Reklama

Lech i polityka transferowa – od ściany do ściany

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

30 lipca 2021, 13:23 • 8 min czytania 52 komentarzy

Trudno szukać konsekwencji w Lechu Poznań. Ostatnio Kolejorz konsekwentny jest tylko w tym, że doszczętnie wkurza swoich kibiców. Natomiast – skoro mamy teraz okienko transferowe – uznaliśmy, że to dobry moment, by poszukać konsekwencji w działaniach transferowych poznaniaków. Poczytaliśmy, posprawdzaliśmy i wniosek mamy jeden. W Lechu od ściany do ściany w kwestiach polityki transferowej. Rewolucja zamiast ewolucji.

Lech i polityka transferowa – od ściany do ściany

To nie jest tak, że Lech wszystko robi źle. Że to klub nieudaczników, którzy czego tylko się dotkną, to na pewno zepsują. Akademia? Topowa w Polsce. Proces wprowadzania młodzieży do zespołu? Klasa, inni mogą się uczyć. Sprzedawanie wychowanków? Nikt w kraju nie może im podskoczyć na ten moment.

Sęk w tym, że Lech nie buduje zespołu pod Centralną Ligę Juniorów, a pod rozgrywki seniorskie. Zatem siłą rzeczy musi sobie kogoś dokooptować do zespołu z zewnątrz. Mówiąc wprost – musi przeprowadzić transfer. A najlepiej kilka. I najlepiej jeszcze kilka co roku. No i tu zaczynają się schody.

Nie chcemy rozwodzić się po raz n-ty nad skutecznością transferową Lecha w ostatnich latach. Napisaliśmy o tym kilkanaście tekstów, spokojnie możecie odszukać w archiwum kilka z nich, niektóre są opatrzone nawet zgrabnymi grafikami. Chodzi nam dziś bowiem o coś innego. A chodzi o to, jak lechici miotają się w tych podejściach do transferów.

Spójność i konsekwencja długofalowo przynosi przecież efekty. Żeby daleko nie szukać i żeby jednak znaleźć jakąś dobrą stronę w Lechu: spójność i konsekwencja w szkoleniu przynosi Kolejorzowi wychowanków, z tych wychowanków pieniądze, a i pojawiają się takie sympatyczne czasy, gdy 1/3 kadry Polski jest zbudowana z gości wychowanych we Wronkach i w Poznaniu. Czyli Lech nawet u siebie w strukturach ma dowód na to, że długofalowe trzymanie się jakiegoś mądrego planu ma sens.

Reklama

Tymczasem w transferach mamy rzuty od ściany do ściany. No bo posłuchajmy chociażby słów prezesów Lecha.

Chcemy ludzi z genem zwycięzcy

Piotr Rutkowski, 2017 rok: – Piłkarz, którego kupujemy, musi mieć doświadczenie, odpowiedni poziom i co istotne – gen zwycięzcy. Barkroth zdobył dwa mistrzostwa Szwecji, Dilaver triumfował w lidze austriackiej i węgierskiej, Gytkjaer w duńskiej i norweskiej. De Marco wygrał Puchar Słowacji. Situm to dwukrotny mistrz Chorwacji. Vujadinović zajął pierwsze miejsce w Bułgarii, a Rakels na Łotwie. Szukamy czempionów.

Wówczas w Lechu królowała polityka „szukamy zwycięzców”. Ona została doprecyzowana, bo wcześniej Lech „szukał liderów”. Czyli ściągał piłkarzy, którzy w poprzednich klubach pełnili rolę kapitanów swoich drużyn. Ale w 2017 roku Lech uznał, że chce sprowadzać ludzi, którzy coś już wygrali i wiedzą z czym się je walkę o mistrzostwo. To był zwrot w podejściu do transferów spowodowany m.in. błędem z Denisem Thomallą. Lech fiasko związane z Niemcem argumentował tak, że chłopak nawet i miał umiejętności na Ekstraklasę, ale zjadła go presja, bo wcześniej grał po jakichś kurnikach, gdzie przychodziło mało osób na trybuny. I gdy już został piłkarzem Lecha, gdy te kilkadziesiąt tysięcy gardeł ryknęło na stadionie, to psychika Thomalli posypała się jak domek z kart.

Zatem w Poznaniu uznali – teraz chcemy liderów, byłych mistrzów, gości wiedzących na czym polega presja walki o najwyższe cele.

Fuksiarz zwraca nawet do 500 zł. Prawdziwy cashback na start bez obrotu już czeka

Czy to się przy pierwszym podejściu sprawdziło? No nie. Lech w tamtym sezonie dojechał do fazy zasadniczej jako lider, a później przy presji walki o mistrzostwo potknął się o własnej nogi w rundzie finałowej. Barkroth okazał się piłkarzem beznadziejnym, Rakelsa szybko odpalono, Vujadinović zasłynął z pokazywania znaku „X” rękoma, de Marco okazał się cennym wzmocnieniem rezerw, Situm zawinął się razem z Bjelica. Podobnie zresztą jak Dilaver. Na dłużej został tylko Gytkjaer – piłkarz świetny na warunki Ekstraklasy, ale piłkarz, którzy odszedł bez żadnego trofeum.

Reklama

Polityka „chcemy liderów” została zatem odstawiona do szafy.

Nie chcemy awanturniczej polityki transferowej

2016 rok, Lech jest właśnie po fatalnym sezonie w lidze. Zwolnił Macieja Skorżę, zatrudnił Jana Urbana. Latem na Kolejorza naciskać zaczęły media i kibice – że to czas głębiej sięgnąć do portfela, że skoro sprzedaje się wychowanków, to warto też te pieniądze reinwestować.

Władze Kolejorza takie głosy uwierały. I prezesi uznali – czas coś tym kibicom odpisać. No i odpisali w otwartym liście, w którym padły takie słowa: – Lech Poznań nie będzie pod wpływem mediów prowadził awanturniczej polityki transferowej, by zwiększając kwoty na transfery, podzielić los Polonii Warszawa czy Widzewa Łódź. 

Ale naciski były tak duże, że trzy, cztery oraz pięć lat później Lech chełpił się tym, że jednak dużo wydaje. Wywiad z Piotrem Rutkowskim z tego roku dla Sportowych Faktów: – Nie chcę rozmawiać o konkretnych nazwiskach. Ale mogę potwierdzić, że w tym okienku wydamy na transfery najwięcej pieniędzy z wszystkich polskich klubów. Zresztą, w ostatnich latach wydawaliśmy z Legią najwięcej, a bywały okienka, że i więcej od nich. Nie jest więc tak, że się szczypiemy o każdą złotówkę.

Czyli „awanturować się nie będziemy, bo skończy się upadkiem”, ale „o co wam chodzi, przecież wydajemy najwięcej w Polsce”.

Teraz głodni

Lech trzy lata temu sparzył się zatem na polityce „gotowych piłkarzy, ogranych w walce o trofea”. Więc uznał, że czas wrócić do sprawdzonych rozwiązań z przeszłości. Chciał ściągać piłkarzy do 24-25. roku życia, z mniejszych lig, z potencjałem, ale też dających jakość tu i teraz.

Jacek Terpiłowski, szef skautingu Lecha, 2019 rok: – Ciągle słyszeliśmy „gdzie są pieniądze za Lewandowskiego, skoro bierzecie zawodników za darmo”. Konsekwencja w sprowadzaniu takich piłkarzy jak Douglas, Hamalainen, Tonew, Rudnevs czy Jevtić. To byli zawodnicy, którzy w 2015 roku w połączeniu z wychowankami dali nam mistrzostwo. A przecież w poprzednich sezonach, gdy zdobywaliśmy mistrzostwo, była potężna krytyka. „Dołożylibyście kilku zawodników za większe pieniądze i bylibyście przed Legią”. Ale poprzednie sezony pokazały, że ta teza – czyli dołóżcie kilku droższych i będzie sukces – się nie sprawdziła.  Postanowiliśmy wrócić do tego, na czym znamy się najlepiej. To moje podejście do skautingu – wyszukiwanie nieoczywistych zawodników.

Tamtego lata do Kolejorza trafili zatem Satka (brak uwag), Muhar, Crnomarković oraz van der Hart.

Cóż, jakby to delikatnie ująć… No, nie sprawdziło się to podejście. Generalnie to nie jest głupi zabieg tak na papierze – ściągasz sobie zawodnika rudnevsopodobnego, on ci strzela 15 goli w sezonie, dajesz go do jakiegoś Strasbourga czy Spezii z dwukrotną-trzykrotną przebitką. Wówczas masz i gościa na dziś, i kasę jutro. Problem jednak polega na tym, że po pierwsze: musisz ściągnąć piłkarza dobrego z potencjałem na bycie bardzo dobrym. A po drugie – skoro masz dużo młodzieży w składzie (wówczas w Lechu Moder, Jóźwiak, Puchacz, Gumny, Kamiński), to dobrze by też było, by ta młodzież miała przy kim wzrastać. A w Poznaniu było tak, że to raczej Muhar uczył się od Modera, a nie na odwrót.

A teraz co?

Biorąc pod uwagę, że Crnomarkovicia w Lechu już nie ma, klub próbuje też wypchnąć Muhara, a za rok wygasa kontrakt van der Harta – możemy dojść do odważnego wniosku, że Lech nie jest zbyt zadowolony z polityki transferowej pod tytułem „względnie młodzi, niekoniecznie zdolni, głodni rozwoju”.

Ale bierzemy też pod uwagę to, jak wygląda obecne okno transferowe w wykonaniu Kolejorza. I, cholera, nie wiemy nawet jak je nazwać. No bo było okienko kapitańskie. Było okienko liderów. Ostatnio okienko młodych obcokrajowców. A teraz? 24-letni Pereira, 31-letni Sobiech, 31-letni Douglas i 27-letni Murawski. Trudno tu znaleźć jakiś wspólny klucz. Może resentymenty, czyli wyłączamy Pereirę i patrzymy na to tak, że Lech ściąga ludzi, którzy kiedyś w Ekstraklasie błyszczeli, później mieli zagraniczne wojaże i teraz mają dać znów jakość? Czyli niejako powrót do filozofii z 2017 roku „ściągamy doświadczonych ludzi z jakością”, ale z drobnymi modyfikacjami.

Oczywiście mamy na uwadze to, że okienko jeszcze trwa. I to też ciekawy casus. Bo wygląda na to, że Lech prowadzi jeszcze dwa lub trzy transfery. Jednym z nich będzie skrzydłowy, drugim obrońca. Jeśli obrońca obskoczy dwie pozycje – lewą stronę defensywy i środek – to Skorża zadowoli się dwoma ruchami. Jeśli tylko lewą obronę, to Skorża będzie chciał jeszcze stopera.

Ale skupmy się na tym skrzydłowym, bo to jest ciekawa sprawa. Nie jest tajemnicą, że Lech robił podchody pod Damian Kądziora. Skorża rozmawiał z piłkarzem, Kądzior był na „tak”, ale Kolejorz nie spieszył się na podbijanie stawki w rozmowach z Eibarem (zaoferował 150 tysięcy euro, Eibar chciał około pół bańki euro). Lech też wyszedł z założenia, że Kądzior będzie opcją rezerwową, jeśli nie wypalą inne ruchy. A te inne opcje, jak podaje Tomasz Włodarczyk z „Meczyki.pl”, to Carlos Mane i Luther Singh. Kądzior nie zamierzał czekać na decyzję Lecha, więc poszedł do Piasta, a Lech uznaje, że Kądziora i tak jakoś mocno nie chciał, bo Skorża chce skrzydłowego w innym typie.

No i teraz przechodzimy do tego, że w sumie ktokolwiek na to skrzydło przyjdzie do Poznania, to i tak będzie porównywany do Kądziora. Bo go znamy – to raz. No i będzie też występował w Ekstraklasie, to dwa, zatem będziemy mieli właściwą oś X do porównywania dorobku Kądziora oraz „gościa, który ma być od Kądziora lepszy”.

Tylko my już znamy to „wolimy X, bo ten będzie lepszy od sprawdzonego już Y”. Teraz za X podstawiamy Kądziora, za Y Mane lub Singha, a jeszcze niedawno za X podstawialiśmy Bohara, a za Y Sykorę. Wyszło na to, ze Lech wolał ściągnąć Czecha, Bohar wyfrunął do Osijeku. I wczoraj Bohar z kolegami wyrzucił Pogoń z pucharów, a Sykora wyrzucił piłkę za płot podczas treningu przy Bułgarskiej.

Czy kolejna zmiana polityki transferowej Lecha przyniesie tym razem oczekiwany skutek? Cholera wie, czas pokaże. Natomiast być może najlepszą filozofią transferową dla Kolejorza byłby taki niecodzienny, odważny i niekonwencjonalny pomysł. Otóż mamy taką propozycję: ściągajcie dobrych piłkarzy. Bo koniec końców nie jest istotne to, czy kot jest biały, czy czarny. Ważne, żeby łapał myszy.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

52 komentarzy

Loading...