Reklama

Manchester City za wszelką cenę nie chce ujawnić, w jaki sposób obchodzi prawo

redakcja

Autor:redakcja

28 lipca 2021, 10:29 • 6 min czytania 24 komentarzy

30 czerwca, dzień po 1/8 finału Euro 2020. Anglia poprzedniej nocy pokonała Niemców 2:0, łamiąc jedną z klątw ichniejszego futbolu. Nic więc dziwnego, że ulice są puste. Puste są także sądy, a w szczególności te, do których dostęp mają tylko wybrańcy. W salach Sądu Najwyższego toczy się tego dnia prawnicza walka. Po jednej stronie Manchester City, po drugiej chęć poznania prawdy. 

Manchester City za wszelką cenę nie chce ujawnić, w jaki sposób obchodzi prawo

Dochodzenie w sprawie łamania prawa przez The Citizens ruszyło ponad dwa lata temu. Sprawa długo jednak leżała w zamrażarce, a przynajmniej na to wyglądało, bo nie informowano o żadnym progresie. Prawnicy współpracujący z angielskim klubem wykonywali kawał dobrej roboty, utrudniając śledztwo od wczesnych etapów. Już na samym starcie próbowano zdyskredytować materiał z „Der Spiegel”, w którym informowano o szeregu nieprawidłowości ze strony Manchesteru City. Część zarzutów dotyczyła bezpośrednio właściciela – szejka Mansoura, mającego zatajać część transakcji.

Spekulowano, że przedsiębiorca w sztuczny sposób zwiększa dochody klubu, zawyżając zyski od sponsorów z ZEA. Wszystko po to, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i obejść warunki Finansowego Fair Play obowiązującego w strukturach UEFA i Premier League.

Doniesienia te były jednak określane jako „wyrwane z kontekstu”. Spekulowano również, że w ich posiadanie autorzy tekstu weszli w wyniku ataku hakerskiego, a cały materiał jest przejawem „zorganizowanej akcji, która ma zaszkodzić dobru klubu”. Sytuacja układała się jednak tak, że chociaż Manchester City zarzekał się w kwestii swojej niewinności, to nie chciał przekazać części materiałów, które były istotne dla śledztwa. Liga postanowiła ich do tego zmusić. Równocześnie interweniowała UEFA. Organizator Ligi Mistrzów postanowił wyrzucić z niej The Citizens na dwa lata, a przy okazji nałożyć na klub 26 milionów funtów kary.

Powód? Ponownie FFP.

Reklama

Czarne chmury zakłębiły się zatem nad Etihad Stadium, ale pomocną rękę wyciągnął w strony klubu lord David Pannick. Przed Sportowym Sądem Arbitrażowym w Lozannie 65-latek dokonał on małego cudu i sprawił, że Manchester City uniknął katastrofy. Cud miał oczywiście swoją cenę – jeden z najlepszych adwokatów na świecie kosztuje 20 tysięcy funtów. Dziennie. Jednakże, biorąc pod uwagę możliwe konsekwencje, Mansour z pewnością nie narzeka na koszta. Co więcej, może być zły na to, że Pannick nie został zaangażowany w sprawę między Manchesterem City a Premier League. To starcie mistrzowie Anglii przegrali.

Za zamkniętymi drzwiami

Klub musi udostępnić dokumenty, których wcześniej udostępniać bardzo nie chciał. W teorii cały świat będzie mógł poznać prawdę o The Citizens i łamaniu prawa przez ich właściciela. W praktyce klub, ale i sama liga, robią wszystko, by do tego nie doszło. Procesy w tej sprawie mają toczyć się za zamkniętymi drzwiami. Dostęp mediów – ograniczony do minimum i obwarowany setką przepisów. Wścibskich gapiów – brak.

Być może udałoby się tę całą sprawę zatuszować i nie urosłaby ona na zachodzie Europy do rangi walki o prawo do wiadomości, gdyby nie postawa sędziów. Do tamtej pory wydarzenia toczyły się po myśli Manchesteru City i Premier League. O szczegółach nikt nie wiedział, nikt nie mógł usłyszeć. Jednakże w marcu 2021 roku, gdy adwokaci obu stron usłyszeli od sędzi Moulder, że społeczeństwo powinno zostać poinformowane, grunt osunął im się spod nóg.

Odbierz najwyższy cashback na start bez obrotu w Fuksiarz.pl!

Jak reagują The Citizens? Mansour znowu ściąga Pannicka. Tym razem pomaga mu również Paul Harris. Duet pracował już przy sprawie Manchesteru City, a wcześniej w pojedynkę zajmowali się sprawami Liverpoolu, Manchesteru United, Chelsea, Tottenhamu lub Arsenalu. Doświadczenie w kwestiach futbolu na najwyższym poziomie mają, lecz szejkowie obawiają się, że to może nie wystarczyć. Na bój w Sądzie Najwyższym wysyłają jeszcze kilku innych prawników. Mają nadzieję, że jedne z najtęższych głów w kraju pomogą im w wywalczeniu oczekiwanych efektów.

Starcie, które miało miejsce 30 czerwca – pod względem wizualnym – wygląda komicznie. – Nigdy nie widziałem tak nierównej sali rozpraw. City użyło ciężkiej artylerii. Lewa strona była zalana togami i eleganckimi garniturami, pracującymi w tym samym odcieniu nieba. Prawa flanka jest praktycznie pusta, jeśli nie liczyć naszego [Daily Mail – przyp.red.] adwokata i przedstawicieli Premier League – pisze Nick Harris, jedyny dziennikarz, któremu otworzono wówczas drzwi.

Pannick niemal natychmiast przechodzi do ofensywy. Twierdzi, że nie jest tutaj, by bronić interesów swojego klienta, lecz by bronić jego prawa do prywatności. Zauważa, że tajność sprawy chce zachować nie tylko Manchester City, ale i sama Premier League nie ma z tym najmniejszego problemu. Najważniejszy punkty jego wypowiedzi dotyczył jednak sędzi Moulder. Lord stwierdził, że jej decyzja w sprawie publikacji wyroków jest błędem.

Reklama

W odpowiedzi słyszy: – Narzekasz na rzeczywistość. To sprawa najwyższego interesu publicznego.

Jeśli Pannick sądził, że i tę sądową batalię uda mu się wygrać, w tamtym momencie jego pewność siebie musiała zadrżeć w posadach. Sir Geoffrey Vos sprowadził go na ziemię. Ani on, ani sir Julian Flaux, ani lord Stephen Males – żaden z tej trójki nie zamierza przychylać się do wniosku Manchesteru City. Argumenty dotyczące zachowania sekretu dla siebie, zaliczają pusty przelot. Można odnieść wrażenie, że sędziowie Sądu Najwyższego walczą o wyższą sprawę.

Czy Manchester City uniknie konsekwencji?

Można zachodzić w głowę, dlaczego The Citizens walczą tak mocno. Przecież większość dotychczasowych wyroków skazujących była dla nich śmieszenie niska. Tutaj rzucili swoje najmocniejsze działa. Lepsze niż wtedy, gdy groziło im wykluczenie z Ligi Mistrzów. Lepsze niż wtedy, gdy Premier League rozwiązywała sprawę ichniejszego FFP.

Sytuacja, w której dane Manchesteru City wyszłyby na powierzchnię ziemi, ewidentnie przeraża włodarzy klubu. Przeraża jednak także samą ligę, bo ta – zgodnie z oświadczeniem Pannicka – również nie naciska na publikację dokumentów. To jeden z tych nieprawdopodobnych przypadków, w których oskarżający brata się z oskarżanym. Jak mocne informacje muszą znajdować się w wyroku sędzi Moulder? Dlaczego Vox, z pewnością nie rzucający słów na wiatr, określił tę sprawę mianem „najwyższego interesu publicznego”? Jakie sekrety może skrywać pozornie błaha sprawa finansowa szejka Mansoura? To pytania, na które trudno odpowiedzieć sobie nie tylko z perspektywy polskiego obserwatora, ale nawet mieszkańca Anglii.

Obawy można mieć także po lekturze orzeczenia sir Juliana Flauxa.

Anglik stwierdził, że „jeśli obie strony arbitrażu sprzeciwiły się publikacji, to ma to pewną wagę. Sąd musi jednak uważać, by nie akceptować tego rodzaju życzeń bez kontroli. Kiedy obie strony zgadzają się, by ukryć coś przed opinią publiczną, wtedy sąd musi być najbardziej czujny”.

Co więcej, sędziowski tercet swoją odmowną decyzję w sprawie wniosku Manchesteru City motywował przede wszystkim zdziwieniem, wynikającym z braku chęci współpracy ze strony klubu. Stwierdzono, że społeczeństwo ma prawo czuć się oszukane, jeśli w ciągu ponad dwóch lat śledztwa nie ujawniono żadnych informacji, a teraz obie strony arbitrażu chcą podtrzymać status quo.

Być może całe rozwiązanie sprawy między Manchesterem City, Premier League, a wymiarem sprawiedliwości będzie trywialne. Jest to jednak tylko gdybanie. Natomiast na pewno dziwią zupełnie różne podejścia każdej ze stron. Dziwi upór klubu, ligi, a także sędziów, którzy dotychczas nie wykazywali się w kwestii The Citizens aż taką zawziętością. Wydaje się, że konsekwencji sprawy nie zdołają uniknąć, niezależnie od tego, jaki będzie jej ostateczny wynik. Nie ulega wątpliwości, że to Mansoura nie ucieszy. Manchesterowi City bardzo zależy na tym, żeby wyrok w ich sprawie pozostał tajny. Bardziej niż na tym, żeby zachować ciągłość występów w Lidze Mistrzów. A to już o czymś świadczy.

Fot.Newspix

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Anglia

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

24 komentarzy

Loading...