Reklama

Dlaczego tyle wrzutek, dlaczego Lewandowski nie stał w polu karnym? [ANALIZA]

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

29 marca 2021, 14:51 • 7 min czytania 44 komentarzy

Dlaczego Robert Lewandowski wycofywał się pod linię środkową? Czy musimy załamywać ręce nad tym, że najlepszy polski piłkarz wybiega ze światła bramki? Dlaczego dośrodkowania były właściwą bronią w starciu z Andorą? Czy 30% celności wrzutek to wynik dramatyczny, a może wręcz przeciwnie – ponadprzeciętny? Zapraszamy na analizę tego, co zobaczyliśmy w niedzielnym meczu Polski z Andorą.

Dlaczego tyle wrzutek, dlaczego Lewandowski nie stał w polu karnym? [ANALIZA]

To nie jest tak, że w Europie nie ma już słabych drużyn. Są. Oczywiście, że są. Natomiast jest coraz więcej drużyn, przeciwko którym gra się niewdzięcznie. Trudno nauczyć jest piłkarzy Andory, Malty czy Liechtensteinu techniki, natomiast łatwo nauczyć ich dyscypliny taktycznej. Zwłaszcza wtedy, gdy ta dyscyplina polega na tym, by ustawić dwie zbite linie defensywne, zagrać agresywnie w środkowej strefie boiska i czasem ruszyć do średniego pressingu.

Dlatego w eliminacjach do mundialu nie ma tak wielu pogromów europejskich słabeuszy. Austria pokonała Wyspy Owcze 3:1. Węgry ograli San Marino 3:0. Szwajcarzy strzelili gola Litwinom w drugiej minucie i więcej nie dali rady. Hiszpania męczyła się z Gruzją, musiała odrabiać straty. Chorwacja męczyła się z Cyprem, wygrała 1:0. Słowacy zremisowali z Maltą.

A Polska ograła Andorę „tylko” 3:0.

Natomiast faktem jest, że Polacy zrobili bardzo dużo, by ten mecz wygrać wyżej. Oddali 26 strzałów. I to nie takich z 25. metrów na zasadzie „a, może wpadnie, może będzie rykoszet”. Szesnaście z tych uderzeń było oddanych z pola karnego. Pięć z pola bramkowego. Spójrzmy na liczby, a nie na bicie piany o to, że było sporo wrzutek (o tym za moment). Nie chodzi o to, by się zwycięstwem nad Andorą zachwycać. Ale warto dostrzec, że trzy gole to z przebiegu gry było absolutne minimum bagażu bramek, z którym goście powinni wyjechać z Polski.

Reklama

To dlaczego było tyle wrzutek?

Biało-czerwoni w niedzielnym spotkaniu posłali aż 55 dośrodkowań na pole karne. Dużo – nawet jak na standardy piłki reprezentacyjnej. Natomiast wynikało to między innymi z ustawienia rywala. Andorczycy właściwie kompletnie zaryglowali środek pola. Bronili się bardzo wąsko, boczni obrońcy woleli osłaniać pole karne niż wychodzić od Jóźwiaka czy biegającego na lewej flance Lewandowskiego. W defensywie Andora często ustawiała się w formacji 1-5-3-2, przy czym cała piątka obrońców grała blisko siebie.

To siłą rzeczy wymuszało na Polakach korzystanie z bocznych korytarzy. Jóźwiak oraz Rybus mieli hektary wolnej przestrzeni na swoich flankach. Cała sztuka rozgrywania rywala polegała na tym, by sprawić, że boczni pomocnicy kadry mieli na tyle wolnego miejsca, by precyzyjnie dośrodkować do partnera. I czasem – jeśli warunki na to pozwolą – wejść w drybling.

Oczywiście świetnie byłoby, gdyby Jóźwiak, Rybus czy Zieliński dryblowali Andorczyków jak tyczki. I piłkarz Derby próbował to robić – miał najwięcej dryblingów w tym meczu. Natomiast przy bardzo agresywnej grze rywala było to po prostu trudne. Wystarczy spojrzeć na mapę fauli gości. Jóźwiak i Bereszyński byli wycinani przy niemal każdej próbie dryblingu.

Jeśli już wrzucać, to chociaż dobrze!

W oczy w pomeczowych komentarzach rzuciła mi się też krytyka jakości wrzutek. Że było ich dużo – to już ustaliliśmy. I ustaliliśmy też przyczyny. Ale jak było z jakością tych wrzutek? Otóż 16 z tych 55 dośrodkowań dotarło do adresata. Niemal 30% celności to wynik ponadprzeciętny. Według opracowania Soccermentu w ligach TOP5 Europy średnia celność wrzutek wynosi 23,5%. Średni udział wrzutek we wszystkich podaniach to z kolei 4,3% (u Polaków w meczu z Andorą – 8%). Czyli wrzucaliśmy częściej niż to się robi zwykle, ale też dogrywaliśmy w ten sposób skuteczniej niż to ma miejsce w najlepszych ligach Europy.

Reklama

Wynikało to i ze słabości rywala w obronie, i z dobrej jakości tych dograń (zwłaszcza po stronie Jóźwiaka), ale i po prostu z planu taktycznego, który wypalił. Wszystkie trzy bramki padły po wrzutkach. Ponadto mieliśmy jeszcze dwie sytuacje Krzysztofa Piątka, jedną Arkadiusza Milika, jedną – nieco przypadkową – Roberta Lewandowskiego. Broń przywdziana przez Sousę była skuteczna. On sam zresztą podkreślał na pomeczowej konferencji, że przy grze na trzech napastników siłą rzeczy wiele akcji wieńczonych jest wrzutką z bocznego sektoru, bo obecność trójki snajperów zwiększa szanse na dojście do piłki przez któregoś z nich.

Oczywiście można się zastanawiać – czy w ataku pozycyjnym powinniśmy mieć do zaproponowania coś więcej niż piłka do boku i dośrodkowanie? To słuszna wątpliwość. I zdecydowanie warto przyglądać się temu, jak kadra będzie grała z przeciwnikami, którzy nie będą ryglować środka pola tak pieczołowicie.

Czemu Lewandowski się cofał?

Powszechne zdziwienie wzbudził fakt, że Robert Lewandowski nie stał jak kołek w polu karnym i nie czekał na to, aż ktoś mu dogra piłkę. Na pomeczowej konferencji Sousa został nawet zapytany, czy to, że „najlepszy napastnik świata cofa się po piłkę do pomocy nie jest groteskowe?”. Reakcja selekcjonera mówiła sporo:

Nie, ja nie widzę go jako pomocnika. Jeśli pan to tak odebrał, to ja się nie zgadzam. Groteskowe jest to, że miałby rozpocząć akcję ze środka pola i miałby strzelić gola. Może nie widzicie jak gra w Bayernie. On często zmienia pozycje, biega między liniami rywala. Musi być interakcja między naszymi liniami i Robert to robił. Nie zgadzam się z pańską oceną – powiedział selekcjoner.

I faktycznie jeśli spojrzeć na to, jak Lewandowski gra w Bayernie, to trudno nie odnieść wrażenia, że powszechne zdziwienie jego ruchami na boisku wynika z tego, że część kibiców/dziennikarzy nie ogląda go na co dzień. Otóż tak – Lewandowski w Bayernie cofa się po piłkę. Lewandowski w Bayernie wybiega z pola karnego.

I gdyby tego było mało – wariant z grą Lewandowskiego ustawionym głęboko, bliżej lewej flanki, biegającego w lewej półprzestrzeni był trenowany. Co więcej – był trenowany na treningu otwartym dla mediów, zatem ci dziennikarze, którzy dokładnie przyglądali się zajęciom mogli dostrzec, że taki wariant jest szykowany na Andorę.

Toż to najlepszy snajper świata, dać mu piłkę i niech kończy te akcje! A tak musi biegać gdzieś przy kole środkowym i marnować siły – powiedzą niektórzy. Problem w takim myśleniu polega na tym, że futbol poszedł do przodu. Czasy stacjonarnych napastników minęły jakąś dekadę temu. Romelu Lukaku w Interze ma grać z głębi pola i atakować wolną przestrzeń. Harry Kane w ostatnim meczu Anglików też grał nisko, a Gareth Southgate też został zapytany o to na konferencji: – To część planu meczowego. Ciężko w takich meczach znaleźć przestrzeń na boisku. Dlatego Harry zbiegał do środka pola lub na lewą stronę, by tworzyć to miejsce. Bardzo nam pomógł takimi ruchami. Nie widzę problemu w tym, że wybiegał z pola karnego.

Harry Kane vs. Albania:

Robert Lewandowski vs. Andora:

Czyli Hansi Flick, Antonio Conte, Gareth Souhtgate i jeszcze teraz Paulo Sousa są zgodni co do tezy, że napastnik poza polem karnym to nie jest koniec świata. Mało tego – nie jest oznaką beznadziejności drugiej linii, a po prostu planem taktycznym. Nie jest „groteską”, a normalnym zachowaniem piłkarza.

A zejścia Lewandowskiego wynikały między innymi z ustawienia reprezentacji Polski. W grze na trzech napastników ustawianie ich w jednej linii jest kompletnie bezcelowe. To znaczy – oni i tak będą w pewnych fragmentach meczu koło siebie. Na przykład przy dośrodkowaniach – vide akcja na 2:2 w meczu z Węgrami. Ale w ataku pozycyjnym nie ma sensu wiązanie Lewandowskiego do pola karnego, bo tam ma trzech rywali koło siebie. Stojącego napastnika też zdecydowanie łatwiej pilnować. Obrońca ma go przed sobą, może go kontrolować. A gdy napastnik wybiega poza jego pole widzenia, to głównie po to, by zaraz tam wrócić i zaskoczyć defensora. Ruch zawsze jest lepszy od statyczności.

Zatem Lewandowski nie tylko powinien tak grać, nie tylko chce tak grać, ale to po prostu znak czasów, że napastnik uczestniczy też w grze zespołu. Sousa miał zresztą pretensje do Milika, że ten nie robi tego samego – nie schodzi do Jóźwiaka, nie atakuje pola karnego w drugie tempo, nie wchodzi między linie defensywy rywala, by pomóc kolegom w przetransportowaniu piłki do przodu.

Im wcześniej zrozumiemy, że rola napastnika nie ogranicza się tylko do strzelania goli, tym lepiej dla rozumienia piłki przez dziennikarzy i kibiców. Może wówczas przestaniemy nazywać normalnych zachowań topowych napastników świata „groteską”.

Pasywne wahadła, błędy stoperów – analiza debiutu Sousy

fot. FotoPyk

dane: WhoScored, InStat, SofaScore

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

44 komentarzy

Loading...