Reklama

„W 2. Bundeslidze byłem już zmęczony walką o utrzymanie. Raków walczy o wyższe cele”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

28 lipca 2021, 09:31 • 8 min czytania 4 komentarze

Dominik Wydra po sześciu sezonach w 2. Bundeslidze został piłkarzem Rakowa Częstochowa i zapowiada się na wzmocnienie tego zespołu. Po polsku mówi świetnie, więc nie powinien mieć żadnych problemów z aklimatyzacją. Nie pytaliśmy go, czy czuje się bardziej Polakiem, czy Austriakiem oraz dlaczego od dwunastego roku życia ma tylko austriacki paszport, bo te pytania padły już podczas naszej rozmowy we wrześniu 2019 roku. Teraz 27-letni zawodnik opowiedział, czemu wolał Raków od klubów z Niemiec, Austrii, Chorwacji i Grecji oraz dlaczego w ostatnim sezonie po raz drugi w swojej karierze poczuł gorycz spadku z 2. Bundesligi – wcześniej spadł z SC Paderborn, teraz z Eintrachtem Brunszwik. Zapraszamy. 

„W 2. Bundeslidze byłem już zmęczony walką o utrzymanie. Raków walczy o wyższe cele”
Do trzech razy sztuka z grą w Polsce? Poprzednim razem mówiłeś, że miałeś na wcześniejszych etapach kariery dwie oferty z Polski, które poważnie brałeś pod uwagę.

Tak było, a tego lata już wcześniej otrzymałem konkretną ofertę z polskiej ligi. Czekałem jednak na taki klub jak Raków. Jest tu bardzo dobra drużyna, z którą można grać w europejskich pucharach i walczyć o mistrzostwo. W tamtym sezonie było drugie miejsce i Puchar Polski – to jest właśnie to, czego chcę i właśnie dlatego postanowiłem odejść z 2. Bundesligi. Mogłem tam zostać, miałem oferty, ale powiedziałem sobie, że pora coś zmienić i grać o wyższe cele.

Klub z Polski, który odezwał się przed Rakowem, był ze środka tabeli?

Tak. Nie chcę wymieniać nazwy, to już nieistotne.

Raków wygra na wyjeździe z Jagiellonią? Kurs 2.18 na Fuksiarz.pl

Jakie emocje ci towarzyszą? Zakładam, że to nie jest dla ciebie zwykły transfer.

Na pewno. Mogę walczyć o najwyższe miejsca w lidze z ambitnymi ludźmi, a jak rozmawiałem z rodziną, mówiłem, że najlepiej, żeby z nowego klubu było blisko do Wiednia. Częstochowa spełnia te warunki, to cztery godziny drogi w jedną stronę. Wszystko razem pasowało. Zgłosił się też do mnie austriacki klub grający w pucharach, ale czułem, że to jest ten moment, aby poznać polską ligę i polską piłkę. Myślę, że jest ona trochę inna niż w Niemczech czy Austrii. W ubiegłym tygodniu byłem już na miejscu, zobaczyłem, jak zespół trenuje, jak wyglądają odprawy i tak dalej. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że z trenerem Markiem Papszunem można wiele wygrać.

Reklama
Brzmi to tak, jakby temat pieniędzy przy wyborze klubu schodził u ciebie na dalszy plan.

Oferty, które otrzymywałem, finansowo były na podobnym poziomie. Niektóre trochę lepsze, inne trochę gorsze, ale żadna nie robiła różnicy. Ten punkt faktycznie nie należał do najważniejszych, bardziej liczyły się kwestie ambicjonalne i rozwojowe. Gdy powiedziałem agentowi, że nie chcę zostawać w Niemczech, pootwierały się inne drzwi. Mówiłem o Austrii i wcześniejszej ofercie z Polski, a odzywały się także kluby chorwackie i greckie. Priorytetem była walka o puchary i mistrzostwo, a ewentualna bliskość Wiednia mogła stanowić dodatkowy atut.

Czyli w pewnym sensie trochę zmęczyłeś się 2. Bundesligą? Na tym szczeblu nie mogłeś bić się o tytuł i europejskie przepustki.

Można tak powiedzieć. Awans do niemieckiej ekstraklasy jest niezwykle trudny, ponad połowa ligi co sezon ma takie plany, stawka jest niezwykle wyrównana. Takie HSV już trzeci rok nie może wrócić do elity, mimo że co sezon pompuje się w ten klub duże pieniądze. Chcieli mnie teraz beniaminkowie 2. Bundesligi, ale tam miałbym to samo co w Brunszwiku, czyli granie o te 40 punktów, które powinny dać utrzymanie. Moje ambicje sięgają wyżej. Chcę wygrywać mecze i jednocześnie grać ładną, agresywną, ofensywną piłkę, a nie prowadzić 1:0 i się murować, czekając na ostatni gwizdek. To nie znaczy, że musimy zostać mistrzami. Są w Ekstraklasie kluby myślące o tym samym, z większymi budżetami. Pieniądze goli nie strzelają, ale jak masz więcej pieniędzy, możesz mieć szerszą kadrę na odpowiednim poziomie, co w trakcie sezonu ma duże znaczenie. Trudno jednak nie być pod wrażeniem tego, jaki postęp Raków poczynił przez ostatnie lata i sądzę, że to jeszcze nie koniec.

Mówisz, że w Polsce pewnie gra się trochę inaczej. Czego się spodziewasz po Rakowie i nowej lidze? Jakieś wnioski pewnie zawczasu miałeś.

Obejrzałem z trybun mecz z Piastem Gliwice. To jest właśnie futbol, który chcę grać: agresywny, do przodu, z dyscypliną w tyłach i jednocześnie chęcią strzelania jak najwięcej goli. Na treningach każdy daje z siebie sto procent, a drużyna ma wpojony określony styl. To bardzo ważne, bo bez względu na to, kto danego dnia wskoczy do składu, zawsze będziemy grali tak samo. Kartki czy kontuzje nie są wtedy aż takim problemem. Gdy poznałem Raków od środka, szybko stwierdziłem, że to jest piłka, która mi odpowiada.

Oglądając mecz z Piastem, musiałeś się dobrze bawić.

No w drugiej połowie działy się niesamowite rzeczy. Gdybyśmy stracili gola z karnego na 1:3, mecz mógłby się potoczyć zupełnie inaczej. Na szczęście wygraliśmy. Trener zawsze nam mówi, żeby nigdy nie tracić wiary, bez względu na sytuację na boisku. Bramkarz nas uratował przy tym karnym, a 10 minut później to my już prowadziliśmy. Myślę, że zwyciężyła drużyna lepsza, z lepszym planem na to spotkanie.

Wspominałeś o niewielkiej odległości dzielącej Częstochowę od Wiednia. Czy to znaczy, że rodzina zostaje w Austrii?

Jeszcze dokładnie nie wiemy jak to wyjdzie, ale chyba będzie pół na pół. Żona z córką trochę pomieszka w Wiedniu i trochę w Częstochowie, dlatego nie weźmiemy tu jakiegoś bardzo dużego mieszkania. Szczegóły wyjdą w praktyce. Żona zaczyna się mocniej uczyć polskiego, bo wie, że teraz będzie jej to potrzebne.

Reklama

Fuksiarz zwraca nawet do 500 zł. Prawdziwy cashback na start bez obrotu już czeka

Eintracht Brunszwik dał ci wolną rękę po spadku z 2. Bundesligi?

Miałem w umowie zapis rozwiązujący kontrakt w razie braku utrzymania, więc od 1 lipca byłem wolnym zawodnikiem. Raków nie musiał za mnie płacić.

Spadek Eintrachtu należy traktować jako duże zaskoczenie?

Myślę, że tak. W 28. kolejce wygraliśmy na wyjeździe 4:0 z VfL Osnabrueck, mieliśmy 30 punktów i sądziliśmy, że jakoś dowieziemy utrzymanie do końca. W ostatnich meczach jednak dopadło nas trochę kontuzji, dwóch z pierwszego składu wypadło też przez covid. Zabrakło nam głębi składu, pozwalającej na wymianę kilku zawodników bez utraty jakości. Widać było, że potrzebowalibyśmy jeszcze 3-4 piłkarzy na odpowiednim poziomie.

Czyli przyczyny są inne niż przy spadku z Paderborn w 2016 roku? O tamtym sezonie mówiłeś, że jakość była, ale brakowało fizyczności i waleczności.

Pierwszy skład Eintrachtu był bardzo dobry, nie brakowało mu piłkarskiej klasy. Problem w tym, że od zimy zagraliśmy nim może 6-7 meczów. Przeważnie w nich punktowaliśmy, to nie przypadek. Gdybyśmy mogli częściej wystawiać taki skład, spokojnie byśmy się utrzymali.

Który spadek bolał bardziej? W Paderborn dopiero poznawałeś niemiecki futbol, za to teraz chwilami byłeś nawet kapitanem i ta odpowiedzialność musiała być duża.

Spadek to spadek, obojętnie w jakim klubie i z iloma rozegranymi meczami. Zawsze to boli i zostaje w papierach. Nikt czegoś takiego nie chce. Nam na koniec z powodu kwestii zdrowotnych zabrakło argumentów piłkarskich i tak to się skończyło. Dawałem z siebie wszystko, ale w dwóch ostatnich kolejkach nie mogłem pomóc chłopakom. We wcześniejszym meczu dostałem w kolano i musiałem pauzować. To mnie bolało najbardziej, przyglądałem się, jak ważyły się nasze losy.

W 2. Bundeslidze spędziłeś sześć lat, rozegrałeś w niej 121 meczów. A był czas, w którym liczyłeś, że może uda się przebić do niemieckiej ekstraklasy?

Najbliżej tego byłem wcześniej, jeszcze w Rapidzie Wiedeń. W okienku, w którym zostałem piłkarzem Paderbornu mieliśmy kontakt z Werderem Brema, ale koniec końców temat się rozsypał. Potem poszedłem do Bochum, które zajęło czwarte miejsce i mierzyło w awans. Udało się go wywalczyć dopiero teraz, musieli kilka lat poczekać. Z kolei w pierwszym sezonie w Erzgebirge Aue, gdy dostałem dwa powołania do reprezentacji Austrii, miałem możliwość przejścia do innego klubu z drugiej ligi, z większymi możliwościami i aspiracjami. Nie powiedziałbym jednak, że to na pewno skończyłoby się awansem. Jak wspominałem, 2. Bundesliga jest bardzo wyrównana, a w Aue mieliśmy mocną ekipę. Dobrze zaczęliśmy nowy sezon, tylko wyrzucili nam trenera po trzech meczach, bo pokłócił się z prezesem. Dziwna sytuacja, zwłaszcza że wcześniej w zasadzie wyłącznie ze względu na tego trenera przedłużyłem kontrakt. Może gdybym wtedy poczekał, potem dostałbym lepszą ofertę.

W kontekście reprezentacji Austrii wiążesz jakieś nadzieje z transferem do Rakowa?

Na razie w ogóle na to nie patrzę. Nie wybierałem klubu pod kątem kadry. Tak samo było z Aue, z którego potem zostałem powołany. Możesz się pokazać tylko poprzez dobre mecze, to jedyna droga.

Wiesz już, na jaką pozycję jesteś szykowany? Ostatnie 2-3 lata dzielisz między pozycją stopera i defensywnego pomocnika.

Sądzę, że będę grał jako jeden z trójki środkowych obrońców, ale trener wie, że w razie czego mogę też być „szóstką” lub „ósemką”.

Kogoś z szatni Rakowa wcześniej znałeś?

Nikogo. Wchodzę do zupełnie nowego zespołu, ale nie zakładam problemów z aklimatyzacją. Jestem tu już od soboty, nie ma bariery komunikacyjnej.

Największą bolączką Rakowa jest stadion. Nie odstraszał cię jego widok?

No gdy pierwszy raz podjechałem, było to coś nowego. W Niemczech prawie wszystkie stadiony są na bardzo dobrym poziomie. Fajnie grać przy 40., 50. czy 60. tysiącach widzów jak na Hamburgu, Hannoverze czy Stuttgarcie, ale to nie było teraz najistotniejsze. Najważniejsze, że drużyna jest dobra, każdy wie, co ma robić. A może w przyszłości jeszcze coś się z tym stadionem zmieni na lepsze, kto wie.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

4 komentarze

Loading...