Reklama

„Radomiak jest w stanie ograć połowę ligi”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

23 lipca 2021, 09:39 • 15 min czytania 27 komentarzy

Jest jednym z najdłużej pracujących trenerów w Polsce i autorem dwóch awansów. W Radomiu mówią o nim: najlepszy w historii. W pozostałej części kraju doceniają za to, że preferuje ofensywny, ciekawy dla oka futbol. Dariusz Banasik to debiutant w Ekstraklasie, ale nie chce się z nią rozstawiać. W wywiadzie z nami mówi, że Radomiak może wygrać z połową ligi i wyjaśnia, jak poradzić sobie z przeskokiem do wyższej ligi. Jak zrobił drużynę na awans? Czy w jego sztabie jest jeszcze lepsza atmosfera niż w szatni? Czy kibice faktycznie zatrzymują auta na ulicy, żeby go pozdrowić? Rozmawiamy z trenerem beniaminka przed inauguracją ligi.

„Radomiak jest w stanie ograć połowę ligi”
Cofnijmy się o rok. Radomiak przegrywa baraże, latem doszło do dużych ubytków kadrowych. Co sobie pan myślał przed startem poprzedniego sezonu?

To były takie chwile, że człowiek był trochę zdegustowany. Byliśmy beniaminkiem, mieliśmy fajną drużynę i byliśmy krok od Ekstraklasy. Obawiałem się meczu z Wartą, bo to zawsze był dla nas rywal niewygodny, do tego mieliśmy problemy kadrowe. Powiem szczerze, że nakręciła mnie postawa ludzi z Radomia i kibiców, którzy docenili nasz wysiłek. Po przegranym meczu bardzo miło nas przyjęli. Obiecałem, że w przyszłym roku powalczymy o Ekstraklasę i dotrzymaliśmy słowa. To była porażka, ale zbudowała atmosferę na przyszłość. Stwierdziłem, że klimat do walki o awans jest dobry i z takim nastawieniem ruszyliśmy w nowy sezon. Wymieniliśmy sporą liczbę zawodników, niektórzy mówili, że pozbywamy się piłkarzy, którzy powinni tu zostać, ale stwierdziliśmy, że chcemy mieć jeszcze lepszych zawodników, takich jak Karol Angielski, Damian Gąska, Mateusz Radecki. Może początek na to nie wskazywał, ale potem zespół zaczął funkcjonować i wygraliśmy ligę w dobrym stylu. Jestem szczęśliwy, ale jesteśmy już przed meczem z Lechem, więc teraz trzeba pracować, żeby te sukcesy podtrzymać.

Nie wkradł się lekki niepokój, że może być ciężko powtórzyć taki wynik po tych zmianach? Do pierwszego meczu Radomiak przystępował praktycznie bez ławki rezerwowych.

Zgadza się, ale z doświadczenia wiedziałem jak przygotować zespół. Pamiętam, że zrobiłem to tak, żebyśmy byli świeżsi na pierwsze mecze, bo początek po tych zmianach będzie trudny. W Pucharze Polski wygraliśmy 4:0 z Miedzią Legnica, potem wygraliśmy trzy spotkania ligowe. W meczu z Widzewem byliśmy wyraźnie szybsi, bo nie trenowaliśmy tak mocno. To było zrobione z premedytacją, bo mieliśmy krótką ławkę, wymianę zawodników, więc musieliśmy wejść dobrze w ligę, zebrać trochę punktów, żeby potem było łatwiej. Zwłaszcza że graliśmy „na wyjeździe”, czyli w Pruszkowie. Cieszę się, że to się sprawdziło, ale wiedziałem też, że będzie moment kryzysowy i faktycznie go mieliśmy. Na szczęście udało się z niego wyjść i do końca rundy jesiennej przegrywaliśmy już bardzo rzadko.

4:1 z Widzewem na otwarcie ligi – to pokazało, że dacie sobie radę w tej lidze i was nakręciło, czy trzeba było tonować nastroje, żeby nie odlecieć?

Nie lekceważyliśmy Widzewa, ale na odprawie powiedziałem, że na każdej pozycji mamy lepszych zawodników. Przed sezonem twierdziłem, że Widzew nie będzie się liczył, bo znam tę ligę i wiedziałem, jak to wygląda. Widzew jako beniaminek zapłacił wtedy frycowe, bo grał nieźle, ale ostatecznie ich zdominowaliśmy. Ambicje po takim meczu poszły do góry, ale to tylko jedno spotkanie. W 1. lidze trzeba łapać punkty z każdym: z lepszymi, z równymi, ze słabszymi. My utrzymywaliśmy się w górze tabeli także dlatego, że z zespołami z dołu stawki praktycznie nie traciliśmy bramek, punktowaliśmy. Plan był taki, żeby jesienią zająć jak najwyższe miejsce, być w pierwszej piątce. W następnej rundzie chcieliśmy walczyć początkowo o baraże, a potem o bezpośredni awans. Małym problemem było to, że jesienią mieliśmy zbyt wiele remisów. Na Resovii, Sandecji – te spotkania można było wygrać. Wiosną już praktycznie wszystko wygrywaliśmy.

WARCHOŁY KONTRA SCYZORY. SKĄD SIĘ WZIĘŁA ŚWIĘTA WOJNA RADOM – KIELCE?

Reklama
Udało się też usprawnić pracę defensywy, bo wyglądało to tak, że w pierwszych sześciu meczach Radomiak stracił dziewięć goli, a potem – do końca sezonu – 11.

Nowi zawodnicy musieli się dotrzeć. Bardzo dobrą robotę zrobił nam Raphael Rossi, nie ma co tego ukrywać. Czasami jedna osoba potrafi sporo zmienić. Bardzo dobrą formę złapał też Mateusz Kochalski. W kluczowych momentach potrafił wybronić nam mecz. Poza ŁKS-em nie popełniał błędów. Zespół dojrzał, graliśmy bardzo skutecznie i z tyłu i z przodu.

Co było kluczem w przypadku Mateusza Kochalskiego? Pół roku w Legii pod okiem trenera Dowhania w sezonie 19/20?

Jego forma wzięła się z tego, że zaczął bardzo regularnie grać. Stawialiśmy na niego od drugiej ligi, to u nas się rozwinął. Przychodził do nas jako młody zawodnik, nie chcę zrzucać czegoś na Legię, ale w moim odczuciu w Warszawie w niego nie wierzyli. Stawiali bardziej na Cezarego Misztę, nie do końca uważała go za taki talent. My daliśmy mu kredyt zaufania, dojrzał, ograł się i w tym momencie to kluczowa postać w zespole. W poprzednim sezonie grał od deski do deski, wszystkie mecze. Miewał słabsze występy, zawsze takie są, ale nie myśleliśmy nawet o tym, żeby z niego zrezygnować.

Atmosferę w szatni robiło to, że wielu zawodników spędziło ze sobą tak dużo czasu? Spora część kadry była z drużyną od drugiej ligi, duża część grała w finale baraży, oni pomogli to wszystko nastroić?

Od kiedy tutaj jestem mamy bardzo dobrą atmosferę, z roku na rok coraz lepszą. Nie tylko praca i treningi budują drużynę, bardzo ważną rolę odgrywali zawodnicy, którzy grali mniej, ale służyli doświadczeniem, jak Adam Banasiak i Maciej Świdzikowski. W końcówce Raphael Rossi i Meik Karwot uwierzyli w to, że można awansować, mentalnie nakręcali resztę. Taka szatnia mi się jeszcze nie trafiła, ale to też efekt tego, że odpowiednio dobraliśmy ludzi. Zostawiliśmy zawodników, którzy do nas pasują. Kiedyś jeden z menedżerów zapytał mnie: jak to możliwe, że jako trener jestem w stanie utrzymać i poukładać tylu indywidualistów. Wymieniał Angielskiego, Karwota, Kozaka, Leandro i mówił, że oni bardzo dobrze funkcjonują jako zespół. To chyba jeden z naszych największych sukcesów, że oni ze sobą współpracują. Mówię naszych, bo to sukces całego sztabu szkoleniowego.

Jak wygląda ten sztab i jaka jest rola poszczególnych trenerów? Pracownicy wywodzą się raczej z radomskiego środowiska.

Jestem zwolennikiem tego, żeby w klubie pracowali trenerzy stąd. Od kiedy tu pracuję, tak to wygląda, bo wcześniej w sztabie był np. trener Maciej Kokosza z Radomia, z którego też byłem zadowolony. Poukładaliśmy sobie pracę tak, że zlecam moim współpracownikom pewne rzeczy. Maciek Lesisz odpowiada za sprawy rozgrzewek, Zbyszek Wachowicz za treningi indywidualne, Jakub Studziński pracuje z bramkarzami. Często rozmawiam z każdym z trenerów ze sztabu, wszystko konsultujemy. Nie mamy dużego sztabu, ale jesteśmy bardzo dotarci, każdy wie, co ma robić, nikt nie wtrąca się w czyjąś działkę. Każdy z nas robi też analizy, ogląda mecz osobno i pomaga w podejmowaniu decyzji. Jestem bardzo zadowolony ze sztabu, zresztą pokazują to też wyniki, bo nie mamy trenera przygotowania motorycznego, a zawsze jesteśmy dobrze przygotowani.

Atmosfera taka jak w zespole?

Chyba nawet lepsza! Piłkarze też zwracają na to uwagę, patrzą, czy trenerzy się denerwują, stresują, czy są uśmiechnięci. Nie możemy po przegranym meczu wejść ze spuszczoną głową do szatni, musimy zadbać o pozytywną reakcję. Pamiętajmy też o Zdzisławie Radulskim, którzy zawsze do nas przyjdzie i opowie jakiś kawał, rozluźni atmosferę.

Reklama
Ale trudne momenty też były, wspominał pan o kryzysie. Jaki był najcięższy okres w poprzednim sezonie?

Tydzień, w którym przegraliśmy trzy mecze. Mam na to teorię. Tak jak mówiłem, przygotowaliśmy się na początek sezonu, więc zdawaliśmy sobie sprawę, że po ok. trzech tygodniach może pojawić się problem. Poza tym wtedy szalała pandemia i wypadł nam Damian Jakubik. Nie chcieliśmy przekładać meczów, ale jeszcze paru zawodników przechodziło chorobę, tak mi się przynajmniej wydaje. Robiliśmy wszystko, żeby grać regularnie, nawet kiedy piłkarze nam wypadali. Przegraliśmy wtedy w Łęcznej, potem z Miedzią Legnica i w Niecieczy. To były jedyne porażki w pierwszej rundzie, nasz największy kryzys. Pojechaliśmy na bardzo trudny wyjazd do Opola, wyciągnęliśmy wynik na remis, grając w osłabieniu. Trenera i zespół zawsze poznaje się w momencie kryzysu.

To nie był jedyny moment kryzysu w trakcie tych trzech lat, więc kibice mogą być chyba spokojni nawet kiedy Radomiak złapie w Ekstraklasie dołek i będzie gubił punkty w kilku meczach z rzędu?

Pamiętam czasy drugiej ligi, kiedy nie mogliśmy wygrać meczu na wyjeździe. To były specyficzne warunki, słabe sędziowanie, dużo chaosu, błędów, nie radziliśmy sobie z tym, bo chcieliśmy grać w piłkę, technicznie, a daliśmy się wciągać w walkę i kończyło się to nerwami, kartkami. Był moment, w którym byliśmy najlepsi u siebie, a najsłabsi na wyjazdach. Kluczem było wyrwanie się z drugiej ligi. Dobieraliśmy piłkarzy, którzy przerastali ją poziomem, a tam było dużo krzyków, fauli, wymuszania, pomyłek… W 1. lidze była już inna jakość.

JAK RADOMIAK UCZYŁ SYRYJCZYKÓW FUTBOLU W CZASACH PRL-U?

Ale też nie było idealnie. Sędziowanie nadal bywało różne, często były z tym problemy. W ostatnim sezonie z kolei Radomiak był jedną z drużyn, która najmocniej odczuła skutki pandemii, bo mimo że nie było plagi zachorowań w zespole, mecze przekładano regularnie.

Na szczęście nie daliśmy się do końca wybić z rytmu. Zresztą dopiero od 10. kolejki graliśmy domowe mecze u siebie, w Radomiu, to też był problem. Z drugiej strony to nam pomogło, myślę, że właśnie dzięki temu musieliśmy nauczyć się grać na wyjazdach. Na koniec sezonu byliśmy nawet najlepiej punktującym zespołem poza domem.

A w Ekstraklasie będziecie musieli nauczyć się bardziej defensywnego grania. Nie będzie problemu, żeby przestawić się z prowadzenia gry na grę w obronie?

Musimy zwrócić uwagę na defensywę, dlatego nie chciałem, żeby ona się zmieniła, bo poprzednia była już zgrana. W tej chwili jedziemy na pierwszy mecz bez Kochalskiego i Rossiego, to na pewno problem, bo oni bardzo dużo dla nas znaczyli, martwi mnie to. Ale nie wydaje mi się, żebyśmy przestawiali się na defensywne granie. Wymagania są większe, ale nasi piłkarze się tej ligi nauczą. W 1. lidze było podobnie, trzeba było się otrzaskać, ale zobaczą, jak się gra w kilku meczach i dostosują się tego tempa.

cashback na start fuksiarz

Czyli margines błędu na pierwsze kolejki sobie zostawiacie?

Pamiętajmy, że gdy walczyliśmy o awans, to musieliśmy wygrywać wszystko. Nie było miejsca na to, żeby gubić punkty. Teraz mamy nieco inne cele, jeśli się potkniemy, to będziemy podchodzić do tego z chłodną głową, bez paniki. Wiadomo, że nie zakładamy porażek, ale spodziewamy się, że możemy przegrywać trochę częściej niż w 1. czy 2. lidze. Kibice też muszą być cierpliwi, mecze z Lechem, Legią, Rakowem – to będzie trudna przeprawa. Jeśli tam uda się urwać punkty, to będzie duży sukces. Myślę jednak, że jesteśmy też w stanie połowę ligi ograć. Bruk-Bet, Górnik Łęczna, Warta Poznań – to przykłady drużyn w naszym zasięgu, prezentujące podobny poziom.

Różnica polega przede wszystkim na tym, że w Ekstraklasie gra się szybciej, jest wyższe tempo, intensywność. Ma pan pomysł na to, jak się na to uodpornić, czy to przyjdzie z czasem i doświadczeniem?

I jedno i drugie. Na tym poziomie nie można popełniać błędów. W niższych ligach gdy popełniasz błąd, przeciwnik nie zawsze potrafił to wykorzystać. Tutaj słabsza dyspozycja, pomyłka, od razu jest karcona. Musimy się wyzbyć błędów, trzymać stabilną formę, nauczyć się tej ligi. Ściągamy jednak takich zawodników, że w ich przypadku nie będzie można mówić o przeskoku. Ci piłkarze grali w lepszych ligach, na lepszych stadionach. Nasi Portugalczycy, Brazylijczycy mają nam pomóc swoim doświadczeniem. Niektóre kluby idą śladem ściągania piłkarzy z 1. ligi. Ja jestem zdania, że w Ekstraklasie najważniejsza jest jakość. Na zapleczu są zawodnicy, którzy się wyróżniają, ale oni czasami odbijali się od Ekstraklasy. My chcieliśmy zachować podstawowych piłkarzy z 1. ligi, tych, którzy wywalczyli awans i dołożyć do nich jakościowych piłkarzy do rywalizacji.

Zagraniczni piłkarze Radomiaka wyróżniają się tempem gry?

Tak. Więcej trzeba grać z pierwszej piłki, na jeden, dwa kontakty. Zawsze mówię na odprawach, że nie ma czasu na przyjęcie, poprawianie sobie piłki, przekładanie. Masz 20-30 cm i musisz podać, oddać strzał. Czas reakcji, tempo, to cechuje piłkarzy z tego poziomu rozgrywek.

A jak zespolić tę szatnię? W Podbeskidziu po transferach obcokrajowców powstał problem, w pewnym momencie zrobiły się dwie grupy.

Integrujemy zespół, obserwujemy. Mamy swoje podejście do robienia atmosfery w zespole, dajemy czas na relaks po pracy. Nieoczywistym plusem jest to, że wielu zawodników mieszka razem w hotelu, ja zresztą też tu mieszkam. Widzimy się często, na śniadaniach, na kolacjach, rozmawiamy, pijemy kawę. To nie jest tak, że każdy przyjeżdża do klubu raz dziennie, a po treningu nie ma kontaktu z resztą zespołu. Połowę drużyny mam do dyspozycji cały czas, żartuję, że jesteśmy na całorocznym zgrupowaniu. Jeżeli jednak działyby się jakieś złe rzeczy w szatni, to zareagujemy i nie doprowadzimy do sytuacji, w której w szatni będą jakieś podziały.

Jest pan w pełni zadowolony z okresu przygotowawczego i letniego okienka transferowego?

Z przygotowań jestem zadowolony, chociaż uważam, że mieliśmy zbyt dobre wyniki. Nie jestem zwolennikiem wygrywania wszystkich sparingów, ale przecież nie powiem drużynie, żeby przegrała. Uważam jednak, że przegrany mecz sprawia, że więcej widać, wychodzą błędy, które często zamazuje wynik. Problemem jest to, że nie miałem do dyspozycji wszystkich zawodników od początku przygotowań. Kadra powinna być gotowa wcześniej, ale wiemy, że okienko transferowe jest długie i zawodnicy będą do nas dołączać. Największy problem to jednak decyzja Legii Warszawa w sprawie Mateusza Kochalskiego. Nie oszukujmy się, to dla nas kluczowy zawodnik, a my na kilka dni przed startem ligi tracimy go na ok. miesiąc. A skoro wiemy, że do nas wróci, to też ciężko sprowadzić wartościowego zastępcę, który później mógłby nie grać. To może się okazać problemem nie do przeskoczenia, trzeba to przemyśleć. Na pewno w pierwszym meczu zagra Filip Majchrowicz, damy mu szansę.

Czy to prawda, że okienka reprezentacyjne będziecie chcieli wykorzystać na mini okresy przygotowawcze?

Tak, każdy z nich wykorzystamy na to, żeby mocniej popracować. Stopniowo, to nie jest tak, że będziemy chcieli zajechać zawodników. Mam swoje metody, nasi zawodnicy rzadko łapią kontuzje i są dobrze przygotowani, często z nimi rozmawiam, obserwuję. Przerwy są trzy, więc każdy z nich wykorzystamy. Mamy klubowego lekarza, Aleksa Buzę, który pracował w zagranicznych klubach, jest osobą z dużym doświadczeniem w sporcie. Wprowadził wiele nowych rzeczy, są lepsze odżywki, jest lepsza suplementacja, lepiej się regenerujemy. Mamy także kriokomorę.

Czyli organizacyjnie jest coraz lepiej?

Klub idzie w dobrym kierunku. Wiadomo, że nie możemy się równać z innymi klubami Ekstraklasy, ale jak cofnę się myślami do drugiej ligi… To jest przepaść. Problemy na pewno będą, zawsze, ale trzeba je rozwiązywać. Może niektórzy się na mnie obrażą, ale uważam, że nadal mamy problem z boiskami. Uważam, że one cały czas nie są takie, jak byśmy chcieli. Zawodnicy często narzekają na ich przygotowanie, ja też się denerwuję. Musimy mieć warunki do pracy, jak jeździmy na zgrupowania, gramy sparingi, to widzimy, jak wyglądają boiska treningowe w innych miejscach i u nas jest dużo do poprawy. Nie chcę jednak narzekać, bo widzę, że to się poprawia. Po prostu ta poprawa musi być jeszcze większa.

JAK WYGLĄDAŁ JEDYNY ROK RADOMIAKA W EKSTRAKLASIE?

Nie tylko stadion, ale też baza treningowa.

Oczywiście, to jest podstawa. Wiele klubów ma z tym problemy, nawet Raków Częstochowa ma jedno boisko do treningu. Przychodzą do nas coraz lepsi zawodnicy, z całego świata, oni muszą mieć stworzone jak najlepsze warunki. Jeśli boisko będzie słabsze, to słabsze będzie też tempo gry. Jeśli nie będzie odpowiednio przycięta trawa, nie będzie podlane, to gra będzie wolna i anemiczna. A my musimy dążyć do tego, żeby tempo gry i jakość były jak najwyższe nie tylko w meczach, ale i na każdym treningu. Podkreślę jednak jeszcze raz: to się poprawia.

W Radomiaku ma pan jeszcze dwuletni kontrakt do wypełnienia, ale nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość, wystarczy o rok. Gdzie widziałby pan siebie i klub za rok o tej samej porze?

Dalej chciałbym być trenerem Radomiaka. Wiemy, jak jest, różne są losy. Może się okazać, że ktoś zauważy moją dobrą pracę w Ekstraklasie, będzie chciał mnie sprowadzić, a może być tak, że ta praca aż tak dobra nie będzie i to klub ze mnie zrezygnuje. Trzeba zakładać różne scenariusze, ale podchodzę do tego spokojnie. Myślę, że zasłużyłem na kontrakt, który podpisałem. Nigdzie się nie wybieram, moim celem jest wywiązanie się z tej umowy do końca. Jeżeli tak będzie, to będzie to oznaczało, że Radomiak nadal jest w Ekstraklasie. Jeśli chodzi o tę rundę, to chciałbym, żebyśmy jak najszybciej zapewnili sobie utrzymanie w lidze, a potem będziemy mogli walczyć o konkretne cele. Dobre podejście miała Warta Poznań, która nazbierała punktów, a potem grała po swojemu, realizowała swoje założenia. Tyle że rok temu było łatwiej, spadał jeden zespół. Teraz koledzy z Ekstraklasy mówią mi, że jak spadają trzy drużyny, to 8-10 jest zamieszanych w walkę o utrzymanie. To będzie trudne zadanie dla wielu klubów.

A jak inne kluby odbierają awans Radomiaka? Przestrzegali czy gratulowali?

Środowisko odebrało to bardzo dobrze, bo każdy wie, że awans do Ekstraklasy to już gruba sprawa. Awans z 2. do 1. ligi nie miał aż tak dużego wydźwięku. Wyprzedziliśmy duże, znane marki, jak Widzew, Korona, GKS Tychy czy Górnik Łęczna. To oni byli stawiani wyżej niż Radomiak. Natomiast znowu wydaje mi się, że trochę się nas lekceważy. Na zapleczu też mieliśmy być głównym kandydatem do spadku. To jednak może nas zmotywować, żebyśmy pokazali, że będziemy się liczyć.

Po historycznym awansie trener Radomiaka jada w restauracjach za darmo? Kibice robią sobie z panem zdjęcia w sklepach?

Powiem szczerze, że chyba się nie zdarzyło, żebym wyszedł na miasto i żeby nikt nie zrobił sobie ze mną zdjęcia czy też mnie nie zaczepił. W tej chwili chyba jesteśmy na takim topie, że jestem bardzo rozpoznawalny. Czasami aż się zastanawiam, czy gdzieś wyjść, żona się śmieje, że zawsze ktoś podejdzie. To miłe, czasami uciążliwe, ale miłe, do przyjęcia. Obym miał takie problemy! Powiem zresztą taką historię: w centrum Warszawy odprowadzałem córkę na zajęcia. Przechodziłem potem przez pasy, wracałem do samochodu. Nagle ktoś się zatrzymał, odsunął szybę: Darek Banasik, trener Radomiaka! I zaczął mi machać. Cieszę się z tego, ale w piłce mówi się, że trener jest tak dobry, jak jego ostatni mecz. Dlatego zapominam o tych sukcesach, trzeba od nowa sprawić, żeby kibice się cieszyli.

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
1
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

27 komentarzy

Loading...