Reklama

Szczęśliwy oddech. Jak Stal utrzymała się w Ekstraklasie?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

17 maja 2021, 18:18 • 10 min czytania 25 komentarzy

– Szukamy trenera, który da szczęście tej drużynie – mówił Jacek Klimek, prezes Stali Mielec, po sensacyjnym zwolnieniu Leszka Ojrzyńskiego i zatrudnieniu Włodzimierza Gąsiora. Podkarpacka ekipa zajmowała ostatnie miejsce w tabeli, ale miała przed sobą zaległy mecz z Rakowem Częstochowa i na tamten moment zmiana trenera nie broniła się na żadnym poziomie. Zdezorientowana i zaskoczona była nawet mielecka szatnia. Niewielu wierzyło w ściąganego z emerytury Gąsiora. Tym bardziej, że zaczął od 0:2 z Zagłębiem Lubin i 0:2 po kwadransie gry z Jagiellonią Białystok. Nic nie wskazywało, żeby fortuna miała zacząć uśmiechać się do mielczan. Spadek stawał się coraz realniejszy. I co? Ano nic. Ostatecznie Stal się utrzymała. Jak to się stało? Co się do tego przyczyniło?

Szczęśliwy oddech. Jak Stal utrzymała się w Ekstraklasie?

Pożar w Stali Mielec

Kiedy mielecki klub ogłosił, że żegna Leszka Ojrzyńskiego, napisaliśmy do jednego z piłkarzy Stali Mielec.

– Totalne zaskoczenie, nic nie wiedzieliśmy. 

– Na miejsce Ojrzyńskiego ma przyjść Gąsior. 

– Sześć reakcji Facepalm (emotikon ukazujący rękę uderzającą czoło w geście frustracji).

Reklama

Leszek Ojrzyński zachował klasę. W rozmowie z nami życzył powodzenia swojemu następcy i swoim byłym podopiecznym, ale przekonywał na gorąco, że niewiele wcześniej przed zwalniającym komunikatem usłyszał od działaczy, że „do końca jedziemy na tym samym wózku i co by się nie działo, zostajemy na okręcie”. Wieczorem, tamtego dnia, połączyliśmy się z Jackiem Klimkiem w Weszłopolskich na Kanale Sportowym. Prezes Stali niespecjalnie nas przekonał. Dwie jego wypowiedzi o powodach zatrudnienia Włodzimierza Gąsiora.

– Jeśli mnie pan pyta, czy pan Gąsior – człowiek ze środowiska, doświadczony, który niejeden klub już prowadził i miał sukcesy – odwróci tę sytuację, to ja dzisiaj panu chcę powiedzieć, że tak, mocno w to wierzymy. Jesteśmy po rozmowie, mamy pomysł, w ocenie nowego trenera ma się to zmienić. I to jest mój komentarz.

(…)

Dlatego zareagowaliśmy i musimy dać nowy impuls drużynie, bo szukamy trenera, który da szczęście tej drużynie. Chyba nie chcą mi panowie powiedzieć, że mamy czekać do końca, nie reagować i liczyć, że wróci szczęście. 

Stal Mielec szuka szczęścia

Klimek przekonywał, szukał argumentów, ale nie na siłę. Praktycznie każdą dłuższą wymianę zdań kończył stwierdzeniem, że wszyscy mądrzejsi będziemy po 16 maja, kiedy skończy się Ekstraklasa. Nie sposób odmówić mu było słuszności, ale w coraz to bardziej profesjonalnym i technokratycznym świecie futbolu wymaga się wizji, pomysłu, filozofii, idei, a nie pustych haseł i przekonywania, że wszystko tak naprawdę sprowadza się do „szczęścia”.

Cashback bez końca to wyjątkowa promocja dla każdego gracza w Fuksiarz.pl. Takiej promocji jeszcze nie było na polskim rynku!

Reklama

Sama postać Włodzimierza Gąsiora nie przekonywała. Nestor polskiej myśli szkoleniowej wracał z emerytury, na którą przeszedł w marcu 2019 roku. Ostatnim prowadzonym przez niego klubem była drugoligowa Siarka Tarnobrzeg. Sam w rozmowie z portalem Łączy nas Piłka, komentując awans Stali Mielec do Ekstraklasy, tłumaczył, że jest konserwatystą z innej epoki i niełatwo byłoby mu przestawić się na pracę w nowocześnie ustrukturyzowanym klubie.

Ładnie o swojej przyjęciu propozycji Stali opowiadał w rozmowie z TVP Sport.

– Musiałem podjąć decyzję w ciągu 24 godzin. Gdybym odmówił, miałbym wyrzuty sumienia, że odwróciłem się od klubu, któremu tak wiele zawdzięczam Uważam, że Leszek Ojrzyński powinien pracować w Stali do końca sezonu. Albo Dariusz Skrzypczak – od początku do ostatniej kolejki. I wziąć za to pełną odpowiedzialność. To oni byli odpowiedzialni za układanie tej drużyny, za transfery, za proces treningowy, za mecze. I bez względu na wszystko, to oni na koniec sezonu powinni wziąć odpowiedzialność. A odpukać – jeśli będzie źle – to winny będzie Gąsior. Dziadek Gąsior. „Po co wzięli tego emeryta?” Takie będą komentarze. Nawet nie chcę czytać tych tekstów. Moje dzieci to widziały i już miały mi za złe, że to wziąłem. A wziąłem to tylko ze spontaniczności. Stali Mielec nigdy nie odmawiałem.

Sam Gąsior nie był najwyraźniej do końca przekonany, że mu się powiedzie. Wątpliwości się mnożyły, choć pojawiły się też ciepłe głosy. W momencie zatrudnienia leciwego trenera napisaliśmy o nim duży reportaż, z którego wynikało, że to szkoleniowiec tak bezkompromisowy i stawiający na swoim, jak zwyczajnie przekonujący i budzący powszechny szacunek. Nic jednak nie liczyło się wobec tego, że Stal pod jego wodzą miała odzyskać szczęście i utrzymać się w lidze. Stało przed nim zadanie trudne, ale nie niemożliwe. Ciążyła na nim presja. Jeśli spadłby z ligi, powiedzielibyśmy, że Ojrzyński by się utrzymał, jeśli utrzymałby się w lidze, należałyby mu się gratulacje. Żadnych półśrodków, odcieni szarości. Sytuacja zero-jedynkowa.

Teraz już wiemy, że Stal się utrzymała. Ile było w tym kunsztu Gąsiora, ile szczęścia, a ile umiejętności? Sprawdźmy. Najlepiej mecz po meczu.

***

Spotkania Stali pod wodzą Włodzimierza Gąsiora.

  • 25. kolejka: Zagłębie Lubin (0:2)

Mecz wprost przeciwstawiający się słowom prezesa Klimka o potrzebie szczęścia. Definicja wielu występów Stali do tamtego momentu sezonu. Pisaliśmy: – Mamy pewien pomysł dla Canal+. Jeśli Stal spadnie z Ekstraklasy, zróbcie – prosimy! – kompilację wszystkich niewykorzystanych przez nią sytuacji i zaproście nas któregoś wieczoru na długi, kilkugodzinny seans. Kupimy piwko, zrobimy popcorn i będziemy delektować się takimi sytuacjami, jakie oglądaliśmy dziś, głównie za sprawą Matrasa. Czy Stal grała dobrze? No tak. Za Leszka Ojrzyńskiego zdarzały się Stali dokładnie takie same mecze – fajna, odważna gra, kreowanie sytuacji i partaczenie ich na tysiąc różnych sposobów. 

Stal powinna wygrać. A przegrała. Dwie setki z trzech metrów zmarnował Matras, doskonałą szansę spartaczył Zjawiński, nie wychodziło Prokiciowi, nie wychodziło Tomasiewiczowi. Myliła się obrona. Takimi meczami, na sześć spotkań przed końcem ligi, utrzymania się nie zapewnia.

  • 26. kolejka: Jagiellonia Białystok (3:3)

Po kwadransie gry było 2:0 dla Jagiellonii Białystok. Nie mógł sobie chyba Gąsior wyobrazić gorszego powrotu do Ekstraklasy. Skończyło się remisem 3:3. Czy to szczęście grało? Niby Mak strzelił gola w jednej z ostatnich akcji, ale Stal na ten punkt zasługiwała. Gąsior zrobił dobre zmiany. Zdjął beznadziejnego Łukasza Zjawińskiego, którego wpuścił zaraz po przerwie za nieco mniej dennego Jankowskiego, no i trafił z tą zmianą – wchodzący Mak dał Stali punkcik w doliczonym czasie.

  • 27. kolejka: Pogoń Szczecin (1:0)

Tu narodziła się Stal Mielec, która zapewniła sobie utrzymanie. Zdecydowały trzy rzeczy – dobra gra obronna, rzuty z autu, a wszystko podszyte – a jakże inaczej! – szczęściem. FURĄ SZCZĘŚCIA. Pogoń dominowała. Oddała dwadzieścia cztery strzały na bramkę Rafała Strączka. Gniotła, przeważała jakością piłkarską, ale defensywa Stali zagrała ponadprzeciętny strzał – Getinger, Czorbadżijski, Forsell zaliczyli po przynajmniej jednej kluczowej interwencji przy blokowaniu ultra-groźnych strzałów Pogoni. W bramce dwoił się i troił zaś Rafał Strączek, który – po raz pierwszy – wyrósł na bohatera spotkania. Genialnie bronił Drygasa, Podstawskiego, Kucharczyka.

Co w ataku?

Forsell daleko wyrzucił piłkę z autu (kluczowy aspekt całej opowieści o utrzymaniu), zgrał ją de Amo, a Flis uprzedził stoperów Pogoni i sieknął tak, że futbolówki nie sięgnął Stipica. 1:0 utrzymało się do końca.

  • 28. kolejka: Lech Poznań (2:1)

Wszyscy skupili się na frajerstwie Lecha Poznań, w którym skumulowało się wszystko, co złe i żałosne w minionej kampanii. A Stal ten mecz załatwiła AUTAMI. I znów nieprzypadkowo wciskamy Caps Locka.

Pisaliśmy: – Lech stracił pierwszego gola po dalekim wyrzucie z autu Forsella, Lech stracił drugiego gola po dalekim wyrzucie z autu Forsella. Sami nie wiemy, który gol był bardziej kuriozalny. Ten pierwszy, gdy ostatecznie “strzał” oddał zamykający centrę Kraweć? Czy może jednak ten drugi, gdy De Amo niemalże w polu bramkowym Lecha Poznań PRZYJĄŁ SOBIE piłkę pomiędzy dwoma rywalami, a potem pewnie umieścił ją w siatce? 

Pomógł Wasyl Kraweć, który dał zmianę absolutnie kompromitującą. Stal zdobyła siedem punktów w trzech meczach i była już znacznie bliżej utrzymania niż kilka tygodni wcześniej.

  • 23. kolejka, mecz zaległy: Raków Częstochowa (0:1)

Mecz, którego zabrakło Leszkowi Ojrzyńskiemu, który teraz miał dać Stali Mielec spokój, który miał oddalić Stal od Podbeskidzia. I co? Mielczanie kompletnie zawiedli. Raków dopiero świętował zdobycie Pucharu Polski, dał odpocząć gwiazdom i liderom. Ivi Lopez i Marcin Cebula weszli z ławki, Frana Tudora i Igora Sapały nie było nawet w meczowej kadrze. Stal mogła to wykorzystać, ale zamiast tego była całkowicie bezzębna. Uderzała w pragmatyczne tony, próbowała dowieźć wynik, ale to ich pokarało, bo w jednej z ostatnich akcji Tomasiewicz w durny sposób sfaulował w polu karnym Piątkowskiego, a Ivi wykorzystał jedenastkę.

Wcześniej Lopez mógł mieć ze dwie bramki, ale skutecznie interweniowali Getinger i Strączek. Co w ofensywie zdziałała Stal? Skleciła jedną sensowną akcję po rzucie z autu – a jakby inaczej – Forsella. Strzał Flisa obronił Holec. Nic się Stali za ten mecz nie należało. Kompletnie nic.

  • 29. kolejka: Legia Warszawa (0:0)

Fatalny w odbiorze mecz. Niby Stal można pochwalić za szczelną defensywę, ale umówmy się, że wynikało to bardziej z ogórkowej formy Legii, która nie grała już o nic i pykała sobie na luziku na pierwszym biegu, niż wielkich taktycznych pomysłów Gąsiora (trafił z wystawieniem Dadoka).

Legii się nie chciało. Mladenović, ligowy MVP, nie trafił na pustą bramkę.

Mladenović z większości sezonu trafiłby to bez większego problemu. Stali dopisało szczęście.

  • 30. kolejka, Śląsk Wrocław (1:1)

Stal musiała przynajmniej zremisować, żeby zapewnić sobie utrzymanie. W innym wypadku musiała liczyć, że Podbeskidzie nie wygra z Legią. Nie wygrało, więc mielczanie utrzymaliby się niezależnie od wyniku swojego meczu. Ale, co innego jest zapewnić sobie ligowy byt po remisie na własnych zasadach niż tylko dzięki słabością rywala. Stal zdobyła punkt po golu Jankowskiego w jednej z ostatnich akcji, ale wcześniej miała dużo szczęścia. Pich zmarnował setkę. Strączek kapitalnie obronił strzał Piaseckiego. Tak czy inaczej, skończyło się wielką radością. Włodzimierz Gąsior dopiął swego.

***

Nikt nie zapyta „Po co wzięli tego emeryta?”, jak prorokował Włodzimierz Gąsior. Czy Gąsior jest architektem tego utrzymania? Na pewno należy mu się szacunek, bo potrafił zmobilizować drużynę, która wytrzymała presję i mentalnie wypadła bardzo dobrze, ale sam przyznawał, że to zespół stworzony przez Skrzypczaka i Ojrzyńskiego. On dokończył robotę, wykonał zadanie, napisał kolejną ładną historię w swoim związku ze Stalą Mielec. Wielkich pomysłów szkoleniowych, jakichś błysków geniuszu trenerskiego raczej byśmy się w tej opowieści nie doszukiwali. Gąsior po prostu reagował całkiem przytomnie. Na przykład kiedy totalnie zawodzili Zjawiński, Prokić, Kolew i Jankowski, nie wystawiał napastników, ustawiając na szpicy pomocników. Albo wtedy, kiedy wpuszczał Maka z Jagiellonią czy Jankowskiego ze Śląskiem. Gąsior czuł grę. Kombinował, ale nie fantazjował, stawiał na pragmatyzm. I przy równoczesnej fatalnie postawie Podbeskidzia, dało to utrzymanie.

Boiskowi bohaterowie utrzymania Stali

Czy utrzymanie Stali ma boiskowych bohaterów?

Wielkich nie, małych – jak najbardziej. Rafał Strączek świetnie wyglądał w końcówce sezonu. Marcin Flis ogarnął się po słabiutkiej jesieni i wiosną wypadał przyzwoicie w obronie, a w ataku dał trzy mega ważne bramki. Krystian Getinger utrzymywał bardzo równą formę i napisał kolejną ładną historię, bo to przecież gość, który pamięta czasy, kiedy w Mielcu było dużo, dużo gorzej. Maciej Domański wykręcił fajne liczby – sześć goli, sześć asyst, trzy kluczowe podania. I choć udane spotkania przeplatał nieudanymi, to były okresy, kiedy w pojedynkę ciągnął ofensywę Stali. No i, last but not least, Petteri Forsell, który niewiele dał od siebie w samej grze, ale:

a) przełamał wstydliwą serię kolejnych ekstraklasowych spadków,

b) skutecznie wyrzucał auty.

Generalnie jednak kadra Stali Mielec nie rzuciła nas na kolana. Za dużo było w niej przeciętności, marności, za mało piłkarskie jakości. To trzecia najgorsza defensywa w lidze i trzecia najgorsza ofensywa w lidze. Ostatecznie liczy się jednak utrzymanie, a to Stal sobie zapewniła. Jasne, że to sezon przejściowy, że spadała tylko jedna drużyna, że niełatwo było być tragiczniejszym niż Podbeskidzie, ale delikatne uznanie Stali się należy. W końcu to był dla mielczan szalony sezon. Dwa zwolnienia trenerów opowiadają o tym najlepiej. Powrót Włodzimierza Gąsiora na ławkę rezerwowych i euforyczna radość we Wrocławiu jeszcze lepiej.

Stal Mielec – wizja czy wegetacja?

Pierwsze koty za płoty.

Tylko, że jedna historia kończy się kropką, a tu zaraz trzeba pisać kolejną. Na ten moment ekstraklasowa Stal nie ma tożsamości innej niż „poszukiwanie szczęścia”. Nie wiadomo nawet, czy w klubie zostanie Włodzimierz Gąsior, który sam przecież uważał się za strażaka i tę pracę przyjął tylko ze względu na sentyment dla klubu. Trenerem na lata, co sam wie, nie jest. Oznacza to, że Stal zdefiniuje się latem. Rok temu opuściło ją kilku kluczowych piłkarzy, a Bartłomiej Jaskot, ówczesny prezes klubu, tłumaczył, że klub jest za biedny, żeby zostać królem okienka transferowego i musi liczyć na piłkarzy, dla których nie będzie miała w innych zespołach. A Stal potrzebuje wzmocnień, bo ten skład oznacza kolejny sezon w brutalnej rzeczywistości walki o utrzymanie. I wcale nie musi skończyć się to dobrze.

Właściwie to mamy nadzieję, że po utrzymaniu Stal Mielec narysuje długoterminowy plan. Plan nieoparty na szczęściu, a na wizji, bo klubów, dla których jedynym sposobem życia jest wegetowanie, w tej lidze mieliśmy już aż nadto i więcej niż potrzebujemy.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

LIVE: Widzew już prowadzi! Mocny cios na samym początku spotkania

redakcja
35
LIVE: Widzew już prowadzi! Mocny cios na samym początku spotkania

Komentarze

25 komentarzy

Loading...