Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ (25)

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

07 lipca 2021, 16:18 • 6 min czytania 2 komentarze

Zawsze większym wzięciem cieszył się Kmicic niż Wołodyjowski. Ksiądz Robak zawsze był ciekawszy niż jego syn. A jest jeszcze Szaweł. Jest jeszcze Lord Jim. Nawet Paragon od Adama Bahdaja. Jakkolwiek to oceniać – zwłaszcza pod kątem sprawiedliwej oceny wobec bohaterów nieskazitelnych – mozolna odbudowa swojego roztrzaskanego wizerunku zawsze była bardziej interesująca niż nieruchome trwanie na szczycie. Mandżaro mógł być najbardziej lojalny, sumienny, rzetelny i nieomylny, ale głównym bohaterem powieści był trzpiotowaty i bezustannie pakujący się w tarapaty Paragon, który w pewnym momencie opuścił nawet własną drużynę. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ (25)

Tak jest w literaturze, ale nie inaczej jest w piłce nożnej, nie inaczej jest na trwających Mistrzostwach Europy. Mam wrażenie, że najpełniejszą historię o odkupieniu napisała reprezentacja Hiszpanii i dlatego zresztą trochę żal, że i tak „na końcu wszyscy zginęli”. Nawet we wczorajszym meczu z Włochami mieliśmy przecież małe i duże story o rehabilitacji, o tym jak z zera znów wznieść się na poziom bohatera dla milionów.

Muszę przyznać – ruszyły mnie te wywiady Alvaro Moraty, ruszył mnie jego ton, informacje o chamskich zachowaniach już nie tylko wobec niego, ale też wobec jego rodziny czy przyjaciół. Mimo że z całego serca kibicowałem Chorwatom, to jeśli już ktoś miał ich wyeliminować – fajnie, że zrobił to właśnie Morata, odgrywając się na wszystkich, którzy go przedwcześnie skreślali. To nie jest i pewnie już nigdy nie będzie wielki napastnik, zdolny do boksowania się na tym najwyższym poziomie, na który sięgają rozpędzeni Lukaku czy Lewandowski. Ale z drugiej strony – czy to jego wina, że gdy na murawie pojawia się Moreno, sytuacja wcale nie ulega poprawie? Morata nie jest następcą wielkich hiszpańskich strzelb. Jest zastępcą – dla nieistniejącego sukcesora Raula czy Villi, jak swego czasu Wawrzyniak w naszej kadrze.

Poza tym zastanawiam się – jak w ogóle sformułować zarzuty wobec takiego Moraty? Staram się wczuć w rolę kibica reprezentacji Hiszpanii. Czy może zarzucić Moracie, że się nie stara? Że umyślnie działa na niekorzyść swojego zespołu? Że myślami jest już u nowego pracodawcy, że nie chce mu się biegać, bo mu za mało płacą? Sterty wątpliwości, które można zastosować w piłce klubowej, użyć jako uzasadnienia dla swojej krytyki, w reprezentacji tracą rację bytu. Za co tego Moratę nienawidzić? Za co go niszczyć w jego mediach społecznościowych? Za to, że miał pecha urodzić się trochę za późno? Że spóźnił się na rolę dublera dla Raula czy Morientesa?

Po Moracie było widać niemal fizyczny ból. Roztrzęsiony głos, rozbiegane spojrzenie, zresztą nie po raz pierwszy.

Reklama

– Jeśli ma płakać po każdym golu, to chciałbym częściej oglądać go płaczącego! – starał się obrócić sytuację w żart Maurizio Sarri. Morata notował właśnie jeden z licznych kryzysów w swojej karierze, nie potrafił odnaleźć się w Londynie, choć przychodził jako zwycięzca Ligi Mistrzów i mistrz Hiszpanii w barwach Realu Madryt. W sezonie 2016/17 strzelił dla Królewskich 20 goli, choć dostał niespełna 1900 minut grania. Luksusowy rezerwowy, który nie zawodził w momentach, gdy największe gwiazdy Realu potrzebowały odpoczynku czy zmiany. Chelsea zapłaciła za Moratę ponad 60 baniek, w pierwszym sezonie było w miarę w porządku, w drugim się zaciął. Gol z Arsenalem w sierpniu i dalej już totalna posucha. Przełamanie – dopiero w październiku, w Lidze Europy, na węgierskim MOL Fehervar. I co się dzieje?

Morata po golu po prostu się rozpłakał, szlochał w ramię Williana.

Mistrz Hiszpanii, zwycięzca Ligi Mistrzów, niedawny zdobywca 20 bramek w barwach Realu Madryt Benzemy czy Ronaldo – rozpłakuje się po golu strzelonym Węgrom w fazie grupowej Ligi Europy.

Tam nie było żadnego uczucia ulgi. Tam było potwierdzenie, że Morata ma wszystko, by pójść śladami Schurrle, zmęczonego i zniechęconego nieustanną presją w świecie futbolu, który ruszył na ekskluzywną emeryturę w wieku 29 lat. Dlatego też było mi żal, gdy Morata w tym sezonie i na tym Euro dalej robił swoje. Dochodził do sytuacji strzeleckich i na potęgę je marnował, gdy strzelał, to z minimalnego spalonego. Przyjmował potem na klatę te hektolitry zasłużonej krytyki i niezasłużonych obelg.

Półfinał Mistrzostw Europy, który Morata rozpoczyna na ławce. Możemy się rozpływać nad taktycznym kunsztem Luisa Enrique, który stawiając na fałszywego napastnika doprowadził do potężnej przewagi Hiszpanów w środku pola. Możemy sobie tłumaczyć, że i lepszy, skuteczniejszy napastnik mógłby tu paść ofiarą fortelu selekcjonera, próbującego zneutralizować zagrożenia ze strony przeciwnika. Ale prawda jest taka, że gdyby Luis Enrique zamiast Moraty czy Moreno miał Lewandowskiego albo Lukaku, w żadne fortele by się nie bawił. Morata, wielokrotnie przez trenera broniony, w decydującym momencie otrzymał komunikat: jesteś za słaby.

Co się dzieje dalej? Tenże Morata wchodzi z ławki. Że zdobywa bramkę – to jeszcze nic wielkiego, w takiej reprezentacji jak Hiszpania nawet największe drewna swoje by strzeliły, choćby jako kołki obijane przez doskonale wyszkolonych pomocników La Roja. Ale Morata sam całą akcję napędził, sam ją rozprowadził, sam ją sprytnie wykończył. Tenże wyśmiewany Morata, wjeżdżający jak do siebie w królestwo najlepszych zawodników tego Euro – bo przecież sypaliśmy obficie komplementami i w stronę duetu stoperów, i w stronę Jorginho chociażby.

Reklama

Morata wjechał środkiem, z orkiestrą, jak pan. Wydawało się, że to już jest ten końcowy Kmicic, że to już jest w pełni odkupiony ksiądz Robak.

No i potem znów te karne. Dzisiaj Luis Enrique mówi jeszcze, że napastnik miał uraz przywodziciela, ale zapewniał, że chce i może strzelać karnego, że czuje się na siłach. Jakie to wszystko jest przewrotne, jak to wszystko się składa w całość. Właśnie w tych rzutach karnych przecież mieliśmy jeszcze pudło Daniego Olmo, jednego z najlepszych piłkarzy w trakcie 120-minutowej batalii. A Unai Simon? Simon, który kilkukrotnie swoimi dalekimi wyjściami wprawiał w konsternację nawet rywali z włoskiego zespołu? On znowuż swoją robotę wykonał – zneutralizował atut rozpoczęcia serii jedenastek, który Chiellini wylosował na środku boiska wyściskując w międzyczasie Jordiego Albę.

Simon zresztą swoje własne odkupienie zaliczył z Chorwacją – zaczął od kompromitującego swojaka, by na początku dogrywki fenomenalną interwencją obronić strzał Kramaricia, strzał, który powinien dać Vatreni gola na 4:3.

Simon. Morata. Ale też Luis Enrique, krytykowany choćby w fazie grupowej, gdy przecież zaczął od dwóch remisów z bardzo słabymi rywalami. Układało się w naprawdę świetną opowieść o tym, jak drużyna rośnie na turnieju, jak odkupuje winy, jak zamyka usta wszystkim nienawistnikom. I gdy już Włosi grali typową wybijankę, gdy już musiał ich ratować Donnarumma, gdy piłka fruwała przez pole karne Italii co kilka sekund – finał wystrzelali sobie Włosi.

Natomiast kto wie, czy nie najbardziej urocze na tych mistrzostwach Europy są właśnie te nieoczywiste puenty. Puentą jest wszakże Chiellini rzucający Albą, Bonucci powstrzymywany przez panią ochroniarz z włosami w kolorze bubblegum róż, piłkarze i kibice z Włoch skandujący nazwisko Spinazzoli.

Taki turniej, że ktokolwiek strzeli decydującego karnego – zawsze wypada napisać i chwała zwyciężonym, i chwała zwycięzcom. Chwała Moracie za gola, Chielliniemu za show, Jorginho za spokój. Chwała wszystkim, którzy dbają o to, by ten bajeczny poziom turnieju się utrzymał aż do samego końca. Bajeczny poziom sportowy. Bajeczny poziom narracyjny. W końcu taki powinien być futbol.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

2 komentarze

Loading...