Reklama

KSW 61: Pudzian wygrywa walkę, a Juras sympatię kibiców

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

06 czerwca 2021, 00:49 • 5 min czytania 22 komentarzy

Powiedzmy sobie szczerze – walka wieczoru przede wszystkim miała być dobrym show. Mariusz Pudzianowski i Łukasz Jurkowski razem mają 84 lata, więc ciężko się po nich spodziewać tych kocich ruchów. Kiedyś byłby to pewnie freak fight,  ale odnosimy wrażenie, że dziś to miano zarezerwowane jest dla pojedynków youtuberów z gwiazdami Instagrama. Chociaż czekajcie, przecież sam Juras właśnie tak określał tę walkę. I cóż, jeżeli mamy ją tak traktować, to dawać nam więcej takich freak fightów! To były trzy rundy pełne emocji.

Zarówno Pudzian, jak i Juras to postaci pomnikowe dla KSW. Warszawianin wręcz tworzył ten projekt, walcząc na ośmiu pierwszych galach federacji. Do dziś cały czas aktywnie uczestniczy przy ich realizacji, chociażby jako komentator. Z kolei dzięki Mariuszowi KSW przedostała  się do mainstreamu, kiedy ten walczył pobił Marcina Najmana w starciu, które było pierwszym w Polsce freak fightem z prawdziwego zdarzenia. I choć na początku był traktowany przez innych zawodników z przymrużeniem oka, to kolejnymi walkami zyskał sobie szacunek w środowisku polskiego MMA. Gala KSW była jedynym słusznym miejscem do zorganizowania pojedynku pomiędzy swoimi legendami.

KSW 61: Pudzian wygrywa walkę, a Juras sympatię kibiców

W tej walce nie było złej krwi. Obaj Panowie się znają, lubią i nie raz wspólnie sparowali. Już na wczorajszym ważeniu zaczęli sobie dogryzać – w pozytywnym tego słowa znaczeniu, puszczając oczko do publiczności. Kiedy Pudzilla został wywołany do ważenia, na scenę wkroczył też Juras ubrany w napompowany strój siłacza. Szanujemy za przywiązanie do szczegółów – zadbał nawet o charakterystyczny tatuaż swojego przeciwnika. Z kolei Mariusz odwdzięczył się Jurkowskiemu wręczając mu kilka pudełek pizzy oraz butelkę whisky. Patrząc na sylwetkę Jurasa, który wniósł na wagę aż 113 kilogramów – o 20 więcej niż w poprzedniej walce, stoczonej dwa lata temu – wątpimy że wszystkie z otrzymanych placków dotrwały do dziś

O stosunkach pomiędzy Pudzianem i Jurasem dużo mówi też to, że sam Łukasz zapowiedział, że po pojedynku razem z Mariuszem pójdą zrobić flaszkę. Prawdę mówiąc, zupełnie nie przeszkadza nam takie podejście. W przeciwieństwie do wielu wyreżyserowanych dram, obaj weterani byli szczerzy z kibicami. To była walka dla frajdy.

Więcej takich freak fightów!

Faworytem walki był Pudzianowski. Już podczas ceremonii ważenia widać było, który z nich jest w lepszej formie. Pudzian wniósł na wagę 2,2 kilograma więcej niż Łukasz. I o ile taka różnica nie jest duża, to sama jakość masy bohaterów wieczoru stanowiła przepaść. Widać było, że ulubioną rozrywką Mariusza dalej jest zamykanie się na sali treningowej. Nic dziwnego, że nikt nie stawiał na Jurkowskiego, chociaż ten powtarzał że ma plan na walkę – trzymanie Pudzilli na dystans i ciosy obrotowe.

I w pierwszej rundzie część z tych ciosów trafiała do Pudzianowskiego, a jeden z nich wręcz „przeszedł” mu po nosie. Gdyby tylko ten kopniak doszedł… Pamiętajmy jednak o jednym – oglądaliśmy walkę zawodnika będącego non-stop w treningu z człowiekiem, który wciąż ma spore umiejętności, ale sam bardziej określa się komentatorem sportowym, a na siłownię zawitał kilka tygodni temu po dwóch latach przerwy. Pudzianowski w parterze męczył bezradnego Jurasa, który nie mógł się wydostać spod przeciwnika.

Reklama

Druga runda to powtórka z wątpliwej dla Jurkowskiego rozrywki. Pudzian na górze, bije z różnych płaszczyzn, szuka pozycji, a Łukasz dogorywa. Do tego stopnia, że pod koniec tylko skulił dłonie na twarz i nie odpowiadał na ciosy, lecz sędzia nie przerwał pojedynku. Być może dlatego, że do końca drugiego starcia pozostało kilka sekund, a po gongu Jurkowski nie mógł wstać z maty. Wszystkim wydawało się, że to koniec, że nie ma prawa wyjść na trzecią odsłonę.

Jednak on w sobie tylko znany sposób zdołał się pozbierać i porządnie obity, zataczający się od zmęczenia, chciał kontynuować walkę. To był przejaw chorej ambicji i zakłamywanie rzeczywistości, ale Juras ponownie zaskoczył! Na początku trzeciej rundy wyprowadził celne uderzenie na wątrobę i poprawił kopem obrotowym. Pudzian, który już troszkę zlekceważył rywala, odczuł te uderzenia. Jurkowski próbował jeszcze przez chwilę odwrócić losy pojedynku, ale jego organizm nie potrafił wykrzesać z siebie więcej. Ponowne sprowadzenie do parteru przez Pudzianowskiego, ponowne obijanie bezbronnego przeciwnika i tym razem zastopowanie walki przez sędziego.

Po walce obaj pogratulowali sobie wzajemnie. Bo w tym starciu nie ma pokonanych. Zwyciężył Pudzianowski, ale to Juras kolejny zaskarbił sobie sympatię większości kibiców. Publiczność – którą swoją drogą fanie było usłyszeć w hali – dopingowała go, żeby dotrwał do końca. I chociaż się nie udało, to może wypić wraz z Mariuszem zapowiadaną butelkę z podniesioną głową. Może przybyło mu paręnaście kilogramów, ale nie ubyło nic z charakteru fightera.

Gala na dobrym poziomie

Ogólnie dziś na KSW było nieźle, choć w drugiej walce wieczoru – Salahdine’a Parnasse’a i Filipa Pejića – przez długi czas nic się nie działo. Widać było, że we Francuzie dalej siedzi ciężki nokaut, który ostatnio zafundował mu Daniel Torres. Ale w drugiej rundzie w końcu dopadł Chorwata w parterze i założył mu duszenie. Pejić odklepał, a młody talent po pojedynku jasno sprecyzował swoje plany, krzycząc do mikrofonu: – Król powrócił! Torres, idę po ciebie!

Darko Stošić cierpliwie czekał na swoją szansę z Michałem Kitą, który – tak przynajmniej się wydawało – kontrolował pojedynek. Do czasu aż Serb wyprowadził idealny prawy sierp na szczękę rywala, czym w zasadzie zakończył zabawę. Po walce wyzwał Philipa De Friesa. Biorąc pod uwagę jego siłę ciosu, wcale nie byłby bez szans w tym pojedynku. Podobny los spotkał Tomasza Romanowskiego. Polak dominował w stójce nad Patrikiem Kinclem, ale w drugiej rundzie walka przeszła do parteru, gdzie Czech zdobył plecy rywala i zasypał go gradem ciosów.

Poza tym Ivan Erslan konsekwentnie okrążał Przemysława Mysialę, obijając go lewym prostym, po czym wyprowadził mocny prawy sierp i skończył robotę kilkoma celnymi ciosami kiedy ten leżał na macie. Roman Szymański i Karolina Owczarz pewnie wygrali swoje starcia. Pierwsze dwie walki przez poddania swoich przeciwników wygrali Adam Niedźwiedź i Damian Stasiak.

Reklama

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Inne sporty

Komentarze

22 komentarzy

Loading...