Reklama

Czy nie mogliśmy od razu przejść do karnych?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

27 maja 2021, 00:29 • 4 min czytania 31 komentarzy

Stwierdzenie, że to nie był najbardziej emocjonujący mecz w historii futbolu, jest jednym z najbardziej banalnych. Przez 90 minut nie działo się specjalnie dużo, a przecież jeszcze czekała nas przynajmniej 30 minutowa dogrywka, gdzie szanse na emocje są jeszcze bardziej nikłe. Czy naprawdę w XXI wieku, w 2021 roku, musimy się – nie ma co owijać – męczyć te dwa kwadranse dłużej? 

Czy nie mogliśmy od razu przejść do karnych?

Moim zdaniem nie. Rzuty karne z zasady są bardziej emocjonujące, a sam fakt, że ma się tylko podstawowy czas gry na osiągnięcie upragnionego celu, mógłby dodatkowo motywować i prowadzić do większego otwarcia meczów. Tymczasem serwuje się nam coś, co dla współczesnego widza jest już po prostu archaiczne i niezbyt ciekawe.

Z ręką na sercu, ile ciekawych, porywających dogrywek widzieliście w ciągu ostatnich dziesięciu lat? Jeśli wymienicie przynajmniej po jednym takim spotkaniu w roku, będę pod ogromnym wrażeniem. Sam mam bowiem trudność, by wyjść poza palce jednej ręki.

Najlepszym przykładem tego, jak diametralnie różni się dogrywka od serii rzutów karnych może być zakończony niedawno finał. Przez 30 minut siedzieliśmy przed telewizorami (szczęśliwcy na stadionach) i patrzyliśmy z niemal zupełną obojętnością. Jedyne osoby, które obgryzały wówczas paznokcie, z pewnością ściśle sympatyzowały z Villarrealem lub Manchesterem United. Reszcie ta dogrywka powiewała, a przecież finał europejskiego pucharu nie ma być okazją dla emocjonowania się tylko dla fanów uczestniczących w nim drużyn. Ożywienie przyszło dopiero wtedy, gdy Gerard Moreno ustawił piłkę na jedenastym metrze. Wynurzyliśmy się spod koców, odstawiliśmy na moment piwo. Skupiliśmy się i zaczął się festiwal emocji, darcia łacha z każdego przestrzelonego karnego.

Czy to nie jest pierwotne, zapyta ktoś. Oczywiście, że jest. Tak jak pierwotne są pobudki, dla których możemy parać się tą dyscypliną. Piłka nożna w swej zasadzie jest rozrywką, takie było jej pierwotne założenie. Dogrywka nas z tej radości, emocji brutalnie odziera.

Reklama
To rzuty karne są esencją tego, co można przeżyć podczas transmisji piłkarskiego meczu. Te dwa kwadranse, które najczęściej prowadzą do wspomnianego konkursu, stanowią jedynie ułudę, że coś się może wydarzyć.

Ale przecież tutaj nie tylko o nasze emocje chodzi. W świecie piłki nożnej trudno jest obecnie wcisnąć źdźbło słomy w wolny termin. Kalendarz wypchany jest do granic możliwości. Mimo tego władze rozmaitych federacji chcą grać więcej i kluby faktycznie więcej grają. O ile jednak organizowanie kolejnych turniejów pewnie broni się z marketingowego punktu widzenia, tak często bezlitosnego wobec organizmów zawodników, o tyle trudno orzec, czemu właściwie służy dogrywka? Momentami przypomina ona spotkanie towarzyskie, przecież w gdańskim finale widzieliśmy w ciągu tych 30 minut może jedną składną akcję.

Trudno się jednak dziwić samym zawodnikom, skoro przy „dobrych” wiatrach finał Ligi Europy może być 50 spotkaniem w sezonie. A przecież intensywność idzie cały czas do przodu, zaś koronawirus sprawił, że wielu piłkarzy ma mniejsze lub większe problemy ze zdrowiem. Najbardziej przeładowani piłkarze wyglądają jak wraki. Wraki nie są ciekawe.

Skoro potrafiliśmy już skruszyć beton trzech zmian i z powodzeniem zaadaptowano wprowadzanie nawet pięciu nowych zawodników, może pora przetestować ewentualny brak dogrywki?

Rażąca jest wszak niekonsekwencja, którą spotyka się przy organizacji finałów rozmaitych rozgrywek. Część Superpucharów – o ile nie ich znamienita większość – kończy się serią rzutów karnych, jeśli w podstawowym czasie gry padł remis. Nie ma bawienia się w dogrywkę, od razu dostajemy mięso, konkret. Tymczasem w finałach Ligi Europy, Ligi Mistrzów, Mistrzostw Świata i Mistrzostw Europy, gdzie przecież na atrakcyjności powinno zależeć wszystkim 100 razy bardziej, każe się rozgrywać mecz w meczu. Rządzi się on swoimi prawami, to nie ulega wątpliwości. Pytanie, czy te prawa są atrakcyjne.

Ideą przyświecającą Superlidze było dotarcie do młodszego pokolenia. A tutaj proszę – może wcale nie trzeba od razu rozpierniczać systemów ligowych największych rozgrywek w Europie, tylko wziąć się na modernizację gry tak, by była ona ciekawa? Obecna generacja widzów piłki nożnej ma wielki problem z utrzymaniem koncentracji. Zamiast jednak iść im na rękę i eksponować coś, co może być dla nich atrakcyjnym towarem, z pełną świadomością pokazujemy banalną wydmuszkę.

Oczywiście, dogrywki nie są złem całego świata piłkarskiego, ale nie są też złem koniecznym. Wyjście z ram może nam wszystkim przynieść znacznie więcej plusów, niż ewentualnych minusów… no bo jakie minusy może przynieść 30 minut snucia się po boisku mniej? Przecież czasy złotego gola słusznie już minęły, w dogrywce nikt nie zabija się o to, by bramkę zdobyć. A chyba właśnie na tym nam wszystkim zależy – żeby było ciekawie, żeby były igrzyska, których futbol jest przecież reinkarnacją.

Dogrywka w 2021 roku przypomina rzucenie gladiatorom drewnianych meczy w momencie, gdy obydwaj krwawią już z każdego możliwego miejsca na ciele, a gawiedź czeka na decydujące pchnięcie. Ono w końcu nadchodzi, ale dlaczego trzeba na nie tyle czekać?

Reklama

Fot. Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

31 komentarzy

Loading...