Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

04 sierpnia 2021, 18:29 • 7 min czytania 26 komentarzy

Już za moment Legia Warszawa wybiegnie na kultowy obiekt Maksimir w Zagrzebiu, gdzie spróbuje wywalczyć sobie drogę do fazy grupowej Ligi Europy, z zachowaniem szansy nawet na fazę grupową Ligi Mistrzów. Niespecjalnie wierzę w powodzenie tej misji, właściwie postawiłem nawet na kuponie zwycięstwo Dinama, ale chciałbym jeszcze przed meczem przejść do usprawiedliwień. Jestem na tyle zapobiegliwy, że zestaw wymówek postaram się zamieścić przed pierwszym gwizdkiem, by były jak znalazł już w przerwie spotkania. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Trzeba sobie zdawać sprawę, z jak trudnego ekosystemu startuje w rozgrywkach europejskich Legia Warszawa i jak odmiennym od niej rywalem jest Dinamo Zagrzeb. Trzeba sobie na każdym kroku przypominać, dlaczego my takiego Dinama nie mamy i pewnie prędko się takiego Dinama nie dorobimy.

Zacznijmy trochę przewrotnie, od Krasnodaru. Dzisiaj pokusiłem się o nieco szerszy opis tego projektu, bo dla niektórych nowy klub Grzegorza Krychowiaka to typowy rosyjski średniak, który nie może się równać z klubami z Moskwy czy z Zenitem Sankt Petersburg – tak wyglądała tabela ubiegłego sezonu, więc tak jest. Nie chcę się powtarzać, że Galicki zbudował 25 boisk i dwa stadiony, że jego konikiem jest akademia, w której zna nazwisko każdego z setek trenujących chłopców. Że Krasnodar powstał w 2008 roku i od tej pory zdołał już solidnie nastraszyć starszych i bardziej doświadczonych rywali, a całkiem niedawno, bo w ubiegłym sezonie, wystąpił nawet w Lidze Mistrzów. Zwróciłbym uwagę na słowa Galickiego.

Gość jest poza układami, na tyle na ile rosyjski oligarcha może pozostawać poza układami. Jego dewiza to „nie narzekać”, a przynajmniej coś podobnego wyjawił w jednym z nielicznych wywiadów. Powiedział dla naczelnego sports.ru:

Czy w tym kraju istnieje pełnia wolności? Prawdopodobnie nie. Ale ograniczenia nie są uciążliwe. Możesz mówić i myśleć, co uważasz za stosowne. Być może niektóre rzeczy są odbierane przez władzę zbyt poważnie. Ale te zasady gry nie są nieuczciwe. Nie są wystarczająco twarde, by ingerować w nasze życia. Jest kilka rzeczy, które są ważniejsze niż pełna wolność. A społeczeństwo jest w wahadle, raz ma tej wolności więcej, innym razem mniej. Dla mnie najważniejsze jest życie w moim kraju. Za wyjątkiem sytuacji, gdy to staje się życiem w obozie koncentracyjnym, jak za Stalina. Wszystko inne mnie nie przeraża, bo nie mogę żyć bez emocji, jakie daje mi życie w moim kraju. Codziennie słyszę rosyjski. Mam tu znajomych i przyjaciół. Wszystko inne jest więc do pokonania. 

Reklama

Te słowa mają kontekst piłkarski, bo Krasnodar wyrósł w pełnej opozycji do silniejszych moskiewskich klubów, mają też kontekst polityczny, bo Galicki jest żywym dowodem na to, że da się zrobić czysto kapitalistyczną karierę od garażu do pieniędzy nawet w tak specyficznych warunkach jak Rosja przełomu wieków. Mają wreszcie kontekst gospodarczy, bo Galicki w wywiadzie wspomina również o wolności gospodarczej. Zrzutki na leczenie? Powinno to gwarantować państwo, płacę duże podatki, by gwarantowało. Państwa nie stać? To niech mi podniesie podatki, zapłacę wyższe.

Wspominam o tym, bo Galicki w teorii mógłby stanąć w pierwszym rzędzie narzekających. On wybudował swój klub sam, z własnych pieniędzy, od zera. Bez politycznych koneksji, wsparcia samorządu, bez Gazpromu. Mógłby stanąć i wymieniać kłody pod nogami. Gdy Roman Abamowicz gromadził fortunę jako naftowy magnat powiązany z Borysem Jelcynem, Siergiej Galicki otwierał sklep za sklepem na rosyjskiej prowincji. Gdy Gazprom obficie sypał dolarami w stronę Zenita Sankt Petersburg, każdy transfer Krasnodaru był opłacany z kieszeni Galickiego. Podczas gdy inne kluby mogły liczyć na wielkie wsparcie od lokalnych władz, Galickiemu nie pozwolono nawet na pakiet kontrolny w Kubani Krasnodar, więc biznesmen musiał zespół zbudować od zera, zaczynając od najniższych lig, kupując grunty i budując na nich, najpierw boiska dla akademii, potem coraz bardziej okazałe stadiony.

Najnowszy, dla rezerw, to siedmiotysięcznik z czarnego hartowanego szkła.

Gdyby ktoś mnie zapytał, czemu Krasnodar jeszcze nie został mistrzem Rosji, odpowiedziałbym – bo nie rywalizuje na rynkowych zasadach. Bo jego rywalem jest Zenit ze wsparciem Gazpromu. Bo musi przepłacać każdego rosyjskiego piłkarza, płacąc mu nierynkowe stawki – a to dlatego, że pompowane pieniędzmi oligarchów kluby same podbijają stawki. Galicki mógłby to wszystko wysadzić w cholerę, kupić sobie Slovan Bratysława i w pięć sezonów zrobić silny europejski klub. Ale to lokalny patriota, po prostu wzrusza ramionami i dosypuje z własnej kieszeni to, co inne kluby w Rosji dostają w prezencie od państwa, od polityków czy od zaprzyjaźnionych z władzą firm.

LEGIA OGRA DINAMO? KURS 5,50 W FUKSIARZU

Zastanawiam się: jak Krasnodar w końcu przegra z Zenitem o włos – a pewnie tak się w końcu stanie, Galicki to cierpliwy człowiek – jak postrzegać będziemy taki wynik? Jeśli skończy z wicemistrzostwem, ustępując o punkt klubowi Gazpromu? Przecież ich się powinno przeliczać w inny sposób, według innej tabeli. „Mistrzostwo Rosji klubów finansowanych przez spółki powiązane z Putinem zdobywa Zenit, mistrzem Rosji prywaciarzy zostaje Krasnodar, gratulujemy obu mistrzom”.

Reklama

W Polsce też oczywiście mamy tego rodzaju problemy, trudno nazwać równą konkurencją sytuację, gdy w obrębie jednej ligi budżet klubu X zasila kilka milionów złotych od gminy oraz kolejne kilkaset tysięcy od spółek skarbu państwa, a budżet klubu Y – niech będzie Bruk-Betu! – to wyłącznie prywatna kasa Bruk-Betu. Natomiast w Rosji jest to odczuwalne tysiąc razy mocniej, nie mam wątpliwości, zwłaszcza po lekturze wywiadów pogodzonego z losem Galickiego.

***

Jak mam zamiar to odnieść do meczu Dinama z Legią? Otóż proszę was wszystkich – nie zapominajmy, że to jest Dinamo Zagrzeb. Największy beneficjent wszystkich patologii chorwackiej piłki ostatnich lat. Pupil stolicy, klub, który wypracował sobie przewagę finansową m.in. dość kreatywną księgowością, który latami po 6 punktów na sezon uzyskiwał w meczach ze swoją filią, Lokomotivą Zagrzeb. Klub, którym latami rządziła (i nadal rządzi z tylnego siedzenia) familia Mamiciów. „Z tylnego siedzenia” w tym wypadku to zresztą – z Bośni, gdzie Zdravko Mamić ukrywa się przed chorwackimi organami ścigania, próbującymi bezskutecznie wtrącić go do więzienia zgodnie z niedawnym wyrokiem. 

Dinamo przewagę nad rywalami wypracowało sobie najpierw odcięciem długów, które naprodukowało jeszcze jako „Croatia Zagrzeb”. Potem z publicznych dotacji oraz wałków Mamicia. Następnie korzystając z wiecznego przymykania oka na Lokomotivę i inne dość szalone triki Mamicia (pamiętne 1:7 z Lyonem w Lidze Mistrzów, gdy zwycięstwo 6 golami premiowało Lyon w walce o awans z Ajaksem Amsterdam). Pierwszym krokiem do skazania Mamicia było zresztą przeniesienie sprawy z Zagrzebia – tak, by nie udało się raz jeszcze ukręcić sprawy już w prokuraturze.

Dinamo to mnóstwo pięknych historii, mnóstwo talentu, mnóstwo kapitalnych zawodników. Ale to też klub, który mógłby występować w słownikach pod hasłem „faworyzowanie”. Łatwo jest się zachwycać akademią, gorzej, gdy uświadomimy sobie, że wielu młodych zawodników miało do wyboru ścieżkę rozwoju proponowaną przez Mamiciów (prezes klubu Zdravko, trener klubu Zoran, menedżer zawodnika – syn Zdravko, Mario Mamić), albo żadną. Łatwo jest się zachłysnąć wyglądem ich gabloty, trochę trudniej, gdy przypomnimy sobie o systematycznym i metodycznym wykańczaniu wszelkiej konkurencji – czasem rynkowymi metodami, czasem z wykorzystaniem koneksji. Przyjrzyjmy się historii, którą opisaliśmy w starszym tekście. Trwa wyścig o tytuł mistrza Chorwacji, stolicy rękawice rzuciła Rijeka. Nadchodził mecz Dinama z Istrą, Zagrzeb potrzebował punktów. No i…

W Istrze do prawdziwych scen doszło w przededniu meczu z Dinamem, gdy Marijo Tot, trener Istry, zarządził, że na mecz z Dinamo da „odpocząć” doświadczonym piłkarzom. Cel wydawał się jasny – odpuszczenie meczu rywalowi, który desperacko potrzebował punktów w gonitwie za Rijeką. Piłkarze oburzeni próbą tak jawnego podłożenia się gigantowi ze stolicy obrócili się plecami do swojego trenera na znak protestu wobec jego decyzji.

– Trener po spotkaniu z piłkarzami miał złamać zawarte z nimi ustalenia i ulec presji przedstawicieli klubu, którzy żądali wystawienia w tym meczu najmłodszych zawodników. Piłkarze zaprotestowali wobec takiego rozwiązania i ogłosili, że na Maksimirze grają bez trenera, nie wpuścili go do autokaru i pojechali do Zagrzebia bez niego – pisze portal net.hr. Na niewiele się to zdało, bo w meczu i tak zwyciężyło Dinamo (trener dojechał na własną rękę, stąd właśnie zdjęcie z obróconymi piłkarzami), ale sami przyznacie – to nie jest normalny ligowy finisz.

Dinamo może z naszej perspektywy wyglądać jak połączenie finansowej przewagi i gabloty Legii Warszawa z akademią Lecha Poznań. Dinamo może z naszej perspektywy imponować występami w Europie, transferowym nosem, wypuszczaniem w świat kolejnych kozackich piłkarzy. Ba, ja nawet nie uważam, że to dzisiaj jakiś szczególnie faworyzowany klub. Ta słynna Lokomotiva zrobiła na Dinamie 4 punkty w 2020 roku, a generalnie poluzowanie przyjacielskich relacji zbiegło się w czasie z wyrokiem dla Mamicia. To nie zmienia jednak faktu, że Dinamo wyrosło nie jak piękny kwiatuszek w różowej doniczce, ale jak pasożyt na zdrowym ciele chorwackiej piłki. Nawet jeśli dzisiaj już nie korzysta tak otwarcie z uprzywilejowanej pozycji, to reprezentant innego systemu walutowego niż którykolwiek z naszych mistrzów.

Wiem, że pewnie podobne wymówki można byłoby zastosować w meczach z Sheriffem czy Olympiakosem, ale to Dinamo jakoś szczególnie gryzie w oczy, zwłaszcza, gdy jest stawiane za wzorzec dla polskich klubów. Wolałbym jednak, by polskie kluby nie były zarządzane przez gości ukrywających się przed ponad 5-letniego odsiadką za liczne szwindle, związane właśnie z tymi klubami.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
7
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
3
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

26 komentarzy

Loading...