Reklama

Czy Jakub Błaszczykowski rozmienia swoją legendę na drobne?

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2021, 11:39 • 9 min czytania 123 komentarzy

Żaden polski piłkarz nie miał tak dobrego PR-u jak Jakub Błaszczykowski. Miał wszystko, żeby rozkochać Polaków. I rozkochał. Trudne dzieciństwo i dramat rodzinny, który – jakkolwiek to brzmi, pewnie brutalnie – od razu stawiał go w pozycji gościa, któremu się kibicuje. Oddanie dla reprezentacji Polski. Wielkie uznanie w Borussii Dortmund, gdzie postrzega się go za legendę. Wyniki sportowe, dzięki którym był przez lata w ścisłej czołówce najlepszych polskich zawodników. Wreszcie – akcję ratunkową Wisły Kraków, którą znów „kupił sobie” tony szacunku polskiego kibica. Tylko czy ten sam Błaszczykowski – ulubieniec, lider, wzór – nie rozmienia właśnie swojej legendy na drobne?

Czy Jakub Błaszczykowski rozmienia swoją legendę na drobne?

Nie wiemy, czy Jakub Błaszczykowski powinien już zakończyć karierę. To nie my jesteśmy od tego, by o tym decydować. Nie ulega natomiast wątpliwości, że Kuba – niezależnie od tego, kiedy skończy grać w piłkę – nie odejdzie jako wielki piłkarz. Jego przyjaciel, Łukasz Piszczek, żegna się w idealny sposób. Wytrzymał na najwyższym poziomie do samego końca, sięgnął po Puchar Niemiec, był piłkarzem wyjściowego składu Borussii, a po sezonie wróci do rodzinnych Goczałkowic. Odchodzi na własnych zasadach. Wtedy, kiedy chce, a nie wtedy, gdy zmusza go do tego sytuacja. W przypadku Piszczka aż chce się zapytać: „Łukasz, a może byś pograł jeszcze sezon?”. Do Błaszczykowskiego pasuje inne: „Kuba, a może dałbyś już sobie spokój?”.

Kariera ligowa Błaszczykowskiego to rozmienianie się na drobne od sezonu 12/13, kiedy był lokomotywą BVB i dotarł ze swoją drużyną do finału Ligi Mistrzów. Oczywiście – mówimy o przypadku specyficznym, bo Błaszczykowskiemu przez te wszystkie lata nie pomagało zdrowie. Po wspomnianym sezonie, jego kariera w Borussii wyglądała następująco:

  • 13/14 – 2 gole, 2 asysty, 784 minuty w lidze
  • 14/15 – 0 goli, 0 asyst, 599 minut w lidze

Czyli słabo. Bardzo słabo. Błaszczykowski ratował się wypożyczeniem do Fiorentiny, gdzie furory też nie zrobił. Poźniej zdecydował się na Vfl Wolfsburg, gdzie w pierwszym sezonie pograł dużo, a później – także z powodów zdrowotnych – znalazł się w drugim szeregu. Jego drużynie nie szło tak dobrze jak dzisiaj, musiała ratować ligę barażami. W międzyczasie Błaszczykowski ciągle dostawał powołania. Podczas każdego zgrupowania powstawała dyskusja – czy powinniśmy zapraszać kogoś na kadrę głównie za zasługi? Sam Błaszczykowski nigdy nie chciał uciąć tematu reprezentacji jak – znów odwołanie do jego kumpla – Łukasz Piszczek. Nie powiedział stop, nie przyjął kwiatów i okolicznościowej koszulki. Wręcz przeciwnie – zawsze deklarował, że będzie grał dla biało-czerwonych do momentu, gdy będzie dostawał powołania. I być może wciąż w to wierzy, skoro jeszcze nie zorganizowano mu zasłużonego pożegnania.

Reklama

W tym sezonie Błaszczykowski nie dobił nawet do pięciuset minut. Ma ich dokładnie 472. Przez cały mecz – od pierwszej do 90 minuty – wytrwał na placu gry tylko raz. W wyjściowym składzie Wisły znalazł się trzykrotnie. Dziś to już cień piłkarza sprzed lat. Cień, który wciąż może się wyróżniać na polskich boiskach, jeśli tylko jest zdrowy. Pytanie, czy gościa o takim życiorysie powinno satysfakcjonować to, że wygra rywalizację o skład z Żanem Medvedem albo okaże się lepszym środkowym pomocnikiem niż Pelle van Amersfoort.

Z jednej strony to rozumiemy. Jesteś właścicielem klubu (Błaszczykowskim) i masz piłkarza, który – jeśli zdrowie pozwoli – może być gwiazdą klubu (Błaszczykowskiego), a przy okazji nie generuje kosztów. Zakochałeś się w Wiśle i chcesz jej pomóc każdym możliwym sposobem. Wolisz dobro klubu niż dbanie o własną legendę. Ale jednocześnie musisz mieć świadomość, że przedłużasz układ, który i tak jest z góry skazany na porażkę. Błaszczykowski to wciąż lider Wisły, piłkarz, w którego niektórzy koledzy z szatni są wpatrzeni jak w obrazek. Lecz na dłuższą metę to nie może tak funkcjonować. Jak nowi piłkarze mogą czuć się swobodnie, wiedząc, że dzielą szatnię ze swoim przełożonym? Jak trener ma funkcjonować, gdy może znaleźć się na dywaniku nie musząc przenosić się do gabinetu prezesa? No i najważniejsze – co szkoleniowiec ma zrobić w sytuacji, gdy nie chce stawiać na Błaszczykowskiego-piłkarza, co nie do końca podoba się Błaszczykowskiemu-właścicielowi?

Pretekstem do tego tekstu jest oczywiście wczorajszy wywiad Błaszczykowskiego dla Canal+. Wywiad, w którym po raz kolejny zobaczyliśmy cechę, o którą przed laty trudno było Błaszczykowskiego posądzać – małostkowość. Właściciel Wisły odnosił się do słów Zbigniewa Bońka, który na portalu meczyki.pl głosił następujące tezy:

Regularnie oglądam ligę i muszę szczerze powiedzieć, że nie podobała mi się manifestacja Kuby Błaszczykowskiego po strzelonym golu. To było ostentacyjne pokazanie, co myślę o trenerze, którego sam zatrudniłem. Kuba ma wszystkie narzędzia, żeby takie sprawy rozwiązywać inaczej. Jeśli nie podoba mu się Peter Hyballa, niech go po prostu zwolni, a nie krzyżuje w transmisji telewizyjnej.

– Kuba powinien po sezonie założyć marynarkę i krawat. Być właścicielem w stu procentach odpowiedzialnym za pion piłkarski. Dziś na boisku to trzydzieści procent piłkarza z najlepszych lat. Jeśli go to satysfakcjonuje, to nic mi do tego, ale kiedyś każdy musiał powiedzieć pas. Kuba miał dużo poważnych kontuzji. Ciężko mu trenować z pełnym obciążeniem czy grać więcej niż 20-30 minut. (…) Słyszę, że Kuba chce jeszcze pograć rok lub dwa. Pewnie da radę jeszcze i ze cztery, tylko czy on naprawdę tego potrzebuje przy karierze, jaką zrobił? Nie wiem. Tak jak mówiłem. Jeśli kręci go to, że zdobędzie bramkę z wolnego po strzale w środek bramki, to nic mi do tego.

Całość do obejrzenia TUTAJ. Błaszczykowski mówił następujące rzeczy:

Reklama

O cieszynce po golu z Lechem i zwolnieniu Hyballi: – U nas są ludzie zarządzający, którzy to robią. Równie dobrze można byłoby wrócić do tych pamiętnych ośmiu sekund. Nie jestem od tego, żeby odbijać piłeczkę. Robie swoje i zdaję sobie sprawę, że to wszystko będzie komentowane.

W dalszej części wypowiedzi Błaszczykowski wyjaśniał, że chciał się cieszyć z Boguskim, bo ten kończy karierę, a z Kmiecikiem dlatego, że przed meczem powiedział mu, iż strzeli gola.

O wypowiedzi Bońka: – Jako prezes PZPN pan Boniek powinien zrobić wszystko, żeby 30% zawodnika nie wystarczało na Ekstraklasę. Warto byłoby, żebyśmy wspólnie się pochylili, bo wspólnie jesteśmy odpowiedzialni za polską piłkę. Jak sobie przeanalizuję wywiady pana Bońka, to od kilku lat chce kończyć moją karierę. Czuję się bardzo dobrze. Ja ją zaczynałem, ja ją skończę. Ta decyzja będzie należała do mnie, a nie do pana Bońka.

Za dużo jest rzeczy, które są obok piłki nożnej. Wróciłem tutaj 2,5 roku temu. Pewne rzeczy widziałem, wyrobiłem swoje zdanie. Bardziej musimy skupić się na tym, by polska piłka szła do góry. (…) Możemy mówić jako właściciel osiedla, że nie wiemy, co się dzieje na naszym podwórku, ale możemy też raz na jakiś czas na nie zejść. Przez 2,5 roku pan Boniek mógłby przyjechać, zapytać co u nas. Niestety nie mieliśmy przyjemności porozmawiać. Pan Boniek ma do mnie numer telefonu, może zadzwonić i powiedzieć „Kuba, kończ tę karierę, bo nie mogę już na ciebie patrzeć”.

Sens tych wypowiedzi jest następujący – niech się Boniek ode mnie odwali i skupi na swojej robocie, która nie jest wykonywana zbyt dobrze, bo poziom polskiej piłki idzie w dół. Jest tu ewidentne pójście w zwarcie z prezesem PZPN-u. Błaszczykowski wpada w bardzo populistyczne tony. Natomiast od razu można odbić piłeczkę – czy sam prowadzi zdrowo zarządzany klub? Czy to nie w jego klubie doszło do zatrudnienia trenera-furiata, które zakończyło się szopką? Czy Wisła ma jakikolwiek pion sportowy? Czy Wisła robi dobre transfery? Czy Wisła straciła przed momentem talent, na którym mogła zarobić miliony? Czy Wisła zbudowała coś przez ostatni sezon? A może zaliczyła kolejny rok, w którym po prostu przetrwała i nic więcej?

Polska piłka nie jest zdrowa. Ale Wisła Kraków wcale nie zawyża poziomu. Wręcz przeciwnie.

Ale to, co mówi Błaszczykowski, to jedno. Nas bardziej uderza to, w jaki sposób się wypowiada. A jest on… taki mało sympatyczny. Błaszczykowski kreuje się na gościa uciemiężonego ciągłymi opiniami na jego temat, wokół którego ciągle pojawiają się rozdmuchane kontrowersje. Nie zadaje sobie natomiast pytania – a może to naturalny stan rzeczy? Udawanie, że radość po meczu z Lechem nie jest ciosem w stronę Hyballi, jest po prostu słabe. Błaszczykowski musiał wiedzieć, co robi. I jak zostanie to odebrane. A jeśli tak zależy mu na braku „rozdmuchanych opinii” czy ciszy wokół swojej osoby, to niech wybiera na przyszłość inne sposoby celebrowania radości. Niech Błaszczykowski bierze odpowiedzialność za swoje czyny. On woli jednak się z nich wycofywać i sugerować, że wszyscy widzieli coś, co nie miało miejsca. Przecież zyskał wśród wiślackiej społeczności po tym geście bardzo dużo poparcia. A teraz sam robi ze swoich kibiców… durni.

Nie bez powodu wspomnieliśmy o małostkowości Błaszczykowskiego. To nie pierwszy raz, kiedy ona z niego wychodzi. Pamiętacie rozmowę w „Foot Trucku”, w której objechał Piotra Obidzińskiego? Z kilometra widać, że rozmowa była nastawiona na konkretny cel. Być może Błaszczykowski chciał w ten sposób działać dla dobra klubu (czytaj – ratować przegraną historię z Buksą). Podczas tej rozmowy mówił, że…

  • Obidziński nie był solidarny, bo nie zgodził się na obniżkę pensji podczas pandemii,
  • zepsuł relacje z Aleksandrem Buksą i jego ojcem,
  • nie potrafił dogadać się ze Skowronkiem, co Błaszczykowski zrobił jednym telefonem.

Obraz tej rozmowy był jasny – wszystko, co w Wiśle złe, to „zasługa” Obidzińskiego. Wszystko, co dobre, to trójka heroicznych ratowników. Błaszczykowski nastawił podczas tego wywiadu kibiców przeciwko Obidzińskiemu, a przecież musi mieć świadomość, jaką wagę mają jego słowa, jak zostają odebrane. Wystawił na stos swojego byłego współpracownika i czekał, aż wiślacka społeczność podłoży ogień. W swoich wypowiedział wybrał wówczas tylko wygodne dla siebie fakty – na przykład zapomniał, że Obidziński działał w określonych ramach finansowych i jako prezes nie mógł podpisać ze Skowronkiem kontraktu wykraczającego poza widełki (co zrobił Błaszczykowski). Nie nakreślił też całego tła historii z Buksą, który nie przedłużył umowy w dużej mierze dlatego, że Wisła stała nad przepaścią. Wszystko wyjaśnialiśmy krok po kroku w rozmowie z Piotrem Obidzińskim.

Historie sprzed lat? Pamiętacie doskonale aferę z biletami po Euro 2012. Błaszczykowskiemu trzeba było przyznać wtedy rację, natomiast wyciąganie tak błahych spraw jak bilety dla rodziny świeżo po tak spektakularnej porażce na turnieju, który miał być najpiękniejszym świętem w historii polskiej piłki… Jak nazwać to inaczej niż małostkowość? Z dzisiejszej perspektywy należy odczytać to za pierwszy sygnał tego, iż Błaszczykowski nie jest wcale tak nieskazitelną postacią, jak wszystkim się wydawało.

Wokół Błaszczykowskiego pojawia się ostatnio dużo niezdrowych emocji. I to nie tak, że ludzie się na niego uwzięli. Że kibiców boli wielki Błaszczykowski, który chce sobie jeszcze poodcinać kupony. Sam właściciel Wisły dokłada swoimi ruchami do pieca. Zbyt często przedstawia nam się jako człowiek, do którego ciężko zapałać sympatią. Jak już się wypowiada w mediach, to głównie po to, by spróbować się wybielić i wskazać palcem winnych.

Powrót Błaszczykowskiego do Wisły Kraków – przy całym kontekście tej historii, ratowaniu klubu, wielkiej mobilizacji wiślackiej społeczności – mógł być najfajniejszą historią Ekstraklasy ostatnich lat. Zrobiła się z tego… szopka. Szopka trochę śmieszna, trochę straszna, szopka, której największym przegranym jest ten, który miał być bohaterem – Jakub Błaszczykowski.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Ekstraklasa

Komentarze

123 komentarzy

Loading...