Reklama

Strzeliły szampany, Cracovia zostaje w Ekstraklasie!

redakcja

Autor:redakcja

03 maja 2021, 20:02 • 4 min czytania 38 komentarzy

Stało się. Cracovia wywalczyła utrzymanie w Ekstraklasie, ale to trochę jak pogratulować listonoszowi… No właśnie. Nawet nie tyle doręczonej przesyłki, co faktu, że nie połamał sobie nóg wchodząc na klatkę schodową. Cracovia zostaje w tej samej klasie rozgrywkowej, ale razem z nią zostaje długa lista problemów, które były aż nazbyt widoczne nawet w dzisiejszym spotkaniu z Górnikiem Zabrze. 

Strzeliły szampany, Cracovia zostaje w Ekstraklasie!

Zacznijmy jednak właśnie od zespołu gości, bo tutaj ocena jest prosta i niespecjalnie skomplikowana. Górnik zagrał bardzo źle. W pierwszej połowie właściwie trudno było odnotować ich obecność na boisku – w przodzie byli absolutnie bezproduktywni, w tyłach starali się nie przeszkadzać piłkarzom Cracovii. Kiepściutko wyglądała współpraca w bloku trzech stoperów, ale jeszcze gorzej – indywidualna dyspozycja tych, którzy zazwyczaj ciągnęli ten wózek. Mamy tu na myśli dwóch piłkarzy, od których oczekujemy o wiele więcej. Najpierw typ nie do końca oczywisty – Manneh. Dzisiaj przechodziła przez niego większość piłek, ale rzadko kiedy to „przejście” wyglądało dobrze. Notorycznie mylił się przy podaniach do boku, spowalniał akcje, raził niedokładnością. W dodatku niewiele brakowało, by wyleciał z czerwoną kartką po ostrym faulu w drugiej połowie meczu.

Dobrym podsumowaniem był zresztą stały fragment jeszcze sprzed przerwy. Cała ekipa Górnika przesunęła się pod pole karne Cracovii, dochodziło tam niemalże do szachowej batalii, pionki bezustannie wymieniały się na pozycjach, piłkarze w pasiastych koszulkach długo ustalali, jak przykryć każdego z piłkarzy Górnika. Całość się niemiłosiernie przeciągała, jakby od tego rzutu wolnego miało zależeć dalsze istnienie świata. I co? I Manneh przeciągnął wrzutkę, nikt z kolegów nawet nie powąchał piłki.

Drugi nasz typ do rozczarowania meczu – Jesus Jimenez. Rany, nieprawdopodobne jak ten piłkarz zjechał. Dzisiaj zaliczył prawdziwy hat-trick nieporadności – mieliśmy niewykorzystaną setkę, gdy w sytuacji sam na sam zamiast obsłużyć Sobczyka, słabiutko uderzał na bramkę. Mieliśmy tony niedokładności przy rozprowadzaniu ataków. No i creme de la creme – drybling typu: ratunku, zabierzcie mnie stąd, nie pasuję do tego towarzystwa. Jimenez puścił sobie piłkę między dwoma obrońcami Górnika, wpadł na plecy jednego z nich i jeszcze próbował się efektownie przewrócić, zapewne w poszukiwaniu jedenastki. Byłoby całkiem śmiesznie, ale to już było takie nagromadzenie piłkarskiej padliny, że zrobiło się żenująco.

Jeśli kogoś z Górnika wyróżnić, to chyba Chudego, za udany wyblok w ostatnich sekundach meczu, gdy i on powędrował w pole karne Cracovii. Nieźle zaprezentował się też Masouras, wywalczył rzut wolny bardzo blisko pola karnego, wniósł sporo ożywienia po przerwie, ale już argumentacja przy tym „wyróżnieniu” dobrze oddaje formę Górnika. Poza tym? Boakye trzepnął w poprzeczkę po rzucie rożnym i zaćmieniu obrony Cracovii. Tyle o Górniku, to już naprawdę absolutnie wszystko, co da się powiedzieć o ich dyspozycji w tym meczu.

Reklama

Cracovia jest o wiele trudniejsza do rzetelnej oceny. O ile Górnik rozczarowywał przez pełne 90 minut, o tyle Cracovia przed przerwą wyglądała naprawdę fajnie. Sporą robotę wykonywał Lusiusz, od którego zresztą zaczęła się bramkowa akcja. To on podał do Alvareza, a ten wreszcie zagrał na miarę CV i nazwiska – pięknie wypuścił piętą van Amersfoorta, który następnie wystawił Hancy niemal do pustaka. Gol na samym początku – po błędzie Paluszka i Kubicy w wyprowadzaniu piłki – uskrzydlił gospodarzy. Drugą bramkę jeszcze przed przerwą powinien zdobyć Pelle, ale z paru metrów uderzył wysoko nad bramką. Niezłą okazję po klepce na prawej flance miał też Alvarez, ale poślizgnął się przy próbie strzału, przyzwoitą sytuację zmarnował Siplak, kolejny raz Alvarezowi zabrakło wejścia w tempo. Sporo się działo pod bramką Chudego i pachniało drugim golem niemal do samego gwizdka na przerwę.

Sęk w tym, że po zmianie stron Cracovia totalnie stanęła. Pewnie swoje zrobiła podmianka Alvareza na Loshaja, zapewne z konieczności, po której brakowało przytrzymania piłki na połowie rywala. Ale to nie usprawiedliwia niedokładności, która zdominowała działania Cracovii. Marquez, przed przerwą doskonale wyprowadzający piłkę, po przerwie nie miał już specjalnie z kim grać. Słabiej wyglądały boki, z Rochą i Rapą, także van Amersfoort zniknął z radarów, wrócił dopiero na szarpaninę z Gryszkiewiczem w końcówce. Znów były centry do nikogo, znów była panika przy choćby średnim pressingu rywala, znów mecz zrobił się nieprawdopodobnie szarpany. Słowem: wróciła stara niedobra Cracovia, którą ogląda się z ciężkim sercem.

No ale się ogląda w Ekstraklasie i tak pozostanie też w przyszłym sezonie.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

38 komentarzy

Loading...