Reklama

Szczepański: – Byłem sam. Jeździłem na rehabilitację za własne pieniądze

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

08 sierpnia 2021, 14:31 • 7 min czytania 25 komentarzy

– Nie przedłużyłem kontraktu i zaczęły się szpileczki. Na przykład w styczniu mogłem jechać na obóz, miałem zgodę. Jednak dostałem informację, że jeśli nie przedłużę umowy, to na ten obóz nie pojadę. I nie pojechałem. Było dużo takich rzeczy – mówi Miłosz Szczepański z Lechii Gdańsk. Zapraszamy.

Przede wszystkim – jak zdrowie?

Coraz lepiej. Wygląda to bardzo dobrze. Jest do mnie odpowiednie podejście, robię bardzo duży progres. Trenerzy są zadowoleni. Ja również. Powrót na boisko jest bliski. Nie chcę sobie zakładać konkretnej daty, ale niedługo to się na pewno wydarzy. Chciałbym zagrać w ciągu miesiąca, ale zobaczymy, jakie będę robił postępy. Nie ma co się oszukiwać – to kolano było zaniedbane i teraz musimy nadrabiać stracony czas. Ale idziemy w dobrym kierunku, nie mogę narzekać.

Szczepański: – Byłem sam. Jeździłem na rehabilitację za własne pieniądze

Trener Stokowiec mówi, że trzeba odbudować mięśnie.

Tak. Przychodząc do Lechii miałem dysproporcję mięśniową, ale ta różnica jest dużo mniejsza niż miesiąc temu. Cały czas to porównujemy.

Można powiedzieć, że Lechia wyciągnęła do ciebie pomocną dłoń? Nie chcę mówić, że wzięła kota w worku, ale trochę ryzykuje.

Na pewno tak. Chce się odwdzięczyć dobrą grą.

Kontrakt jest długi, więc zaufanie jest spore.

Widzę, że wierzą we mnie. Powiem szczerze – myślałem, że dostanę umowę na rok. Ale jest ta wiara w moje umiejętności i stąd trzyletnia umowa. Trzeba się za to zaufanie odpłacić.

Takiej empatii zabrakło w Rakowie?

Nie chcę nagadywać na mój poprzedni klub, bo jestem wdzięczny paru osobom stamtąd, ale nie wyobrażałem sobie, że tak to będzie wyglądało. Szczególnie te ostatnie pół roku było ciężkie, gdy toczyły się negocjacje w sprawie umowy. Wyglądało to bardzo słabo. Natomiast cóż, nauczyłem się, że jak jest dobrze, to każdy ci poda dłoń, a jak jest gorzej, to o to już trudniej.

Reklama

Jak mniej więcej to wyglądało?

Nie przedłużyłem kontraktu i zaczęły się szpileczki. Na przykład w styczniu mogłem jechać na obóz, miałem zgodę. Jednak dostałem informację, że jeśli nie przedłużę umowy, to na ten obóz nie pojadę. I nie pojechałem. Było dużo takich rzeczy, ale wolałbym wspominać te lepsze okresy. Cóż, te ostatnie pół roku… Niestety, burzliwy okres.

Domyślam się, że warunki finansowe też były gorsze.

Grając w Rakowie byłem podstawowym zawodnikiem i bez kontuzji mogłoby to inaczej wyglądać. Albo nowy kontrakt, albo odejście z klubu na innych warunkach. Raków zaproponował mi umowę, ale taką, że się nie dogadaliśmy. Wiele rzeczy miało na to wpływ.

Raków trochę taki jest, że przez chęć ciągłego rozwoju, odrzuca niektórych zawodników zbyt lekką ręką?

Może być w tym trochę prawdy. Niektórzy zawodnicy są zbyt łatwo oddawani. Ale to sprawa Rakowa, mnie to już nie obchodzi. Chłopakom życzę wszystkiego dobrego. A to, że niektórzy zachowywali się tak, a nie inaczej – ich sprawa. Ja wierzę, że dobro zawsze wróci.

Miałeś inne oferty niż ta z Lechii?

Było ich kilka. Byłem miło zaskoczony. Rok mnie nie było na mapie, a parę klubów się zgłosiło.

Co zdecydowało, że wybrałeś Lechię?

Duży klub, duża szansa rozwoju dla mnie, fajna drużyna oraz sztab. Rozmawiałem z kilkoma kolegami, którzy wcześniej grali dla Lechii i wypowiadali się w samych superlatywach. Wierzę, że wybrałem najlepszą opcję.

Jaka jest pierwsza myśl, gdy dostajesz wyrok w postaci twojej kontuzji? Na początku mówiło się tylko o skręceniu kolana.

Robiliśmy test szuflady i wydawało się, że krzyżowe trzymają i w najgorszym razie będzie tylko uszkodzona łąkotka. Zrobiłem jednak rezonans i spełnił się najgorszy scenariusz. Było trochę załamania, nie wiedziałem, co będzie dalej. Wiedziałem tyle, że długo nie będę mógł grać w piłkę – inna sprawa, że nie sądziłem, że tak długo. Minimum sześć miesięcy musiałem zakładać. Po operacji było już znacznie lepiej.

Reklama

Pierwsze dni to pewnie całkowita załamka.

Tak, pierwsze dni są najgorsze. Odczuwasz ból, nie możesz ruszać nogą. Załamka. Otaczam się jednak dobrymi ludźmi, którzy mnie wspierają i z dnia na dzień wyglądało to coraz lepiej.

W rehabilitacji najtrudniejsza jest monotonia?

Tak. Pierwsze miesiące spędzałem na salce po 5-6 godzin. Codziennie byłem sam ze sobą. Robiłem to samo, najprostsze ćwiczenia, a wtedy nie widzisz kolosalnego progresu. Natomiast musisz to robić, żeby przejść pierwszy etap. Współpracuje też z psychologiem, Rafałem Kubowym. Bardzo mi to pomaga. Mecze, które grałem dobrze na początku 2020 roku, to też jego zasługa. Dał mi wskazówki jak sobie radzić z rzeczami, z którymi sam sobie nie radziłem.

A na co zwracał uwagę w trakcie rehabilitacji?

Mieliśmy wiele tematów do obgadania, rozmawialiśmy co dwa tygodnie. Nie było jednego wiodącego tematu, ale zwracał uwagę, że nie mogę się poddać. Jak zrezygnuję, to przegram.

Było ci trudniej, patrząc „przez okno”, jak dobrze gra Raków?

Chłopakom życzę jak najlepiej, chciałem żeby wygrywali, ale lepiej by to smakowało, gdybym był z nimi. Ja ostatnie pół roku spędziłem sam w szatni. Nie mogłem trenować z zespołem. Byłem odcięty. Nie czułem się tak, jakbym był w drużynie. Trenowałem tylko z Marcelem Żurkiem, który miał uraz. Tak więc praktycznie mnie w szatni nie było.

Kolejna szpilka czy tak musiało być?

Najwidoczniej tak musiało być, ale trochę też szpilka. Trener miał jakąś koncepcję… Bartek od przygotowaniach był potrzebny na treningach, zajmował się z nami dopiero po zajęciach.

Masz żal do Marka Papszuna?

Na temat pana Marka ja się nie chce wypowiadać. Jak mamy o kimś mówić, to tylko dobrze.

Wiem, że to jest ciężka kontuzja, długo się wraca, ale czy ty nie wracasz za długo?

Ja sobie sam zdaję z tego sprawę. Dużo było zaniedbań. Nie tylko u mnie, ale też z innych stron.

Trafiałeś na złych lekarzy?

Nie, to nie ten trop. Operacja była zrobiona bardzo dobrze. Bardziej chodzi mi o rehabilitację. Dużo ćwiczeń wykonywałem na maszynach, które kompletnie mi nie służyły. Dopiero po 7 miesiącach wróciłem do Częstochowy, gdzie przejął mnie trener Bartosz Wojtali zrobiłem duży progres. Niestety gdy okazało się, że nie przedłużam umowy, zostałem zesłany do drużyny rezerw i klub nie przyłożył się do mojej dalszej rehabilitacji. Musiałem jeździć za własne pieniądze do Krakowa. Szkoda, bo zawsze dawałem z siebie wszystko.

Z własnej perspektywy – co zrobiłbyś inaczej, gdybyś mógł cofnąć czas?

Wybrałbym od razu chłopaków z Krakowa, GymMakers. Od samego początku pracowałbym z nimi.

Wracając do czasów jak grałeś w piłkę – jak oceniasz swój debiutancki sezon w Ekstraklasie?

Mógł lepiej wyglądać pod względem liczb, szczególnie jeśli chodzi o bramki. Miałem dużo sytuacji i sporo ich marnowałem. Do tego mógłbym się przyczepić. Natomiast ogólnie gra była solidna, w miarę równa. Gorsze mecze, lepsze, ale podsumowując: na plus.

Nie przerosła cię ta liga.

Myślę, że nie. Było mnie stać na lepszą grę, wiele rzeczy jest do poprawy, ale mimo wszystko dobrze wspominam ten okres.

Nie masz czasem czarnych myśli, że ta kontuzja ostatecznie i tak odbije się na twojej karierze?

Nie mogę tak myśleć. Jeżeli będę myślał, że nic nie osiągnę, to nic nie osiągnę. Ja wierzę w siebie. Wierzę, że mam umiejętności na grę za granicę. Zrobię wszystko, żeby tak było. Teraz jednak jestem w dobrym miejscu, widzę same plusy. Nie mogę narzekać, tylko pracować. Nie mogę się doczekać powrotu.

Gdy masz zajęcia z piłką, to czujesz ją tak samo jak wcześniej?

Na pewno trochę słabiej to wygląda, ale myślę, że z treningu na trening będzie coraz lepiej. Teraz dużo pracuję z piłką. Trenowałem kilka razy z zespołem i nie czułem, żeby piłka przeszkadzała. Ale na pewno jeszcze nie jest tak dobrze, jak wcześniej.

Najlepiej czujesz się dziesiątce, prawda?

Tak. W Lechii jest pod to fajne ustawienie. Mogę też zagrać na ósemce, ale najlepiej jest mi rzeczywiście na dziesiątce.

Bo wiesz – w Gdańsku długo czekają na dziesiątkę z prawdziwego zdarzenia. Pewnie kibice liczą, że taką osobą będziesz ty.

Mam nadzieję. Mamy dobry zespół, zgrywamy się. Jest kilka osób, które mogą zagrać na dziesiątce i dawać asysty. Ale wierzę, że tą osobą będę ja.

 

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
1
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Komentarze

25 komentarzy

Loading...