Reklama

Bodo/Glimt – Legia. Dobry wynik. Niepokojąca gra

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

07 lipca 2021, 20:46 • 5 min czytania 155 komentarzy

Legia Warszawa wygrywa mecz w europejskich pucharach z w miarę poważnym rywalem. Trochę nie wiemy, jak się zachować w tej sytuacji, bo co tu dużo mówić – czujemy się nieswojo. Ostatni raz taką sytuację przeżywaliśmy jesienią 2016 roku, gdy stołeczni pokonywali Sporting. Po drodze przydarzyła się jeszcze Astana, ale było to zwycięstwo na otarcie łez, które niczego nie zmieniało (Legia i tak odpadała). Historia pisze się na naszych oczach.

Bodo/Glimt – Legia. Dobry wynik. Niepokojąca gra

LEGIA-BODO/GLIMT. DOBRY WYNIK

Lekko żartujemy, bo doskonale pamiętamy te wszystkie eurowpierdole, jakie legioniści serwowali nam w poprzednich latach. I zapowiadało się, że teraz historia się powtórzy. Legia pojechała przecież do mistrza Norwegii, drużyny będącej w rytmie meczowym (liga norweska gra systemem wiosna-jesień), na dodatek grała na sztucznej murawie. Bez Pekharta, bez Juranovicia, bez wzmocnień (poza Emrelim, ale do niego jeszcze dojdziemy), po tarciach na linii Michniewicz – Mioduski. Niewiele zwiastowało, że Legię może czekać coś dobrego. A umówmy się – odpadnięcie w pierwszej rundzie byłoby wejściem na jeszcze wyższy poziom pucharowych kompromitacji.

Ale wiele wskazuje na to, że do odpadnięcia nie dojdzie. Legia po tym meczu może być zadowolona przede wszystkim z… wyniku. W ogóle dziwne było to spotkanie – z jednej strony Legia ma trzy gole, a spokojnie mogła myśleć o czwartym. Z drugiej – długimi fragmentami wydawało się, że nie panuje nad spotkaniem. W zasadzie od samego początku pozwoliła Bodo/Glimt grać w piłkę. Jeszcze w pierwszej połowie Norwegowie nie robili z tego użytku. Wydawało się, że mogą klepać w nieskończoność, a i tak nic z tego nie będzie. A to piłka im odskoczyła. A to grali niecelnie. A to trzymali się bezpiecznych dla Legii sektorów boiska.

Być może warszawianie graliby inaczej, gdyby nie fakt, że szybko otworzyli wynik. Główny bohater akcji? Postać symboliczna – Kacper Skibicki. Symboliczna dlatego, że chuchano na niego przed meczem, by doszedł do pełnej sprawności, Michniewicz wypowiadał się o nim na konferencji tak, jakby był kluczowym piłkarzem w jego układance. A gdyby letnie okno przebiegało tak, jak należy, tenże Skibicki nigdy nie dostałby szansy. Młodzieżowiec stał się niejako symbolem problemów kadrowych warszawskiego klubu. Ale dał radę – po szybkim ataku Legii posłał świetne, przeszywające podanie po ziemi w pole karne. Nie przeciął go Emreli (zabrakło dłuższych wkrętów), czujność zachował za to zamykający akcję Luquinhas. Była 2. minuta meczu. Legia już prowadziła.

LEGIA-BODO/GLIMT. EMRELI WYGLĄDA NA WZMOCNIENIE

W ogóle imponujące w Legii było to, jak szybko przedostawała się pod bramkę rywali. Żadne tam rozgrywanie czy próba utrzymania piłki. Mamy przechwyt? No to walimy krótkie podanie do przodu, byle szybciej, byle złapać przeciwnika na wykroku. Udało się Emreliemu, który dostał piłkę z głębi pola i wybiegł sam na sam, przyjął piłkę i mniej więcej na trzydziestym metrze bramkarz przeciął jego zapędy. A ryzykował bardzo dużo – pachniało albo faulem (i czerwoną), albo udaną kiwką Azera. Wtedy się nie udało, udało się za to w akcji jeszcze prostszej. Końcówka połowy, rzut rożny, kiks jednego z norweskich obrońców sprawia, że Emreli dostaje prezent i pakuje futbolówkę z jednego metra.

Reklama

Legia – choć oddawała pole gry – miała naprawdę pokaźną liczbę ciekawych sytuacji. Przecież można doliczyć do tego jeszcze wejście Kapustki w pole karne, który przeciął podanie do Skibickiego, nawinął sobie obrońcę i dał po długim. Nie był to wybitny strzał, ale bramkarz musiał parować do boku ryzykując dobitkę. Było uderzenie z ostrego kąta Skibickiego. Była kolejna próba Kapustki po dobrze założonym pressingu i błędzie bramkarza Bodo z piątki. Wszystko układało się na scenariusz, w którym Legia zamyka dwumecz już na norweskim boisku.

I wtedy dała sobie wbić gola do szatni.

Ustawienie przy tej akcji to jakiś żart. Botheim dostał wrzutkę spod linii i wbiegł sobie pomiędzy Jędrzejczyka i Skibickiego jak do siebie. Nawet nie musiał podejmować pojedynku, bo żaden z legionistów nie był nim zainteresowany. To kluczowy moment tego meczu. Legia miała rywala może nie na deskach, ale był on ewidentnie ogłuszony kilkoma ciosami. Trzeba było lać dalej i nokautować.

W zamian tego Bodo wyszło na drugą połowę znacznie mocniejsze. Dalej utrzymywało się przy piłce, ale – w odróżnieniu do pierwszej odsłony – znacznie częściej coś z tego wynikało. Pernambuco posyłał strzały ostrzegawcze – nad bramką (po tym jak Bodo weszło sobie na lajcie w pole karne Legii krótkimi podaniami ze skrzydła) czy z dystansu. Vetlesen z kolei w dobrej sytuacji uderzył w Boruca. Legia czekała schowana i dała radę wcisnąć kolejnego gola z kontry. Asystą znów popisał się Skibicki (wypuścił Emreliego sam na sam), a Azer pokazał prawdziwą klasę – uciekł obrońcy, bramkarz się przed nim położył, walnął w przeciwny róg. Nie chcemy wyrokować po pierwszym meczu, ale wygląda na to, że to naprawdę konkretne wzmocnienie legionistów.

LEGIA-BODO/GLIMT. MOGŁO BYĆ GORZEJ

Szkoda tylko, że polska ekipa dała sobie wbić kolejną bramkę. Znów zadziałał podobny schemat – niepozorna wrzutka, błąd w ustawieniu (tym razem nie przykrył Mladenović) i w prosty sposób Pernambuco pokonał Boruca. Za łatwo, zdecydowanie za łatwo przyszły te bramki Norwegów. W samej końcówce – mimo gry w przewadze, z boiska wyleciał za dwie żółte Konradsen – Legia modliła się, by Bodo nie skarciło jej jeszcze mocniej. Broniła się głęboko, grała na czas (Boruc i Mladenović obejrzeli za to po żółtej kartce), czekała na wyrok. Wymowne, że Czesław Michniewicz nie wiedział, jak zareagować. Nie bardzo miał kogo wpuścić. Weszli Lopes, Johansson i Muci, ale na samą końcówkę spotkania. No i niczego do gry legionistów nie wnieśli.

Reklama

Po meczu Legii widzimy sporo powodów do obaw. Ale mimo wszystko widzimy szklankę do połowy pełną – to dobry wynik, przy Łazienkowskiej będzie łatwiej, a w drugiej rundzie czeka łatwiejszy rywal.

Spodziewaliśmy się znacznie gorszego scenariusza.

Bodo/Glimt 2-3 Legia Warszawa

Botheim 45+1′, Pernambuco 78′ – Luquinhas 2′, Emreli 41′, 61′

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Komentarze

155 komentarzy

Loading...