Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

12 maja 2021, 11:55 • 7 min czytania 6 komentarzy

Dariusz Dudek, trener Sandecji Nowy Sącz, trafił w tym sezonie do klubu absolutnie rozbitego. Po dziesięciu spotkaniach „Sączersi” mieli 1 punkt w ligowej tabeli, przegrali 9 meczów, strzelili 6 goli przy 26 straconych bramkach. Wydawało się, że są skazani na grę o utrzymanie aż do końca sezonu – a trener Dudek ma duże szanse na dopisanie sobie do życiorysu kolejnego spadku z ligi. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Trener Dariusz Dudek do tej pory kojarzył się bowiem z jednym z najbardziej kuriozalnych sezonów w wykonaniu pojedynczego trenera. Otóż w jednym sezonie spadł właściwie dwukrotnie – przykładając rękę do spadku Zagłębia Sosnowiec z Ekstraklasy, bo prowadził klub jesienią, ale i spadając z I ligi z GKS-em Katowice, do którego trafił już po 13. kolejce. Warto się nad tym zatrzymać chwilę dłużej, bo wówczas wydawało się, że Dudek jest najgorszym trenerem w Polsce i wcale sobie tutaj nie żartuję. O ile utrzymanie Zagłębia od początku pachniało misją niemożliwą do zrealizowania, o tyle GieKSa była spokojnie do odratowania.

Przede wszystkim – to była paczka zupełnie nieprzystająca do poziomu innych drużyn walczących o utrzymanie. Pawełek w bramce, w obronie m.in. Wawrzyniak czy Puchacz, na skrzydłach Adrian Błąd i Arkadiusz Woźniak, z przodu Śpiączka, za nim Piesio. Zimą udało się jeszcze wzmocnić obronę Dejmkiem czy Jędrychem, a więc piłkarzami, którzy trafiali do I ligi z wyższego poziomu. Ale poza tym – Dudek wcale nie trafiał do Katowic w jakimś wyjątkowo tragicznym momencie. Po trzynastu meczach GKS miał 12 punktów, tyle samo co Bruk-Bet, który kończył tamten sezon w górnej połowie tabeli. Znamienna była zima – GKS Katowice z Dudkiem poleciał na zagraniczne zgrupowanie. Bytovia z kolei rozkręcała zbiórkę wśród kibiców na nowy aparat.

Serio, to nie jest hiperbola, Bytovia zbierała kasę na aparat fotograficzny, by dokumentować mecze klubu po wycofaniu firmy Drutex. GKS Katowice trenował w Turcji, wzmocniony stoperami z poziomu ekstraklasowego, bo Dejmka mimo wszystko do takich trzeba było wówczas zaliczyć.

To oczywiście nic nie dało, nie dało to nic, bo GKS Dudka zaliczył fatalny finisz sezonu. W pierwszych 10 ligowych meczach za kadencji Dudka GieKSa przegrała 6 razy, ale to było nic przy tym, co wydarzyło się przy Bukowej w meczu z Bytovią. GKS przerżnął utrzymanie po golu bramkarza w 90. minucie, który w dodatku niczego Bytovii nie dał – bo wyniki ułożyły się tak, że i bytowianie, i katowiczanie polecieli do II ligi. Co najlepsze – Dudek potem coś trąbił w mediach o tym, że „utrzymanie byłoby cudem”. No nie, wówczas w kategorii cudu należało traktować spadek GKS-u, a już zwłaszcza w takich okolicznościach.

Reklama

Kibice GKS-u na konferencję prasową po kompromitacji z Bytovią wnieśli mały pucharek – w teorii miał to być szyderczy puchar „za utrzymanie”, ale okazało się, że rzeczywistość przerosła ich dowcipy. Dudek oczywiście poleciał z klubu chwilę później z opinią gościa, który dołożył ogromną cegiełkę do jednej z największych piłkarskich kompromitacji ostatnich lat.

To był sezon 2018/19. Potem Dudek pojawił się jeszcze na chwilę w Sosnowcu, ale został zwolniony w trakcie przerwy pandemicznej. Kolejna fucha to już Sandecja.

Sandecja, w której Dudek na razie przegrał jeden mecz, debiutancki. Potem – siedemnaście meczów bez porażki, w tym 11 zwycięstw. Sandecja z dna tabeli stała się zespołem, który dość otwarcie celuje nawet w baraże o Ekstraklasę. Jak wskazuje wiosna – nie są tam wcale skazani na pożarcie, bo Dudek z ekipą ograli ostatnio choćby ŁKS czy GKS Tychy, a z Bruk-Betem i Górnikiem Łęczna wyciągnęli remisy.

Dudek – symbol absolutnej szkoleniowej porażki to maj 2019 roku. Dudek – symbol absolutnego szkoleniowego zwycięstwa to maj 2021 roku. Czy faktycznie przez te dwa lata, naznaczone w dodatku pandemią, Dudek przeszedł aż taką metamorfozę? Był na stażu u Diego Simeone? Pep Guardiola podrzucił mu swój notes? Dotarł do nowych metod szkoleniowych w darknecie?

A może zadziałał kontrast po Mandryszu, który z Sandecji odchodził w kiepskiej atmosferze? Może Dudek przeczytał dwie książki i jedną z nich był „Ojciec chrzestny”? Może po prostu tak jakoś wyszło, że ta konkretna ekipa, ci konkretni zawodnicy w tym konkretnym momencie potrzebowali takiego trenera? Często się wszyscy śmialiśmy z typowego cyklu zatrudniania trenerów w polskich klubach. Przychodzi zagraniczny, to potem dajemy krajowego. Jest zamordysta tyran, to potem bierzemy kumpla. Kumpel się nie sprawdzi, piłkarze zaczną się rozłazić po mieście – to znowu stawiamy na jakiegoś kata. Wyglądało to zabawnie przy tych wszystkich gadkach o wizji prowadzenia klubu, długofalowych celach, tożsamości, DNA i tak dalej. Ale może tak po prostu w polskiej piłce trzeba?

Od początku z wyjątkową uwagą śledziłem losy Petera Hyballi w Polsce. Wydawało się, że to gość, który pod względem doświadczenia, fachowości i tzw. warsztatu może być wysoko ponad ligę – pamiętajmy, że człowieka z uwagą słucha niemieckie środowisko trenerskie, które wypuściło w świat parę interesujących nazwisk, z Jurgenem Kloppem na czele. Prowadził szkolenia, pisał książki, był zapraszany na sympozja jako wykładowca. Do tego uchodził za wymagającego wariata, który nie zawsze jest w stanie poukładać sobie relacje, zwłaszcza z doświadczonymi piłkarzami.

Reklama

Napisałem wtedy nawet tekst, przyjmując postawę, która zdecydowanie jest mi w ostatnich latach najbliższa. Otóż z całą mocą i przekonaniem stwierdziłem: nie wiadomo, jak mu pójdzie w Wiśle. Jestem zadowolony, że moje prognozy w stu procentach się sprawdziły. Zupełnie serio zaś, odwołam się do fragmentu z tamtej publikacji, już po aferce na linii Hall-Hyballa.

Moja intuicja podpowiada mi, że Hyballa to porządny trener, który dobrze przygotuje Wisłę do rundy wiosennej. Ale to intuicja. Nie mam na ten temat wiedzy i myślę, że nikt z nas tej wiedzy nie może posiadać, dopóki piłkarze nie wybiegną na pierwsze wiosenne mecze. Tymczasem dyskusja przebiega w takim tonie, jakby pewne rzeczy były absolutnie oczywiste, jakby Hyballa był nowym Petrescu, a Hall jednym z tych leniuszków, którym się nigdy nie chciało biegać. W piłce rzadko rzeczy są takie proste, tak czarno-białe. A my, kibice, z założenia przyjmujemy chętniej wersję, że to piłkarzyki strzelają fochy, leniuchują, generalnie odpowiadają za całe zło futbolu.

Dość wnikliwie śledziłem początek przygody Gino Lettieriego z Koroną Kielce. Był podobny, dopóki nie wyjaśniono mu, że dla dobra swojego i drużyny, pewne śruby musi poluzować. Faktycznie tak się stało i przyniosło to efekty na murawie. Nie wiem, czy z Hyballą jest podobnie, wiem jedno – w tej chwili nie jesteśmy w stanie określić, czy bliżej mu do Czerczesowa albo Petrescu, czy jednak do Sa Pinto.

Jesteśmy już o pół roku bogatsi w doświadczenia i widzę, a tak naprawdę stoimy trochę w punkcie wyjścia. Hyballa, widać to nawet z Łodzi, niekoniecznie kupił sympatię Błaszczykowskiego. Sądząc po wywiadach, nie do końca poukładał sobie relacje też z Boguskim czy Jean Carlosem, zamachnął się na klubowe legendy. Na początku, gdy spór dotyczył jakiegoś anonimowego Tima Halla, łatwo było brać stronę Hyballi. Wziął w obroty piłkarzyków, słabsza kość pękła. Ale gdy Hyballa wchodzi na wojenną ścieżkę z Błaszczykowskim, odbiór ulega drastycznej zmianie.

Toksyczny, bezczelny, niepotrafiący tworzyć relacji. A przy tym jeszcze bez wyników, bo o tym też trzeba pamiętać, zazwyczaj te relacje są z wynikami dość mocno skorelowane.

Czy taki faktycznie jest Hyballa? Absolutnie do niczego, niech wraca do Niemiec, Holandii, czy Dunajskiej Stredy i w życiu już się w Polsce nie pokazuje? Czy po prostu ta obecna Wisła, z Boguskim, Sadlokiem i Błaszczykowskim, nie do końca jest odpowiednia dla takiego trenera jak Hyballa? Dariusz Dudek zapytany o sekret Sandecji, odpowiedział w Interii – ci piłkarze kochają pracę, jak boisko jest zaśnieżone, to sami biegną po łopaty. Nie wiem, czy wiślacy by pobiegli po łopaty.

Zastanawiam się, czy w ogóle kluby mogą jakoś z tym walczyć. Przecież na papierze wszystko się zgadza, filozofia, umiejętności, doświadczenie. A potem trener wchodzi do szatni i coś się nie zgrywa. W NBA często widzę nagłówki „it’s clicking” czy „clicks”. I od czego to właściwie zależy? Czy da się to jakoś logicznie i wymiernie sprawdzić przed zatrudnieniem szkoleniowca? Czy nie jesteśmy tak naprawdę zdani na łut szczęścia, że akurat szatnia i trener przypadną sobie do gustu? Że trafimy Dariusza Dudka z Sandecji, a nie Dariusza Dudka z GKS-u Katowice?

Czasem mam wrażenie, że futbol to jest jednak gra losowa. I nawet nie możesz wymienić kart jak w pokerze, musisz czekać do następnego rozdania. Trochę urocze, bardziej smutne.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

6 komentarzy

Loading...