Reklama

„Małecki pomylił odwagę z odważnikiem. W sądzie straci trochę pieniędzy”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

05 kwietnia 2021, 19:11 • 6 min czytania 64 komentarzy

W ostatnim czasie osoby śledzące pierwszą ligę żyły konfliktem w Zagłębiu Sosnowiec. Przypomnijmy, że klub zawiesił Patryka Małeckiego, informując, że ten naruszył nietykalność cielesną członka sztabu szkoleniowego – Łukasza Matusiaka. Zawodnik powiedział nam, że taka sytuacja nie miała miejsca i przedstawił swoją wersję wydarzeń. Teraz o sprawie opowiada nam Matusiak, który twierdzi, że Małecki przegra w sądzie pieniądze. – Patryk nie rozmawiał, zaczął mnie wyzywać: rozjebus, konfitura, frajer, cipa, pedał – przyznał asystent Kazimierza Moskala.

„Małecki pomylił odwagę z odważnikiem. W sądzie straci trochę pieniędzy”
Od czego zaczął się konflikt z Patrykiem Małeckim?

Czytałem wywiad, Patryk cofnął się do wcześniejszych zdarzeń. Była taka sytuacja, bodajże po meczu z Radomiakiem. Jestem odpowiedzialny za stałe fragmenty gry i na ławce odezwałem się do Krzysztofa Dębka, że Patryk nie stoi tam, gdzie powinien. Na tym byśmy skończyli, ale najwidoczniej ktoś z ławki doniósł „Małemu”, że na niego napierdzielam. Wziął mnie na stronę, powiedział, żebym na niego nie napierdzielał. Powiedziałem, że jeśli tak to odbiera, to ok. Od razu zaznaczam – to zawodnik, który nie znosi krytyki, nie dociera do niego, że ktoś może mieć o nim negatywne zdanie. Nie wolno mu zwrócić uwagi, to się kończy epitetem albo odwróceniem głowy.

To była jedyna sytuacja, w której „zderzyliście” się ze sobą?

Tak. On powiedział, że miał ze mną pod górkę, ale chyba słabą ma pamięć. Kiedy na jeden mecz zostałem pierwszym trenerem, ustawiałem skład i mimo że Patryk nie miał wysokich notowań u innych osób, pomyślałem, że potrzebuję go na boisku. W szatni przed meczem go pompowałem, mówiłem same dobre słowa, na czym ma się skupić. Przegraliśmy, ale Patryk strzelił gola i grał dobrze. Podszedł do mnie, podał mi rękę, powiedział: dziękuję trenerze. Czyli wtedy byłem dla niego trenerem… To było przed przyjściem Kazimierza Moskala.

A co stało się na wspomnianym przez Patryka treningu?

Miała miejsce taka sytuacja. Było ćwiczenie faz przejściowych, Patryk stał na boisku i powiedział pod nosem: wszystko fajnie, ale nikt nic nie rozumie. Usłyszałem to, a po treningu zawsze robimy analizę, trener Moskal pyta asystentów o opinie. Powiedziałem o tym, trener przekazał to na forum drużyny. Na drugi dzień Patryk nie chciał mi podawać ręki, był obrażony. Powiedziałem, że jak nie, to trudno. Najważniejsze, że mamy ten sam herb na koszulce. Powinniśmy iść w tym samym kierunku, nam teraz potrzebny jest spokój i stabilizacja. Nie chciałem, żeby to wyszło na zewnątrz, więc schowałem dumę do kieszeni.

Patryk Małecki powiedział, że zapytał się, jak wykonać dane ćwiczenie.

To było później. Nie potrzebujemy w drużynie osób, które marudzą. To nie było nic ważnego, przekazałem to tylko trenerowi, nic się nie stało.

Reklama
Rozumiem, że przekazał pan to tak, jak było? Bo zawodnik przypuszcza, że powiedział pan coś, co mocno zirytowało trenera Moskala, który na drugi dzień miał do niego pretensje.

Przekazałem to tak, jak było. Uważam, że Kazimierz Moskal jest dobrym trenerem i dobrym człowiekiem, więc nie ma co marudzić na jego treningach.

Ma pan jakieś zastrzeżenia do tego, jak Patryk wypadał na treningach?

Nie, nie wypowiadam się na ten temat. Nie szedłbym w tę stronę, chodzi tylko o to, że nie można mu zwrócić uwagi.

Później była sytuacja na meczu ze Stomilem – zgadza się pan z tym, jak została ona opisana przez Patryka?

Patryk Małecki wchodził na boisko, a ja przekazywałem mu informacje o zachowaniu przy stałych fragmentach gry. Wiadomo, że ja nie wejdę na murawę i nie będę krzyczał do nikogo, co ma robić. Zawodnik, który wchodzi, musi przekazywać te polecenia. Powiedziałem, żeby dał znać Durisce, żeby powiedział Goncalo, że ma stanąć w drugiej strefie na długim słupku. „Mały” mi odburknął w swoim stylu, zlał mnie i odszedł ode mnie, bo niby się śpieszył. Tak nie wygląda zawodnik, który chce pomóc drużynie, a liczy się dobro klubu. Ale nic wielkiego nie powiedziałem.

Ale po meczu powiedział mu pan podobno, że jak mu się coś nie podoba, to może sobie szukać nowego klubu.

Podobnie. Powiedziałem, że czy mu się to podoba, czy nie, jestem jego trenerem. I jeśli mu to nie pasuje, to niech zmieni klub. Po tych słowach Patryk mnie odepchnął, zaczął wyzywać, chciał mnie bić. Matko Perdjić go odpychał. Miał pecha, bo może by się to rozeszło, ale akurat obok byli włodarze klubu, bo wiadomo – było zwycięstwo, wszyscy przyszli do szatni.

Czyli naruszenie nietykalności cielesnej to było odepchnięcie.

Tak, nic wielkiego. Przecież nie powiedziałem, że mnie uderzył, nikt z klubu też nie.

Oświadczenie było jednak dwuznaczne, można było sobie dopowiedzieć, że zaszło coś dużego, skoro klub pisze o naruszeniu nietykalności cielesnej i groźbach ze strony zawodnika.

Jeśli Matko Perdjić by go nie trzymał, to pewnie by mnie uderzył. Znając jego temperament, widząc, w jaką furię wpadł, pewnie by tak było.

Reklama
Niektórzy nie dają temu wiary, bo porównują wasze warunki fizyczne i twierdzą, że to nierealne, żeby Małecki „wyskoczył” do Matusiaka.

Nie ma to żadnego znaczenia, to nie jest MMA. Skupiłbym się na czymś innym, bo Patryk zapomniał wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Poszedłem do swojej szatni, bo nie chciałem zaogniać sytuacji. Starsi zawodnicy zawołali mnie, żebym przyszedł i to wyjaśnił, żeby nie było zgrzytów. Wszedłem do szatni i mówię do „Małego”: mamy ten sam herb na koszulce, musimy się szanować. Czy ci się podoba, czy nie, jestem twoim trenerem. Patryk nie rozmawiał, zaczął mnie wyzywać: rozjebus, konfitura, frajer, cipa, pedał. Stałem w szatni, zszokowało mnie to, bo nie jestem żadną z tych osób. Ale jestem tylko asystentem trenera, co mogłem zrobić? Cieszę się, że o tym pamiętałem, bo niewykluczone, że gdybym był piłkarzem, to nie rozmawialibyśmy w ten sposób. Ma szczęście, że nie uraził mojej rodziny. Ja dumę schowałem do kieszeni.

Z pana strony nie padły wyzwiska w jego stronę? Słyszałem, że to była kłótnia dwóch osób.

Nie, żadne. Żadnych przepychanek też nie było. Ja jestem spokojny.

Patryk powiedział, że żałuje, że prezes nie chciał tej sprawy wyjaśnić.

To jest bardzo dobre. Ja nie wiedziałem, jak zakończy się ta sytuacja, czekałem na stanowisko klubu. Patryk był u prezesa, który przedstawił mu rozwiązanie sytuacji. Wyszedł, a za pół godziny przyszła jego żona z wielkimi pretensjami, więc trochę słabo… Przecież mógł poprosić prezesa, żeby mnie zawołał, co to za problem? Ale dla niego każdy, kto zwraca mu uwagę to cipa czy pedał. Nie wiem, skąd bierze te epitety, chyba za dużo gangsterskich filmów ogląda.

Podobno nie jest pan lubiany w klubie.

Proszę zadzwonić do Zagłębia i zapytać. To jest rodzina, cieszę się, że tu grałem, a teraz tu pracuję. Niech nie szuka nie wiadomo czego.

A jak pan odpowie na to, że gdyby miał pan jaja, to by się przyznał, jak było?

Mówię, jak było, odpowiadam więc mam jaja. Nie uderzył mnie, ale odepchnął. Jest wielu świadków, była przy tym cała szatnia.

Zastanawiam się, co dalej będzie się działo z tą sprawą. Patryk Małecki chce iść do sądu, pan też?

Nie wnoszę o żadną sprawę. Klub wnosi. Nie będę dochodził swoich praw, mnie na tym nie zależy. Najważniejsze jest dobro drużyny. To, że on się tak zachował, jest dla mnie niezrozumiałe. Pomylił odwagę z odważnikiem. Jak „Mały” jest taki święty, to niech przypomni sobie sytuację, kiedy zapomniał identyfikatora i pani na bramie nie chciała go wpuścić na stadion. Z racji tego, że jest COVID, każdy musi taki mieć. Pani na ochronie została mocno zwyzywana, bo nie wiedziała, kto to jest Patryk Małecki. Nasz komentator z telewizji klubowej też usłyszał epitety, bo zwrócił mu uwagę, że coś źle robi na boisku. Wieloma rzeczami się nie pochwalił, a te rzeczy jeszcze wyjdą na jaw. Patryk może iść do sądu, ale straci trochę pieniędzy.

Rozmowa odbyła się przed meczem z Widzewem Łódź, ale na prośbę trenera Łukasza Matusiaka wstrzymaliśmy się z publikacją.

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

64 komentarzy

Loading...