Reklama

PRASA. „Świerczok dał trenerowi do myślenia. Miał super momenty”

redakcja

Autor:redakcja

04 czerwca 2021, 08:59 • 16 min czytania 8 komentarzy

Piątkowa prasa napakowana jak plecaki harcerzy na tygodniową wyprawę do lasu. Grała kadry, mieliśmy dzień przerwy, więc to dziś przeczytamy sporo ocen i opinii po spotkaniu z Rosją. Poza tym pozostajemy w temacie pierwszej ligi oraz EURO. Jeśli chodzi o drugie z wymienionych rozgrywek, Jakub Świerczok może być czarnym koniem w talii Paulo Sousy. – Mamy sytuację, w której nie ma Krzyśka Piątka, nie wiadomo, kiedy do zdrowia i pełnej formy wróci Arek Milik i nieoczekiwanie ten Świerczok z pozycji 4 albo 5 polskich napastników strzela gola, daje trenerowi do myślenia. To był dla niego sinusoidalny mecz. Miał momenty super i momenty, nad którymi musi popracować. Świerczok ma tę pozytywną butę, arogancję, pewność siebie, zaangażowanie, jest nieprzyjemny dla obrońcy rywala – mówi Mateusz Borek w „Super Expressie”.

PRASA. „Świerczok dał trenerowi do myślenia. Miał super momenty”

Sport

Hubert Kostka komentuje decyzje Paulo Sousy. Co były trener myśli o meczu kadry?

Po remisie z Rosją wiemy więcej z tego, co nas może czekać na Euro?

– Mam ogromne wątpliwości. Jak poznałem skład, to sobie pomyślałem, jak to trenerzy narzekają, że mają mało czasu na przygotowania i tylko kilka treningów, że nie mogą normalnie pracować, a tutaj przychodzi mecz, jeden z tylko dwóch kontrolnych, i widzę skład, z którego prawdopodobnie siedmiu czy ośmiu zawodników nie będzie grało w mistrzostwach Europy. To niewykorzystana szansa. Oczywiście, trener miał prawo wystawić taki skład, ale na pewno można było zrobić to inaczej. Przykładowo z obrońców, którzy zagrali z Rosją, na Euro w pierwszym meczu nikt może nie zagrać od początku, a przecież defensywa powinna się zgrywać. Cały nasz problem polega na tym, że dalej nie wiemy, kto będzie w tej reprezentacji grał. Jedyne co wiemy, to to, że w bramce będzie Szczęsny, a moim zdaniem Szczęsny i Fabiański są równorzędnymi bramkarzami. O ile sobie przypominam, to w ważnych imprezach zaczynaliśmy od Szczęsnego, a kończyliśmy zawsze na Fabiańskim. Szczęsny żadnej z dużych imprez nie może zaliczyć do udanych, a przed mistrzostwami Europy jasno stawia się sprawę, że jest pierwszy. Gdybym był na miejscu Fabiańskiego, to już dawno zrezygnowałbym z gry w reprezentacji. Szkoda tego chłopaka, bo nigdy nie zawiódł.

Reklama

Trent-Alexander Arnold, czyli pechowiec roku. Miał nie dostać powołania. Dostał. I doznał kontuzji.

Trent Alexander-Arnold, prawy obrońca Liverpoolu i reprezentacji Anglii, nie ma ostatnio szczęścia, jeżeli chodzi o występy w narodowym zespole. W marcu, przed meczami eliminacji mistrzostw świata, 23-latek nie otrzymał powołania od Garetha Southgate’a, co uznano w angielskiej prasie za sensację. Selekcjoner swą decyzję tłumaczył… obniżką formy zawodnika, który rzeczywiście nie prezentował się najlepiej. Ale pod koniec sezonu odzyskał dobrą dyspozycję, bo też jego zespół wyraźnie się poprawił. Dlatego selekcjoner powołał go do szerokiej kadry przed Euro 2020. […] Anglicy rozegrali w Middlesbrough pierwszy z dwóch meczów kontrolnych przed mistrzostwami Europy. Pokonali Austrię 1:0. Trent Alexander-Arnold wystąpił od pierwszej minuty i spędził na placu gry niemal całe spotkanie. W końcówce jednak… doznał kontuzji. Choć Gareth Southgate miał jeszcze zmianę, to nie zdecydował się jej przeprowadzić, choć jego podopieczny nie był w stanie samodzielnie opuścić boiska. 

Martin Chudy wciąż nie daje odpowiedzi Górnikowi. Chodzi o kwestię pozostania w Zabrzu.

Sprawa miała być wyjaśniona do końca poprzedniego miesiąca, bo obie strony chciałyby wiedzieć, na czym stoją. Skontaktowaliśmy się z zawodnikiem, który przebywa teraz na urlopie, żeby zorientować się, czy w jego sprawie coś się ruszyło. – Na razie nic nowego, wszędzie mają urlopy – wyjaśnił krótko. To może być akurat pozytywny sygnał dla zabrzan. Przeciągający się czas sprawi, że być może Słowak zdecyduje się na podpisanie nowego kontraktu w Zabrzu, tym bardziej, że jak nam mówił wcześniej, nie chciałby przeciągać sprawy w nieskończoność. – Nie chciałbym ze wszystkim czekać do lipca, do końca mistrzostw Europy – tłumaczy. Być może więc decyzje zapadną na dniach. A gdyby Chudy odszedł? Jest w kadrze 29-letni Dawid Kudła, który w ekstraklasie na swoim koncie – w barwach Pogoni Szczecin i sosnowieckiego Zagłębia – ma 64 spotkania. Jest też młody Bartosz Neugebauer, a z wypożyczenia do Warty Poznań wraca Daniel Bielica (pięć meczów w ekstraklasie w sezonie 2020/21). W odwodzie jest też kolejny młody golkiper, 20-letni Jakub Szymański, który dołożył swoją cegiełkę do tego, że Górnik Polkowice w bardzo dobrym stylu awansował do I ligi. O obsadę pozycji bramkarza nowy trener Jan Urban nie będzie się więc raczej musiał martwić.

Reklama

Puszcza – Sandecja, czyli mecz o 300 tysięcy złotych. Obie drużyny walczą o premię za Pro Junior System.

W przedostatniej kolejce trzeba zwrócić uwagę na tak niepozorny mecz, jak derby Małopolski między Sandecją a Puszczą. Bo to mecz na szczycie… Pro Junior System, prowadzonego przez PZPN celem promowania klubów stawiających na młodzieżowców i wychowanków, któremu Puszcza przewodziz niewielką przewagą nad Sandecją. Za zwycięstwo związek płaci 1,6 miliona złotych, za 2. miejsce – 1,3 mln, zatem można stwierdzić, że to derby za 300 tysięcy. Śledząc składy nietrudno wyrokować, że w Niepołomicach już od jakiegoś czasu częściej patrzą w tabelę z punktami PJS aniżeli tymi zdobywanymi na boisku. W jedenastce na poprzednie spotkanie Puszczy, z Zagłębiem Sosnowiec, znalazło się 8 młodzieżowców. Trener Tomasz Tułacz zapowiedział enigmatycznie, że sytuacja Puszczy jest źle przedstawiana przez media i odniesie się do niej po zakończeniu sezonu. Wtedy humory wszystkim w podkrakowskiej miejscowości osłodzi faktura wystawiona PZPN-owi, najpewniej na ponad 1,5 mln zł. To mniej więcej tyle, ile w Niepołomicach zapłacą za montaż systemu podgrzewania murawy, dlatego trudno się dziwić, że klub kosztem wyników schyla się po tę sumę.

Stomil Olsztyn stoi na drodze Miedzi Legnica. Ekipa Jarosława Skrobacza wciąż walczy o baraże. 

Na finiszu rundy jesiennej „Miedzianka” była w znakomitej dyspozycji, zdobywała punkty niczym w przeszłości koszykarz Michael Jordan, ale jej dobrą passę przerwał Stomil Olsztyn, remisując w Legnicy 2:2 (gole zdobyli Szymon Matuszek i Kamil Zapolnik oraz Wojciech Łuczak i Wiktor Biedrzycki). Z tym właśnie przeciwnikiem podopieczni trenera Skrobacza zmierzą się w najbliższą sobotę. – Dlaczego wtedy tak się stało? Bo przyjechał do Legnicy zespół, który strzelił nam dwa gole i miał w składzie wielu zawodników o sporych umiejętnościach – stwierdził szkoleniowiec Miedzi. – Moim zdaniem to zespół, który w tabeli jest zdecydowanie za nisko w stosunku do możliwości, jakie ma. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Stomil był na przykład w pierwszej szóstce, bo taki potencjał w nim drzemie. […] W sobotę w Olsztynie Miedź „musi” wygrać, natomiast gospodarze tylko mogą. Czy ogromna odpowiedzialność nie sparaliżuje podopiecznych trenera Skrobacza? – Chciałbym, żeby mój zespół był skupiony wyłącznie na grze, żeby nie myślał, że jest to mecz z gatunku „być albo nie być” – stwierdził szkoleniowiec legniczan. – Gdy tak do spotkania podchodzisz, wtedy schodzi z ciebie powietrze, nie pokazuje się na boisku umiejętności, które posiadasz. Wierzę, że mój zespół już okrzepł i potrafi sobie radzić w stresowych sytuacjach. Liczę, że w Olsztynie zagramy dobry mecz, a wtedy nasze szanse na zwycięstwo zdecydowanie rosną.

Odra Opole przez kilka lat będzie „na chwilę” wyprowadzała się do Lubina. Klub czeka bowiem na nowy stadion.

Odra w przyszłym sezonie będzie pełnić honory gospodarza na stadionie Zagłębia Lubin – niezależnie od tego, czy pozostanie w I lidze, czy sensacyjnie awansuje do ekstraklasy, na co na dwie kolejki przed końcem sezonu ma jeszcze szansę, aspirując do barażowego szóstego miejsca. Oczywiście w przypadku promocji do elity lubiński obiekt stanie się jej domem na stałe. W I lidze tylko w okresie od 1 listopada do 31 marca, bo tak stanowią przepisy, nakazując klubom posiadanie na ten czas stadionu z systemem podgrzewania murawy. Opolanie przy Oleskiej 51 tego nie mają, a od dawna zapowiadają, że nie mają zamiaru inwestować w obiekt, którego miejsce za kilka lat zajmie aquapark, gdy gotowy będzie już nowy stadion przy ul. Północnej, co ma się stać do 2024 roku. O ile oczywiście na zapleczu ekstraklasy nie zmienią się przepisy, do tego czasu Odra będzie zmuszona w „zimowej” piłkarsko porze roku emigrować z Opola. – Jesteśmy w kontakcie z PZPN, z Komisją ds. Licencji Klubowych i wyjaśniliśmy sobie w terminie oczekiwanym przez związek wszystkie wątpliwości. Licencja z uwzględnieniem zastępczego stadionu to maks, co możemy wycisnąć w naszej obecnej sytuacji, ale ona jest akceptowalna przez obie strony: nas i PZPN. Jesteśmy niemalże w przededniu otwarcia ofert w przetargu na budowę nowego stadionu. 

Łukasz Grzeszczyk tłumaczy sytuację, która miała miejsce po meczu z Widzewem. Dlaczego został zawieszony?

Sytuacja wymknęła się Łukaszowi Grzeszczykowi spod kontroli już po zakończeniu meczu. – Byłem w tunelu i szedłem do szatni, ale jeszcze kolega powiedział mi, że kibice z Tychów, ojciec z dziećmi, chcieliby ze mną porozmawiać i pogratulować mi występu – dodaje kapitan tyszan. – Wróciłem więc, żeby się z nimi spotkać, ale wtedy właśnie poleciała butelka i wiązanka wyzwisk, której nie tylko te dzieci, ale nikt nie powinien wysłuchiwać. W dodatku kiedy zacząłem już iść w kierunku szatni, w moim kierunku z trybun zaczął biec kibic i wyzywać mnie. Ta agresja była tak potężna, że nie wytrzymałem. Odreagowałem pokazując środkowy palec i za ten gest zostałem ukarany dyskwalifikacją na trzy mecze, bo to podobno najniższy wymiar kary w takich sytuacjach. Natomiast kibice Widzewa za swoje zachowanie przez cały mecz, a nawet po jego zakończeniu, mają podobno zakaz… wyjazdu na jeden mecz. Jak mam to rozumieć? Wiem, że zrobiłem źle, ale jest coś takiego jak granica wytrzymałości. Dzisiaj łatwo jest powiedzieć: nie powinienem reagować i prowokować, ale przecież ja nie biegałem po stadionie i nie obrażałem każdego napotkanego kibica. Dlatego mam odczucie, że ofiara została ukarana, a ci którzy mnie obrażali, śmieją się i są bezkarni.

Ruch Chorzów wraca do drugiej ligi. Ale dla 14-krotnego mistrza Polski to dopiero pierwszy krok ku odbudowie.

Kapitan zespołu po końcowym gwizdku wszedł na „gniazdo”, z którego prowadzony jest doping, wziął łyk piwa i zaintonował kilka przyśpiewek. Z okna w zajeździe Batory, sąsiadującego ze stadionem i wymalowanego reklamą piwa „Chorzowskie”, odpalono trochę pirotechniki. Chorzowianie mieli co świętować. Choć znakomicie w tym sezonie dysponowane były też zespoły Polonii i wrocławskiej Ślęzy, ich awans wiosną nie podlegał żadnej dyskusji. „Bójcie się chamy, do II ligi wracamy” – śpiewano, choć przecież powrót po dwóch latach na ten szczebel musi uchodzić raczej za obowiązek niż sukces 14-krotnego mistrza Polski. Świadczyły też o tym pamiątkowe t-shirty, w jakich mniej więcej kwadrans po meczu pojawili się działacze, zawodnicy i trenerzy Ruchu w piwnej strefie za trybuną prostą. „W drodze do celu” – głosił napis na koszulkach, a odhaczony był jedynie awans do II ligi. „Okienka” przy dwóch kolejnych – do I ligi i ekstraklasy – muszą jeszcze pozostać puste… Drużyna zrobiła z kibicami „ciuchcię”, odśpiewała lubiane przez kibiców „Horto Magico”, sporo było wspólnych zdjęć, ale też dyskusji o tym, co przed Ruchem. Pierwszy krok ku wyjściu z piłkarskiego czyśćca został uczyniony w imponującym stylu, za co wszystkim, którzy się do tego przyczynili, należy się niski ukłon. – Naszym celem jest ekstraklasa. Oczywiście nikt nie zadeklaruje, kiedy to nastąpi. Przed nami wiele lat pracy, wysiłku, wyrzeczeń; pewnie też porażek, ale nikt przy Cichej nie ustąpi, nie zaprzestanie, dopóki ten cel nie zostanie zrealizowany – zapowiedział Tomasz Ferens, rzecznik „Niebieskich”.

Super Express

Mateusz Borek w rozmowie po meczu z Rosją. Chwali Jakuba Świerczoka.

– Jakub Świerczok cizaimponował?

– Świerczok to jest piłkarz, który w życiu miał trochę pecha. A ponieważ suma szczęścia wżyciu równa się zeru, to czasami życie ci oddaje. Mamy sytuację, w której nie ma Krzyśka Piątka, nie wiadomo, kiedy do zdrowia i pełnej formy wróci Arek Milik i nieoczekiwanie ten Świerczok z pozycji 4 albo 5 polskich napastników strzela gola, daje trenerowi do myślenia. To był dla niego sinusoidalny mecz. Miał momenty super i momenty, nad którymi musi popracować. Tracił piłkę, brakowało mu odpowiedzialności za utrzymanie się przy niej. Świerczok ma tę pozytywną butę, arogancję, pewność siebie, zaangażowanie, jest nieprzyjemny dla obrońcy rywala.

– Dobrze zagrał też Mateusz Klich. To już jeden z liderów zespołu?

– Miał wolne podczas dwóch ostatnich meczów, więc z wypoczętymi nogami i głową mógł przystąpić do tego okresu przygotowawczego. Dla środka pomocy ustawienie w pierwszej połowie było niekomfortowe, bo Grzesiek Krychowiak musiał czyścić i asekurować, a Mateusz był sam. Myślę, że gdyby Mateusz miał okazję zagrać w większym wymiarze czasowym, kiedy na boisku są Moder czy Kozłowski, to tej piłki w środkowej strefie boiska mielibyśmy jeszcze więcej.

Przegląd Sportowy

Mateusz Klich u Paulo Sousy stanie się liderem kadry? Pasuje do stylu gry Portugalczyka.

– Mateusz zaprezentował się dobrze, ale może być jeszcze lepszy, ponieważ ma takie możliwości. To bardzo energetyczny piłkarz, wszędzie go pełno. Ma dobre dośrodkowanie, szuka goli, jest bardzo dobrzy technicznie. Może stanowić o sile zespołu – komentował szkoleniowiec. Sousa liczył na Klicha już w marcu w trakcie eliminacji mistrzostw świata, rozmawiali przed zgrupowaniem, selekcjoner wysyłał pomocnikowi fragmenty jego meczów w Leeds, ponieważ chciałby go widzieć w biało-czerwonych barwach właśnie mniej więcej takiego jak w klubie. Tylko mniej więcej, bo mimo wszystko w kadrze musi pełnić nieco inną rolę. – W Leeds mam pełną swobodę, biegam od pola karnego do pola karnego, bo bardzo to lubię. Jestem tam, gdzie uważam, że powinienem. W kadrze moja rola jest trochę inna. Jestem ustawiany w dwójce środkowych pomocników przed linią obronną, mam więcej obowiązków. W klubie nasz defensywny pomocnik, czyli „szóstka”, raczej nie atakuje. Może, ale tego nie robi. Natomiast w reprezentacji jest większa wymienność. Raz idę do przodu ja, raz drugi środkowy pomocnik – tłumaczył Klich już w trakcie obozu w Opalenicy. […]  U Argentyńczyka w trakcie pierwszych sześciu tygodni zajęć schudł pięć kilogramów i doskonale wpasował się w styl oparty na agresywnym pressingu. W ubiegłym sezonie jako beniaminek Premier League ekipa z hrabstwa West Yorkshire podjęła 6658 prób pressingu – najwięcej w lidze. Z tego 570 wykonał Klich i pod tym względem był piąty w drużynie. Również ledwie czterech zawodników było lepszych od Polaka, jeśli chodzi o liczbę udanych odbiorów (43).

Wokół kadry jest spokojniej. To sprawa COVID-u, ale też zmiany podejścia.

Zawodnicy żyją w swojej bezpiecznej bańce, nie mają zatem możliwości, by wybrać się chociażby na przejażdżkę rowerem czy spacer z wózkiem dziecięcym po okolicy. Takie sceny były normalnością przed dwoma poprzednimi turniejami, gdy przed wyjazdem do Arłamowa kadra zbierała się w Juracie podczas zgrupowań regeneracyjnych. By kadrowicze lepiej odpoczęli po sezonie, pięć lat temu w nadmorskiej miejscowości miała miejsce tylko jedna konferencja prasowa. Choć w tym roku konferencje prasowe odbywają się właściwie codziennie, trudno nie odnieść wrażenia, że nie ma aż takiego zainteresowania turniejem ze strony kibiców. Fani zdają się nie śledzić każdej informacji z Opalenicy z zapartym tchem, jak przed poprzednimi turniejami. Nie do końca zgadza się z tym Adam Pawlukiewicz, ekspert od marketingu sportowego z Pentagon Research. – Zainteresowanie kibiców reprezentacją nadal jest ogromne. Porównywalne z tym, jak w poprzednich latach, ale objawia się w inny sposób. Nie ma bezpośredniej obecności kibiców przy piłkarzach, ale na meczach EURO znów będą rekordy oglądalności w telewizji. Świadczy o tym popyt na bilety na mecz Polska – Rosja we Wrocławiu – przekonuje.

Sopot jest już gotowy na przejęcie kadrowiczów. Dlaczego akurat to miejsce i co na nich czeka?

Kluczowa przy wyborze bazy była również logistyka. Chodzi o odległość z hotelu na stadion oraz na lotnisko im. Lecha Wałęsy. – Oczywiście, tak było od samego początku, gdy zaczęliśmy zastanawiać się nad Trójmiastem. Znamy ten hotel bardzo dobrze, Radisson też jest w sąsiedztwie, więc wiemy, ile trwa droga do lotniska i na stadion. To sprawiło, że od samego początku zainteresowaliśmy się tą lokalizacją. Co więcej, wiedzieliśmy, że przyjedziemy po fi nale Ligi Europy, który odbył się na stadionie w Gdańsku. To oznaczało, że UEFA dokładnie zadba o stan murawy, co także było i jest dla nas istotne. Wizytowałem stadion tydzień przed fi nałem i boisko wyglądało fantastycznie – podkreśla Kwiatkowski i dodaje: – Na samym stadionie jest też sporo miejsca, żeby zrobić centrum medialne. Tam będą się odbywały konferencje prasowe i tam będzie miejsce do pracy dla dziennikarzy. Dojazd z hotelu na stadion wynosi maksymalnie 15 minut, na lotnisko 30 minut. Samo lotnisko także jest dobrze przystosowane do odbioru drużyny. Możemy wjechać autobusem do parkingu podziemnego, skąd mamy bezpośrednie dojścia do samolotu. Nie musimy się pokazywać w strefach publicznych, co w tych czasach ma oczywiście znaczenie. A do Sankt Petersburga lot trwa niespełna półtorej godziny. Część ekspertów zastanawiała się, czy jest sens zmieniać miejsce zgrupowania, skoro w Opalenicy kadrowicze mają optymalne i komfortowe warunki. – Przebywanie w jednym miejscu oznacza dla piłkarzy pewną monotonię. W Opalenicy mamy znakomite warunki i absolutnie niczego nam nie brakuje, ale od początku mieliśmy plany, żeby centrum pobytowe było w innym miejscu – tłumaczy Kwiatkowski.

Dawid Kurminowski w rozmowie z „PS”. Jak ocenia sezon zwieńczony zdobyciem korony na Słowacji?

Jak pan ocenia minione rozgrywki pod względem zespołowym i indywidualnym?

To był dla nas bardzo udany sezon. Gdy mieliśmy problemy fi nansowe, cała drużyna całkowicie się zmieniła. W tamtym momencie nikt nie myślał o walce o europejskie puchary i zajściu tak daleko. Pojawiło się wielu nowych zawodników, którzy przyszli bezpośrednio z akademii. Ostatnio czytałem, że mamy najmłodszy zespół we wszystkich najwyższych ligach rozgrywkowych w Europie. A jednak mimo to awansowaliśmy do fi nału Pucharu Słowacji, do końca walczyliśmy o podium i dlatego uważam, że to był dla nas bardzo udany sezon. Choć mógł zakończyć się jeszcze lepiej, np. awansem do europejskich pucharów.

Czy to dla pana już moment na postawienie kolejnego kroku w piłkarskiej karierze? Czy jednak dostrzega pan dalsze możliwości rozwoju w dotychczasowym środowisku?

Odkąd przyszedłem do Žiliny, bardzo czuję to, że się rozwijam. Myślę, że korona króla strzelców również pokazała, że idę w dobrym kierunku. To, czy zostanę w Žilinie, czy będę miał szansę przejść do innego klubu, tak czy owak da mi szansę dalszego rozwoju. Tutaj nadal mam możliwości, aby stawać się lepszym. Wiadomo jednak, jaka jest piłka i jakie jest życie. Nic nie obiecuję i sam nie zgaduję, jak to będzie wyglądać. W sobotę dopiero wróciłem do domu i sam za dużo nie wiem, bo po prostu nie chciałem wiedzieć, dopóki nie zakończył się sezon. Ostatnio koncentrowałem się na każdym kolejnym meczu. To dopiero początek moich wakacji i na razie jeszcze o tym nie myślę.

Venezia znów zagra w Serie A. Co to za klub?

Nazwa „Wenecja” jest bezdyskusyjnie znana na całym świecie. Wokół tej koncepcji w 2015 roku pracę zaczął Tacopina, prawnik. Urodził się w Nowym Jorku, ale ma włoskie korzenie. Grupa inwestorów z USA powierzyła mu zarządzanie klubem. Najpierw inwestorzy kupili drużynę po odejściu Jurija Korablina, przedsiębiorcy z Rosji, właściciela Venezii od 2011 roku. Jego przygoda w Laguna skończyła się z różnych powodów, ale to inna kwestia. W tamtym czasie Tacopina już pracował we włoskiej piłce, w Bolonii. Odszedł z Rossoblu, by zostać głównym akcjonariuszem Venezii. W ciągu czterech lat był w stanie podnieść klub z Serie D do Serie B. Ludzie na początku nie wierzyli w niego. To się zdarza, jeżeli chodzi o futbol w Wenecji, który jest od zawsze skomplikowaną sprawą. Rok od jego przybycia, po awansie do trzeciej ligi, pokazał wszystkim to, że naprawdę chciał zainwestować w klub. Na stanowisko szkoleniowca w Serie C zatrudnił Filippo Inzaghiego, byłego napastnika Milanu, który chwilę wcześniej pracował jako trener Rossonerich w Serie A. Ta wiadomość okrążyła świat. Venezia i Inzaghi, dwie mocne marki, spowodowały, że wizerunek zespołu zmienił się. To był tylko pierwszy krok Tacopiny. Oprócz tego założył sekcję międzynarodowych projektów, z którą chciał pokazał klub przede wszystkim na Dalekim Wschodzie. Organizował wydarzenia i camp dla młodych piłkarzy. Dzięki temu klub obserwował zawodników z tamtej części świata. Na kierownika tego projektu Tacopina powołał Paolo Poggiego, byłego napastnika Venezii (217 meczów w jej barwach). Uwaga: urodził się on i mieszkał przez wiele lat na wyspie Sant’Elena, to „sestiere” (dzielnice w Wenecji tak się nazywają), w której znajduje się Stadio Pierluigi Penzo. Przed pandemią, dzięki tej funkcji, Paolino podróżował po Chinach, Wietnamie, Stanach Zjednoczonych i innych krajach, żeby promować markę klubu i miasta. Global i glocal.

Gazeta Wyborcza

Według Rafała Steca nie ma co się przejmować Tymoteuszem Puchaczem. To piłkarz nieistotny.

Nieistotny: Tymoteusz Puchacz. Nie warto martwić się natomiast postawą Tymoteusza Puchacza, który zagapił się wtedy, gdy wyrównującą bramkę zdobywali Rosjanie. To zawodnik wyjęty z Lecha Poznań, tymczasem Sousa po wejściu w bliski kontakt z tzw. ekstraklasą miał być wstrząśnięty poziomem, podłamała go zwłaszcza niska intensywność gry – dlatego jej piłkarzy ostentacyjnie zignorował przy powołaniach (wziął ledwie czterech), nie zapraszając nikogo nawet z bezkonkurencyjnej lokalnie Legii Warszawa. Podjął tym samym, zapewne nieświadomie, decyzję historyczną, bo jako pierwszy selekcjoner nie znalazł nikogo godnego stroju reprezentacji kraju wśród aktualnych mistrzów Polski, choć pandemiczna zawierucha pozwoliła mu zrekrutować kadrę wyjątkowo liczną, aż 26-osobową. Dlatego jeśli nie wydarzy się nic dramatycznego, Puchacz powinien spędzić mistrzostwa na fotelu dla rezerwowego. Co byłoby pocieszające, gdyby nie wniosek ogólniejszy – otóż od początku kadencji Sousy rywale z zatrważającą swobodą wkradają się w ich pole karne, pozwalając sobie tam nawet na dłuższe łańcuchy podań. Rosjanie wielobramkowych igrzysk sobie we Wrocławiu nie urządzili, ale mogli.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

8 komentarzy

Loading...