Reklama

Pasywne wahadła, błędy stoperów – analiza debiutu Sousy

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

26 marca 2021, 17:47 • 9 min czytania 28 komentarzy

Jesteśmy po pierwszym meczu Paulo Sousy. Nie ukrywałem przed meczem, że byłem bardzo zaintrygowany pomysłem taktycznym Portugalczyka na grę reprezentacji Polski. Było bowiem jasne – analizując grę jego Bordeaux czy Fioretiny – że Sousa spróbuje zaimplementować do kadry swój model grania z ustawieniem 1-3-4-2-1. Co wiemy po pierwszym meczu nowego selekcjonera? Jakie błędy popełnialiśmy? Co mogło budzić optymizm?

Pasywne wahadła, błędy stoperów – analiza debiutu Sousy

Chaos w tyłach

W ostatnich latach selekcjonerzy kadry bardzo rzadko posuwali się do eksperymentów taktycznych. Mieliśmy nieudaną próbę grania na trójkę w tyłach za Adama Nawałki, mieliśmy też eksperyment gry bez skrzydłowych za Brzęczka. Traktowałbym to jednak wyłącznie w ramach podejścia „spróbujmy, może wypali”. U Sousy jednak wygląda to na z góry założony model gry – to znaczy model grania, który zobaczyliśmy w Budapeszcie, będzie naszym domyślnym. To nie próba oparta na zasadzie „jak nie wyjdzie, to wrócimy do 1-4-2-3-1, piłka na skrzydło i niech Grosicki próbuje”.

Niektórzy twierdzili, że tak naprawdę rewolucji taktycznej nie było – wszak przecież w wielu fragmentach gry graliśmy na czwórkę w tyłach. Sęk w tym, że to były tylko nieliczne fragmenty: mapa średnich pozycji jasno wskazuje na to, że ustawienie domyślne prezentowało się tak:

Właściwie oglądaliśmy to, co Sousa próbował wcielać w Bordaux i Fiorentinie. Bednarek, Helik i Bereszyński tworzyli trójkę w tyłach, a Reca w fazie defensywny cofał się na lewą obronę, Bereszyński wówczas grał prawego obrońcę. Problem robił się jednak właśnie w fazie przejścia z ataku do defensywy. Zwracał też uwagę na to Sousa na pomeczowej konferencji.

Reklama

System z trójką obrońców niesie bowiem za sobą ryzyko.

Ryzyko numer 1 – wolna przestrzeń na bokach

Problem z bokami wynikał z dwóch kwestii. Po pierwsze – w momencie straty Reca był ustawiony wysoko i Bednarek nie wiedział, czy schodzić do boku i go tam asekurować, czy przyklejać się do Helika i trzymać trzon trójki stoperów.

Podobnie było po drugiej stronie boiska. Bereszyński też momentami starał się być blisko Helika i nie wypełniał przestrzeni na prawej obronie. Szymański z kolei nie cofał się w tę strefę. Trudno mu się dziwić – w Dynamie gra jako ofensywny pomocnik, tutaj musiał być prawym pomocnikiem grającym czasem jako wahadłowy.

Węgrzy chętnie wykorzystywali te wolne przestrzenie za plecami wahadłowych. Asymetria w ustawieniu bloku obronnego sprawiała, że na którymś ze skrzydeł gospodarze zawsze mieli miejsce, by zagrać piłkę obok stopera, a za plecy Recy lub Szymańskiego.

Reklama

Ryzyko numer 2 – wysokie ustawienie stoperów

Sousa na konferencji pomeczowej mówił tak: – Myślę, że musimy być konsekwentni w defensywie. Kontrolując mecz, budując grę, zmuszając rywala do blokowania środkowej strefy i własnego pola karnego, grając w wysokim pressingu, to musimy sobie radzić lepiej w pewnych sytuacjach.

Gra wysokim pressingiem wymaga bowiem spójności i uwagi. Spójności – bo pressing dwóch-trzech zawodników jest nieskuteczny, wyjść wyżej musi cała drużyna. A uwagi – bo atak na piłkę powoduje, że za plecami obrońców tworzy się wolna przestrzeń do zagrania tam piłki.

Węgrzy również próbowali wysokiego pressingu. Z tym, że w innym stylu niż my. Biało-czerwoni byli skuteczni w odbieraniu piłki w bocznych strefach. Po takich akcjach strzeliliśmy dwa pierwsze gole. Natomiast Węgrzy świetnie radzili sobie w odbiorach w środkowej strefie. Wystarczy spojrzeć na mapę odbiorów. Tak odbierali Polacy:

A tak Węgrzy:

Widzimy czarno na białym, że Węgrzy sporo piłek odzyskali w środkowej strefie (np. przy golu na 0:2). Powód? Bardzo agresywnie grający Szalai i Fiola – dwóch stoperów – którzy łącznie przejęli jedenaście piłek. Do tego Nagy z Kalmarem – środkowi pomocnicy – z pięcioma kolejnymi przejęciami. Dla porównania – Moder tylko raz zaliczył przechwyt, Krychowiak dwa.

Polscy stoperzy też próbowali wysokiej obrony, natomiast było to mało skuteczne. Dwukrotnie musieliśmy ratować się faulami na żółte kartki – Bereszyńskiego i Helika. Straciliśmy też przez to gola na 0:1. Co zawiodło? Znów odkrycie strefy na bokach, brak skuteczności w odbiorze, ale i złe ustawienie trójki Bereszyński-Helik-Bednarek.

Problemem gry defensywnej były też przegrane pojedynki w walce o drugie piłki. Wściekał się na to Wojciech Szczęsny w pierwszej połowie. Szalai i Fiola wygrywali starcia z Milikiem czy Moderem, co tylko napędzało ataki gospodarzy.

Jak (nie) atakowaliśmy

Tyle o problemach w defensywie. Jednak co najbardziej uderzyło mnie w debiucie Sousy, to nie błędy w obronie – je niejako mogliśmy wkalkulować w koszty. Zmieniliśmy drastycznie sposób bronienia, nowy selekcjoner nie miał czasu, by to przećwiczyć, więc siłą rzeczy Polska mogła nie radzić sobie z nową taktyką.

Natomiast w kreowaniu gry obejrzeliśmy pół godziny sterylnego posiadania piłki. Na czym ono polega? Mniej więcej na tym, że zespół jest przy piłce, teoretycznie panuje nad sytuacją, natomiast z tego bycia przy piłce nic nie wynika. Trio Bednarek-Helik-Bereszyński wykonało aż 204 podania, czyli ponad 1/3 wszystkich podań reprezentantów Polski. Wiele z nich było podaniami, które nie przenosiło akcji do przodu. To mapa podań stoperów, które nie przenosiły akcji do przodu, a często wręcz je wycofywały.

Dość typowym obrazkiem z pierwszej połowy były rozłożone ręce Bednarka czy Bereszyńskiego. Oni po prostu nie mieli do kogo grać. Krychowiak cofał się do nich, Moder nie odklejał się od kryjącego go rywala, Zieliński jako jedyny ustawiał się do przyjęcia podania progresywnego. Co z tego jednak, skoro polskim obrońcom brakowało odwagi do szybszego wprowadzenia piłki na połowę Węgrów.

Zapachniało tym samym powtórką z Bordeaux, które prowadził Sousa. Żyrondyści za jego kadencji zajmowali ostatnie miejsce w lidze pod względem podań w pole karne. Tylko jedna drużyna była od nich gorsza w zestawieniu kluczowych podań. Oddawała zaledwie średnio 11,1 strzału na mecz – był to trzeci najgorszy wynik w lidze.

Pasywni Szymański i Reca

Problemem Polaków był fakt, że nie bardzo było komu zrobić przewagę w jakimkolwiek sektorze boiska. Zieliński miał obok siebie dwóch zawodników, więcej przestrzeni zrobiło się zatem na skrzydłach. Ale tam ani Reca, ani Szymański nie wchodzili w pojedynki. Znów oddajmy głos selekcjonerowi: – Zwłaszcza, gdy jesteśmy bliżej pola karnego, musimy podejmować szybsze decyzje. Zwłaszcza „Szymi”, co pokazał pierwszym kontaktem dopiero w drugiej połowie, gdy dośrodkował do Arkadiusza Milika. Ma sporo talentu, ale musi go lepiej, pewniej wykorzystywać. U Arka Recy widziałem stres, zwłaszcza w pierwszej połowie i przy piłce. Ale odmienił się w drugiej połowie. Potrafi jednak dostarczać asysty, musi też wierzyć bardziej w siebie.

Dopiero wejście Jóźwiaka ożywiło prawą flankę – skrzydłowy Derby nie był doklejony do linii, grał odważniej, szukał wolnej przestrzeni dla siebie i wpuszczał na skrzydło Bereszyńskiego. Wychowanek Lecha miał swój udział przy każdym z golu Polaków.

Lewandowski bez ochroniarza

Ileż to razy widzieliśmy ten obrazek, gdy Robert Lewandowski sfrustrowany brakiem podań cofa się po piłkę na własną połowę. I tak próbuje rozgrywać akcje, lecz później brakuje go już w samym polu karnym. W Budapeszcie w pewnym momencie można było zaobserwować te same schematy. Stoperzy gospodarzy nastawili się na pozbawianie kapitana Polaków szans na przyjęcie piłki. Nawet jeśli Lewandowskiego udało się zgrać ją do kolegi, to Milik nie wchodził w wolną strefę zostawianą przez piłkarza Bayernu. Sam też nie wygrywał starć z rywalami.

Zmieniło to dopiero wejście na boisko Krzysztofa Piątka. Można powiedzieć, że Piątek przejął na siebie obowiązki walki o piłkę, a Lewandowski mógł skupić się na grze. Co ważne – piłkarz Herthy był zdecydowanie skuteczniejszy w pojedynkach z rywalami. Milik wygrał tylko jeden z siedmiu pojedynków, Piątek – cztery z pięciu. Ten pierwszy zaliczył trzynaście strat, Piątek – cztery.

Jóźwiak odmienił prawą flankę

Kluczowe dla odwrócenia wyniku było też wejście na boisko Kamila Jóźwiaka. Sebastian Szymański na prawej pomocy był bardzo pasywny. Nie wchodził w dryblingi, bezpiecznie oddawał piłkę Bereszyńskiemu lub Moderowi, w obronie z rzadka schodził niżej do pomocy. Ciągnęło go też do środka pola – tam gdzie nominalnie występuje w Dynamie Moskwa.

Jóźwiak wyraźnie ożywił tę stronę boiska. Dośrodkował przy golu na 1:2, sam zdobył bramkę wyrównującą, wreszcie posłał kluczowe podanie przy trafieniu Lewandowskiego. Ponadto częściej angażował się w głębokie pomaganie Bereszyńskiemu – wówczas piłkarz Sampdorii mógł faktycznie bronić jako stoper.

Wydaje się, że błędem było stawianie na Szymańskiego akurat na tej pozycji. Być może w przyszłości mógłby być cennym zmiennikiem dla Zielińskiego lub któregoś z napastników, by grać jako ten piłkarz biegający za Lewandowskim. Natomiast na pozycji, na której zagrał w Budapeszcie, nie był w stanie uwolnić swoich atutów. Przyszłościowo to raczej Jóźwiak bardziej rokuje na to, by grać jako prawy wahadłowy. W Derby jest wystawiany jako skrzydłowy lub prawy napastnik w systemie 1-3-4-3. Natomiast dzięki swojej swobodzie w dryblingu i znakomitej motoryce może być dobrą przeciwwagą dla Recy. Ten bowiem w przodzie ma dość ograniczone atuty.

Wnioski na kolejne mecze?

Kluczowym aspektem, nad którym musi pracować Sousa z kadrą, jest organizacja defensywy po stracie piłki. Każda z trzech bramek dla Wegrów padła w fazie przejścia Polaków z ataku do obrony. To zresztą domena zespołów, które dopiero uczą się takiego stylu gry, jaki chce Portugalczyk zaproponować reprezentacji Polski.

Co poza tym? Na pewno większej odwagi Sousa będzie wymagał od stoperów w ataku pozycyjnym – świetnie wyglądało to np. w Fiorentinie, gdy obrońcy grali penetrujące podania do Borjy Valero. Do poprawy jest też agresja obu środkowych pomocników oraz współpraca tychże ze stoperami przy pressingu. Na Węgrzech wyglądało to dobrze w bocznych sektorach boiska, teraz do skutecznego pressingu trzeba dołożyć jeszcze dobre zaryglowanie środka pola.

Pewnie doczekamy się też zmian personalnych. Wydaje się, że szanse w wyjściowym składzie dostanie Kamil Jóźwiak. Dość prawdopodobna jest również zmiana w obronie – tutaj realny jest powrót Kamila Glika. Pewnie w miejsce Michała Helika.

Po debiucie Sousy wiemy, że zmienił grę reprezentacji. A właściwie zmienił sposób gry. Natomiast czy zmieni też jej jakość?

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

28 komentarzy

Loading...