod adresem Vahid Halilhodzicia.
2012. Rasistowskie teksty pod adresem Zelijko Jovanovicia, ministra sportu i edukacji.
2014. Po wygranym meczu z Hajdukiem, poszedł na miejsca zajmowane przez tamtejszych vipów i zaczął taniec radości. Od razu zamieszanie i bójka.

A to tylko wycinek z tekstu Leszka Milewskiego z 2014 roku. Potem przecież Mamić wystąpił na okładce jednego z najważniejszych sportowych dzienników z podpisem „Organizacja przestępcza Dinamo”, potem jego współpracownicy i on sam dostawali wyroki za szalone lata budowy swojego imperium, potem było to ukrywanie się w Bośni i Hercegowinie.

Trudno jest w lidze chorwackiej kibicować komuś innemu niż Osijek, Rijeka czy Hajduk, najmocniej zagrażającym pozycji Dinama. I trudno jest dzisiaj kibicować komuś innemu niż Legia. Nawet z pozycji kibica innego polskiego klubu.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

189 komentarzy

Loading...