Reklama

Potrzeba matką wynalazków – nowy napastnik Thomasa Tuchela?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

13 kwietnia 2021, 12:44 • 7 min czytania 2 komentarze

Jeśli Thomas Tuchel miał jakiś problem w Chelsea, to była nim obsada pozycji napastnika. Tammy Abraham właściwie dla Niemca nie istniał, Olivier Giroud był w większości traktowany jako żelazny rezerwowy. Wobec tego Tuchel był „skazany” na Timo Wernera. Wygląda na to, że już nie jest.

Potrzeba matką wynalazków – nowy napastnik Thomasa Tuchela?

Chociaż trudno traktować starcie z Crystal Palace jako konkretną próbę badawczą, nie ulega wątpliwości, że było to najlepsze ofensywne show w wykonaniu Chelsea, od kiedy Niemiec objął rządy na Stamford Bridge. Imponująca postawa Masona Mounta – do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Świetna gra Christiana Pulisicia – norma, o ile jest zdrowy. Doskonały Kai Havertz w roli fałszywej dziewiątki? Tego jeszcze nie grali.

A patrząc na to, jak dobrze rzeczony tercet funkcjonował z Orłami, można powiedzieć – szkoda. The Blues zastosowali rzadko spotykany wariant z napastnikiem i dwoma dziesiątkami za jego plecami. Wyszło lepiej, niż miało to miejsce jesienią w Rakowie Częstochowa, a to przecież trudne. No dobra, żarty na bok. W Chelsea naprawdę to zażarło.

Ostatecznie wygrali 4:1, ale wynik ten mógł być znacznie bardziej okazały. 23 strzały z czego aż 10 celnych. Ciągłe parcie na bramkę Guaity, nie dawanie chwili wytchnienia średnio dysponowanym obrońcom Crystal Palace. Wielka w tym zasługa całego zespołu, ale bodaj największa Kaia Havertza.

Daję niebo, co w zamian dasz?

Nie było bardziej dobitnego dowodu na to, że Tuchel nie ufa innym napastnikom. Timo Werner – mimo że nie gra dobrze – jest przez niego (a wcześniej przez Lamparda) wyciskany jak gąbka. Tylko Mason Mount wystąpił w większej liczbie meczów. W sytuacji kiedy chciał posadzić byłego zawodnika RB Lipsk, logicznym było, że w ataku mógłby się sprawdzić wspomniany Abraham lub Giroud. Ano nie.

Reklama

Chociaż Anglik i Francuz byli na ławce rezerwowych, to się z niej nie podnieśli. Kai Havertz nie dał Tuchelowi powodu do zmiany. Grał tak dobrze, że ściąganie go przed końcem spotkania, mogłoby go tylko niepotrzebnie rozzłościć. Wszak niemiecki pomocnik też miał swoje problemy z zadomowieniem się w Londynie i też spadała na niego fala krytyki. W końcu miał jednak okazję do udowodnienia swojej wartości na stosunkowo nowej pozycji.

Jak można się domyślić – nie poruszał się jako nominalny snajper. Grał między dwoma liniami głęboko cofniętego Crystal Palace. Jego rola wykraczała dużo dalej, niż kreowanie akcji podaniami, czy oddawanie strzałów na bramkę. Dobrze widać to na przykładzie pierwszej groźnej akcji Chelsea – Havertz wbiegł między Kouyate i Cahilla, ściągając na siebie ich uwagę. To pozwoliło na dużo swobody Hudsonowi-Odoiowi, który wycofał do Mounta.

Chociaż w tej sytuacji trudno winić duet obrońców Roya Hodgsona, to dobrze widoczny jest ruch Kaia Havertza. Nie był on statyczny, co często stanowiło zarzut właśnie wobec Tammy’ego Abrahama i Oliviera Girouda. Swoim przemieszczaniem się na boisku zaskakiwał piłkarzy Crystal Palace, czego dowód mieliśmy w akcji bramkowej.

Zamienił się z partnerem z drużyny pozycjami na boisku, opuścił stanowisko snajpera i zaszedł graczy gospodarzy. Dobre podanie od Hudsona-Odoia było tylko kwestią czasu. Chociaż wykończenie Havertza było niczego sobie, istnieją przesłanki ku temu, by sądzić, że Timo Werner by tak nie trafił, to 70% akcji zostało stworzone przez ruch i boiskową inteligencję Niemca.

KAI HAVERTZ STRZELI GOLA FC PORTO? KURS: 3,30 W FUKSIARZU

Reklama

Na tym oczywiście nie koniec, bo 21-latek przez cały mecz nastręczał Crystal Palace kłopotów. Pamiętacie subtelne wskazanie Toniego Kroosa z ostatniego meczu Realu Madryt z Liverpoolem? Niemiec posłał idealną piłkę do Viniciusa i Królewscy zdobyli bramkę. W starciu z Orłami takie zachowanie ze strony Kroosa nie byłoby konieczne. Havertz raz po raz machał rękoma, chcąc otrzymać piłkę. Notorycznie gubił rywala i na boisku robił, co chciał.

Uciekał w ten sposób nie tylko powolnym środkowym obrońcom, ale i dość zwinnemu van Aanholtowi. Zbiegał na oba skraje pola karnego, szukając kawałka wolnej przestrzeni. A gdy już go znajdował, to nie odpuszczał. Dzięki temu wywalczył także drugiego gola dla The Blues, a być może zaufanie na dalszą część sezonu.

W wielu poprzednich kolejkach Premier League widać było, że Havertz męczy się, gdy musi oddychać przyklejony do obrońcy rywala. Bardzo często tracił piłkę, notował serię niecelnych podań. Nie potrafił sobie znaleźć przestrzeni do gry, był jednym z prostszych graczy do stłamszenia.

Decyzja Tuchela o wystawieniu go nieco wyżej, tak, by mógł operować między liniami, była strzałem w dziesiątkę. W jedno popołudnie pożegnaliśmy statycznego pomocnika, a powitaliśmy gościa, który ciągle chce być pod grą.

Spotkanie kończył z golem, asystą, 80% skuteczności podań, kilkoma dobrymi odbiorami, uśmiechem na ustach i pozycją, którą można określić jako: „tak”.

Chociaż Timo Werner ani razu za kadencji Tuchela nie usiadł na ławce w dwóch kolejnych meczach, a Crystal Palace to nie FC Porto, to Kai Havertz dał sygnał ku temu, by pomyśleć nad takim rozwiązaniem w najbliższym meczu Ligi Mistrzów.

Jednak nawet jeśli do tego nie dojdzie, po raz kolejny została zakwestionowana przydatność innych zawodników Chelsea. W sytuacji, w której The Blues są wymieniani w gronie walczących o Haalanda, trzeba będzie pożegnać się z kilkoma piłkarzami. Jeśli sytuacja na Stamford Bridge nie ulegnie zmianie, będzie to dla Tuchela proces tak łatwy, jak zasznurowanie butów.

Zbędne balasty?

Timo Werner nie zostanie sprzedany – to jasne. Równie pewne wydaje się być to, że Tammy Abraham nie jest specjalnie zadowolony w ostatnich miesiącach. Chociaż plany występów krzyżowała mu ostatnio kontuzja, to wcześniej też kolorowo nie było.

Od stycznia wystąpił tyko w trzech meczach, w których zagrałby więcej, niż 45 minut. Było to ligowe stracie z Leicester City (0:2) oraz dwa spotkania pucharowe – przeciwko Luton Town (3:1) oraz Barsnley (1:0). I o ile nie ma co się przyczepić, co do gry Abrahama w FA Cup, to z Lisami był jednym ze słabszych piłkarzy na boisku. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że nie ma przypadku w tym, że Anglik trafia akurat przeciwko ekipom z Championship.

Byłoby to jednak nie fair wobec postawy 23-latka na początku sezonu. Zdobył przecież sześć bramek na poziomie Premier League, trafiając do siatki przeciwko Arsenalowi, a przede wszystkim dwa razy przeciwko West Hamowi United. Od tamtej pory minęło jednak pół roku i wszystko powoli zbliża ku rozstaniu Abrahama ze Stamford Bridge. Tuchel nie ufa mu choćby w połowie tak bardzo, jak ufał Lampard. Tuchel ma też inny pomysł na zespół, snajper o formacie Tammy’ego może być mu po prostu niepotrzebny, i to niezależnie od tego, czy do Londynu zawita Haaland.

Dysponując Wernerem, możliwością gry podwieszonym Havertzem i niezadowolonym Anglikiem, któremu brakuje minut, raczej oczywiste jest to, z kogo Tuchel zrezygnuje.

W MECZU PORTO – CHELSEA PADNIE WIĘCEJ NIŻ 2.5 BRAMKI? KURS: 1,92 W FUKSIARZU

Nie wolno też zapominać o gościu, który zwie się Olivier Giroud. Jeśli ktoś miałby kręcić film dokumentalny o Francuzie, to prawdopodobnie nosiłby on tytuł Niekochany, skądś to znamy, tylko że w jego przypadku wydaje się to bardziej zasadne. W Arsenalu się z niego śmiano, wskazywano palcem. Czas pokazał, że był to jeden z najlepszych napastników Kanonierów w ostatnich latach.

W Chelsea też nie było kolorowo, dużo osób wypychało go ze Stamford Bridge. Kiedy jednak przyszło co do czego i nie było osoby, która potrafiłaby sforsować defensywę Atletico Madryt, to właśnie Francuz huknął tak, że Oblak nie miał czego zbierać.

Ogólnie bilans 34-latka w tym sezonie jest dość dziwaczny. W Lidze Mistrzów zdobył sześć bramek, z czego aż cztery przeciwko Sevilli. Z Atletico trafił do siatki w meczu numer jeden, ale w rewanżu nie powąchał murawy, zaś przeciwko Porto dostał nieco ponad 20 minut.

A przecież Giroud potrzebuje minut, by trafić do siatki.

W dziesięciu meczach w tym sezonie dostał więcej niż 70 minut. W ilu z nich znalazł drogę do bramki? Ano w sześciu, co przełożyło się łącznie na dziewięć trafień.

Jednocześnie trudno za takie decyzje kadrowe krytykować Thomasa Tuchela. To trener, który poświęci wszystko, by jego zespół wygrał i dobory personalne są w pełni zależne od taktyki. Faktem jest, że Francuz to piłkarz dość ograniczony. Trudno spodziewać się po nim, by działał tak jak Havert, a nawet Werner.

Pojawia się zatem kolejny dylemat, który niebawem dylematem pewnie nie będzie. Jeśli Giroud stwierdzi, że chce grać więcej, będzie musiał zdecydować się na wyjazd ze Stamford Bridge. Chelsea Tuchela nie jest od niego uzależniona, chociaż to jeden z ich najskuteczniejszych piłkarzy w tym sezonie.

Trudno traktować Abrahama i Girouda jako zbędny balast, ale trudno też spodziewać się, by odegrali kluczową rolę w przygodzie Chelsea z Ligą Mistrzów i walką w Premier League. Oni po prostu są mniej lub bardziej przydatnymi zmiennikami, dość jednoformatowymi. A Tuchel takich graczy nie głaska po głowie, co pewnie skończy się rozłąką, wszak i Francuz, i Angik mają swoje ambicje.

Fot. Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Robinho trafi do więzienia? „Gdyby na moim miejscu był biały Włoch…”

Patryk Fabisiak
3
Robinho trafi do więzienia? „Gdyby na moim miejscu był biały Włoch…”

Anglia

Inne kraje

Robinho trafi do więzienia? „Gdyby na moim miejscu był biały Włoch…”

Patryk Fabisiak
3
Robinho trafi do więzienia? „Gdyby na moim miejscu był biały Włoch…”

Komentarze

2 komentarze

Loading...