Reklama

Piotr Pyrdoł: Nie miałem poczucia, że sprawiedliwości stało się zadość

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

18 maja 2021, 13:41 • 9 min czytania 9 komentarzy

Piotr Pyrdoł rozpoczął rundę wiosenną Ekstraklasy niezwykle pechowo. Skrzydłowy Wisły Płock wszedł na końcówkę meczu z Zagłębiem Lubin i celowo został sfaulowany przez Djordje Crnomarkovicia. Serb chciał się wykartkować na spotkanie z Lechem Poznań, w którym i tak nie mógłby wystąpić ze względu na zapisy kontraktowe. Zrobił to jednak w najgłupszy możliwy sposób, powodując poważną kontuzję u swojego przeciwnika. Pyrdoł złamał kość strzałkową i wydawało się, że w tym sezonie już nie zagra. Stało się inaczej – 22-latek wrócił na ostatnich siedem kolejek, co nie zmienia faktu, że stracił prawie dwa miesiące i jego rozwój został spowolniony. 

Piotr Pyrdoł: Nie miałem poczucia, że sprawiedliwości stało się zadość

Dziś na spokojnie porozmawialiśmy o następstwach tego wydarzenia. Walka o powrót do zdrowia, życie z bólem, poczucie niesprawiedliwości, forma po wyleczeniu nogi. Wracamy także do nieudanego transferu z ŁKS-u do Legii Warszawa. Zapraszamy.

Zakładam, że rozjeżdżacie się na urlopy w świetnych humorach, bo chyba nie sądziliście, że rozbijecie Zagłębie Lubin aż 4:0.

Heh, jak to się mówi: „puściło nas” po utrzymaniu. Spodziewałem się trudniejszego meczu. Zagłębie grało przecież o puchary, więc sądziłem, że poprzeczkę zawiesi wyżej. Dobrze jednak zaczęliśmy, szybko prowadziliśmy, zaraz potem dołożyliśmy drugą bramkę, a Zagłębie praktycznie nie oddało strzału. Kontrolowaliśmy to spotkanie i naprawdę dobrze zagraliśmy.

Generalnie w końcówce sezonu wasza gra mogła się podobać. Nawet z Lechią Gdańsk, gdy przegraliście 1:3.

Też sądzę, że z Lechią prezentowaliśmy się naprawdę fajnie, ale to się nie liczy, skoro wynik się nie zgadzał. Z Górnikiem Zabrze dla odmiany zagraliśmy kiepski mecz, a wygraliśmy. To w piłce jest najważniejsze.

Zarejestruj się na Fuksiarz.pl

Reklama
W jakim nastroju kończysz sezon indywidualnie? Dla ciebie chyba pozytywem jest sam fakt, że jeszcze zdążyłeś wrócić na boisko.

Zdecydowanie. Początkowe prognozy mówiły, że tę rundę raczej mam już z głowy. Bardzo się więc cieszyłem, gdy sprawy przyspieszyły i zdążyłem wyzdrowieć na siedem ostatnich kolejek. Nie grałem w nich zbyt wiele, ale liczyło się przede wszystkim to, że po tej kontuzji czułem się nieźle. Przeżywając coś takiego, doceniasz potem najprostsze rzeczy, sam fakt, że możesz normalnie trenować czy pobiegać w parku. Nabrałem dystansu do wielu spraw. Nieraz ktoś jest niezadowolony, bo nie gra, bo coś mu nie wychodzi. Przy braku zdrowia to drobnostki.

Zaraz po powrocie zbierałeś sporo minut, za to w trzech ostatnich spotkaniach zaliczałeś już epizody. Wydawało się, że jeśli już, to powinno być na odwrót.

W pierwszym meczu od razu dostałem prawie pół godziny, mimo że z zespołem trenowałem dopiero od dwóch tygodni. Trenerem był jeszcze Radosław Sobolewski. Jestem mu wdzięczny, że tak szybko mi zaufał i we mnie wierzył. Co do ciągu dalszego – każdy zawodnik chce grać jak najwięcej. Czasu się nie cofnie, teraz muszę zrobić wszystko, żeby w nowym sezonie było lepiej. Ciężka praca na dłuższą metę zawsze się obroni. Życie w końcu oddaje. Podczas leczenia ostro zasuwałem, spędzałem na rehabilitacji po 8-9 godzin dziennie i dzięki temu wróciłem na końcówkę sezonu. Chcę dalej iść tą drogą, a wtedy minut powinno być więcej, mimo że kończy mi się już status młodzieżowca.

Martwi cię brak tej bariery ochronnej?

Nie. Nie ma sensu na to patrzeć. Przepis ten sprawia, że młodzieżowiec musi być na boisku, więc w większości zespołów jeden młody rywalizuje z drugim młodym. Ale wydaje mi się, że jednak trochę inaczej taki zawodnik jest postrzegany.

Postrzegany w szatni?

Nie, bardziej chodzi mi o ogólny odbiór. Podkreśla się, że jesteś młodzieżowcem, masz takie oznaczenie i gdzieś to podświadomie w tobie siedzi. Na pewno było to jakieś ułatwienie, natomiast nie traktowałem go jak bariery ochronnej. Mam swoje ambicje i cele. Jestem przekonany, że bez żadnej podpórki swoje minuty będę dostawał, choć liczę się z tym, że na początku może być mi nieco trudniej. Ale to nie koniec świata, mimo wszystko nadal należę do dość młodych zawodników. Grunt, by być pewnym siebie i nie poddawać się, gdy pojawiają się przeszkody. A tych ostatnio trochę miałem.

Na podstawie tych siedmiu końcówek mogłeś stwierdzić jak się czujesz, w jakiej jesteś formie?

Jak na tak długą przerwę, czułem się dobrze. Jeszcze przed kontuzją solidnie przepracowałem zimowy okres przygotowawczy, więc fundament cały czas był. Na pewno jednak brakowało mi minut. Tylko przez mecz można złapać więcej luzu i pewności na boisku, poprawić rzeczy stricte piłkarskie. W warunkach treningowych tego nie zrobisz. Trudno oceniać występy trwające 10 czy 15 minut. Są spotkania, w których przez ten czas dwa razy dotknie się piłki. Nie zamierzam się obrażać czy zniechęcać, nie jestem taką osobą. Znam swoją wartość i zrobię wszystko, żeby moje akcje wzrosły.

Reklama
Miałeś pauzować do końca sezonu, ale sprawy przyspieszyły. Kiedy nastąpił przełom?

W okolicach piątego czy szóstego tygodnia rehabilitacji. Wtedy zacząłem już chodzić bez żadnego bólu i uwierzyłem, że zaraz będę mógł także bez bólu biegać i uderzać piłkę. Na początku nie sądziłem, że wrócę tak szybko. Przez pierwszych pięć tygodni każdy dzień łączył się z bólem. Było ciężko. Rodzina i osoby pomagające w leczeniu bardzo mnie wspierały, dzięki nim nigdy nie zwolniłem z pracą. Wszystko podporządkowałem pod rehabilitację.

Na samym początku byłeś pogodzony, że sezon masz już z głowy?

Tak. Chyba lepiej było się w ten sposób nastawić, niż łudzić się, że wrócę za miesiąc, a wróciłbym po trzech. Słysząc wstępne diagnozy powiedziałem sobie: „okej, akceptuję to, ale zrobię co w mojej mocy, żeby wrócić jeszcze przed końcem sezonu”.

SPRAWDŹ OFERTĘ FUKSIARZ.PL!

Gdy rozmawialiśmy dzień po kontuzji, mówiłeś, że złamana kość strzałkowa raczej nie będzie mocno utrudniała życia codziennego. Tak było, skoro wspominałeś o ciągłym bólu?

W sumie się to potwierdziło. Jakoś przesadnie życie mi się nie skomplikowało. W dużej mierze dzięki wsparciu dziewczyny i rodziców. Rehabilitację przechodziłem w Łodzi, więc mogłem liczyć na ich pomoc. Co nie zmienia faktu, że przez ponad miesiąc niemal non stop towarzyszył mi ból. Na początku nie potrafiłem przespać całej nocy. Budziłem się po kilka razy, nie mogłem się nawet normalnie przewrócić na bok, bo przy każdym złym ruchu noga dawała o sobie znać. Koncentrowałem się jednak na tym, żeby jak najmniej stracić na formie i wrócić silniejszym.

Nie nachodziły cię wątpliwości, że może wracasz za wcześnie, że może warto poczekać?

W sporcie najbardziej liczy się głowa, a już zwłaszcza po kontuzji. Jeżeli miałbym jakieś opory czy chociaż w jednym procencie się czegoś obawiał, to nie miałoby to sensu. Czułem, że jestem na tyle wzmocniony i wyleczony, że nie bałem się kontaktu z przeciwnikiem i kolejnego uderzenia w tę kość. To też miało znaczenie, że tak szybko wróciłem.

Jak dziś patrzysz na zachowanie Crnomarkovicia? Pojawia się nutka wyrozumiałości?

Myślę, że zdania nie zmieniam co do całego zajścia (śmiech).

Serb został zawieszony na trzy mecze. Jak na to zareagowałeś?

Nie miałem na to wpływu.

Zapytam inaczej: miałeś poczucie, że sprawiedliwości stało się zadość?

Nie. Wiem, jakie są przepisy. Wynikało z nich, że na dłużej nie mógł zostać zawieszony. Natomiast patrząc od strony etycznej i oceniając sam czyn, to oczywiste, że ta kara była za krótka. Sądzę, że w całym środowisku piłkarskim opinia na ten temat jest jednoznaczna. Dla mnie nadrzędne pozostaje to, żeby takie rzeczy się nie powtarzały i już żaden piłkarz nie ucierpiał w podobny sposób, gdy nie chodzi o ferwor boiskowej walki.

Crnomarković po całym zajściu odezwał się do ciebie.

Tak, po meczu napisał do mnie na Instagramie. Na tym poprzestał, później nie mieliśmy już żadnego kontaktu.

Zagłębie Lubin deklarowało chęć pomocy i dołożenia się do rehabilitacji. Co wyszło z tych zapowiedzi?

Nic. Dostałem pomoc od Wisły Płock i od moich najbliższych.

Spodziewałeś się, że tak będzie?

Słyszałem tę deklarację, ale niczego sobie po niej nie obiecywałem. Nastawiałem się, że w sporcie jest tak jak w życiu: w trudnych chwilach jesteśmy zdani na siebie. Jeśli ktoś pomoże, to rodzina i przyjaciele. Nie zawracałem sobie głowy tym, czy nadejdzie wsparcie z zewnątrz.

Za tobą już dwa sezony w Ekstraklasie. Czujesz, że w niej okrzepłeś, że to twój poziom?

Znam swoje możliwości i sądzę, że jestem zawodnikiem, który spokojnie może grać na tym szczeblu. Patrząc jednak na dotychczasową przygodę z Ekstraklasą, na pewno brakuje mi regularności w występach. Chcę to zmienić, to jest mój cel. Jeśli zyskam tę regularność, mogę jeszcze dużo pokazać.

Jak z dzisiejszej perspektywy patrzysz na transfer do Legii? Pochopny ruch czy nie mogłeś odmówić?

Gdybym teraz miał już całą wiedzę i ponownie podejmował decyzję, to… wybrałbym tak samo. Zobaczyłem, jak funkcjonuje najlepszy polski klub. Przynajmniej wiem, do czego muszę dążyć i doświadczyłem, jak wygląda najwyższy poziom w naszym kraju. Nie żałuję tego ruchu i niczego bym nie zmienił. Nie miałem poczucia, że popełniłem błąd. Oczywiście nawet jeśli idziesz do Legii, to chcesz w niej grać. Nie każdemu się jednak udaje, mnie się nie udało.

Co by nie mówić, mistrzostwo za sezon 2019/20 na zawsze zostanie ci w papierach.

Heh, medal nadal mam w szafce. W przyszłości chciałbym zdobyć mistrzostwo, do którego przyczynię się znacznie bardziej niż dwoma meczami.

A nie nachodziły cię wątpliwości, czy nie za wcześnie na dobre odszedłeś z Legii? Po jednej rundzie zostałeś sprzedany do Wisły Płock, choć najczęściej najpierw w tego typu przypadkach jest jakieś wypożyczenie i dalsza obserwacja, a nie od razu definitywne rozstanie.

Z rodzicami i agentem konsultowaliśmy ten ruch z osobami odpowiedzialnymi za takie rzeczy w Legii. Doszliśmy do wniosku, że to będzie optymalna decyzja. Nie należę do osób, które lubią rozpamiętywać i analizować, czy można było zrobić coś lepiej czy nie. To jest sport. Wiele sytuacji pokazuje, że pół roku potrafi wszystko diametralnie zmienić. Mnóstwo jest takich historii. Najważniejsze, żeby nie tracić pasji i wiary w siebie. Tylko ludzie zdeterminowani, uparcie dążący do celu, są w stanie coś osiągnąć.

Czyli perspektywy w Legii miałeś niezbyt zachęcające?

Zdawałem sobie sprawę, że na moich pozycjach grają bardzo dobrzy zawodnicy. Najlepsi w lidze. Do tego przebijali mnie doświadczeniem. Nie widziałem dla siebie możliwości grania i nawet nie mówię o pierwszym składzie, ale również o rezerwach. III liga w tamtym sezonie nie wróciła do rywalizacji po koronawirusie, więc nie miałem gdzie utrzymywać rytmu meczowego. Niejako byłem zawieszony w próżni. Musiałem zmienić otoczenie, żeby łapać cenne minuty.

Z jakimi celami zaczniesz nowy sezon?

Z takimi, żeby przez cały czas dopisywało mi zdrowie. To punkt wyjścia. Jeśli ono będzie, wszystko inne zależy ode mnie. Życzyłbym sobie też trochę szczęścia, bo bez niego w sporcie jest ciężko. Ale wiem, że na szczęście trzeba sobie zapracować i tę pracę mogę zagwarantować. Chcę wywalczyć pierwszy skład w Wiśle Płock i złapać regularność w graniu. A wtedy będę miał dużo do zaoferowania na boisku.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

GKS Tychy ze zwycięstwem w Bielsku-Białej. Podopieczni Banasika doskakują do czołówki [WIDEO]

Piotr Rzepecki
0
GKS Tychy ze zwycięstwem w Bielsku-Białej. Podopieczni Banasika doskakują do czołówki [WIDEO]

Komentarze

9 komentarzy

Loading...